Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2021, 10:51   #36
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Klara akurat szykowała się by iść w ślady Oriany i Jamesa. Kąpiel jak nic by się przydała, nawet taka w bardzo zimnej wodzie. Najpierw jednak trzeba by zdjąć opatrunki, a do tego była jej potrzebna Oriana. Już miała ruszać w jej kierunku by prosić i pomoc, gdy zjawili się nieznajomi.

Lucas również powitał nieznajomych przy ognisku.
- Który miesiąc? - zapytał dziewczyny gdy dostrzegł jej błogosławiony zdaniem niektórych stan - No i co macie na ten handel warto również zapytać. - Lucas nieśmiało zagaił rozmowę.
- Mamy świeże mięso, wczoraj ustrzeliłem małą sarnę - Ed wskazał dłonią na swojego rumaka, i chyba na pakunki przyczepione do siodła.
- Szósty - Odparła w międzyczasie nastolatka, podchodząc do ogniska, i wzięła głęboki oddech, a ruch jej ciała świadczył chyba o tym, iż… przymierzała się by usiąść? Ze sporą "kulką" z kolei nie było to chyba takie łatwe…
Lucas rozejrzał się i podsunął nastolatce leżący nieopodal pieniek. Na którym było usiąść zdecydowanie łatwiej niż na ziemi. Posłużył też jej swoim ramieniem po czym zajął miejsce obok Oriany, obejmując ją w pasie, na co ta się uśmiechnęła, od dłuższego czasu nie odrywając wzroku od Amy.

Klara pozostała w oddaleniu od ogniska, obserwując chwilę mężczyznę i dłużej dziewczynę. Nie odzywała się nic a jej mina wskazywała na coś między stanem zadumania a niezadowolenia.

- Szósty miesiąc to nie dziewiąty - odezwał się do Oriany. Trochę za wcześnie na twoją pomoc chyba, że chcesz wykonać jakieś rutynowe badania. O ile to możliwe bez sprzętu? - spojrzał na lekarkę pytająco. Ta uśmiechnięta z kolei odezwała się do Amy.
- Jak się czujesz?
- No… - Ciężarna nastolatka zerknęła na ojca, a ten wzruszył ramionami - No bolą mnie plecy, i cycki, i szwaje mi puchną, i sikam co pół godziny… - Powiedziała, i ściągnęła buty metodą noga o nogę, z wyraźną ulgą, prezentując wszystkim bose stopy.
- To normalne - Uśmiechnęła się Oriana, i… po chwili obie zachichotały. Babskie sprawy?
- Spodziewaj się, że będzie gorzej - odezwała się w końcu pozostająca w cieniu Klara - wkraczasz w trzeci trymestr. Teraz twój brzuch zacznie robić się naprawdę duży, a stopy serio opuchnięte. - Nie brzmiała jakby miała zamiar chichotać z dziewczynkami, ale raczej jakby była to poważna sprawa.

- Sarna? - James na moment spojrzał w stronę wierzchowca, potem przeniósł wzrok na Eda, a raczej na jego broń, taką samą, jaką posługiwał się on sam. - Jeden strzał, zapewne? - spytał.
- No tak, sarna. Chyba się nie jąkam? - Ed spojrzał na Jamesa mrużąc oczy… a po chwili się krótko zaśmiał - Oczywiście, jeden strzał...
- To dobrze słyszeć, że w okolicy można znaleźć coś nadającego się na kolację - odparł James, a Ed kiwnął głową.
- Dokąd zmierzacie? - zapytał Lucas dwójkę Nowoprzybyłych nie kierując pytania do nikogo konkretnie.
- New Orleans. Tam dużo możliwość na robotę, a noworodkowi się przyda świeże powietrze znad morza - Odpowiedział ex-gliniarz, a jego córka pokiwała głową, gładząc brzuszek dłonią.
- A wy? - Spytał Ed.
- Byłem tam. - James uśmiechnął się lekko. - Niezłe miejsce, da się żyć. A my teraz za Missisipi. - machnął ręką w kierunku północno-zachodnim. - W okolice Des Moines. Ale najpierw musimy się rozejrzeć za paliwem - dodał.
- Dlatego my mamy konie… a po kiego tam jedziecie? I co wy macie na handel, bo o tym chyba jeszcze nie pogadaliśmy? - Ed podał Amy manierkę z wodą, a ta się napiła.
- Po skarb... - konspiracyjnym szeptem powiedział James, po czym się uśmiechnął. - A prawdę mówiąc, to sprawy rodzinne - wyjaśnił.
- Na handel mamy trochę broni i amunicji. Możemy zaprezentować - Lucas nie specjalnie zamierzał się z tym kryć - a co u was się znajdzie? - rozpoczął rozmowę o wymianie.
- Jak już wcześniej wspomniałem… - Ed przewrócił oczami - ...mamy świeże mięso. Tak z pięć kilo bym odstąpił na handel. Oprócz tego… hmmm… nie wiem, dajcie mi chwilę pomyśleć… nam by się amunicja przydała, i może jakieś witaminy, albo owoce czy warzywa dla małej - Machnął dłonią w kierunku swojej córki - A jakieś procenty może macie?
- Mamy parę nabojów do M16 - powiedział James. - Ale owoców nie...
- Alkoholu na handel też nie mamy - dodała Klara - chyba, że chodzi Ci o taki, którym można co najwyżej czyścić koniom podkowy. Być może znajdzie się dobre małe co nieco do towarzystwa, na miejscu - powiedziała, zachowując poważny ton i zero uśmiechu.
- Dobra moi drodzy bo nie jestem tu sam. - odezwał się do towarzyszy. - Chcemy kupić trochę żarcia od Eda? - popatrzył na wszystkich po czym przytomnie zwrócił się do Jamesa
- Czy wolisz dla przykładu zapolować a nasze zapasy wymienić na paliwo gdzieś dalej gdyby była okazja? - nie uważał, że należy się kryć przed nowo przybyłymi z prostymi pytaniami.
- Polowanie to jedno, a możliwość zjedzenia czegoś porządnego w tym momencie to coś innego - stwierdził James. - Możemy pohandlować, a skoro zależy wam na amunicji, to, zapewne, zdołamy się dogadać.
W tym czasie, kręcący się przy aucie Bob, schował flaszkę własnej roboty procentów na powrót do plecaka, po czym sam do siebie wzruszył ramionami.

- Dobra, to my na początek, pięć kilo mięsa, a wy naboje do M16. Ile tych naboi? - Spytał Ed - Ja bym tak widział… trzy?
- Chyba łatwiej trafić na coś, co się wpakuje do gara, niż na leżące na drodze naboje... - James skomentował propozycję Eda. - Może dorzucisz kilogram lub dwa?
Klara nie wtrącała się do negocjacji, powoli podeszła do ogniska, by przysiąść się do reszty.
- A zjesz tyle? - Zaśmiał się Ed. W tym czasie, Bob przy aucie, jakoś tak od dłuższego czasu gapił się na Amy, nad czymś ciężko główkując. A póki co, jej ojciec jeszcze niczego nie zauważył…
- Nie dziś, to jutro - uśmiechnął się James. - Upieczone będzie na kolację i śniadanie. Z pewnością nie zacznie chodzić. Poza tym... Chyba będziemy mieć gości, prawda? - Uśmiechnął się lekko.
Lucas w tym czasem o dziwo nie wziął udziału w negocjacjach. Poszedł sprawdzić coś na pace i zawołał Boba.
- Bob pomożesz mi przejrzeć te graty i policzyć te cholerne naboje.
- Ummm… fajny ma ten brzuszek… pasuje jej… - Wymamrotał nagle cicho pod nosem Bob, po czym spojrzał zmieszany na Lucasa - Eeee... znaczy się, no już, już…
- Może wysłałbym dyskretnie Orianę by przebadała tą całą Amy i upewniła się, że jest z gościem z własnej woli. Zasadniczo nawet jeśli jest trzeba by mieć ich na oku a widzę, że zacząłeś się w nią wpatrywać. Raczej nie chodzi o to co zwykle. - uśmiechnął się Lucas.
- Noooo tak się patrzę, nie? - Bob podszedł do Lucasa, po czym ogarnął wzrokiem broń - Liczymy z wszystkich gnatów, czy jakieś konkretnie? Myślisz że on ją przymusem trzyma? Neee, nie wygląda to tak… chyba?
- Zapytać nie zaszkodzi. Ot zwykła paranoiczna ostrożność. - Lucas wzruszył ramionami. Nie wydawało mu się żeby to był przymus ale sprawdzenie tego totalnie nic go nie kosztowało. Po czym dodał już głośniej - Z wszystkich trzeba to w końcu uporządkować. Po chwili gdzie naprawde uporządkowali amunicję poprosił Orianę na ucho, że mogłaby dziewczynę zbadać na osobności. Tak na wszelki wypadek. Gdyby coś miało być nie tak da jej to pretekst do zdradzenia problemu. Protest ojca też dawałby do myślenia.
-To na czym stanęliśmy? Pięć kilo za dwa naboje czy trzy za siedem? - Lucas wsparł Jamesa w targowaniu.
- He? - Ed spojrzał na Lucasa robiąc zdziwioną minę - Emmm… trzy za pięć, albo cztery za siedem. Nie próbuj mnie młody wychujać co? - Ex glina krzywo się uśmiechnął.
- Wychujać nigdy w życiu możemy jednak trochę ponegocjować. - Lucas zagadał do Eda.
- Jak chcesz, możemy i pohandlować o 7 kilo, ale po co wam tyle mięsa? Wątpię żebyście je zjedli w dwa, góra trzy dni, bo dłużej nie wytrzyma… - Mężczyzna wzruszył ramionami - A zatrucia lepiej nie ryzykować. Sraczka, rzyganko, gorączka i tak dalej, murowane. Można coś zasuszyć, no ale trzeba wiedzieć co, i jak… - Ed mrugnął perfidnie.
- To miłe z twej strony, że chcesz się z nami podzielić tą wiedzą - odparł James - ale nie jest to aż taki wielki sekret, by miał być dostępny jedynie dla wąskiego grona wybrańców.
- Próbowałem wyjaśnić co i jak. No ale skoro wieeeeecie co i jak, no to wiecie - Ed zrobił na moment srającą minę, i drgnął ramionami.
Lucas nie zamierzał przedłużać rozmowy i się domyślać.
- Wiemy? - zapytał Jamesa wprost.
- Wiemy - odparł zagadnięty. - Jutro ci pokażę, jeśli będziesz zainteresowany. Zatem cztery za siedem. - Spojrzał na Eda.
- Pewnie że będę. - odpowiedział zadowolony Lucas i spojrzał na Eda.
- No to cztery za siedem - Potwierdził ex-glina, po czym zaczął odkrajać wielki kawał mięcha…
- Ja bym musiała w krzaki - Powiedziała nagle Amy. Pewnie musiała za potrzebą.
- Hmm - Chwilę podumał Ed - Pójdzie ktoś z nią? - Dodał.
James pokręcił głową, po czym spojrzał na swoje towarzyszki.
- Klara? Oriana? - spytał.
- Może to tylko wypad do krzaków ale Klaro rozejrzyj się jak możesz a Oriana pomoże Amy. No i może jakieś wartę byśmy wystawili w miejscu z dobrym widokiem? - zasugerował psionik.
- Dobra - powiedziała krótko Klara, wstając ze swojego miejsca. Podeszła do dziewczyny i wyciągnęła do niej rękę, najwyraźniej chcąc pomóc jej wstać. Amy zaś skorzystała z tej pomocy, można było więc iść w krzaczki za potrzebą…

- Hmmm to może ja gdzieś postoję na warcie, no chyba że Klara, czy coś - Burknął Bob.
- Klara popilnuje dziewczyn - powiedział James - więc znajdź jakieś dobre miejsce z widokiem na okolicę. A nuż się okaże że ktoś się do nas podkrada.
- Tak, tak. Przypilnuję, żeby się spokojnie wysiusiały - zapewniła Boba Klara. - No to chodźcie w te krzaczki - zachęciła je ruszając przodem.
- Umm… "my?" - Zdziwiła się Oriana, z lekkim rumieńcem na policzkach - Ja nie muszę…
Klara wywróciła oczami.
- No dobra - powiedziała, oglądając się na ciężarną - ale nie będziesz potrzebować pomocy?
- Klara obstawia was ty pomożesz Amy gdyby miała kłopot z no wiesz - Lucas delikatnie nacisnął palcem wskazującym na plecy Oriany którą obejmował sugerując ruszenie się z miejsca.

- Dobra panowie, tu macie mięso - W tym czasie Ed podszedł z kawałem mięsiwa - Cztery naboje za siedem kilo… Amy weź karabin. I musisz łazić boso?

Ciężarna nastolatka wzruszyła z kolei jedynie ramionami.
James nie wtrącał się w rodzinny dialog. Ilość mięsa, jaką odkroił Ed, zdała mu się wystarczająca, więc ruszył w stronę samochodu, by zabrać z łupów odpowiednie naboje.
Lucas tymczasem siedział wygodnie przy ognisku i dyskretnie obserwował Eda. Ten z kolei czekał na zakończenie handlu, spoglądając za oddalająca się Amy w towarzystwie Klary i Oriany…

W tym czasie Bob ruszył dupę, i udał się na jakieś 10 metrów od ogniska, po przeciwnej stronie co do wody, obok której biwakowali.
James wrócił po chwili, niosąc cztery naboje kalibru 5.56.
- Trzymaj! - Podał je Edowi, a ten dał Jamesowi mięcho. "Fanty" zmieniły właściciela, handelek więc zakończony…
- Nie wiem jak wy, ale ja zaraz mam zamiar trochę naszego na ognisku zrobić, powoli czas chyba na kolację - Powiedział były gliniarz.
- Moje myśli podążają dokładnie w tym samym kierunku - uśmiechnął się James. - Co prawda bardziej wolę domowe jedzenie, podane przez miłą gospodynię, ale dziczyzna z pewnością jest lepsza niż jedzenie z puszki.
- A propo puszki… serio nie macie nic z jakimiś owocami albo warzywami? Amy by się to przydało, skoro jest w ciąży… - Powiedział Ed, z wyraźną nadzieją w głosie - No nie dajcie się prosić. To dla małej i dziecka… pohandlujemy jeszcze!
James rozłożył bezradnie ręce.
- Mam same podstawowe rzeczy - powiedział, po czym przeniósł wzrok na Lucasa. - Masz coś lepszego? I jeszcze jedno... Czy możesz znaleźć odpowiednie kijki? Upieczemy trochę mięsa na rożnie.
Sięgnął po nóż i zaczął przygotowywać mięso.
- Mamy jakieś puszki ale wybitnie się im nie przyglądałem. - Lucas zaczął przeglądać czy wśród czterech puszek nie było jakiś owocowych lub warzywnych. Edowi zależało ale Lucas nie specjalnie miał opory do dalszej wymiany skoro miała pomóc dziecku.
Po krótkiej inspekcji puszek(pozbawionych już daawno papierowego opisu na boku), Lucas nie miał całkowitej pewności ich zawartości, choć w sumie zdołał jeszcze jakoś odczytać wytłoczone na denkach skróty: "Beef", to wiadomo co było. Kolejna miała zawartość jako "Toma-Sou" co chyba było "Tommatoes Soup", później była "Bak-Bea" co mogło oznaczać "Baked Beans", a ostatnia to "Chi-Noo"... czyli co? Chinese Noodles? Albo Chicken Noodles? Choliba wie. I jakoś żadna nie wskazywała samą skróconą nazwą na dużą zawartość warzyw, nie wspominając o jakichkolwiek owocach.
- Hej Lucas, co masz? - Zaciekawił się Bob, który mimo oddalenia, najwyraźniej miał bardzo dobre uszy, i przyglądał się również całej sytuacji.
- Zastanawiam się czy to się w ogóle nadaje do żarcia po takim czasie - pokazał Bobowi puszki. Nie specjalnie będąc przekonanym do ich jakości.
- Zazwyczaj się nadaje, jeśli zawartość sama nie ucieka z puszki - stwierdził z poważną miną James. - Poza tym takie same mieliśmy na kolację. I na śniadanie.
- Ja tam jadłem zapasy z naszego domu. Te puszki to przecież ostatnio zdobyte. Zresztą mniejsza o to - machnął ręką - proszę Bob wybieraj do woli. Ustalmy jakieś warty jedzmy i chodźmy spać. Dzień był ciężki, naprawdę ciężki… - Lucas czuł się zmęczony po dzisiejszych wrażeniach.

Po paru dłuższych chwilach, przeznaczonych na obrobienie mięsa i dopasowanie kijków, parę kawałków sarniny zaczęło się opiekać nad dającym niewiele dymu ogniem.
 
Kerm jest teraz online