Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2021, 16:33   #105
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Czas: 2525.XII.11 bzt; południe
Miejsce: okolice osady Leifsgard, dżungla, przedpole osady

Z nieukrywaną zazdrością patrzył jak tubylcy zwinnie i pewnie poruszają się po dżungli. Mimo, że znajdowali się na skraju gęstwiny, Carsten niechybnie byłby zmuszony czujnie i wolno przepatrywać teren. Obecność Kary i Togo zdejmowała z niego ten męczący obowiązek.

Z drugiej strony chciałby widzieć dzikusów, poruszających się po ulicach w większym mieście Imperium. O.. to byłoby zabawne doświadczenie. Odzwierciedlałoby różnicę i umiejętności adaptacyjne tej pary oraz Sylvańczyka przystosowanego do zgoła innych warunków. Ale byli w Lustrii... to ochroniarz musiał dostosować się do reguł przetrwania tu panujących. Jednocześnie miał świadomość, że wrogość plemienia Amazonek połączona z ich wiedzą o dżungli stawiały nawet znaczne siły Rivery w bardzo kłopotliwej sytuacji, w przypadku jakiejkolwiek potyczki. Nie postawiłby żadnych monet w zakładzie o to, że staroświatowcy wyszliby z tych zmagań obronną ręką...

Póki co obecność Kary dawała jakąś nadzieję na w miarę bezpieczny marsz ku piramidzie, lecz dziewczyna była tylko jedną z wojowniczek, która wykonywała rozkazy swej królowej. To kazało Eisenowi, nieustannie wyzbywać się sentymentu i zachowywać chłodną podskórną czujność oraz gotowość, by w każdej chwili zmierzyć się z agresją miedzianoskórej i jej plemienia, które tak zawzięcie walczyło przecież z dziarskimi i twardymi Norsami. Pokładanie zaufania w tubylcach i zbytnia wiara w dobre intencje, winny być poczytane za naiwność i brak rozsądku grożący tragicznym finałem wyprawy. Ciekawe, czy wszyscy jej uczestnicy mieli tę świadomość? - pomyślał zafrasowany.

Kąpiel mijała sprawnie, dyskretnie dbał, by nic nie zakłóciło spokoju kobietom. Oczywiście z rozsądnej odległości. W pewnej chwili Bastard podbiegł do niego, lecz nagle zamarł, zjeżył gwałtownie, warcząc na pobliską kępkę rozłożystych liści. Wykidajło zbliżył się i ostrożnie rozsunął je mieczem. Dojrzał zgrabny, opalony estalijski nos.

- Pozazdrościć ci widoków, panie Eisen! - Arevalo, który słynął w kompanii jako łamacz niewieścich serc, nie stracił rezonu. - Masz prace wielce oko cieszące...

- Wzrok na czym innym mam skupiony, tak by zaskoczony nie zostać i tobie też to radzę. - odparł chłodno. - Do golizny przyzwyczajony jestem, zawodowy nawyk.

- No prawdaż ty przecie mosterdzieju z zamtuza, widziałem cię jak żeśmy przybytek odwiedzali ostatniej nocy przed wymarszem.

- Myślałem, że tylko widok niewiast cię interesuje. - zauważył Eisen, kiedy Estalijczyk ochoczo przyglądał się pochylonej sylwetce Kary, niczym pracowitej praczki nad strumieniem.

- Fama portowa niesie, żeś niezły rezun, żelazem łatwo obracasz... Zabić to dla ciebie fraszka... - zagaił zaczepnie.

- Powiadasz...? Ja nie krzywdzę, lecz ochraniam ludzi. W tej chwili właśnie ją. - czytelnie skinął głową w stronę, gdzie stała Amazonka. - Mam jednak ograniczoną cierpliwość ku natrętom...

- Dobrze, już dobrze. - odrzekł pikinier pojednawczym tonem. - Szkoda, że na wyprawie niewiast tyle, co łez kocich. Jeśli już to szlachetnie urodzone Sokolice.

- To weź się za służki, wszak bez nich panny cnotliwe obejść się nie potrafią. - doradził mu żartobliwie ochroniarz. - Albo poczekaj, aż Amazonki cię porwą i królem obwołają.

Arevalo uśmiechnął się czarująco, gotów wziąć tę radę do serca. Istotnie oblicze miał przystojne, zęby równe, a w oczach błysk, który skojarzenie budził z chytrym uwodzicielem. - Ech... - westchnął rozmarzon - Przesyt niezdrowym częstokroć bywa, zadowoliłbym się zgoła tą jedną... - mrugnął szelmowsko i skrycie wycofał do obozowiska.

Po powrocie znad rzeki okazało się, że Bastaurres dał wypocząć ludziom. Humory i nastroje się poprawiły. Żołnierze z ulgą korzystali z wyrozumiałości dowódcy. Nie kwapili się do wysiłku, tym bardziej, że już poranek zapowiadał nieziemski skwar. Z niechęcią spoglądali na pancerze, kiedy o tej porze koszule już lepiły się niemiłosiernie do ciał. Ale służba jednak zobowiązywała, po informacji od posłańca trzeba było zorganizować sprawny wymarsz.
Z racji skromnej liczebności oddziału i zgrania zwijanie obozowiska poszło gładko. Trudniejsza część trasy była przed nimi i nie pomylili się w swych rachubach. Droga dała im się we znaki przez spiekotę, błoto i robactwo, które było bardziej dokuczliwe. Ochroniarz z obrzydzeniem strącał owady, które natarczywie przysiadywały na czole, karku, włosach i każdym skrawku odkrytego ciała. Zdjął ciężki płaszcz, mimo tego skórznia doskwierała korpusowi. Jedynym plusem było to, iż chroniła od ukąszeń i ugryzień rojów muszek i komarów.

Wszyscy z wyraźną ulgą powitali widok wodospadu i malowniczego terenu, na którym czekały już elfy. Oprócz grzecznościowych zwrotów pikinierzy nie mieli ochoty na rozmowy. Nie wiadomo, czy powodem było zmęczenie, czy naturalna niechęć do odmiennej rasy.
A może jedno i drugie?

Eisen wykorzystał czas, by choć chwilę zregenerować wycieńczone ciało, obmyć włosy i twarz i uwolnić od niewygód lekkiego pancerza, który i tak niemiłosiernie dał mu się we znaki. Obok Bastard lizał ślady ukąszeń i znać było, że pies na równi ze swym panem, podzielał trudy wędrówki. Świetnie się spisał, łapiąc trop i wydatnie skracając czas dotarcia drużyny do umówionego miejsca.

***

Spotkanie u Rivery w obecności dwóch Amazonek i większości dowódców miało zdecydować o dalszych działaniach. Kapitan po raz pierwszy był niezwykle rozemocjonowany, widać że bardzo zależało mu na pewnych kwestiach. Otwarcie jednak zaproponował obu Amazonkom uwolnienie od zobowiązań. Carsten notował te słowa i starał się odnieść do swojej sytuacji. Odejście dzikusek byłoby mu niewątpliwie na rękę. Skupiłby się wtedy na własnych planach i dążeniach. Towarzyszyło mu i tak żywe przeczucie, że los połączy ich jeszcze w przyszłości. Do tego bardziej prawdopodobne zdało mu się wzajemne skrzyżowanie broni, niż gesty przyjaźni, układności czy wyuczonej ogłady...

Sam raczej przyglądał się obecnym i przysłuchiwał prezentowanym przezeń poglądom. Zastanawiał się czy ktoś zgłosi się na tę rolę posłańca do królowej Amazonek... Musiałby być to mąż szalony albo wybitnie pewny siebie tudzież o wielkim uroku osobistym, czarującym płeć niewieścią. Albo lepiej dysponujący tymi wszystkimi przymiotami...

Carsten mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie swojej porannej rozmowy z Arevalo...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 21-04-2021 o 19:21.
Deszatie jest offline