Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2021, 16:47   #63
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny, Marrrt i ja


Doglądanie wyczyszczonego przez koniuchów Węglika przerwał jej nie kto inny jak Cadoc. Zdawał się już gotowy do drogi, ale z jakiejś przyczyny nieco spięty. Wyczekał jednak aż go spostrzegła.
- Pomyślałem… żeby marszu do domu Gleowyn nie opóźniać. Mogę szybko maszerować. Żaden problem. Ale łatwiej mi to przyjdzie jeśli tobołki by któremuś wierzchowcowi przymocować. Niewiele tego, bo skóry sprzedałem już… Ot tyle… I ten toporek. Ale żelastwo jakby co to poniosę. Comber musiałem zdać już do Stajni i znowu ją Osika wołają.
To ostatnie dodał z niekłamanym przekąsem.
Eiliandis uśmiechnęła się na widok mężczyzny. Jego prośby wysłuchała w milczeniu wodząc oczymi potwarzy rozmówcy.
To prześlizgiwanie się po jego ostrych rysach, po zarośniętych policzkach, po okalających wargi wąsach sprawiało jej jakąś taką niewypowiedzianą przyjemność, że nie mogła sobie tego odmówić.
Ostatnia uwaga jaką wypłynęła z ust Cadoca wywołała jeszcze szerszy uśmiech na jej twarzy.
- Węglik poniesie nie tylko twoje bagaże ale Ciebie - powiedziała szybko. A gdy się zorientowała, że te solowa padły na głos dodała już ściszonym głosem - jeżeli chcesz.
Nabrał powietrza, by odrzec, ale pierwsza przecząca odpowiedź jakoś ugrzęzła mu w gardle. Nabrał ponownie, ale i tym razem nie odezwał się. W końcu twarz jego wykrzywił uśmiech kogoś kto zdał sobie sprawę, że przegrał i wcale tego nie żałuje.
- Odmawiać takiej propozycji nie będę. Ale nie wiem, co on na to - wskazał nieświadomego jeszcze swego losu konia.
- Będzie musiał się przyzwyczaić - odpowiedziała Gondoryjka podchodząc do mężczyzny. Ujęła go za dłoń i kiwnęła lekko głową. Było to zaproszenie by poszedł z nią w kierunku wierzchowca. Zaskoczony tym gestem Cadoc, nawet nie zorientował się kiedy za nią ruszył.
Eiliandis najpierw położyła swoją, wolną dłoń na chrapach Węglika. A następnie to samo zrobiła z dłonią Cadoca. Zwierzę poruszyło nozdrzami zapoznając się z nowym zapachem.
Kobieta przyciągnęła męską dłoń zamkniętą w swojej w kierunku szyi wierzchowca. I choć mogła już zwolnić delikatny ucisk nie robiła tego decydując się dotykiem i ciepłem płynącym z silnej dłoni, którą trzymała. Kciukiem potarła wierzch palców czarnowłosego.
Zwierzęta nigdy nie były dla Rogacza niczym tajemniczym i nieznanym. Umiał znaleźć z nimi wspólny język. Dlatego też, to nie dotyk ciepłych chrap Węglika był czymś niezwykłym. Spojrzał w czarne oczy wierzchowca, ale zaraz wzrok ten zsunął się na parę złączonych dłoni. I patrzył na nie jak urzeczony. Pozwalając by chwila trwała nie wiedzieć jak długo, bo pewne chwile nie podlegają prawom upływu czasu.
Poruszył powoli dłonią w górę chrap i na bok końskiego łba do szyi. A gdy ich dłonie skryła zasłona czarnej grzywy, rozłożył palce by splotły się one z jej.
Ten nieoczekiwany ale jakże czuły gest wywołał mieszane uczucia. Bo z jednej strony chciała się wyrwać z tego uścisku, z takiej bliskości, którą bądź co bądź sama zainicjowała. Nawet w pierwszej chwili cofnęła nieznacznie dłoń.
Z drugiej strony to przyjemne ciepło i dotyk, uczucia których już chyba zdążyła zapomnieć, sprawiały, że ta sama dłoń, która jeszcze przed chwilą chciała uciec wróciła na miejsce, a jej palce odwzajemniły uścisk.

I mogliby tak stać w nieskończoność delektując się tą bliskością wykradzioną światu, gdy nie zniecierplowione Węglik, który stęskniony dalszych pieszczot i zainteresowania poruszył łbem i pozbawił spełnione dłonie osłony przed oczyma świata.
Ręka Rogacza została w osamotnieniu pod Węglikową grzywą. Nawet nie drgnął gdy Eiliandis dla odmiany skupiła uwagę na koniu. Patrzył w to miejsce w milczeniu i jakby zamyśleniu.
- Nie odmawiam Rohańczykom dumy i honoru - rzekł niespodziewanie tonem ciężkiego wyznania - Tak jak nie odmawiam jej Wulfringom, z którymi wojują. A Wulfringowie… Ci sami Wulfringowie, którzy zabili męża młodej… a kto wie, czy i nie matkę Gleowyn - Rogacz westchnął i opuścił dłoń. Obejrzawszy się, zaś czy koniuchów nie ma, zasiadł na kopce siana - Chciałbym Ci coś opowiedzieć o nich. O nich i naszej misji. Niegdyś lordem Zachodniej Bruzdy był Freca. Rohirrim, który w swoim domu gościł tak rodaków jak i ludzi z klanów. To się nie podobało królowi Rohanu, Helmowi. Niechęć między nimi wielka była. I wojna domowa wisiała nad krainą jak topór nad skazańcem. Helm jednak córkę miał, a Freca syna. I młodzi owi umyślili połączyć zwaśnione domy małżeństwem swoim. Frece ten pomysł przypadł do gustu. Przybył tedy do Meduseld do Helma tę propozycję królowi przedstawić. Różnie mawiają jak ta rozmowa wyglądała. Ale król będąc wielkim wojem o legendarnej sile, zelżywszy lorda, zabił go na swoim dworze gołymi rękami. Ludzie Freci wrócili do Zachodniej Bruzdy, a jego syn wypowiedział Rohanowi wojnę. Ze swymi ludźmi i armią wszystkich połączonych klanów pokonał Helma i zabił go, po czym zasiadł na tronie Edoras. Siostrzeniec Helma jednak zjednoczył niedobitki i po roku odzyskał władzę z rąk frekowego syna zabijając go. Wulf się ów syn nazywał. A Wulfringowie po dziś pamiętają tę historię. - Cadoc dopiero teraz po raz pierwszy spojrzał w oczy Eiliandis, a w jego oczach pobłyskiwała ciekawość jak to odebrała i jakiś niecierpliwy niepokój drzemiący znacznie głębiej. - Gleowyn zapewne zna tę historię inaczej. Ale to bez znaczenia. Dla zakończenia. Chodzi o to Eiliandis… że nie wszystkie klany są jak Wulfringowie. Większość żyje w strachu. Chowa się po skałach gdy jakiś podróżny przekracza Wrota Rohanu. I nie umiem im nie życzyć tej samej odwagi, którą mają Wulfringowie.
Opowieść Rogacza była przejmująca. Toteż Eiliandis milczała przez dłuższą chwilę zostawiając się co też może powiedzieć. A to zadanie było widać w jej wzroku.
- Ludzie to nie elfy. W swoim postępowaniu często kierują się impulsem, emocjami. I zaślepieni emocjami mogą dopuścić się czynów, których normalnie nie popełniliby. A później kolejnych i kolejnych. I tak dalej, raz za raz, odwet za odwet. Po tak długim czasie już nikt nie wie kto zawinił i czy w ogóle zawinił. Jest tylko chęć zemsty. Ale ludzie to i nie ogry, które bezmyślnie mordują dla samej rozkoszy mordu. Przynajmniej w większości. Ludzie potrafią się zreflektować, że mogą czynić źle - Eiliandis przerwała by zaczerpnąć tchu, jak przed jakimś ważnym wyzwaniem czy wyzwaniem. - Lękasz się Cadocu czy zjednoczeni poprzez mariaż Rohirrimowie nie spróbują zmiażdżyć klanów? - Zapytała na koniec.
- A na cóż Rohirrimom miażdżyć klany i zdobywać wzgórza Dunlandu? - mruknął Rogacz, a iskra zgasła w jego oczach gdy ponownie przeniósł wzrok na Węglika - Jaskinie, pastwiska i załomy… Nie. Nie lękam się tego. Ale gniew we mnie wzbiera… że nie ma mnie tam. Gdzie mógłbym pokazać. Że nie trzeba żyć w mroku. A zamiast tego jestem tu. I swatam lordów. Wrogów tego co w moich ludziach wymiera. Ich odwagi. I to godami z rozsądku. Podobnymi do tych, z których wojna wynikła.
- Zgodziliśmy się podjąć tego wyzwania. I choć niema to była zgoda i pozbawiona entuzjazmu, to jednak zgoda - powiedziała Eiliandis. - Kogo zatem winić mamy?
Dunladczyk spojrzał na nią z wyrazem zaskoczenia. Zmrużył oczy kilka razy w skupieniu nad tym jakże prostym pytaniem i westchnął ostatecznie.
- Tak. Nikogo. - odparł cicho i pokiwał głową po czym szybko powtórzył to krótkie słowo jakby potrzebując utwierdzenia się w nim - Tak. I dopełnimy starań. Nie chciałem cię niepokoić. Raczej wyrzucić to z siebie. Ten… Wybacz.
- Nie niepokoisz - położyła swą rękę na ramieniu mężczyzny i uśmiechnęła lekko acz ciepło do niego. - Bardzom rada, że zechciałeś podzielić się ze mną swoimi rozterkami. Zwłaszcza, że i mnie nie leży to zadanie. Powiedz zatem jeżeli coś ci na sercu leży.
- Dość zrzędzenia - odrzekł po chwili milczenia - Czekają na nas. Dzięki. Eiliandis. Będę pamiętał.
- Racja, nie powinniśmy kazać na siebie czekać - rzekła kobieta zajmując dłoń z ramienia Rogacza.
Tą samą dłonią chwyciła wodze i delikatnie je pociągnęła. Węglik wnet zrozumiał o co chodzi i ruszył za swoją właścicielką. Zaraz też szturchnął ją łbem w ramię.
- No już, już - Eiliandis uśmiechnęła się i poklepła zwierzę po szyi, co spotkało się z głośną aprobatą w postaci parsknięcia i kolejnymi, delikatnymi kuksańcami, które miały sygnalizować, że to jeszcze nie koniec tych czułości.
Po kilku krokach Gondoryjka odwróciła głowę by sprawdzić czy jej towarzysz również ruszył.
Był tam. Szedł mrużąc właśnie przyzwyczajone do półmroku stajni oczy, gdy wychodzili na światło poranka. Wydawał się jednak pokrzepiony jakby ową niezaplanowaną rozmową. Albo czymś innym.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem