Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2021, 10:39   #15
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację

Wszystkie słowa, które zostały wypowiedziane przez starego zwiadowcę, ociekały defetyzmem i przekonaniem, że lepsze jutro było wczoraj. Dorian nie lubił takich ludzi. Podświadomie czuł, że taki towarzysz podróży byłby mu ciężarem i psuł by mu humor na każdym kroku. I jeszcze ta zapijaczona morda, Bernard, dorzucił kilka słów które uzmysłowiły bretończykowi jak dalece Imperium różni się od rodzinnego Carcassonne. Tu nie było zwartych szeregów pancernego, zbratanego ze sobą rycerstwa i szeregów najeżonych pikami kmiotków barwnie odzianych w rodowe znaki. Tutejsza wojaczka przebiegała inaczej. Była taka… brudna. De Bruine nie chciał się jej tykać, ale z drugiej strony wiedział, że musi. Tego wymagała jego misja. Tego wymagał…

- De Bruine. Napijmy się. - słowa Bernarda wyrwały Doriana z drętwoty rozmyślań. Bez słowa sięgnął po dzban i dwa kielich, które opróżnił pod stół z ich dotychczasowej zawartości. Nalał z rozmachem rozchlapując nieco na drewniany blat, plamiąc go krwistą czerwienią wina. Bukiet poczuł niemal od razu. Wolał by go nie czuć, bo nijak się miały lokalne sikacze do słodyczy i aromatu bretońskich specjałów. Mimo tego, przełknął gorycz i przypił do zakonnika zderzając się z nim kielichem. - Twoje zdrowie, mój ty ponury druhu! Przygadałeś temu człekowi tak, że zmiotło go jak jesienny wiatr wywiewa liście. Ale myślę, żeś trafił kulą w płot, bo on praw był. Jak widzisz sam się pozbył naszego towarzystwa.

- Może i się pomyliłem tym razem, choć uwierz mi de Bruine, ci którzy chcieli walczyć, mieli tu roboty, że we krwi brodzili po kolana. I nie cofnęli się. Zostali tam, gdzie musieli, gdzie ich obowiązek był zostać. Nie czmychnęli przed wrogiem, by później na łzawe opowieści żebrać o jałmużnę. - Bernard choć nie chciał gadać, mówił. Widać było, że stary zwiadowca zbudził w nim dawne demony. Ot, takie właśnie były by skutki wzięcia hohlandczyka na służbę. Defetyzm, smutek, rozpacz. Ale też ostawienie go na przepadłe był czynem podłym i niegodnym.

- Wybacz, ale nie zgodzę się z tobą, Bernardzie. Widzisz, odwaga to cnota rycerska. Zwykły kmiot rzadko jej doświadcza. Nie można od wieśniaka żądać by na rycerski sposób stawał do orężnej rozprawy. - de Bruine mówił, ale oczami wyobraźni widział de Grasou, którego kmiotkowie zatłukli kłonicą w jego własnym, rodowym pancerzu. Pamiętał jak spod płyt wypływała krew, choć blacha wytrzymała. To ciało pękło. Albo Rupert, utopiony przez wieśniaków w płytkiej strudze w której koń pęcin by nie zamoczył. Albo Fulko de Roche stratowany przez podstępnie puszczone nań w wąwozie stado wołów. Albo… Mógłby wymieniać, bo sam dławił chłopskie bunty i naoglądał się okropieństw na zapas. Okropieństw, które z rycerskim zwyczajem nie miały nic wspólnego.

- Jebać, to, napijmy się Bernard! - de Bruine popadł w podobny rycerzowi Białego Wilka nastrój. Zasrany zwiadowca…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline