Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2021, 13:27   #2011
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Czarowanie we własnych, prywatnych sprawach raczej nie było mile widziane w Gildii, o czym poinformowano Wolfganga po tym jak próbował wyczuć Eter w sprawie Wassmeiera. Próbował nieskutecznie, bo okazało się, że w budynkach należących do Gildii założona jest blokada. A potem, w ciągu dnia Wolfgang, wypytując o magistra Wassmeiera dowiedział się, że mimo członkostwa w Gildii, prawnik raczej w niej nie bywa, przez przeważającą większość czasu przebywając w swoim biurze w Pałacu.

*

Lothar dogadał się z dorożkarzem, zatrudniając go na czas karnawału jako własnego szofera. Kwota jaką zapłacił była nieco wyższa niż gdyby podnajmował pojazd na kursy, ale dawała zdecydowanie większą wygodę. Brunon, bo tak miał na imię fiakier był też znakomitym źródłem informacji i znał miasto jak własną kieszeń.

Rankiem załatwił wszystko jak trzeba, odstawiając pachnącego, czystego i wymuskanego Lothara pod drzwi pałacu. W tym czasie miasto tętniło już życiem i tylko przypadkowi zawdzięczał szlachcic to, że niemal wpadł na wychodzącego Tileańczyka. Mężczyzna był potężny, miał co najmniej dwa metry wzrostu, szeroki jak marienburska szafa, z długą, czarną brodą i czarnymi, ufryzowanymi lokami. Jego ubiór, dopasowany do wielkiej sylwetki, był najwyższej jakości, zdobiony złotem i wyszywany klejnotami. Olbrzym trzymał w ręku gliniany gąsior, z którego pociągał raz za razem, przez co nie zauważył Essinga i wpadł na niego wychodząc zza rogu.

Lothar rozpoznał dottore Luigiego Pavarottiego od razu. Był to taki typ, którego nie można było pomylić z nikim innym.
- Scusatemi, adorabile signore – zakrzyknął, łapiąc upadającego Essinga za ramię i przywracając go do pionu. – Colpa mia. Mam nadzieję, że nic się nie stało. Proszę wybaczyć...

*

Wzdłuż alejek Parku rozstawiono beczkowozy i przenośne kramy, poustawiano dodatkowe ławki, a z boku, na ustroniu między krzakami zlokalizowano pomalowane na niebiesko przenośne szalety. Przecież po piwie nie wypadało szczać w miejskim parku na zieloną trawkę. Czuć było wesołą atmosferę tego miejsca, tylko z rzadka przerywaną jakąś bójką podpitych uczesników, szybko gaszoną przez obecnych na miejscu strażników.

Powiedzenie zacytowane przez Leonarda okazało się prawdziwe. Ciemne, gęste piwo lane wprost z pokaźnej beki okazało się mocne, treściwe i dobrze uwarzone. Krasnoludzkie brody i wąsy oklejone białą pianą z uznaniem kiwały się w rytm wychylania kolejnych kufli.

- Bronić mury! Bracia słyszycie? – krzyknął jeden z brodaczy, rozlewając przy tym sporą część piwa z kufla. Ludzie wokoło popatrzyli zaniepokojeni. – Srać na mury, ot co! Odkąd wprowadzono podatek, nie czujemy się zobowiązani do obrony. To potwarz. Policzek! Godzi się ją zapisać w Księdze Uraz!
- Widzisz ilu nas tutaj? – spytał Leonarda inny krasnolud. – Jestem Throgar, pracuję w Komisji do spraw nieludzi. Wiem doskonale co się dzieje. Już czterech na dziesięciu z naszej społeczności wyjechało. Jakbyśmy musieli stanąć na murach, to obsadzilibyśmy zaledwie trochę więcej niż połowę perymetru. Wszystko przez ten przeklęty podatek...
- Przez elfy, drogi bracie. Przez elfy – wtrącił się trzeci, stary i łysy. – Każden Ci powie, że to wina tego, jak mu tam... – splunął na ziemię, obtarł wąsy. – Rallane’a cośtam. Tego rzępoły i szarpidruta! Tfu! Elfy nienawidzą nas od zawsze i każda okazja jest dobra, żeby nas dojechać!
- Precz z elfami! – zaczęło skandować kilku z krasnoludów.
- Cicho. Cicho – uspokajał kto inny, gdy się zorientował, że w okolicy pojawiło się znacznie więcej strażników, niż chwilę wcześniej.

*

Axel, zainteresowany zawodami łuczniczymi przy piwku i pieczystym dowiedział się o zasadach turnieju. Strzelano z łuku na trzydzieści jardów do standardowej tarczy. Każdy z uczestników strzelał trzy razy, wyniki sumowano. Do zawodów mógł przystąpić każdy posiadający własną broń i wyglądający na takiego co przypadkowo kogoś nie postrzeli. Każdego dnia wyłaniano zwycięzcę, a po trzech dniach ogłaszano zwycięzcę całych zawodów, czyli tego który uzyskał największą liczbę punktów. Zeszłorocznym zwycięzcą był Allavandrel , książęcy łowczy.

- A i jeszcze jedno. Przed przystąpieniem do zawodów kapłanki Shallyi zbierają datek na swoje schronisko w mieście. Każdy uczestnik musi coś tam wrzucić do misy. Wypadałoby złociszcza albo dwa... Zawsze też warto rzucić coś na dodatek z adnotacją dla Ranalda, nie?
 
xeper jest offline