Markiz de Szatie | Czas: 2525.XII.11 bzt; południe
Miejsce: okolice osady Leifsgard, dżungla, przedpole osady
Z nieukrywaną zazdrością patrzył jak tubylcy zwinnie i pewnie poruszają się po dżungli. Mimo, że znajdowali się na skraju gęstwiny, Carsten niechybnie byłby zmuszony czujnie i wolno przepatrywać teren. Obecność Kary i Togo zdejmowała z niego ten męczący obowiązek.
Z drugiej strony chciałby widzieć dzikusów, poruszających się po ulicach w większym mieście Imperium. O.. to byłoby zabawne doświadczenie. Odzwierciedlałoby różnicę i umiejętności adaptacyjne tej pary oraz Sylvańczyka przystosowanego do zgoła innych warunków. Ale byli w Lustrii... to ochroniarz musiał dostosować się do reguł przetrwania tu panujących. Jednocześnie miał świadomość, że wrogość plemienia Amazonek połączona z ich wiedzą o dżungli stawiały nawet znaczne siły Rivery w bardzo kłopotliwej sytuacji, w przypadku jakiejkolwiek potyczki. Nie postawiłby żadnych monet w zakładzie o to, że staroświatowcy wyszliby z tych zmagań obronną ręką...
Póki co obecność Kary dawała jakąś nadzieję na w miarę bezpieczny marsz ku piramidzie, lecz dziewczyna była tylko jedną z wojowniczek, która wykonywała rozkazy swej królowej. To kazało Eisenowi, nieustannie wyzbywać się sentymentu i zachowywać chłodną podskórną czujność oraz gotowość, by w każdej chwili zmierzyć się z agresją miedzianoskórej i jej plemienia, które tak zawzięcie walczyło przecież z dziarskimi i twardymi Norsami. Pokładanie zaufania w tubylcach i zbytnia wiara w dobre intencje, winny być poczytane za naiwność i brak rozsądku grożący tragicznym finałem wyprawy. Ciekawe, czy wszyscy jej uczestnicy mieli tę świadomość? - pomyślał zafrasowany.
Kąpiel mijała sprawnie, dyskretnie dbał, by nic nie zakłóciło spokoju kobietom. Oczywiście z rozsądnej odległości. W pewnej chwili Bastard podbiegł do niego, lecz nagle zamarł, zjeżył gwałtownie, warcząc na pobliską kępkę rozłożystych liści. Wykidajło zbliżył się i ostrożnie rozsunął je mieczem. Dojrzał zgrabny, opalony estalijski nos. - Pozazdrościć ci widoków, panie Eisen! - Arevalo, który słynął w kompanii jako łamacz niewieścich serc, nie stracił rezonu. - Masz prace wielce oko cieszące... - Wzrok na czym innym mam skupiony, tak by zaskoczony nie zostać i tobie też to radzę. - odparł chłodno. - Do golizny przyzwyczajony jestem, zawodowy nawyk. - No prawdaż ty przecie mosterdzieju z zamtuza, widziałem cię jak żeśmy przybytek odwiedzali ostatniej nocy przed wymarszem. - Myślałem, że tylko widok niewiast cię interesuje. - zauważył Eisen, kiedy Estalijczyk ochoczo przyglądał się pochylonej sylwetce Kary, niczym pracowitej praczki nad strumieniem. - Fama portowa niesie, żeś niezły rezun, żelazem łatwo obracasz... Zabić to dla ciebie fraszka... - zagaił zaczepnie. - Powiadasz...? Ja nie krzywdzę, lecz ochraniam ludzi. W tej chwili właśnie ją. - czytelnie skinął głową w stronę, gdzie stała Amazonka. - Mam jednak ograniczoną cierpliwość ku natrętom... - Dobrze, już dobrze. - odrzekł pikinier pojednawczym tonem. - Szkoda, że na wyprawie niewiast tyle, co łez kocich. Jeśli już to szlachetnie urodzone Sokolice. - To weź się za służki, wszak bez nich panny cnotliwe obejść się nie potrafią. - doradził mu żartobliwie ochroniarz. - Albo poczekaj, aż Amazonki cię porwą i królem obwołają.
Arevalo uśmiechnął się czarująco, gotów wziąć tę radę do serca. Istotnie oblicze miał przystojne, zęby równe, a w oczach błysk, który skojarzenie budził z chytrym uwodzicielem. - Ech... - westchnął rozmarzon - Przesyt niezdrowym częstokroć bywa, zadowoliłbym się zgoła tą jedną... - mrugnął szelmowsko i skrycie wycofał do obozowiska.
Po powrocie znad rzeki okazało się, że Bastaurres dał wypocząć ludziom. Humory i nastroje się poprawiły. Żołnierze z ulgą korzystali z wyrozumiałości dowódcy. Nie kwapili się do wysiłku, tym bardziej, że już poranek zapowiadał nieziemski skwar. Z niechęcią spoglądali na pancerze, kiedy o tej porze koszule już lepiły się niemiłosiernie do ciał. Ale służba jednak zobowiązywała, po informacji od posłańca trzeba było zorganizować sprawny wymarsz.
Z racji skromnej liczebności oddziału i zgrania zwijanie obozowiska poszło gładko. Trudniejsza część trasy była przed nimi i nie pomylili się w swych rachubach. Droga dała im się we znaki przez spiekotę, błoto i robactwo, które było bardziej dokuczliwe. Ochroniarz z obrzydzeniem strącał owady, które natarczywie przysiadywały na czole, karku, włosach i każdym skrawku odkrytego ciała. Zdjął ciężki płaszcz, mimo tego skórznia doskwierała korpusowi. Jedynym plusem było to, iż chroniła od ukąszeń i ugryzień rojów muszek i komarów.
Wszyscy z wyraźną ulgą powitali widok wodospadu i malowniczego terenu, na którym czekały już elfy. Oprócz grzecznościowych zwrotów pikinierzy nie mieli ochoty na rozmowy. Nie wiadomo, czy powodem było zmęczenie, czy naturalna niechęć do odmiennej rasy.
A może jedno i drugie?
Eisen wykorzystał czas, by choć chwilę zregenerować wycieńczone ciało, obmyć włosy i twarz i uwolnić od niewygód lekkiego pancerza, który i tak niemiłosiernie dał mu się we znaki. Obok Bastard lizał ślady ukąszeń i znać było, że pies na równi ze swym panem, podzielał trudy wędrówki. Świetnie się spisał, łapiąc trop i wydatnie skracając czas dotarcia drużyny do umówionego miejsca. ***
Spotkanie u Rivery w obecności dwóch Amazonek i większości dowódców miało zdecydować o dalszych działaniach. Kapitan po raz pierwszy był niezwykle rozemocjonowany, widać że bardzo zależało mu na pewnych kwestiach. Otwarcie jednak zaproponował obu Amazonkom uwolnienie od zobowiązań. Carsten notował te słowa i starał się odnieść do swojej sytuacji. Odejście dzikusek byłoby mu niewątpliwie na rękę. Skupiłby się wtedy na własnych planach i dążeniach. Towarzyszyło mu i tak żywe przeczucie, że los połączy ich jeszcze w przyszłości. Do tego bardziej prawdopodobne zdało mu się wzajemne skrzyżowanie broni, niż gesty przyjaźni, układności czy wyuczonej ogłady...
Sam raczej przyglądał się obecnym i przysłuchiwał prezentowanym przezeń poglądom. Zastanawiał się czy ktoś zgłosi się na tę rolę posłańca do królowej Amazonek... Musiałby być to mąż szalony albo wybitnie pewny siebie tudzież o wielkim uroku osobistym, czarującym płeć niewieścią. Albo lepiej dysponujący tymi wszystkimi przymiotami...
Carsten mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie swojej porannej rozmowy z Arevalo...
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 21-04-2021 o 19:21.
|