Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2021, 19:33   #27
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Zgodnie z ustaleniami, magowie postanowili zacząć “egzorcyzmy” nocą. Do Akane i Patricka dołączył lekko spóźniony Samuel, po krótkiej rozmowie z Russo uprzedzając go, co mają właściwie robić. Druid kiwnął im głową na przywitanie i milczeniu zaczął obchodzić feralną szopę z agregatem jakby obserwując sytuacje.
Healy kucnął przy szopie uzbrojony w ak-47 i swój rewolwer. Ćwikła zdawała się lekko drżeć z podescytowania. Wszak miała okazję znów się wykazać. A może to tylko tak mu się zdawało? Irlandczyk nałożył na celownik na kałacha i zabrał się do zaklinania pierwszą amunicji do karabinka i naboi do rewolwera. Co prawda w tym drugim przypadku nie był pewien czy musi. Natura Ćwikły sama czyniła kule potężną bronią. Następnie zamontował tłumik na karabinku. Instalacja obu rekwizytów nie stanowiła dla Healy’ego problemu. Zrobił je tak, by mógł swobodnie i szybko instalować zarówno na karabinku jak i na rewolwerze.
Samuel na koniec rundy stanął jak wryty i spojrzał na rewolwer w posiadaniu Patricka. Zamrugał kilka razy.
- Patrick… - druid zaczął delikatnie - ...nie chciałbym cię obrazić, ale ty wiesz co siedzi w tym fetyszu?
- Tak.- odparł krótko Irlandczyk i obojętnie.
- A co, jeśli można wiedzieć? - Druid zapytał delikatnie.
- Duszek Dzikuna… kompatybilny ze mną. Mniej z moim awatarem, ale on prostu lubi zrzędzić.- wzruszył ramionami Irlandczyk. - Sojusznik wierny, choć podlegający zarówno losowości jak i paradoksowi. Ale… od kiedy to wy staliście się ostrożni? Wydaje mi się że rolę drużynowego pesymisty objąłem ja.
- Tak, dzikuna - Samuel potarł skroń nadgarstkiem - jak w pysk strzelił. To jest duch paradoksu. I nie patrz na mnie jak na wariata, wiem, że prawie wszyscy uważają, że to niemożliwe. To kto to zrobił to jest jedno ciekawe, ja widziałem takie dwa u posiadaniu wilkołaków, tak bym wziął go za ducha dzikuna, jak ty… - Samuel powiedział poważnie.
- To Ćwikła. Dar dla mnie i mój przyjaciel. Nawet jeśli jest duchem paradoksu.- odparł poważnie Healy. - I mój atut, mój as w rękawie na naszego szamana.
Druid przyglądał się broni dobrą chwilę.
- Jak to wszystko skończymy, chciałbym poznać tego, kto to zrobił.
- Zobaczymy. Na razie mamy Stajnię Augiasza do uprzątnięcia.- odparł Irlandczyk.
Milcząca do tej pory Akane tylko przysłuchiwała się rozmowie. Miała przy sobie kilka własnych rekwizytów w tym woreczek z igłami do akupunktury. Chyba też poszła po rozum, bo zamiast swoich czarnych ubrań miała tradycyjne szaty Akashic… i trampki. Na szyi wisiał metalowy krzyż z nefrytem a przy pasie miała kocią czaszkę.
- Czyli czego możemy się spodziewać? Od razu mam postawić tarczę czy czekać aż on zrobi pierwszy ruch? - mówiąc to zacisnęła pięści powoli prostując ręce jakby walczyła z jakąś niewidzialną siłą. Jej dłonie pokryły się energią pierwszej.
- On chciał zastraszyć gremlina.- Healy kciukiem wskazał na Samuela. - Lepiej to zrobić zanim spróbujemy przerobić go na miazgę.
- Reagujemy na bieżąco - druid stwierdził flegmatycznie - najpierw tam zajrzyjmy.
Healy zerknął przez celownik dostrojony do obszaru za Rękawicą, tam gdzie skryła się zmora. Namierzył ją bez problemu.
Akane delikatnie dotknęła nefrytu i jej spojrzenie rozszerzyło się na penumbrę jakby ktoś rozsunął zasłonę z wody na boki.
Siedziba zmory wyglądała dokładnie tak samo, jak widział ją Patrick za pierwszym razem. Penumbralne odbicie szopy zagracone było plątaniną metalu, drutów, gwoździ, złomu, i innych śmieci zmontowanych miejscami w bardziej oczywiste pułapki, a w innych miejscach po prostu rzuconych (lub dobrze zamaskowanych). Pośrodku, w rozerwanym na kształt gniazda-tronu siedziała zmora, tak samo tłusta, poraniona i paskudna jak poprzednio, w tłustych łapskach owijał drutem metalową rurę i podsunął ją do akumulatora. Ktoś tu chyba tworzył umbralne działo gaussa na gwoździe.
- Nadal chcesz z nią gadać?- zapytał Healy przyglądając się temu i analizując sytuację.
- Oczywiście - Samuel powiedział z delikatnym uśmiechem.
- Działaj, ja się przygotowuję do obrony jeśli trzeba będzie - dziewczyna powiedziała krótko. - Chociaż… - dziewczyna spoglącając w oczy każdemu z mężczyzn zaprosiła ich do dzielenia myśli.
“Tak będzie bezpieczniej.”
Druid z pewną nonszalancją wykonał zdecydowanych ruch w powietrzu, jakby chwytając ciemność nocy i lekko ją odsuwając. Patrick i Akane doskonali zdawali sobie sprawę, iż delikatnie poluźnił on rękawicę, aby przebiły się przez nią głos, i być może inne, pośledniejsze rzeczy.
- Samuel de Balzac z Verbeny, przybyłem paktować…
Powiedział cicho, po tej stronie rzeczywistości ledwo go słyszeli, lecz Akane doskonale czuła wibracje rezonującej rękawicy. Głos druida w penumbrze był silny i wyraźny. Zmora obruszyła się w zaskoczeniu rzucając eksperyment w dół swego legowiska. Rozglądała się pociągają nosem.
- Czego chce drzewojeb?
Usłyszeli po tej stronie wyjątkowo słabo. Patrick musiał zanotować sobie pomysłowe określenie na druida. Samuel chrząknął z diabelskim uśmiechem.
- Po pierwsze, grzeczniej mały duchu, nie mam czasu na…
- Nie słyszę cię, musisz przyjść tu i przedstawić propozycję - zmora fuknęła dławiąc się flegmą podczas wybuchu bulgoczącego śmiechu jakby dumna ze swej “pułapki”. Druid nie pozostał jej dłużny. To była naprawdę subtelna magya, pchnięcie sił po drugiej stronie, w kilku miejscach. Rumor odpalanych pułapek, chociaż przytłumiony, był niepokojący. Strzelały prowizoryczne kusze, pękały żyłki, wystrzeliwały gwoździe. Druid po prostu obruszył delikatne mechanizmy aktywizujące.
Zmora patrzyła gdzieś pusto w przestrzeń jakby licząc, ile arsenału jej jeszcze zostało.
- Patricku - Samuel szepnął do Irlandczyka spokojnie - będziesz w stanie odstrzelić mu dłoń? Możesz obie - zaproponował przed dalszą fazą negocjacji.
- Zobaczymy…- Healy wycelował, wyregulował tłumik. I rozpoczął ostrzał cicho pogwizdując. Kule przechodziły poprzez portal utworzony w tłumiku przebijający punktowo Rękawice. Przebicia były miniaturowe, krótkotrwałe. Kule naładowane kwintą pojawiały się “znikąd” po drugiej stronie.
Krótka, cicha seria przecięła powietrze. Nie zaszło nic takiego, nie po tej stronie, poza upiornym krzykiem, który śpiący wziąłby za mary własnego umysłu, lub złe duchy. I w tym drugim przypadku by się nie pomylił. Jedna dłoń zmory może nie została gładko odstrzelona, lecz przerobiona na krwawą papkę.
- To była jedna z moich propozycji - druid powiedział pewnie - możemy tak bardzo długo. I wracać. Możesz też się wynieść i nie wracać.
- Wyniosę się - zmora przemiła między przekleństwami, jednak bez przekonania.
- Jako gwarancje dasz mi pół swego Imienia - druid powiedział pewnie.
- Drzewo… - duch zawahał się i zabulgotał jakby nie wiedząc, co powiedzieć - ...gdzie mam iść potem? Tutaj jest dobrze…
- Mogę cię przenieść - Samuel powiedział szczerze - tak się składa, że mam akurat w kieszeni kość z dzisiejszego obiadu. Mogę cię w niej przemycić do większego miasta. W zamian za pół imienia.
- Daleko od tego? - Zmora gdzieś gestykulowała rękami, chyba w stronę Patricka. Samuel kiwnął mu głową, aby wypowiedział się.
- Jeśli nie będziesz sprawiała kłopotów i dasz się grzecznie przenieść, to ja nie będę z ciebie robił tarczy strzeleckiej. - przyznał Irlandczyk krótko i beznamiętnie.
Zmora zabulgotała mieszaniną jakiś zniekształconych, pierwotnych słów oraz wulgaryzmów. Samuel uśmiechnął się kątem ust czekając chwilę. Po chwili Zmora znowu coś zabulgotała, chyba słowa, jakby… Imię? Druid to usłyszawszy, ostrożnie podszedł, po tej stronie rękawicy, w stronę agregatu. Przyłożył kostkę do metalowej obudowy urządzenia.
- Zapraszamy na pokład.


Poczuli słodki smród zgnilizny wraz z powiewem ciepłego powietrza. Po tym… druga zmo, to już nie zmora opętująca kolejne lokum, lecz druid. Akane i Patrick dostrzegli po chwili, Samuel wyskrobał, może namalował - trudno było teraz dostrzec - na kości drobne symbole. Coś się jakby obiło wewnątrz kostki. Tak jakby zmora zrozumiała swój błąd.
- Jak zwykle - verbena powiedział ocierając drobne strużki potu z czoła - leniwemu grubasowi nawet nie chciało się samemu wyprowadzić. Inteligencją też nie grzeszył. Idę gdzieś dalej na przesłuchanie. To będzie mniej przyjemna część. Nie musicie mi towarzyszyć, chyba tutaj nie zeżrą mnie lwy - powiedział luźno.
- Niewiele miałam tu do roboty, ale w sumie to bym się z chęcią przyjrzała… no, chyba że to miało być “nie idźcie za mną” stwierdzenie - japonka zerwała połączenie umysłów. Nie było potrzebne.
- Brudna robota - Samuel stwierdził szczerze - jeśli ostatnim razem ci się spodobało…
- Nie, ale to nic nie zmienia. To doświadczenie. Może nawet nauka, przynajmniej dla mnie... - dziewczyna urwała, jakby się zastanawiała czy coś powiedzieć. Porzuciła myśl i wybrała inną.
- A nawet jak nie, to ubezpieczenie warto mieć.
- Patrick? - Samuel zapytał Irlandczyka.
Healy dość długo się namyślał nim rzekł.
- Na dziś już się dość namajsterkowałem… mogę popatrzyć.
Druid zaprowadził ich trochę dalej od zabudowań. Przykucnął na ziemi, kładąc kość na ziemi. Rękami w mokrej od deszczu ziemi wykopał płytki dołek w którym umieścił kostkę. Następnie wokół dołu wykopał wgłębnie w kształcie okręgu, napełniając je wodą z pobliskiej kałuży. A potem kciukiem zrobił cztery dołki, w które włożył trochę żwiru i kamyczków. Wyglądał na skupionego.
Akane coś kojarzyła, jako mistyczka, na dalekim wschodzie niektórzy stosowali podobne rzeczy. Kręgi wody, krąg natury, krąg ognia, krąg drewna, metody więzienia, torturowania, zmuszania i wymuszania własnej woli na duchach przy pomocy innych, prostych duchów. Tutaj był to chyba krąg wody połączony z kręgiem ziemi? Skały? Tego nie kojarzyła. Oczywiście, była to prawdziwa miniaturka, dostosowana rozmiarami do kostki, w której zamknięto zmorę.
Samuel powiedział całe imię zmory, mimo że ta dała mu tylko pół. Kostka zadrżała. W pobliskiej penumbrze zapanowało delikatne poruszenie.
- Mam tłumaczyć? Lepiej w takim przypadku darować sobie telepatię - druid stwierdził patrząc na kostkę w skupieniu.
Akane westchnęła delikatnie. Spojrzała na Patricka, a potem podeszła do Samuela na moment łowiąc i jego spojrzenie.
“Prosze bardzo.”
Druid pokręcił głową udostępniając to co on sam czuł i widział. Pierwsze co ich zalało, to poczucie bólu obcej istoty przelatane z wyzwiskami co ma zamiar zrobić Patrickowi, ze szczególnym naciskiem jakie nowe otwory w jego ciele zrobi oraz co w nie włoży.

Potem dotarła do nich pełna wizja. Projekcja umysłu, nie z umbry, raczej z miniaturowego świat fetysz-krąg. Zmora siedziała w gnieździe nie z metalu, lecz ze sterty kości. Wokół była błotnista ziemia, wszędzie było ciemno. Krąg wytwarzał płynący żwawym nurtem, nie mający początku ni końca, głęboki i szeroki strumień. W strumieniu pływały tabuny małych ryb, przypominających bardziej owady bez kończyn. Dalej, na czterech biegunach stały głazy, ciężko ociosane, a na głazach spoczywały wielkie, szare ptaszyska o krwawych oczach i piórach w kształcie węży. Co raz jeden z ptaków podrywał się do lotu i twardym, krzemiennym dziobem wyszarpywał kawałki mięsa zmory, a jak z piór-węży wyżerał na skórze ducha palące rany.
Nagle przestały.
- Mały duchu - z ciemności dobiegał głos Samuela - kto jest tutaj największym duchem.
Zmora dyszała. Ledwo wytoczyła się z gniazda, rozrzucając kości. Wpełzła w stronę bariery płynącej wody. Gdy chciała ją przekroczyć, strumienie buchnęły wysoko w górę. Stwór upadł.
- Ja… nie… nie wiem, ja sam…
- Kto jest najwyższym duchem - spokojny, trochę upiorny głos powtórzył się.
- Ja… nie moja rzecz, ja nie z tego…
- Masz to w kości, we krwi, we flegmie, w śluzie i w swoim plugawym jeziorze, czuję to. Jeśli będzie trzeba, to rozłożę to i zrobię z twych ścięgien i kości łódź, którą popłynę w rzece krwi.
- Wielkie Drzewo… Nie mające teraźniejszości… Drzewo, którego owoce zabiły królów… - zmora dyszała.
Akane miała skrzywioną minę oglądając ten pokaz siły. Nie dlatego, że ją aż tak bardzo mierził, tylko dlatego, że miała rację. To było zwykłe zastraszanie. Jak i wcześniej. Kuzuryu pewnie lubił taki pokaz siły.
Healy cóż… Healy był skupiony. Jakby jego umysł zwijał się w małą żelazną kulkę. Cokolwiek o tym sądził, nie wypływało to na jego oblicze.
- Czy ono rządzi? - Samuel zapytał.
- Nie, nie, nie… Ono nie żyje… Nasze kości są martwe.
- Zatem kto rządzi.
- Człowiek… Ma bęben swego mistrza, zna nuty, gra nie dla pociechy, nie idąc ścieżkami… gra abyśmy tańczyli. Widziałem go… To przed nim się broniłem - zmora ewidentnie kłamała, pułapki najpewniej zastanawiałby i tak.
- Czy on zabił drzewo?
Zmora zabulgotał w bolesnym śmiechu.
- Taki młody? Nie, to jest młode nasiono ze starego drzewa. Przeminie.
Samuel na chwilę przerwał, myśląc. Patricka naszła pewna myśl. Najwidoczniej… Zmora kiedyś nie była tak bezmyślnym, bezcelowym duchem. Nie, nie pasowało mu to, zmory zwykle mało obchodzi, a tym bardziej takie gnuśne. Coś mu tu nie grało.
Być może ta zmora… nie była zmorą. Niemniej Irlandczyk niewiele mógł w tej chwili uczynić. To było przedstawienie Samuela. A skoro stwór zgrabnie współpracował, to tym bardziej nie było potrzeby się wtrącać.
- Zatem komu służysz? - Druid zapytał po chwili wahania.
- Temu, kto podgryza nasiona - zmora przewróciła oczami - a ty umrzesz. Pochłonie cię morze pod skałami - duch wyszczerzył ostre kły.
- Gdzie znajdę drzewo?
- Jakie drzewo? - Zmora nie zdążyła odprawić kolejnych złośliwości gdy ponownie zaatakowały ją kamienne ptaki.
- Nie byłem… Nie ma… Szaman, król.. - duchowi plątał się język.
Samuel spojrzał na towarzyszy jakby pytają wzrokiem czy mają coś do dodania, tak jakby stwierdzając, iż on nic interesującego, na obecną chwilę, nie wyciśnie.
Akane nieco wbrew sobie postanowiła dołączyć do tego przedstawienia.
'Spróbuję.'
Skoncentrowała się na duchu, na jego esencji, jaki miał rezonans i zaczęła na niego wpływać nucąc mantrę którą zamierzała go wpierw zahipnotyzować. Szukając jego zbolałych oczu zaczęła wlewać do jego umysłu sugestie używając magy. O ile magya użyta przez Lisicę była wykonana wysoce sprawnie, to już o użyciu całkiem ziemskich technik przygody nie można było tego stwierdzić. Efekt był taki, że w pierwszych chwilach Zmora zupełnie zbaraniała, aby zaraz odzyskując rezon obrzucić Akane wyzwiskami najgorszego sortu które przerwał jej w trakcie wiązanii kamienny ptak.
Tymczasem w świecie w pełni rzeczywistym Patrick poczuł, jak wibruje mu w kieszeni cewka entropii. Dotknął mimowolnie palcem… nie, była nieruchoma.


Złe przeczucie. Tego samego doświadczył Samuel, wymieniając z technomantą pytające spojrzenie.
Irlandczyk zacisnął dłoń na karabinie. Ruchem dłoni z rękawicą sprawił że celownik delikatnie się zmienił. Po czym spojrzał przez niego po okolicy wypatrując zagrożeń zarówno na tym jak i na duchowym planie.
Tymczasem japonka westchnęła niezadowolona że jej się nie udało. Patrick ledwo zdążył podnieść lunetę aby dostrzec, iż lz ciemności leci na nich, a konkretnie w stronę Japonki, prosto w jej kark… Coś dużego. Futrzastego. Lew? Pantera? Inny duży kot? Pędził w powietrzu szybko, skoczności mogły mu pozazdrościć kreskówkowe kangury.
Cóż… Irlandczyk odrucho przycelował i posłał tyle “pokojowo nastawionych “ pocisków ile był w stanie. I liczył że zapewnią temu czemuś pokój… wieczny pokój. Przytłumiony ogień wylotowy rozświetlił oblicze Patrika. Salwa przecięła powietrze, a potem ciało stworzenia, tego Patrick był pewny. Odgłos trafiających w miękkie ciało pocisków był mu znany, ale ostatecznym dowodem była krew która trysnęła miejscami ze stwora. W trakcie salwy Patrick dokładniej dojrzał… zwierzę było opętane. Zmora? Nie tak… No tak, Samuel wspominał o drugiej Zmorze. Ani druid, ani syn eteru nie pomyśleli, że może nie być bezczynna w takiej sytuacji.
Trudno było Irlandczykowi ocenić na ile rany były groźne, chociaż z doświadczenia wiedział, że nawet opętane zwierzęta prędzej czy później się wykrwawiają. Niestety, moc obalająca pocisków była za słaba aby zmienić trajektorię futrzastej furii kłów i pazurów która sięgała Akane. Ta zareagowała instynktownie. Zwierz już miał spaść na jej plecy kiedy ona ugięła kolana i go złapała za łapę. Potem było widać tylko jak ta czarna smuga z gruchotem uderzyła w ziemię pod nogami dziewczyny tworząc tumany mokrego pyłu. Teraz mieli okazję przyjrzeć się jak lew - a raczej to co nim kiedyś było, zmienione przez liczne rany postrzałowe, rakowate narośla oraz sączące ropą rany (Patrick miał nadzieję, że wtedy obryzgała ich krew, a nie ropa) oraz dziwne plamy w pigmentacji futra. Teraz i Akane dostrzegała, że zwierzę jest opętane. Ledwo trzymało się na nogach, zmora chyba chciała uciekać.
Do momentu gdy do stworzenia doskoczył Samuel. Lew już nie miał sił się bronić - albo braku gracji w ruchach druida, gdyby było inaczej, pięknie poszarpałby piękna buźkę francuza - i tuż przed padnięciem stwora odciął mu pazur.
Widać było, iż trzęsą się mu ręce gdy lew padał w kałuży krwi po serii Patricka, doprawiony uderzeniem o ziemię. Echa magyi ducha rozeszły się wokół jak kręgi na wodzie.
- Mamy drugiego - druid pokazał zdobyty pazur. Kolejna zmora.
- Szkoda, że takim kosztem - powiedziała smutno Akane kucając przy ciele lwa. Pogłaskała kawałki jego zdrowego futra. Złożyła dłonie do modlitwy i wypowiedziała kilka słów oddając cześć zmarłemu drapieżnikowi. Po japońsku oczywiście.
- Ciekawe czy przybył tu z własnej woli, przyzwany przez więźnia czy może… szaman poczuł nasze hokus pokus.- ocenił spokojnie Irlandczyk i zwrócił się do Akane.- Może go spalić w ramach pogrzebowych czynności? Ogień chyba w twoje kulturze oczyszcza?
- To jest ta druga zmora, ze studni - druid stwierdził rzeczowo - dałem dupy, powinienem założyć, że ta ruszy dupsko do kumpla.
- Póki co nic się nie stało. Jest dobrze. Ogień może zwrócić uwagę - dziewczyna zaczęła badać wzorzec lwa sprawdzając czy zmiany jakie przeszedł nie zaburzają naturalnego cyklu natury.
- Natura sama się nim zajmie. Nie trzeba mu pomagać. Z resztą prędzej entropia by tu była bardziej przydatna, a to jest poza moimi możliwościami - dziewczyna uśmiechnęła się smutno i podniosła się na nogi.
- Coraz mniej lubię tego szamana.
- Nie wiem, czy to jego wina - Samuel powiedział zamyślony - trzeba poinformować Russo, że trochę się nabałaganiło. Pewnie teraz, w trakcie wojny nie działają służby ochrony środowiska, jedno zmartwienie z głowy. Normalnie byłby protokół z odstrzału, nawet tu. Czy może, głównie tu.
- Mogę spróbować zachęcić naturę, aby zajęła się tym lwem szybciej...
Healy kucnął przy zwłokach, nachylił dłoń w rękawicy, niektóre z gniazd się poruszyły. Coś zaiskrzyło i Irlandczyk użył efektu swojego rekwizytu by ziemia pochłonęła abominację, by rozłożyć ją w swoich trzewiach. Zaciskając lekko zęby z wysiłku pozwolił swojej rękawicy na mały ruch rekwizytów w gniazdach by zapewnić szybszy rozpad na pierwotną materię tego czegoś.
- … można i tak - skończyła japonka.
- Smród rozkładającego mięsa może przyciągnąć padlinożerców. Większość z nich jest przy okazji… drapieżnikami. Zresztą…- tu spojrzał na Samuela dodając.- … nie jestem ekspertem, ale pożywianie się przez zwierzęta takim truchłem zatrutym przez wypaczony wpływ zmory, nie jest dobrym pomysłem.
Po czym spojrzał na Akane dodając.- Jeśli… wszedłem ci w paradę moimi działaniami to przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru.
Dziewczyna pomachała otwartymi dłońmi, wywołując ciepły uśmiech na twarzy Irlandczyka.
- Nie, nie. Nic się nie stało. Czy przesłuchujemy tę druga zmorę? - spojrzała pytająco na Samuela.
Druid obrócił w palcach kieł.
- Nie chcę się tłumaczyć, ale zignorowałem ją właśnie z powodu na brak wyższego intelektu. Wątpię czy nawet z nią pogadamy. Chyba to tyle na dziś - westchnął ciężko.
Healy sprawdził zawartość magazynka w karabinie, zerknął na Akane i spytał.
- A jak ty się czujesz? Chyba wyszłaś z tego bez szwanku?
- Trochę mi tylko piszczy w uszach od twoich strzałów, ale to mogę naprawić później - japonka przyłożyła palec do ust zamyślając się.
- Jeśli zmora nie jest zbyt inteligentna to i tak wciąż mogę spróbować przeszukać jej wspomnienia. To może jak już wrócimy do pokoju. Razem moglibyśmy to zrobić sprawniej.
- Robiłaś to kiedyś? - Samuel zapytał badawczo japonkę badawczo powoli demontując krąg w którym umieścił pierwszy fetysz - bo nie jest to coś, co się chce robić od tak.
- Pytasz czy robiłam to ze zmorami, czy w ogóle magyą zmuszałam kogoś do przeżycia jego wspomnień? - Akane dopytała.
- Czy nurkowałaś w szambie - druid powiedział prosto z mostu - bo jeśli nie, i nie przepadasz za nurzaniem się w syfie, to zanotuję sobie, że jesteś pierwsza chętna gdy będzie jakiś duch żmija naprawdę warty tego typu interrogacji.
Akane chwile myślała patrząc w niebo.
- No to możesz sobie w takim razie zanotować - w końcu odpowiedziała.
Samuel uśmiechnął się pod nosem, i w drodze powrotnej zwrócił się do Patricka.
- Dzięki za celne oko - powiedział kiwając głową w uznaniu.
- Drobiazg… - wzruszył ramionami Healy i dodał.- … w końcu jestem drużynowym strzelcem i Q. Muszę znać na swoim poletku.
- Szkoda tylko, że dałem dupy i nie przewidziałem tego - Samuel westchnął mówiąc bardziej chyba do siebie niż do Patricka wyprzedzając go lekko.
- Cóż… to drobiazg, skoro to tylko miejscowa zmora. Gorzej jeśli byłby to szpieg konkurencji.- ocenił Patrick i podrapał się po karku.- Może dałoby się znaleźć miejscowe duchy skłonne do sojuszu z nami? Mogłoby się to przydać. Obecnie jesteśmy w niekorzystnej sytuacji, bo on ma przewagę liczebną.
- Pracuje nad tym - druid odpowiedział pewnie - to dość powolny proces. Zwykle co rano sprawdzam jak wyglądają moje “wiadomości”. Jest też kilka rodzajów duchów oraz nazwanych person które powinny być przychylne Verbenie jak i mnie osobiście. Na razie się tylko im przedstawiłem i czekam na odpowiedź. Pewnie nie wszyscy zaregują, ale to jest też cenne. Jeśli perceptorzy czy lordowie nie odpowiadają, zwykle znaczy to, że nie wkurwią się na nas gdy zrobimy zamieszanie, dając wolną rękę.
- Ech… wiedziałem, że to tak gładko nie pójdzie. - dodał Irlandczyk i uniósł palec mówiąc. - Żadnych narzekań. Drużyna musi mieć swojego pesymistę. A skoro nikt z was się tego nie podjął, ciężar spada na mnie.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline