Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2021, 07:25   #79
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zmierzch; mieszkanie Amandy

Amanda dopiero co weszła i zabrała się za robienie herbaty dla nich. Wysłuchała przy tym informacji, które przywiózł jej Kanmi.

- Trochę późno jak na latanie i przekonywanie Janet do eskortowania nas. Z resztą jakoś wątpię by się zgodziła. - Na chwilę zamyśliła się zalewając im herbatę. - W sumie jakby lało to pewnie tym patrolom nie będzie się chciało z aut wysiadać nie? Może warto byłoby zaryzykować.

- Ale najpierw... mam sprawę. Bo widzisz.. chyba wiem gdzie mogą trzymać tego profesorka. - Spojrzała na blondyna. - Chcesz miodu czy cukru? Bo wiesz on chyba jest w opuszczonym stadionie na Bronx. Gadałam z tymi wszystkimi asystentami i innymi magistrami i niby to według nich byłoby dobre miejsce. Myślisz, że dalibyśmy radę to sprawdzić?

- Może być z cukrem. - kierowca odparł nieco machinalnie zastanawiając się nad słowami koleżanki. Przyjął herbatę i razem z nią wrócił do stołu w salonie. Usiadł i zastanawiał się co tu teraz począć.

- Nie rozdwoimy się. Z tą gliniarą pewnie masz rację wyglądała na gorliwą służbistkę. I była wredna. - machnął ręką dając znać, że ma swoje powody aby nie przepadać za sierżant Swanson i widocznie opinia partnerki była mu nawet na rękę. Natomiast nad tą drugą sprawą jakiej podjęli się dla uniwersytetu była już nieco większa zagwostka.

- Znaczy w ogóle to możemy się przejechać do tego Bronxu. Zobaczyć jak to wygląda. To kupa kasy za tego profesorka. Ale jak to takie tajniaki go porwały to pewnie nieźle go pilnują. Wątpię by tak za jedną wizytą udało się rozpykać system chyba, że byśmy mieli niesamowite szczęście. No ale pojechać można. - przedstawił swój punkt widzenia. Nagroda za odnalezienie profesora była kilkukrotnie wyższa od tej za dostarczenie paczki no ale też sprawa wydawała się znacznie bardziej skomplikowana. A w południe w poniedziałek mieli mieć ostatnie zebranie u Koi. Jakby nie zgłosił nikt żadnych problemów to pewnie na dniach już by szykowali się wyjechać z miasta. Co znacznie narzucało limit czasowy na załatwianie innych spraw w tym mieście.

- Jutro możemy tam spróbować pojechać. Dzisiaj wolałbym zająć się tą paczką. Nie wiadomo jaka będzie jutro pogoda ale dzisiaj wydaje się w sam raz na taki numer. Trudno będzie o lepszą. - w końcu blondyn po przemyśleniu różnych “za i przeciw” uznał, że chyba zająć się będzie lepiej tym co wydawało się bardziej osiągalne.

- No to tak zróbmy. Zgarnęłabym nieco śmieci i wrzuciła na pakę by ich zniechęcić do grzebania tam. - Inu podała herbatę blondynowi i sama napiła się ze swojego kubka. Niby mogłabym pogadać z Ayumi dziś w nocy.. jakby mnie przyjęła. Niby mam dla niej ten serwis do herbaty. Tylko czy przesuwać wyjazd… sprawa tej przesyłki też jest paląca. Ech.. ale hajsu szkoda, nie?

- Chcesz iść do Ayumi? Dzisiaj? Właściwie to teraz? Słuchaj jak do niej pójdziesz to może nam się cała sprawa posypać z tą paczką i pogodą. Może cię potem do niej odwiozę? Albo rano? Wiesz, no fajny pomysł, ona cię chyba polubiła to może pójdzie ci na rękę jak powiesz, że przydałby się dzień czy dwa albo kilka. Kto wie? W końcu w poniedziałek mamy przecież zgłaszać kto co ma to można zgłosić, że jeszcze potrzeba jednak parę dni. No ale jak teraz do niej pojedziemy no to nie wiadomo ile to zajmie. - Kanmi gadał jak najęty, szybko i ledwo moczył dzioba w tej gorącej herbacie. Bardziej absorbowały go plany na nadchodzący wieczór który był za pasem. Wyglądało na to, że wierzy w możliwości wpływu jaki Amanda może mieć na szefową no ale obawiał się za bardzo przesunąć to deszczowe okienko jakie przewidział na tą akcję z przewozem paczki dla uniwerku. Spojrzał jednak pytająco na partnerkę czy widzą to podobnie czy niekoniecznie.

- No jak mówiłam o nocy, to miałam na myśli noc, a nie teraz. - Inu wskazała na okno. - Teraz zajmijmy się tą paczką. Ogarnę nam coś do jedzenia, bo nie wiadomo ile się zejdzie i jedźmy po towar.

- Jasne, może być. Zjadłbym coś. - kierowca pokiwał głową i uniósł dłonie w pokojowym geście. Widocznie te słowa gospodyni go uspokoiły co do następnych kroków i był gotów na nie przystać. No i zjeść coś nim znów ruszą w tą psią pogodę w miasto.

Inu zabrała się za gotowanie im czegoś. Nie miała takiego doświadczenia jak Maki, więc skończyło się na mięsie z puszki, jakimś gotowym sosie i kaszy do tego. Musieli zjeść szybko i się zbierać, jeśli mieli jeszcze coś dziś załatwić.

Zjedli szybko. Kanmi wyraźnie się spieszył. Czekało ich mnóstwo roboty w dość krótkim czasie. Do tego o sporej dozie ryzyka więc był milczący i skupiony. W końcu nie wiadomo jak to się mogło skończyć ale nagroda była warta ryzyka. Za darmo paru setek dolców i paczki materiałów wybuchowych nikt im nie da.

- O. Dobrze. Dalej pada. Dobrze. - ucieszył się z tej paskudnej pogody nakładając kaptur i ruszając biegiem do zaparkowanego kombiaka. Brzmiało dziwnie bo mało kto by się cieszył, że musi wyjść na ten lodowaty deszcz i potoki kałuż pod kołami i butami. Ale na to co planowali taka brzydka pogoda mogła okazać się sprzymierzeńcem. Zaraz potem Kanmi otworzył drzwi od kierowcy, wskoczył do środka zamykając je i otworzył dla pasażerki.

- Zaraz się trochę nagrzeje ten gruchot. Masz ten termos? Na razie będzie prosta robota. Póki jedziemy na pusto to nie robimy nic nielegalnego. - kierowca powiedział uruchamiając ogrzewanie w samochodzie i po paru zgrzytach silnik samochodu. Wreszcie ruszyli. Tym razem ostrożnie aby nie podpaść jakimś mundurowym kolegom sierżant Swanson co mogli się nie okazać tak sympatyczni jak ona.

- Mam termos, kawę i śmieci w worku. - Inu pokazała na czarną torbę. - Potem ogarniemy ci auto, ale według mnie nieco bałaganu może zniechęcić do grzebania nam na pace.

Amanda wrzuciła zawiązany worek na pakę i usiadła na miejscu pasażera. Nalała blondynowi kawy i podała kubek.
- A co myślisz o tym profesorku? Warto się w to ładować? Jednak jest to zadzieranie z Agros?

- Tylko jak się dowiedzą kto im wyrwał profesorka. - Kanmi uśmiechnął się nieco złośliwie pod nosem i pozwolił się cieszyć żartem przez chwilę.

- Zresztą może nie trzeba będzie go odbijać? Tam nie było w ogłoszeniu, że za wskazanie też jest jakaś nagroda? Nawet jak wypłacą część z tych 3 kafli to i tak nieźle jak na dzień czy dwa roboty. - zapytał nieco niepewnym tonem bo dotąd to głównie partnerka zajmowała się tą sprawą.

- Ale po prawdzie to na razie wszystko to jest zawieszone aż załatwimy sprawę z tą paczką. - wskazał kciukiem za siebie gdzie może tej paczki jeszcze nie mieli ale tam właśnie niedługo powinna się znaleźć.

- No też prawda. - Inu wzruszyła ramionami. - Mam nadzieję, że nas nie wsadzą jak nas złapią. Brakuje mi tylko bycia wciąganym teraz przez Koi z aresztu.

- Ciekawe co to jest, że takie profesorki się tym interesują. No ale tyle płacą, że chyba lepiej nie wiedzieć. - Kanmi pomny na swoją niezbyt dla siebie przyjemną przygodę z zatrzymaniem przez policję za zbyt szybką jazdę tym razem nie kusił losu. A pogoda i warunki nocnej jazdy w strugach ulewy też nie sprzyjały rajdowym popisom.


Za oknami samochodu mijały kolejne ulice nowojorskiej metropolii. Czasem gęsto oświetlone tam gdzie żyli ludzie a zwłaszcza korzystali z uroków sobotniego wieczoru. Ale zjeżdżali w coraz bardziej odludne rejony miasta. To robiło się ciemniej i puściej. Ludzkie sylwetki pojawiały się coraz rzadziej i momentami można było się poczuć jak na bezimiennych pustkowiach za miastem w jakich tak często buszowali za dawnymi skarbami świata który odszedł.

- No to tutaj. - w końcu kierowca zwolnił aż wreszcie się zatrzymał. Ze dwie ulicy dalej był zamknięty warsztat samochodowy. W reflektorach pojazdu majaczył stary napis pewnie jeszcze sprzed wojny. Właściwie to miejsce jak każde inne jakie do tej pory mijali w ciemnościach ulewnego wieczoru. Jednak to właśnie tu był adres z jakiego mieli odebrać paczkę dla uniwerku.

- Byłem tu wcześniej jak sprawdzałem trasę. Ale nie wchodziłem do środka. Tam z boku chyba się świeci. - przyznał Kanmi który w ich duecie raczej zajmował się samochodem i pokrewnymi tematami jak znalezienie trasy. Ale na miejscu zazwyczaj Amanda przejmowała pałeczkę. Teraz ten warsztat w narożniku kamienicy wyglądał na zamknięty, opuszczony i pusty. Ale na piętrze od strony ulicy świeciło się światło w oknie jakby ktoś tam mieszkał. Wedle tego co mówił Ryan ktoś tutaj miał na nich czekać aby przekazać paczkę. Jednak trudno było zgadnąć co zastaną wewnątrz.

- Podjechać? Mam iść z tobą? - zapytał blondyn zerkając na nią. Chociaż w ciemnościach widziała tylko ruch jego bladego owalu twarzy jaki skierował się w jej stronę.

- Podjedź i stań tak byś słyszał jakbym zaczęła się drzeć. - Amanda uśmiechnęła się do blondyna, na razie spróbuję wejść i pogadać sama.

- Dobra. - blondyn w ciemności skinął głową i powoli ruszył przez zalaną ulewą ulicę. Chwilę potem zaparkował przed głównym wejściem do budynku. Ich przyjazd nie został niezauważony bo zaraz potem ktoś podszedł do okna i wyjrzał aby sprawdzić kto przyjechał o tak późnej porze.

Amanda wysiadła z auta, naciągając na głowę kaptur i pomachała do wyglądającej do nich persony, mając nadzieję że ta uzna iż nie mają złych zamiarów. Powoli podeszła do głównego wejścia.

Na zewnątrz okazało się tak zimno i mokro jak to wyglądało z wnętrza kombi. Ciężkie, zimne krople łomotały tak o kaptrur i ramiona kurtki jak i mokry asfalt i całą resztę ulicy. Same drzwi wejściowe nie wyglądały zbyt ciekawe. Sylwetka w oknie nie odwzajemniła niemego powitania a gdy spod drzwi Amadna zadarła głowę aby spojrzeć w to oko to było już puste. Musiała zastukać w drzwi i po chwili czekania usłyszała z zewnątrz kroki jakie zatrzymały się gdzieś po wewnętrznej stronie drzwi.

- Czego tu szukasz? - zapytał z wnętrza męski, niezbyt sympatyczny za to cechujący się nieufnością głos.

- Mam cynk od Ryana, że czeka tu na niego przesyłka, którą trzeba dostarczyć na uniwerek. Amanda przytrzymywała kaptur by deszcz nie zacinał jej w twarz.

Przez chwilę nic się nie działo. Jakby tamten w środku trawił słowa gościa. A po tej chwili dał się słyszeć chrobot zamków i zasuw po czym drzwi otworzyły się na wąską szczelinę wciąż blokowaną przez łańcuchową blokadę.

- Pokaż się. - rzucił krótko mężczyzna słabo widoczny przez tą szczelinę. Ale chyba miał jakąś bluzę z kapturem. Tylko bez założonego kaptura. Jakiś wygolony prawie na zero białas.

Amanda podeszła do światła wydobywającego się przez drzwi. Zerknęła tylko na Kanmiego czy blondyn ich obserwuje.

W ciemności dostrzegła tylko ciemną, bryłę kombi. Ale jak kierowca tam był to powinien widzieć to co się dzieje przed frontem budynku. Zresztą ten drugi chyba był na tyle uspokojony z oględzin, że zamknął drzwi. Szczelina światła zniknęła i dał się słyszeć metaliczny zgrzyt jak przesuwał łańcuch i po chwili drzwi stanęły otworem.

- Właź. - powiedział krótko odsuwając się od przejścia aby Amanda mogła wejść do środka. Rzeczywiście był w jasno szarej bluzie z kapturem i jakichś roboczych spodniach. I jakiś sportowych butach. Kilka kroków dalej w korytarzu jakiś drugi przyglądał się całej tej scenie ale się nie odzywał. Ten wydawał się dość patykowatym szatynem i wydawał się młodszy.

Inu weszła do środka i zdjęła kaptur z głowy.
- Wiecie o co chodzi, czy błędny adres? - Spojrzała na dwóch mężczyzn, trzymając się nieco na dystans.

- Zaraz się okaże. Sprawdź ją. - ten łysy co otworzył drzwi teraz je zamknął i przekręcił zamek. Ten młodszy wyjął z kieszeni coś co wyglądało jak mała krótkofalówka.


Podszedł do Amandy i przesunął po jej sylwetce z góry do dołu, i na boki. Wtedy zorientowała się, że to pewnie wykrywacz podsłuchów. Ale nic nie zapiszczało skoro ich nie miała. A tym dwóm chyba trochę ulżyło.

- Nic nie ma. - powiedział ten z wykrywaczem do kolegi. A ten obserwował gościa podejrzliwym wzrokiem.

- Dobra to kim jesteś? I po co? - ten łysy nie tracił podejrzliwości ale zadał najważniejsze pytania wobec osoby jaką spotkał pierwszy raz w życiu. No a na tym krótkim korytarzu rozmawiało się swobodniej niż przez szparę w drzwiach i strugach lodowatego deszczu.

- Przysłał mnie Ryan z uniwerku bym zgarnęła dla niego przesyłkę. - Amanda wzruszyła ramionami. Jestem przeszukiwaczem i tym się zajmuję.

Łysy pokiwał swoją łysiną i zastanawiał się chwilę. Spojrzał na kolegę i tak naradzali się chwilę spojrzeniami. W końcu ten z detektorem wzruszył lekko ramionami co chyba przesądziło sprawę.

- Dobra. Powiedz kierowcy by wjechał do garażu. - powiedział w końcu zwracając się do kobiety. Znów otworzył drzwi aby ją wypuścić a w tymczasie ten drugi ruszył gdzieś w głąb korytarza.

Inu przytaknęła, wyszła z budynku i pomachała do Kanmiego dając znak by ten podjechał. Przy okazji wskazała na drzwi do garażu.

Nie widziała w tych ciemnościach reakcji samego blondyna ale słyszała jak uruchomił silnik. Przy drugiej próbie. Po czym kombi leniwie ruszyło z miejsca kierując się w stronę Amandy i drzwi od garażu jakie w międzyczasie ktoś otworzył. Kombi wjechało do środka i ten od detektora zamknął je po tym jak goście znaleźli się wewnątrz starego warsztatu. Już tam czekał na nich ten łysy i jakiś czarnoskóry.

- To to. - rzekł ten łysy wskazując na jakieś coś wielkości lodówki okręcone ciemną folią i jakąś plandeką. Przez co wyglądało jak jakieś mało foremne coś. Leżało na palecie więc młody podjechał paleciakiem i dźwignął to coś po chwili pompowania. Podjechał pod tył kombiaka a Kanmi otworzył tylne drzwi. Nastąpiła chwila sapania, przeklinania i kombinacji jak tego kloca wspólnym wysiłkiem umieścić na klapie kombi. Kanmi i ten łysy próbowali od środka ciągnąć a Murzyn i ten młody pchali pakunek od zewnątrz. Zajęło to dobre parę chwil ale w końcu ładunek został ulokowany na miejscu a klapa zamknięta.

- No to przejmijcie pałeczkę. Powodzenia. - łysy nawet jakby się uśmiechnął gdy otarł pot z czoła. We czterech się nieźle zasapali mocując się w ciasnej przestrzeni osobówki z tym ciężkim ładunkiem. Ale dali radę. Teraz rzeczywiście para kurierów musiała wziąć na siebie przetransportowanie ładunku na miejsce.

- Przyda się. - Inu uśmiechnęła się. Planowała przywalić to wszystko śmieciami, ale to mogło poczekać aż wyjadą z garażu. Załadowała się na miejsce pasażera i poczekała aż Kanmi wyjedzie z garażu.


Wkrótce po wyjechaniu z tajemniczego garażu Kanmi zatrzymał wóz na jakiejś bezimiennej, ciemnej ulicy zalewanej potokami lodowatej ulewy i razem z partnerką próbowali obsypać tymi zabranymi z domu rupieciami aby wyglądało to tak odpychająco jak się da. Wyszło tak sobie. Jak wielki pakunek z jakimiś rupieciami na wierzchu. Za mało tych gratów mieli aby przykryć coś tak wielkiego. Z drugiej strony było ciemno to niewiele było widać bez latarki a ulewa dodatkowo moczyła szyby i zniechęca do wychodzenia na zewnątrz. Aby dłużej nie moknąć bez potrzeby szybko wrócili znów na swoje miejsca.

- To teraz gdzie? Jak myślisz? Koło tych gliniarzy czy koło rzeki przez ten małpi gaj? - zapytał blondyn częstując siebie i sąsiadkę kawą z termosu. Na taką zimnicę okazała się prawdziwym balsamem rozgrzewającym.

- Najpierw stańmy przy jakimś śmietniku co by jeszcze coś tu dorzucić, bo wygląda to słabo. - Inu rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś źródła bałaganu. - A jedziemy tak jak ustaliliśmy u mnie w chacie.

- Dobra. Poszukamy czegoś po drodze. - kierowca skinął głową i ruszył powoli przed siebie. Jechali dnem czarnego kanionu wypalonych wojną i czasem ulic. Obecnie zalewanych lodowatą ulewą jaka zmywała błoto, śmieci i drobne kamienie brudnymi potokami. W końcu wypatrzyli jakiś spustoszony sklep z rozwaloną dawno temu futryną. Kanmi zwyczajnie do niego wjechał jak do miejskiej jaskini. Po czym oboje wysiedli z wozu i w świetle reflektorów i latarek zaczęli ładować co się nawinęło pod rękę aby przywalić to coś na pace wozu. Powędrowały tam jakieś półki z regałów, stary telewizor ze ściany z pekniętym monitorem, klawiatura komputera znaleziona na podłodze za ladą i co tam jeszcze im wpadło w ręce. Wreszcie paka kombi zaczeła przypominać mini śmieciarkę, jakby przewozili tam śmieci wyzbierane z gruzów. Kanmi uznał, że lepiej już chyba nie będzie i czas ruszać w drogę. Jakby zjawili się zbyt późno to też mogło się wydać podejrzane. A tak późnym wieczorem to jeszcze mogą ściemniać, że ulewa ich opóźniła i wracają do domu chociaż na noc czy co. Tak czy inaczej znów wrócili do samochodu i wrócili na zalane ulewą i mrokiem lodowatej nocy ulice. Przejchali kawałek aż w pewnym momencie Kanmi zwolnił, zgasił reflektory i powoli zbliżył się do krzyżówek.

- To tam. - powiedział krótko wskazując na odległe o kilka domów światła posterunku od strony pasażera. Widok prawie rutynowy w tym mieście. Jakaś buda, szlaban, betonowe barierki i pewnie garby na drodze jakie miały spowolnić pojazdy. Dało się poznać po tym jak woda tam buzowała. Ale jakoś poza tym nic się nie działo. I nikogo innego nie było w tej chwili przy tej bramie. Posterunek był dość nowy bo miejsce Amanda kojarzyła, rzeczywiście wcześniej czasem tędy jeździli z Kanmim i nic tutaj nie było.

- Chyba spokojnie. - powiedział niepewnie Kanmi jak tak chwilę obserwował ten spokój i bezruch na posterunku. Wyglądało, że nic się nie działo. Było to zrozumiałe skoro nikt nie przejeżdżał przez bramę a ulewa zniechęcała do wychodzenia na zewnątrz.

- No cóż.. bez ryzyka nie ma zabawy nie? - Inu popijała kawę z termosu spoglądając na posterunek, spróbuj stanąć tak by klapa bagażnika wystawała na deszcz.

- Jakoś tak. - zgodził się kierowca i zapalił reflektory ruszając z miejsca. Skręcił na tą ostatnią prostą jaka prowadziła na posterunek i bez pośpiechu podjechał pod niego. Zatrzymał wóz przed znakiem stopu i tymi garbami na drodze jakie miały spowalniać przejeżdżające pojazdy. Z bliska widzieli trzy sylwetki policjantów w granatowych mundurach. Złapali ich spojrzenia jak ci podnieśli głowy aby sprawdzić kto tam podjechał pod bramę. Bez pośpiechu popatrzyli po sobie zamieniając ze sobą parę słów. W końcu dwóch z nich podeszło gdzieś do tyłu i też ceniąc swój czas zaczęło ubierać wojskowe peleryny przeciwdeszczowe. Tylko paski odblaskowe i napis “POLICE” odróżniały je od tych używanych przez armię.

- To zaraz się zacznie. Jakby co to się uśmiechaj i w ogóle. - w głosie blondyna dało się wyczuć napięcie jakby sam miał kłopot z zastosowaniem się do własnej rady. Dwaj gliniarze w tym czasie ubrali się w te peleryny i wyszli przed budę posterunku ale jeszcze pod krótkim daszkiem gdzie lodowaty opad był mniejszy. Ten pierwsz dał znak ręką aby podjechać bliżej szlabanu gdzie zwykle następowało legitymowanie obsady wozu i jego obsady. Kanmi nieco zwiększył obroty i powoli wjechał na pierwszy garb przy którym resory zaskrzypiały. Ale to było nic w porównaniu do grzechotki jaki tworzyły śmiecie i rupiecie gdy tylne koła zeskoczyły z tego garbu. Potem jeszcze tak podskakiwali na dwóch kolejnych garbach nim samochód zatrzymał się tuż przed szlabanem obramowany betonowym barierkami. Dopiero wtedy dwóch gliniarzy wyszło na tą ulewę. Jeden obszedł maskę i zbliżył się od strony pasażera a drugi od strony kierowcy. Zastkukali w okna aby dać znać, że trzeba opuścić szyby.

- Dobry wieczór panie kierowco. Dokumenty proszę. Kiepska pogoda na wycieczki. Dokąd to wam się tak spieszy? - początek rozmowy zaczął się dość rutynowo. Kanmi podał swoje dokumenty i grzecznie położył łapy na kierownicy. Gliniarze często robili się nerwowi jak nie widzieli obu łap kierowcy. Jakoś zawsze podejrzewali, że niewidoczna dłoń sięga po broń czy innego wrednego psikusa. Więc blondyn nie chciał ich prowokować. Drugi z drgugiej strony podobnie wylegitymował pasażerkę.

- Wracamy do domu. Ta ulewa nas złapała. Trochę utknęliśmy. A nie chcieliśmy gdzieś koczować do rana. - odparł Kanmi tak mniej więcej jak od początku planował powiedzieć. Gliniarz który go sprawdzał na razie nie odpowiedział sprawdzając przy latarce jego papiery.

- Mieszkacie w Koi? No to trochę dziwna trasa na powrót do domu. - policjant widocznie dotarł do adresu zamieszkania i musiał znać miasto. Rzeczywiście to nie była najprostsza droga powrotu do enklawy Koi chociaż nie niemożliwa. Jakby wracali do Koi musieliby po tym posterunku skręcić na południe dość mocno. Bliżej były inne bramy wjazdowe do miasta. Za to jakby skręcali na północ do do okolic uniwerku mieli już nie tak znowu daleko.

- Tędy nam pasowało. - wydukał Kanmi ledwo już ukrywając zdenerwowanie. Spojrzał na sąsiadkę niemo prosząc ją o wsparcie w tym jakimś rzutkim wyjaśnieniu zanim gliniarz zrobi się naprawdę podejrzliwy.

- Moja kochanka mieszka niedaleko. - Inu wskazała na okolicę gdzie mieszkają gliniarze. - Miała znajoma, że Kanmi mnie do niej podrzuci do niej. Wiedzą panowie… tak w dzień wpadać do kochanki to słaba opcja bo zazwyczaj jej w domu nie ma.

- Tak, pewnie tak. - ten który stał przy kierowcy odparł ale jakoś bez przekonania. Amanda nie widziała ich twarzy ale brzmiało jakby takiej odpowiedzi się nie spodziewali. Zwłaszcza, że Kanmi ochoczo pokiwał głową twierdząco, rozłożył ramiona i uśmiechnął się bezradnie na znak, że tylko jest tutaj od jeżdżenia.

- No dobrze a co tam wieziecie? - gliniarz zaświecił latarką przez tylne okno pojazdu i zapytał tak już chyba dla formalności. Trudno było zgadnąć co mógł zobaczyć przez zalaną deszczem szybę i czy w ogóle coś zobaczył. Kanmi znów szybko posłał spojrzenie na pasażerkę aby coś rzucić bo na razie chyba szło im dość dobrze. Ale gdyby trafili na nadgorliwców co chcą sprawdzić pojazd dokładnie mogłaby wyjść wtopa. A jeszcze była nadzieja, że jak zabrzmi coś odpowiednio to ich puszczą bez dokładnego sprawdzania.

- Jestem przepatrywaczką… no, a straszną bida zleceniami przy tej pogodzie. Mamy nieco złomu z różnych wysypisk. - Amanda wzruszyła ramionami jakby nie było to nic istotnego. - Potrzebujecie zerdzewiałych obręczy, puszek i podobnego złomu? Chętnie opchnę komuś innemu niż temu zgredowi z dzielnicy świateł. Niby stać go na super lokal a sępi potwornie.

- O a kojarzycie Janet? Wiecie może czy skończyła robotę? Bo nie wiem czy już do niej wpaść czy za godzinkę lub dwie.

- Janet? Jaka Janet? - zapytał ten co stał naprzeciwko pasażerki okazując zaciekawienie w głosie. Ten od strony kierowcy dalej świecił gdzieś na tylną szybę jakby próbował dojrzeć co tam może być.

- Puszek to nam nie potrzeba. - odparł ten od kierowcy.

- To mam jeszcze obręcze od roweru, fragmenty maski, jakieś powycinane, zestaw drzwi od lodówki. - Inu wyszczerzyłą się. - Jeszcze przed myciem, no ale sami wiecie. A Janet... nazwiska nie pamiętam... wie pan to nie taka zażyłość by się tytularnie przedstawiać, ale jakoś ją znajdę.

Reakcji tego co stał przy kierowcy pasażerka nie widziała ze swojego siedzenia. Najwyżej kawałek jego torsu tak do piersi a raczej przeciwdeszczową płachtę jaka skrywała ten korpus. Tego co stał przy niej widziała lepiej.

- A z jakiego posterunku ta Janet? Może ją znamy? - zapytał ten chyba młodszy który wydawał się być zaintrygowany tym miłosnym wątkiem pomiędzy dwoma kobietami z których do tego jedna miała być policjantką.

- Hm… coś w okolicy pewnej knajpy. - Inu podała nazwę baru, w którym miała schadzkę że Swanson. Po tym uśmiechnęła się nieco zalotnie to przesłuchującego ją policjanta. - Wiedzą Panowie… kobiety starają się być dyskretne.

- Tak, zapewne. - gliniarz przytaknął chociaż bez przekonania. Wydawał się nawet rozczarowany taką odpowiedzią. - I jak tam Harry? - zapytał w stronę tego co stał od strony kierowcy.

- W porządku. Możecie jechać. Szerokiej drogi. - odparł ten drugi oddając dokumenty blondynowi. Ten podał je Amandzie i pokiwał gorączkowo głową.

- Oczywiście! Bardzo panowie mili i przepraszamy, że tak późno i w ten deszcz. - Kanmi jakby nagle odzyskał mowę bo się wdzięczył i słodził na całego. Gliniarz jaki sprawdzał papiery pasażerki obszedł maskę kombiaka i razem z kolegą zaczął wracać w stronę ogrzanej i oświetlonej budki. Ten drugi machnął do tego co został wewnątrz, ten skinął głową i wykonał jakiś ruch dłonią. Po czym szlaban zaczął się podnosić zwalniając osobówkę dalszą drogę. Kanmi nie czekał i chyba ostatkiem sił woli nie wyrwał do przodu jak na wyścigach tylko ruszył powoli i zgodnie z przepisami.

- Udało się! Widziałaś?! Udało się! O rany byłaś bezbłędna! Nawet ta wredna gliniara się na coś przydała! - kierowca krzyknął dając wreszcie upust swoim emocjom. Objął prawą ręką pasażerkę, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Tak mówił jakby nawet Janet wybaczył, że jest gliną i taka wredna. No chociaż na chwilę tej dzikiej radości. Teraz już mieli drogę wolną to do tego adresu podanego przez Ryana powinni już dojechać bez jakichś posterunków. Istniała nadzieja, że przy tak paskudnej lodowatej ulewie nikomu nie będzie się chciało robić wyrywkowych kontroli na mieście.

- Jesteś mi winien długą i namiętną noc. - Inu sięgnęła po termos z kawą. - Ale najpierw zawieźmy to coś i zgarnijmy nagrodę.


Gdy zajechali pod wskazany adres było może z godzinę do północy albo podobnie. To pogranicze gdy powoli wieczór zaczyna przechodzić w noc. Dalej lało jak z cebra topiąc miasto w potokach lodowatych strumyków i kałuż które momentami zmieniały się w rwące potoki pełne porwanych śmieci. Jak kombi na takie trafiało Kanmi musiał uważnie manewrować aby przez nie przejechać albo ominąć. Więc dotarli całkiem późno na wskazane miejsce.

- To tutaj. - rzekł cicho blondyn na nowo zaczynając się spinać. Znów byli przed obcym budynkiem w którym nie wiadomo co i kto było w środku. A tym razem mieli trefny towar za plecami. Front wyglądał jak kolejna z miliona kamienic tego miasta. Z tym, że na parterze był chyba zakład fryzjerski. Czy wciąż działał czy od dawna nie i tylko szyld został po ciemku nie dało się rozpoznać bo w obu wypadkach byłoby ciemno i zamknięte na głucho czyli tak jak to właśnie obserwowali w reflektorach świateł. No ale Ryan podał ten adres jako kontakt. Trzeba było wejść do klatki schodowej przy tym zakładzie fryzjerskim i zastukać na parterze w pierwsze drzwi po lewej. Cała kamienica jednak stała ciemna i jakby była pusta albo wszyscy już spali. Oba warianty wydawały się równie prawdopodobne.

- Zaczekaj na mnie. - Inu zakręciła termos i upewniwszy się że ma przy sobie spluwę podeszła do drzwi kamienicy. Szła ostrożnie zerkając na okna budynku, ciekawa czy jest obserwowana.
 
Aiko jest offline