Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2021, 20:27   #32
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
KOMPENDIUM
Część druga: lokacje i relacje

LISTA LOKACJI

DWORZEC KOLEJOWY SILENT FALLS



OCZAMI EVANA:

Dworzec kolejowy to miejsce, które po wypadku bardzo często odwiedzałem. Może aż za często. To był okres w moim życiu kiedy zastanawiałem się w jaki sposób ze sobą skończyć, połknąć leki czy podciąć żyły. Żaden sposób nie wydawał się w stu procentach skuteczny, bałem się, że zdążą mnie odratować. Ale pociąg…pociąg to co innego. Setki ton twardej stali i ja, wątły słaby inwalida na wózku. Często podjeżdżałem blisko torów pod samą krawędź peronu, znałem na pamięć rozkład jazdy i zastanawiałem kiedy wreszcie odważę się to zrobić. Chciałem oszczędzić ludziom przykrych widoków, więc postanowiłem, że stanie się to po zmroku, gdy dworzec jest praktycznie pusty. Tylko ja i żelazny potwór. Nie wiem co by się stało tamtej nocy, gdyby nagle nie pojawiła się tam Alice. Już od jakiegoś czasu gadaliśmy tak szczerze od serca. Chyba przeczuwała, że mam depresję, że za uśmiechem kryje rozdzierająca serce rozpacz. Śledziła mnie? A może znalazła się tam tylko przypadkiem? Nigdy tego nie wyjaśniła. Pamiętam jednak, że zauważyłem, jak wychodzi z zamkniętej, dawno nieczynnej części dworca. Gdy do mnie podbiegła, pociąg już wchodził w zakręt, pojawiła lokomotywa i pierwsze wagony. Czy uratowała mi wtedy życie? Myślę, że tak. W końcu przyznałem się jej, że zamierzam ze sobą skończyć i tak zaczęła nasza przyjaźń. Moja platoniczna miłość. Na dworzec Silent Falls po tamtej nocy już nigdy nie wróciłem.

KLUB NOCNY CIEKNĄCY SZTYLET



OCZAMI JACKA:

Miejscowy hangout spot dla nastolatków. Krążą różne plotki, że można tam zdobyć narkotyki i łatwo kupić alko na nielegalny dowód. Grają kiepskie techno house i dance leniwe remiksy + kiepscy DJe. Ludzie chodzą tam się sponiewierać albo grzmocić się w toaletach, ale mało rozrywek w mieścince - to jest popularny spot mimo kiepskiej jakości.
Wyobrażam to sobie jako taką mordownie / wiejską dyskotekę w remizie.

LATARNIA MORSKA NA KLIFACH WYJĄCEGO MORZA



OCZAMI JULII:

Pamiętam jakby to było wczoraj. Wiała chłodna, orzeźwiająca bryza. Siedziałyśmy klifie, a poniżej nas bezkresna morska toń rozbijała się melancholijnie o skały. Jak okiem sięgnąć wokoło rozpościerała się atramentowo ciemna i gęsta, bezchmurna noc. W jednym punkcie horyzontu smoliste niebo punktowo zaróżowiła fascynująca, oblana szkarłatem pełna tarcza zaćmionego Księżyca. Do tego malowniczy firmament usiany był rojem malutkich, błyszczących gwiazd, hipnotyzujących niczym te z obrazu van Gogha. Ale najpiękniejszą i najbardziej olśniewającą z nich była Ona. Symboliczny moment. Trzymałyśmy się za ręce. Patrzyłyśmy sobie w oczy. Idealny mood. Obserwując jak kosmyki jej włosów nieśmiało falują na wietrze, a promyki gwiezdnego światła delikatnie pląsają w wszechświatowym oceanie jej wielkich, nieziemskich oczu, czułam jak w mej piersi budzi się intensywny, pierwotny ogień, gotowy wybuchnąć niczym uśpiony Wezuwiusz. Całkowicie odleciałam. I ona chyba też. Bo identyczną energię odbierałam z jej strony. Totalnie zatopiłyśmy się w sobie, jakby zawiesiło nas w jakimś punkcie poza czasem i przestrzenią. Takie chwile pragnie się zapętlić w nieskończoność, wypalić w pamięci, czy uwiecznić na niezniszczalnej kliszy i podziwiać po kres dni. Mogłabym umrzeć tylko po to, by to było moje ostatnie wspomnienie! Ale chciałam żyć! Istnieć. Dla niej. Sycić się jej doskonałością, rozsmakowywać każdą sekundą spędzoną wspólnie. Dla niej mogłabym pokonywać góry, wykraść ogień z nieba i rzucić na kolana bogów. To było tak niebotyczne i porażające, że przypominało obcowanie z samym ucieleśnionym Absolutem. Wręcz wprawiało członki w mimowolne drżenie. "Alice, chętnie przyjęłabym święcenia i godność twojej najwyższej kapłanki. Tylko powiedz słowo..." tak wtedy pomyślałam totalnie naćpana jej bliskością. Lecz mimo, że targał nami żar bliski paroksyzmu, z jakiegoś powodu wszystkie nasze gesty były niespieszne, precyzyjne i pełne rewerencji. Przypominało to jakieś zapomniane, antyczne misteria. W końcu jednak powoli i namiętnie zasmakowałyśmy naszych warg. A gdy już skończyłyśmy, choć w trakcie prawie że zemdlałam z powodu natłoku emocji, to przytuliłyśmy się mocno i opierając siebie nasze głowy, zaczęłyśmy po prostu obserwować rozgwieżdżone niebo. Snując jakieś całkowicie nieziemskie, fantastyczne scenariusze. Totalny flow dwóch połączonych dusz. Automatyczna ekspresja pozbawiona cienia skrępowania. Co tylko nasze muzy podsunęły nam do głów. W pewnym momencie naszła mnie ochota, by zacytować wiersz najbardziej kontrowersyjnego okultysty XX wieku:

Cytat:
Jak nocne gwiazdy, rzadsze od okrętów
Co kluczą z wszystkich świata stron.
Tak zdradza cudownością ust
że dusza jej zwodnicza, niczym morska toń.

Ach, jakież światło wznieca prowadząc mą barkę!
Lecz jam wciągnięty w otchłań jej fal,
serca wód spowitych mrokiem,
co podtrzymują me piekło i niebiosa.

To w niej żyję, ulotną minutę,
tańcząc przez chwilę w słońcu.
To w niej umieram, usychając
niczym jałowy pęd, w zapomnieniu.

To w niej moje Ja rozpuszcza się, niczym ziarenko soli
rzucone niedbale do morza.
Namiętność nadaje czystości memu cierpieniu
I kładzie na spoczynek przeszłą osobowość.

O miłości mego życia, Boże podaruj lata!
Wybierzmuj krzyżmem i pozwól wzrosnąć ku pasji!
Niczym namaszczone miłości i kropiące łzy
W uświęcającej samotności!

Człowiek wydaje się tak nieskończenie mały
pośród tych wszystkich gwiazd, a powołany.
Jako Twórca i rzeźbiarz ich wszystkich
Ach, Człowiek jest tak nieskończenie wspaniały!
Tam wyznałyśmy sobie pierwszy raz oficjalnie miłość. I obiecałyśmy, że zmienimy na lepsze nasze życia. Bo choć nieważne jakbyśmy czuły się inne i małe, razem uformujemy świat niczym gwiazdy...

A zatem... może tam się udała? Bo potrzebowała resetu? Chciała wrócić pamięcią do tych beztroskich chwil? Ale dlaczego nie dała żadnego znaku życia? Czy przytrafiło się jej coś złego? Muszę się tego dowiedzieć!

PARK STANOWY KALISTO RIVERS



OCZAMI CHARLIEGO:

Charlie nieraz chodził z ojcem na ryby i polowania. Odbywały się w parku stanowym Kalisto Rivers. Barnes nie cierpiał tego z całych sił. Nie znosił zabijania. Te wypady, mające na celu „zrobienie z niego mężczyzny” traumatyzowały go. Czuł się po nich brudny, zły i skażony. Jego ulubionym filmem od dziecka był Bambi (serio), natomiast ojciec kazał mu trzymać wiatrówkę i strzelać nią do jeleni. I nie tylko jeleni. Do wszystkiego, co żyje - jak wydawało się Charliemu. Barnes nie mógł tego wytrzymać. Już jako dziecko wzrastał w nienawiści do siebie za to, co robił. To prawda, że ojciec kazał mu ciągnąć spust, ale koniec końców to była jego decyzja, czyż nie? Może lepiej było znosić bicie i wyzwiska, ale nie tracić niewinności. Ale Charlie miał tylko kilka lat i nie myślał o tym jak dorosły. Po prostu chciał, żeby tata go kochał. I kiedy rzeczywiście robił to, co mu kazano, ojciec był dla niego taki dobry, dumny, uśmiechnięty i szczęśliwy. Zdawał się zmieniać w słońce. I choć nie rozpraszało mroku, który zbierał się w Charlim, przynajmniej nieco go ogrzewało. Z czasem sytuacja się poprawiła. W gimnazjum i liceum Charlie mógł udawać, że nie ma czasu na polowania, gdyż koncentruje się na nauce. Poza tym faktycznie poświęcił się aktorstwie. Zmienianie się w kimś, kim nie był, dawało mu ulgę, której nie był w stanie uzyskać nigdzie indziej.

Podczas polowań mały Charlie niekiedy widział w parku Alice. Jego ojciec za pierwszym razem nakrzyczał na nią, gdyż była kompletnie sama w potencjalnie niebezpiecznym miejscu. Ale ona i tak tam wracała. Mówiła, że lubi tę spokój, ciszę i naturę. W samym środku obiektu znajdowało się jeziorko pełne łabędzi. Briarwood przychodziła tam, żeby je karmić. Jej obraz z workiem pełnym okruszków zapisał się w pamięci Charliego jak na kliszy fotograficznej. On przychodził tam dla zabijania i śmierci. Ona dla karmienia i życia.

Minęły lata, a Charlie wciąż uważał Kalisto Rivers za przeklęte miejsce. Nie był tam od wieków i nawet nie chciał myśleć o tym, żeby raz jeszcze odwiedzić park. Dlatego tak bardzo zdziwiło go, kiedy w liceum Alice napomknęła mu, że wciąż tam chodzi regularnie. Barnes nie mógł zrozumieć dlaczego. Briarwood odpowiedziała, że jej powody się nie zmieniły. Wciąż lubiła spokój, ciszę i naturę. Poza tym łabędzie jej nadal potrzebowały. Uważała, że bez niej zginą.

Tyle że to Alice zginęła. A przynajmniej zaginęła. Charlie nie ma wątpliwości, że to miejsce jest najbardziej podejrzane. To zły park. Park pełen śmierci. Nie wie, co zdarzyło się tamtej nocy. Uważa jednak, że Briarwood mogła tam pójść, aby się uspokoić. Jeżeli morderca szedł za nią, to znaleźli się obydwoje w idealnym miejscu na popełnienie zbrodni.

STARA STODOŁA PRZY CAMBRIDGE STREET



OCZAMI DAKOTY:

To miejsce jest opuszczone już od dawien dawna i nikt tam nie mieszka - przynajmniej nie na stałe. W sumie jest fajnie urządzone, ktoś naznosił stare meble, niektóre się pewnie ostały z czasów, gdy ktoś korzystał z tego miejsca. Generalnie można zaznać tutaj nieco spokoju, ochłonąć, ukryć się... Nawet zwłoki w tym stogu siana, choć nawet nie chcę o tym myśleć. Stodoła jest też dobrym miejscem jako schronienie choćby przed deszczem. Niektórzy imprezują tam w kameralnym gronie choć głównie ma to miejsce w wakacje, czasami w weekendy gdy jest naprawdę zimno na zewnątrz. Nawet okoliczna droga nie jest jakoś często uczęszczaną ścieżką, ani dla pieszych, ani dla samochodów. Chyba kończy się na ślepo, w stronę lasu i to dlatego głównie. Nocą strach tam chodzić, nie wydaje się to być bezpiecznym miejscem. Jeśli Alice wyszła z domu nocą i uciekała przed kimś, może pomyślała, że Stodoła byłaby dobrą kryjówką? Ciężko raczej schować się w lesie...

LISTA RELACJI

CHARLIE BARNES o JULII NORTH
„Zawsze mnie wspierałaś.”

Charliemu zawsze bardzo zależało na tym, aby zostać znanym aktorem. Tak właściwie nie chodziło mu tyle o sławę i bogactwo, co poczucie, że jest naprawdę świetny w tym, co robi. Kiedy miał dobre dni - był zachwycający. Ale raz na jakiś czas nadchodziły te złe. To było jeszcze przed rozwodem jego rodziców. W domu panowała okropnie toksyczna atmosfera - albo wrzaski, albo absolutna cisza. Nic pomiędzy. Alice rozumiała, jak czuł się Charlie. Jej matka popełniła samobójstwo, a ojciec nadużywał alkoholu. Jeśli ktoś wiedział coś na temat dysfunkcyjnych rodzin, to na pewno Briarwood. Jednak pewnego razu rzuciła w stronę Charliego komentarzem, że ten przesadza i wcale nie ma aż tak źle, jak mu się wydaje. Chłopak wtedy bardzo cierpiał i komentarz Briarwood sprawił, że poczuł się tak naprawdę sam w tym wszystkim. Alice go jednak nie rozumiała - choć tak mu się wydawało. Pokłócili się wtedy okropnie.

Po wszystkim Charlie był w jeszcze gorszym nastroju niż wcześniej. Przygotowywał się do sztuki, ale nie mógł zapamiętać linijek. Poza tym odgrywał fatalnie. Kompletnie nie mógł się skupić. Nieoczekiwanie pomogła mu Julia. Pewnego dnia Charlie siedział sam w pustym korytarzu, powtarzając linijki, kiedy obok przeszła North i zaoferowała, że mu pomoże. Miała zacięcie artystyczne i smykałkę do teatru, Barnes bardzo to doceniał. Wspólnie ćwiczyli dialogi aż do wielkiej premiery Romea i Julii. Gdyby nie North, Charlie totalnie spieprzyłby występ. Natomiast dzięki niej poszło mu fenomenalnie. Nawet nie chodziło tylko o wskazówki artystyczne. Bardzo pomocne było to, że ktoś po prostu przy nim był. Po występie dziewczyna dodatkowo pogodziła go z Alice. Ten bajkowy happy end był zasługą tylko i wyłącznie Julii. Do dziś Charlie myśli o niej jak o jakieś bajkowej dobrej wróżce z kolorowymi włosami. Ma wrażenie, że nadal może na nią liczyć, nawet jeśli wyprowadził się i minęło tyle czasu.

CHARLIE BARNES o DAKOCIE TRAVIS
„Alice ci za to wybaczyła, ale ja nie.”

Dakota, Charlie i Alice mieszkali przy jednej ulicy, dlatego znali się od dziecka. Należy jednak sprecyzować, że dom Barnesa był położony na samym końcu alejki. W odróżnieniu od posiadłości obu dziewczyn. Chłopak przez większość dzieciństwa nie słyszał wrzasków rozbrzmiewających wokół włości Briarwoodów. Nie miał pojęcia, jak fatalna była sytuacja Alice. Gdyby był starszy, być może dostrzegłby i odpowiednio zinterpretował niektóre fakty. Tak się jednak nie stało.

Wszystko zmieniło się, kiedy dziewczyna dostała od ojca w ucho i pękł jej bębenek. Laryngolog dziecięcy ocenił, że do końca życia będzie słyszała pisk, o ile błona się nie zarośnie. A czy do tego dojdzie, nie był w stanie powiedzieć. Dziewięcioletni Charlie zapytał swojej rówieśniczki, Dakoty, co takiego stało się, że Alice trafiła do szpitala. Ona odpowiedziała, że widziała przez okno swojego pokoju, jak ojciec Alice bije jej matkę, a potem dziewczynkę. Travis nie umiała zareagować i powiedzieć o tym rodzicom, bała się. Charlie jednak tego nie rozumiał. W jego wyobraźni Dakota po prostu przyglądała się jak dzień za dniem Alice była katowana i nic nie zrobiła. Nawet jeśli w rzeczywistości tylko raz spostrzegła taką sytuację.
- Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a nikt nie potrzebuje obserwatora zza okna. Poza tym brak reakcji obciąża cię tak samo jak sprawcę - powiedział wtedy mały Charlie, wykorzystując zlepek tekstów zasłyszanych w telewizji.

Dla niego wszystko było takie czarnobiałe. Później lata minęły, może zmienili się i dorośli. Ale w oczach Charliego Dakota wciąż jest właśnie taką bezużyteczną przyjaciółką, która niby jest, ale równie dobrze mogłoby jej nie być. Zabawne, że Dakota podobnie myśli o Charlim między innymi ze względu na to, że wyprowadził się i zostawił Alice.

DAKOTA TRAVIS o CHARLIM BARNESIE
„Wiem, że Alice nie obchodzi cię tak mocno jak mnie.”

Tak, wiem, że od zawsze ją lubiłeś, że wychowaliśmy się na tej samej ulicy. Jednak wiem też, że wcale nie jest ci aż tak bliska, jak mnie. I nie wiem, po co tak wybałuszasz te gały, serio ci się wydawało, że jesteś najbliższym przyjacielem Alice? Oświecę cię, Charlie; nie, nie jesteś. Poza tym, który przyjaciel porzuca? Nie oszukujmy się, ale zostawiłeś ją samą z tym wszystkim przez co przechodziła. Nie było cię tu, Charles. Nie było cię, bo mimo iż wiem, jak bardzo ci na niej zależy, to nie zależy tak bardzo, jak mnie. Byłam tutaj z nią od zawsze i zostałam, ty wyniosłeś się stąd. Nie obwiniam cię, po prostu nie jestem ślepa. Gdyby obchodziła cię tak samo mocno jak mnie, odzywałbyś się częściej. Bywałbyś tu częściej. Zrobiłbyś... Cokolwiek.

DAKOTA TRAVIS o EVANIE HOLWELLU
„Chcę cię chronić.”

Alice zależało na tobie i to pokazywała. Wiem, że nie jesteś bezbronnym kaleką, który pozwoli sobą pomiatać, ale pamiętaj, że chcę cię chronić. Jakkolwiek głupio to brzmi z ust osoby takiej, jak ja. Jesteś osobą, którą polubiłam dzięki Alice. Nim poznałeś Alice, dla mnie zawsze byłeś dupkiem, Ev. Serio, skopałabym ci tę piękną mordkę gdybyś tylko znów zaczął podskakiwać na tych swoich sarenich nóżkach. Masz swój charakter, doceniam to. Wiem, że bywam nieczuła, może nawet wredna i złośliwa, ale musisz pamiętać, że jestem z tobą. Jesteśmy w tym razem i będziemy się osłaniać. Znajdziemy Alice, ona musi żyć, musiała się schować, ukryć, może coś się stało, może teraz jest gdzieś, boi się, nie wie co zrobić... Wiem, że byłeś dla niej ważny, Ev. Trzymała nad tobą parasol, więc teraz chcę ją zastąpić. Na pewno ona też by tego chciała.

JACK BRIARWOOD o JULII NORTH
„Sądzę, że mnie nie lubisz.”

Jack jest ogromnym mięsożercą na obiady w stołówce zawsze bierze po 3 rodzaje mięsa jakiś kopy ryżu albo makaronu i gotowanych warzyw. Jak Jul proponowała mu przejście na wegetarianizm odpowiedział że sportowcy potrzebują węglowodanów i żeby mu podała jakieś przykład sportowców co odnoszą sukcesy na samej trawie a jak podała odrzekł że to małe miki jakieś a nie prawdziwe gwiazdy.

Do tego zupełnie nie wierzy w magię i jest zirytowany że pod jej wpływem Alice zaczęła nastawiać nalewki dla ojca na księżycówce próbuje dodawać tam ziół i dolewać wody żeby stary knur się nie zachlał. Na wszelkie magiczne rytuały mówi Kokjambo miało być mambojambo ale mu się pomieszało :P nawet jak próbuje być miły dla dziwnej dziewczyny(bo Ali go prosiła ) to wkopuje się jeszcze głębiej i wychodzi na jeszcze gorszego chama.

JACK BRIARWOOD o EVANIE HOLWELLU
„Zawsze chciałem, żebyś był moim przyjacielem.”

Jack zawsze uważał że Evan był super fajny ale nie miał śmiałości żeby zagadać przed wypadkiem nawet mimo gwiazdy sportu Jack miał opinie dziwaka więc Holwell dołączał do wyśmiewania go a po wypadku starszy Briarwoodów jeszcze bardziej zaczął podziwiać kalekę za to jaki jest odważny i inspirujący ale nie miał odwagi zawiązać prawdziwej przyjaźni bo obawiał się że swoją obsesją na punkcie sportu pogorszy depresje kolegi.

Jack podziwia stylówę Evana sam chciałby być taki cool ale zupełnie nie wie z której trony ugryźć relacje z kumplem po za tym, bardzo lubi go za to że jest miły dla jego siostry i ją wspiera.

Ogólnie w sytuacjach socjalnych Jack jest nieśmiały bo czuje się głupi a 90% swojego czasu poświęca na trening jakby przed czymś uciekał...

EVAN HOLWELL o JULII NORTH
„Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.”

Mieszkaliśmy praktycznie od urodzenia na tej samej ulicy, byliśmy bliskimi sąsiadami i znamy całe życie. Przez długi czas traktowałem cię jak swoją przyszywaną siostrę. Gdy byliśmy dzieciakami często nocowałaś w moim domu, godzinami potrafiliśmy gadać o filmach, uwielbiałem twoje towarzystwo, byłaś błyskotliwa, inteligentna, zabawna. Wciąż zadaje sobie to pytanie. Co się z tobą stało Julia? Co poszło nie tak? Rozumiem, że człowiek może mieć swoje zajawki, ale ty zrobiłaś z siebie szkolne pośmiewisko, sama wystawiłaś na odstrzał dla takich gnojków jak ten chłopak Alice albo…ja sam. Na początku chciałem cię bronić, naprawdę próbowałem, przecież siadałem z tobą w szkolnej stołówce by pokazać moim kumplom, że jesteś spoko. No ale ty za każdym razem wszystko psułaś swoimi kolejnymi dziwnymi pomysłami. Oszpeciłaś się na własne życzenie, mogłabyś znaleźć sobie fajnego chłopaka, bo fajna z ciebie dupa, ale ty musisz robić zawsze wszystko na przekór. Nie miałem siły dłużej cię prostować, pomagać ci. Zresztą ty i tak tego nie chciałaś, nie potrzebowałaś mojego towarzystwa. To, że zacząłem cię ignorować to twoja wina Julia. Nie wmawiaj mi, że się ciebie wstydzę, że jestem próżny i zależy mi tylko na opinii innych. Wcale tak nie jest. A jak nie wierzysz zapytaj Alicii, gdy już ją znajdziemy.

EVAN HOLWELL o DAKOCIE TRAVIS
„Znasz sekret na mój temat, którym nie chcę się dzielić.”

Czy ty zawsze musisz wtrącać nos w nie swoje sprawy Travis? Czasem jesteś niemożliwa. Jeśli wciąż się zastanawiasz czy cały jestem sparaliżowany od pasa dół to ci odpowiadam, nie, wciąż mam swoje potrzeby. A to co mnie łączy z naszą nauczycielką angielskiego to nie twoja sprawa. Nie wiem co ty w ogóle wtedy robiłaś w tamtym motelu, mam nadzieję, że mnie nie śledzisz. Chcę, żeby była jasność, Alicia nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz? Nie chce, żeby coś złego o mnie pomyślała. Ja i pani Campbell to skomplikowana sytuacja…Zanim miałem wypadek, spotykaliśmy się od czasu do czasu. Ale nie jestem na tyle zjebany, żeby się tym komuś chwalić, wiem, że za takie coś ona może iść do więzienia. Serena rozumie, że mam swoje potrzeby i zadeklarowała, że od czasu do czasu pomoże mi się…zrelaksować. Dlaczego to robi, nie wiem, może się zakochała, albo lituje nad mną, ja od niej nic nie chce prócz seksu bo jestem zakochany w innej. Ale to już moja sprawa. Mam nadzieję, że zachowasz moją tajemnicę dla siebie. I dzięki, że się tak o mnie troszczysz, Alice by ci za to podziękowała.

JULIA NORTH o EVANIE HOLWELLU
„Wiem, co naprawdę czułeś względem Alice.”

Evan, drogi przyjaciel, pewnie nie czytał doskonałej interpretacji Tybetańskiej Księgi Umarłych w wydaniu wybitnego psychonauty, Timothy'ego Leary'ego. Ale powinien wiedzieć, że w swoim życiu przechodzimy wiele inkarnacji. Doskonale rozumieją to zwłaszcza te jednostki, które nieustannie praktykują samooczyszczenie, regularnie osiągają samadhi i codziennie sumiennie dążą do oświecenia. On tego nie rozumiał, myślę, że przynajmniej do czasu... Tak, karma brutalnie się z nim policzyła, jest mi bardzo przykro z tego powodu. Ale niestety, takie już są uniwersalne prawa Absolutu. Jednak wszechświat nie jest po prostu mściwy. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie... Zrozumie, że to co się wydarzyło na pewno miało na celu wyłącznie obudzenie jego Świadomości. I chyba się udało? Na zewnątrz zmienił się wyraźnie. Zaczął dostrzegać, to co ma naprawdę Znaczenie? Chyba nie jest już tak próżny i egocentryczny. Naprawdę chciałabym by tak było, choć nadal nie jestem co do tego pewna... Przepracowywanie tej traumy sprawiło, że skierował swe zrodzone z cierpienia uczucie w kierunku osoby, która pomogła mu otworzyć oczy i stać się lepszą osobą. Naszego wspólnego Anioła. Biedny Evan, zupełnie go rozumiem. Zwłaszcza, że Alice to cudowna i piękna dziewczyna. Do tego jest ona "nasieniem gwiazd", ma w sobie plejadiańską krew, co oznacza, że przez samo dziedzictwo niesie światło i wiedzę. Takie jednostki wyróżniają się z tłumu, łatwo wzbudzają ciepłe uczucia. W każdym razie doskonale wiem co do niej czuł. I jak to maskował. A może nawet sama Alice również to podejrzewała? Lecz jeśli nie, to mnie już nie mógł oszukać. Jestem lightworkerką i urodziłam się jako medium, mam otwarte trzecie oko. Żyję jakby pomiędzy dwoma światami, materii i ducha. Pomogłam wielu zagubionym zmarłym wrócić do samsary. I jako rozwinięta duchowo empatka doskonale widzę sygnały, nie tylko te fizyczne, ale też na planie astralnym. Taki już mój dar, że nie umykają mi fale energii emitowane przez duszę Evana, ani wibrowanie jego czakr. Kocha ją, ale nie powinien jej mieć. Nie pasują do siebie i on nie zasługuje na nią. Nawet jakby był gotowy. Przyjacielu, mam nadzieję, że nie poczułbyś się dotknięty, gdybym Ci to powiedziała, ponieważ myślę tak z czystej troski. Ostatnim etapem twojej terapii i nauki będzie zrozumienie tego, co jest tajemnicą buddyjskiej Drugiej Szlachetnej Prawdy...

JULIA NORTH o JACKU BRIARWOODZIE
„Nigdy się nie dogadywaliśmy.”

Wiem, że jest wspaniałym bratem dla Alice. Doceniam to, naprawdę. Wiem przez co razem przeszli. Ale ciężko znaleźć mi wspólny język z kimś, kto jest kompletnie zamknięty w sefirze malchut. I obniża swoje wibracje bez namysłu spożywając ciała innych czujących i świadomych stworzeń... Tacy jak on, świadomie lub nie, są siłą opóźniającą immanetyzację eschatonu, nadejście Ery Wodnika. Choć mam nadzieję, że jest w nim jakaś duchowość, głęboko drzemiąca iskierka światła wystarczająca by był w stanie się Przebudzić. Mogłabym mu w tym pomóc. Taka moja rola jako lightworkerki. Tylko musiałby wpierw zrzucić swoją obecną maskę i zrezygnować z toksycznych nawyków. Zwłaszcza podążania za patriarchalnym kultem agresywnej fizycznej rywalizacji, buńczucznymi demonstracjami typowo samczej sprawności.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 27-04-2021 o 21:03.
Ombrose jest offline