Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2007, 15:07   #4
Julian
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Tek siedział przy biurku w swoim pokoju. Był ubrany jak zawsze, ciemno-czerwona koszula, czarne spodnie, pomarańczowa chusta na lewym ramieniu zakrywająca całą jego lewą rękę. Jego ciało było blade, właściwie białe, podobnie jego tęczówki i długie, luźno rozpuszczone włosy. Był wysoki i całkiem dobrze zbudowany. Wyglądał na około dwadzieścia lat.
Pokój prawie w ogóle się nie zmienił od ostatniej wyprawy, nie licząc tego, że był trochę bardziej zaniedbany. Za to Tek się zmienił, każda wyprawa coś w nim zmieniała i pokazywała mu coś nowego. Ostatnia pokazała mu, że nie tylko jego rasa jest zdolna do stworzenia dobrej grupy, a pierwsza pokazała mu, że... Cóż, pokazała mu tyle, że nikomu nie można ufać...
Usłyszał dźwięk głośnika, wyruszała kolejna wyprawa, zaczęło się wymienianie imion.
Posv... Jedyna osoba z poprzednich wypraw, którą szanował. Potrafił równie dobrze słuchać i walczyć, Tek rzadko widywał u strażników obie te cechy naraz.
Veriene... Pamiętał ją z poprzedniej wyprawy jednak nie miał na jej temat wyrobionego silnego zdania.
Tek... Spodziewał się tego.
Lanoreth... Imię brzmiało znajomo, jednak nie mógł sobie przypomnieć skąd je zna.
Ashur, Alemir, Seiya, Kyro... Imiona nic mu nie mówiły, miał szczerą nadzieję, że będzie to rozsądna grupa.
Jednak to wywołanie było inne - 'przygotować się do wyprawy', nie stare 'proszeni do sali odpraw'. Czuł, że ta wyprawa też będzie inna, a to zdecydowanie nie było dobre przeczucie... Sięgnął duży bukłak z wodą i napił się. Potem sięgnął do szuflady skąd wyjął strzykawkę i buteleczkę z adrenaliną. Napełnił strzykawkę, wsunął ją pod chustę na ramieniu i uzupełnił sobie zapas adrenaliny. Był teraz gotów na wszystko. Sięgnął na biurko po jakiś mały podłużny kamyk leżący pośród rupieci i zaczął go obracać w palcach w oczekiwaniu na wywołanie ich do sali odpraw. Nie doczekał się, zamiast tego usłyszał pukanie do drzwi. Wsunął kamyk do kieszeni i chwycił z biurka małą pomarańczową chustę. Zawiązał sobie ją na twarzy i poszedł otworzyć drzwi. Nie spodziewał się, że tak go ściągną do sali odpraw, ale nie przeszkadzało mu to. Ruszył za nim ściskając w rękach to co dostał, w międzyczasie czytając wydruk.
'"Przynajmniej jednemu z was uda się tego dokonać"? No widać, że mają bardzo wysokie mniemanie o grupie którą tam wysyłają...' Pomyślał po czym westchnął.
Gdy doszedł na miejsce zdziwił się, że miejsce przed którym stoi nie jest salą odpraw, ale to było najmniej ważne. Wkrótce zobaczył już całą grupę. Przypomniał sobie także Lanoretha. Gdy nadeszła Kyro, widział już, że jest inna niż oni. Na jej słowa odpowiedział tylko dziwnym, trochę smutnym uśmiechem. Na każdej wyprawie był ktoś taki, ktoś inny, bardzo ważny dla wyprawy. Zawsze przychodzili na odprawę jako ostatni i zawsze ginęli...
Kiedy dziewczyna otwarła drzwi Tek ziewnął i poczekał na reakcje towarzyszy, miał zamiar wypić płyn jak najrówniej z Lanorethem i Posvem - jeśli miałoby ich rozrzucić tak jak za pierwszym razem, wolał być razem z doświadczonymi strażnikami.
 
Julian jest offline