W zbrojowni mieszczącej się na poziomie -5 można było powiedzieć, że panował zarówno gwar jak i pustka. Wszystko zależało, którą ścieżką się poszło. Z strzelnicy do uszu Stainera dobiegał wręcz nieprzerwany turkot i hałas wystrzeliwanej broni, zarówno półautomatów jak i szybkich zabójczych karabinów i pistoletów maszynowych, wszystkich ze stajni Militechu. Potężni żołnierze korporacji, obtoczeni niczym niedźwiedzim sadłem w ciężkie pancerze mijali Johana z cichą dezaprobatą widząc jak to solosi, zbyt słabe i kruche mięso. Po prawdzie agent ćwiczył na siłowni trzy lub nawet cztery razy w tygodniu, niemniej nie mogło się to równać z masą mięśniową i wszczepami zawodowych żołnierzy, którzy mogliby złapać Johana za kark i zmiażdżyć go jednym mocniejszym uchwytem.
Halec siedział za pancerną wzmacnianą szybą w swoim warsztacie kwatermistrza. W jego otoczeniu znajdowało się krocie rozłożonej broni, smary, dodatki i ulepszenia gotowe do zainstalowania. Johan widział go może raz, dwa razy w życiu, kiedy odbierał służbową broń czy brał kwit na trening w strzelnicy. Kiedy podszedł zobaczył jak łysiejący, wychudzony mężczyzna uśmiecha się dziwnym, zgaszonym i nieśmiałym gestem. Jego tanie, kwadratowe cyber-oczy, które wtapiały się w oczodoły jak roztopiony szary ser z plastiku zaświeciły zielonymi punktami.
-Johan Stainer, co Cię tu sprowadza?!- wykrzyknął ponurym, ale o dziwo żywym głosem.
Agent przez chwilę zastanawiał się jak go zapamiętał, ale połączył fakty i zrozumiał, że Halec musi mieć stały dostęp do baz danych personelu. Kwatermistrz musiał na bieżąco rewidować komu i kiedy daje najlepszy karabin szturmowy, a kto wisi mu kasę za przegranego pokera. To drugie prawdopodobnie należało już do spraw jego hipokampa.
-Mam ważne spotkanie. Potrzebuję trochę magazynków do mojego przydziałowego Lexingtona i jeśli da się jakieś opancerzenie…
-Znam, znam Twój typ. Coś co zmieści się pod tym modnym garniturem, jak sądze?- powiedział Halec i jeszcze mówiąc słowa położył przez okienko trzy magazynki amunicji pistoletowej 10mm a potem znikł za drzwiami i po krótkiej chwili wyniósł lekką kamizelkę nano-węglanową.
-Cud, miód. Lekka, opinająca się na ciele, nie utrudnia ruchów i nie jest widoczna. Nanorurki węglowe złożone w wiązania heksoidalne. O rykoszety nie musisz się martwić, z bliska przetrzyma lekki kaliber o ile ktoś nie przystawi Ci spluwy prosto w brzuch…- na chwilę kwatermistrz uśmiechnął się zajadle z rozmarzeniem, jakby fantazjował o nieletnich dziewczynach.- Coś jeszcze? Oczywiście zgodnie z poleceniem, za dodatkowy sprzęt będziesz musiał zapłacić już z osobistego konta.
-Długo jeszcze?- powiedział nagle basowo za plecami Johana jakiś wygolony na czerwony irokez trep, który ewidentnie wrócił z siłowni bez prysznica, bowiem cuchnął kwaśnym potem, i typową wonią wydzielaną przy braniu silnych anabolików.