Kapłan Grimnira
- Przepowiednia? To możliwe, ale nie mam pewnych wiadomości jeszcze. Uklęknij.
Kapłan położył rękę na ramieniu Bladina, mamrocząc pod nosem słowa modlitwy. Podsunął mu potem topór o podwójnym ostrzu. Przeciągnął wnętrzem po jednym z nich, po czym poczekał, aż Gladenson zrobi to samo na drugim. Podał mu w końcu prawicę, ścisnął ją tak, by ich krew się zmieszała, i pomógł mu wstać.
- Niech Grimnir napełni twoje głowę rozsądkiem, serce odwagą, a ręce siłą.
Elficki kwartał
Ganellian Athair’nall równie dobrze mógł mieć sto, jak i trzysta lat. Białe włosy nie były oznaką sędziwego wieku, a bladoskóra twarz nie wyrażająca żadnych emocji przypominała pogrzebową maskę.
- To część twojej prywatnej zemsty? Nieważne zresztą. Nic nie wiem o tym niby sygmaryckim naszyjniku, ale jego opis przypomina mi legendy o czymś podobnym. Małym łuku wyrzeźbionym z gałęzi zrzuconej z praojca dębu z Athel Loren przez samą Ishę. Jak każda legenda, pewnie i ta zawiera ziarnko prawdy, zazwyczaj nie tam, gdzie ktoś się tego spodziewa.
- Karak Moran? Wybacz, krasnoludzkie kamienne więzienia nie interesują mnie na tyle, żeby wiedzieć o nich coś więcej. – Marval wiedział, że mędrcowi nie chodzi o dosłowne więzienie. – To w Górach Szarych, prawda?
Łowcy czarownic
Normalverbrauchera znaleźli w kapliczce. Klęczał na kamiennej podłodze i nie wstając z klęczek przemówił.
- Żadnego śladu. Żadnego zapisu o kulcie, o grupie. Tylko pojedyncze osoby wyjawiały imię Malala w trakcie przesłuchań.
Domyślali się o jaki rodzaj przesłuchań chodziło.
- Macie coś na astrologa?
Antykwariusz
Johann po dłuższym czasie powrócił z zaplecza swojego sklepiku.
- Szukałem czegoś, ale nie znalazłem. Nie wiem wiele o twierdzy Moran, tyle co i ty. Karak Azgaraz istotnie jest najbliżej utraconej warowni, tam będą wiedzieli najwięcej, choć sami mają poważny problem. Góry i podziemia roją się od ich wrogów, goblinoidów i szczuroludzi.
Skrzydlaty Knur
Konrad, Wolken i Marval spotkali się przy wieczornym kufelku. Sala baru w Skrzydlatym Knurze była pełna, jak co dzień zresztą, ale dziś panowała w niej atmosfera pełna napięcia.
- Słyszeliście? – Barman Frank przetarł ich blat. – Hrabina Emanuela, ta z Nuln, Elektorka, nie żyje. Podobno wyszła z miasta z chorobą.
- E tam, zaraza, tu mi wóz jedzie – mężczyzna przy sąsiednim stoliku pokazał gdzie miałby jechać ten wóz – jeśli wyciągnęła nogi z naturalnych przyczyn. Pewnie ktoś jej pomógł, trucizną albo nożem.
Jego towarzysz, niziołek o prostych włosach ściętych na pazia, przełknął spory kawał ciasta. Brak kędzierzawej czupryny przyciągał uwagę niczym mutacje u wyznawców chaosu.
- No, ciekawe co z następcą. Nie miała oficjalnie uznanego potomka. To się teraz zacznie, poszukiwanie bękartów, próby ich uprawomocnienia przez jednych i mordu przez drugich. Ciekawe czasy, mówię ci.
Dołączył do nich spóźniony Peter, z zafrasowaną miną kładąc kawałek papieru na stole. – Historia dzieje się na naszych oczach. Musicie dołączyć do zwycięskiej strony – odczytał wiadomość znalezioną na swojej poduszce.
Rycerz i Dama
Gladenson tymczasem spędzał czas w Rycerzu i Damie przy piwie i solonych śledziach, w towarzystwie przypadkowo spotkanych Eckhardta i Rolfa, najemników z oddziału Celestiuma. Nazwa tego podłego przybytku pasowała do niego jak pięść do oka, ale krasnolud nie narzekał, pozwalając tamtym na powolne upijanie się.
- Astrolog jaki jest, taki jest, ale skórę nam niejeden raz uratował. – Języki powoli rozwiązywały się. – Ma naszą lojalność, do samego końca. Póki jesteśmy po jego stronie, będziemy zwyciężać.
Cesarski pałac
Poranny posiłek przerwał im lokaj w schludnej liberii, z nałożoną na głowę białą peruką z fantazyjnymi lokami i głosem tak wysokim, że podejrzewali u niego brak pewnych części ciała.
- Szanowni panowie, wybaczcie to najście i przerywanie wam spożywania śniadania. Przekażę jeno wiadomość od mojego pana, Stefana Waltera von Weinerschlosse. – Brzmiał tak sztucznie, jak wyglądał. – Uprzejmie zaprasza on panów do cesarskiego pałacu na rozmowę w porze popołudniowej herbaty. Czy mam przekazać od panów jakąś odpowiedź?