Tych, co współpracowali z kultystami, nie było zbyt wielu i mury twierdzy nie były obsadzone. Przynajmniej nie wszędzie. I wyglądało na to, że pewni siebie obrońcy nie pomyśleli nawet o tym, by ktoś pilnował wewnętrznego dziedzińca.
Dotarcie do wieży bramnej było utrudnione tylko przez jedną przeszkodę - panującą, pogłębiającą się co chwila ciemność.
Z drugiej strony - ta sama ciemność ułatwiała życie nieproszonym gościom, którzy do celu dotarli niezauważeni. A dotarli nie po to, by obejrzeć wszystko i odejść.
- Przybyliśmy, zobaczyliśmy, pora dokończyć to, po co przyszliśmy - powiedział cicho Karl. - Wchodzimy normalnie, po schodach. Nie mogą się nas spodziewać, więc ich zaskoczymy. Nawet jeśli mają przewagę liczebną, to zaskoczeni nie stawią zdecydowanego oporu. Zabijemy kogo się da i zajmiemy wieżę zanim tamtym przybędą posiłki.
- Idę pierwszy - dodał, ruszając po cichu w stronę schodów. |