Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2021, 19:25   #109
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Ja już swoją pracę wykonałem. Zostawiam Karę w dobrych rękach, nie nadaję się do posłowania. Nie zwykłem pracować gębą, a mieczem. - stwierdził wyraziście, ale znać, że szczerze.

- Wiem, że poradzicie sobie i życzę wam jak najlepiej. Muszę jednak dopilnować innych kwestii i pomyśleć o tym, co mnie przygnało w te dzikie ostępy... - twarz wydawała się nie zdradzać emocji. - Jestem przekonamy, że spotkamy się jeszcze, tylko oprzyj się pokusie zostania Amazonką... - zażartował z szelmowskim mrugnięciem okiem do Zoi, co było rzadkością w relacjach zazwyczaj powściągliwego ochroniarza, z resztą eskorty.

Mimo lekkich rozterek, wewnętrzny głos podpowiadał mu, że podjął właściwą decyzję. Nie pragnął jeszcze ryzykować i kłaść na szali swego żywota, wkraczając wraz z wąską grupą w świat dzikusek. Zawierzał jednak bardziej pikinierom i zwykłym żołnierzom pod komendą Rivery. Nie miał dość ambicji, by odgrywać rolę pioniera w kontaktach z tubylcami. Może kiedyś podjąłby się tego bez wahania, lecz dziś Carsten miarkował swoje zaangażowanie. Przeszłość nauczyła go przezorności i roztropności, dzięki niej potrafił zważyć ryzyko i cieszyć się reputacją profesjonała w swoim fachu.

Postój wykorzystał na odpoczynek, spotkanie z Estebanem, który zajmował się ich jucznym zwierzęciem. Po oględzinach stwierdził z zadowoleniem, że muł jest zadbany i dobrze znosi wędrówkę, a miał wiedzę w tym temacie, gdyż niejednokrotnie opiekował się zwierzętami. W Sylvanii, jego pryncypał posiadał znaczną stadninę i zacne rumaki. Wszystko to jednak zostało zniszczone w okolicznościach budzących grozę i czasem powracających do świadomości Eisena bolesnym koszmarem wspomnień... Wiążących się nieodparcie z rodziną, która również została brutalnie okaleczona, a wręcz rozbita. Serce ochroniarza zasnute zostało mgłą rozpaczy, jakiej dotąd nie potrafiły przebić nikłe promienie nadziei...

Rankiem miał okazję spotkać jeszcze drużynę przed wymarszem. Rzucił spojrzenie Karze, która przysparzała mu czasem kłopotów, ale nie wynikło z nich nic więcej prócz nerwów i zaniepokojenia. Oblicze miała nieprzeniknione, dumne i niewzruszone. Bastard nie bacząc na etykietę skoczył ku dziewczynom i merdając radośnie ogonem, towarzyszył przez dłuższą chwilę Zoi i Karze, kiedy wyruszały z misją wraz z resztą posłów. Dopiero na zdecydowaną komendę Carstena powrócił do swego pana, jakby nie w pełni rozumiejąc decyzję...

- Cóż piesku... - powiedział cicho Eisen, głaszcząc wiernego towarzysza, który przejmujaco zaskomlał. - Musisz pogodzić się z nową sytuacją...
W sumie nie tylko ty...


Odetchnął i kiedy drzewostan oraz tutejsza wybujała roślinność pochłonęły grupę, niczym kotara w zielonym teatrze dżungli, zajął swoimi sprawami. Myśli o synu zdominowały jego głowę i nastawiły na kierunek działań. Przejrzał notatki na szkicach, naniesione po wizycie u Evo Hostery, aby zwracać uwagę na miejsca, które mogły kryć prawdziwie bezcenne dlań skarby. Skarby, które na przekór okrutnym okolicznościom, karmiły wiarą i nadzieją, tchnieniem życia pochodzącego gdzieś z głębi, rozświetlały ponure fałdy mroku zstępujące z sylvańskiej krainy dawnego koszmaru...
 
Deszatie jest offline