Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2021, 07:48   #85
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Clarice o tej porze można było spotkać tylko w jednym miejscu, w bibliotece. I tam też El się udała. Istniała też duża szansa, że tam również jest pora obiadowa, więc Clarice będzie mogła zejść ze swojego posterunku. Morgan zajrzała do biblioteki, ściskając w dłoniach swój zakupowy koszyk i szukając wzrokiem znajomej okularnicy.
Clarice dostrzegła ją pierwsza i pomachała wesoło. Właśnie ustawiała oddane przez uczniów książki na regale.
- Część, byłam ciekawa czy nie miałabym ochoty na wspólny obiad. - El podeszła do bibliotekarki przyglądając się jej z zaciekawieniem.
- Och… z przyjemnością.- odparła radośnie Claric i dodała zmieniając temat.- Profesor bardzo chwali twój entuzjazm dla wiedzy.
- Bardzo ciekawie opowiada, żałuję tylko, żenię mam więcej czasu by się przygotowywać na jego zajęcia. - El zaśmiała się. - Och i miałam do ciebie jeszcze jedno pytanie, poza obiadem, czy w bibliotece jest coś o grze w mahjonga? To azjatycka gra. Byłam jej ciekawa.
- Myślę że w dziale etnograficznym znajdą się jakieś opracowania.- zawahała się Clarice i zapytała zaciekawiona wyraźnie. - A skąd wiesz o takiej grze?
- Byłam niedawno w Azjatown i widziałam jak grano w nią na ulicy. - El uśmiechnęła się. - To co idziemy na obiad nim ci się przerwa skończy?
- Oczywiście… chodźmy.- Clarice wzięła Elizabeth pod ramię i zaprowadziła do pomieszczenia w którym zdarzyło im się całować pierwszy raz. Tam był posiłek dla bibliotekarek, którym Clarice chciała się ochoczo podzielić. Niestety, było też towarzystwo w postaci dwójki podwładnych Clarice, obecnie ciekawsko zerkających na Elizabeth.
- O… tu macie posiłki? Planowałam cię porwać do miasta. - Morgan uśmiechnęła się i spojrzała na pozostałych. - Część, jestem El.
-Hej… - odpowiedziała odważniejsza z nich, brunetka o bardziej krągłych (acz nadal smakowitych kształtach), jej towarzyszka o bardziej mysiej urodzie tylko coś szepnęła pod nosem.
- No… jak my wszyscy. Was też przecież karmią, prawda?- zapytała retorycznie Clarice. I owszem, karmili… ale to co miała do dyspozycji bibliotekarka i jej podwładne, wyglądało apetycznie i egzotycznie.
- Niby tak… ale czegoś takiego nigdy nie jadłam. Nasze dania są proste i tłuste. Głównie to drugie. - Pokojówką westchnęła. - Dlatego regularnie jadę zjeść gdzie indziej.
- Rodzinna kuchnia Gracji. - wskazała Clarice na myszowatą dziewuszkę. - Podrzuciła przepis do kuchni, więc robią od czasu do czasu.
- Wygląda przepysznie, nie chciałabym jednak by wam zabrakło. - Morgan spojrzała niepewnie na bibliotekarkę.
- Nie rozumiem, czemu miałoby zabraknąć?- zdziwiła się Clarice słysząc tą wypowiedź.
- Nie wiem ile zjadacie. - Morgan zaśmiała się.
- Nie aż tak dużo. - zaperzyła się Clarice czerwieniąc się ze wstydu.
Morgan odstawiła swój koszyk.
- Wobec tego chętnie się przyłączę.
- Byłby problem, gdyby pracował z nami mężczyzna…- Clarice nabrała najpierw dużą porcję El, a potem mniejszą sobie. - … wtedy rzeczywiście trzeba było dużo. Ale obecnie żaden nie pracuje.
- Pewnie wtedy przygotowano by wam więcej. - El zaśmiała się i dosiadła do stołu. - W bibliotece nie pracuje żaden mężczyzna?
- Pracował jeden, ale… za bardzo rozpraszał mi podwładne. Były incydenty. - mruknęła enigmatycznie Clarice zabierając się za posiłek. Podczas gdy dwie podwładne przyglądały się im. Ta bardziej zaokrąglona zerkała na El jak kotka na tłustą mysz.
El zabrała się także za jedzenie.
- A to nie tak, że teraz może je rozpraszać dowolny uczeń? - Morgan spojrzała na Clarice z zaciekawieniem.
- Albo Almais… jak się jej nudzi i jest w okolicy. - westchnęła ciężko i sarkastycznie bibliotekarka i spytała z troską. - Ciebie aby przypadkiem nie obmacuje zbyt natarczywie, co?
- Jest bardzo zapracowana, w sumie niewiele się widujemy. - El wzruszyła ramionami, ale po chwili dodała. - Ale to nadal Almais.
- Przemówię jej do rozumu następnym razem! - Clarice rzekła z gorliwością w tonie głosu, a także nutką zazdrości.
- Oj wybacz jej… jednak to ona powiedziała mi, że o mnie pytałaś i pozwoliła tu przyjść tutaj. - El mrugnęła do bibliotekarki.
- Nie jesteś jej własnością. Nie musisz pytać o pozwolenie w takich sprawach. - oburzyła się Clarice.
- Nie… ale mogę mieć wolne popołudnie, albo nie. - Morgan zaśmiała się. - Większość pokojówek jeszcze pracuje, jak pewnie wiesz.
- No tak. Przepraszam za mój wybuch. - speszyła się Clarice.
- Nie ma problemu, wiesz...na swój sposób mi miło. - El zabrała się za jedzenie korzystając z gościnności bibliotekarek.
- Możesz wpadać kiedy chcesz. Wybronię cię przed Almais. - dodała ciepło Clarice.
- Myślę, że nie musisz. Ona naprawdę się o ciebie bardzo troszczy, wiesz? -Morgan przeżuła nieco. - To przepyszne.
- Zawsze możesz dołączać do nas w porze posiłku. - kusiła nieświadomie Clarice.
El nachyliła się do jej ucha.
- Miło by było zjeść tylko z tobą. - Powiedziała cicho.
- Mm… może kiedyś nadarzy… się okazja. - wydukała bibliotekarka czerwieniąc się.
- Będzie mi bardzo miło. - Morgan uśmiechnęła się niewinnie.
- Mi też. Mi też. - zapewniła pospiesznie Clarice, wywołując cichy chichot siedzących obok podwładnych.
El zetknęła na nie z zaciekawieniem, kontynuując jedzenie.
Te szeptały między sobą, pulchniejsza wydawała się bardziej odważniejsza od swojej towarzyszki. Obie zerkały to na Elizabeth, to na Clarice. Pulchniejsza… bardziej wyzywająco i lubieżnie. Rzeczywiście to mogło utrudniać jej pracę, jeśli tak uwodziła wszystkich. El schyliła się do ucha Clarice.
- Pomożesz mi potem znaleźć książkę?
- Oczywiście.- odparła wesoło Clarice odzyskując zwykłe barwy. Temat tej rozmowy wszak był neutralny.
Morgan przytaknęła i wróciła do posiłku, nie mogąc się doczekać spaceru po bibliotece.


Wkrótce obie zjadły i ruszyły w kierunku regałów. Clarice ruszyła pierwsza mówiąc.
- Oczywiście wypożyczę ją na siebie. Nie oczekuj zbyt wiele poza ogólnym opisem podstaw i dodatkowych różnych informacji. To w końcu będzie książka naukowa.
- Oczywiście. - El rozglądała się, sprawdzając ilu gości jest w bibliotece, była ciekawa czy na chwilę zostanie z Clarice sama.
- Nie wiem też czy będzie to dokładnie wytłumaczone.- na razie tłumaczyła się Clarice, a choć biblioteka była dość pustawa w dziale etnograficznym, to jednak nie były same ani przez chwilę. Bibliotekarka zabrała się za przeszukiwanie kolejnych półek w poszukiwaniu woluminu, nieświadoma planów Elizabeth.
Morgan zaś wyczekiwała momentu aż zostaną samę, spoglądając czy w którychś działach nikogo nie mam.
- Niebawem oddam jedną z książek dla profesora. - Powiedziała cicho.
- Cieszy mnie to…- odparła pochylona niemal aż do pasa Clarice sięgając do niższej z półek.- Oooo… tu jest.
Morgan nie wytrzymała i pomału przesunęła palcami po pupie bibliotekarki.
- Heeej.. cco robisz…- jęknęła spanikowana Clarice, drżąc pod dotykiem.
- Tęskniłam. - Odpowiedziała cicho El wodząc palcami po krągłościach bibliotekarki.
- No… ja trochę… też. - mruknęła Clarice prostując się powoli i tuląc do piersi księgę.
- Tylko trochę? - El położyła dłoń na księdze i przysunęła się mocno do okularnicy.
- No... bardziej niż trochę.- przyznała cicho Clarice.
- O ile bardziej? - Piersi El oparły się o księgę i skrzyżowane na niej dłonie bibliotekarki.
- Bardzo bardzo.- przyznała z trudem Clarice, z podobnym trudem nie odrywała oczu od biustu El.
Morgan nachyliła się i pocałowała bibliotekarkę, krótko acz namiętnie.
- Nie możemy tutaj.- pisnęła Clarice… ale dopiero po rozkoszowaniu się pocałunkiem. Miała zresztą rację.
Wkrótce obie usłyszały kroki.
El odsunęła się grzecznie.
- A gdzie byśmy mogły? Teraz?? - Spytała z zadziornym uśmiechem.
- Nigdzie… ja mam jeszcze… obowiązki i nie bardzo mogę.- mruknęła speszona bibliotekarka.
- Jakiś schowek? Wnęka… - El przyjrzała się ciału Clarice. - Tylko na chwileczkę.
- Nie mogę, nie powinnam…- pisnęła zawstydzona bibliotekarka nerwowo poprawiając okulary na nosie.- … przepraszam, ale tu nie mogę.
- Jesteś okrutna. - El zrobiła smutną minę, ale też uśmiechnęła się po chwili. - Nie ma problemu, rozumiem.
- Może później, gdzieś indziej…- dodała cicho i wręczyła Elizabeth księgę pod tytułem: “Gry hazardowe narodów i ich wpływ na kultury oraz vice versa spisane dokładnie i opracowane przez Gaspara etc. Knobblersticka.” Całkiem spore i ciężkie dzieło.
- Mam dziś nieco spraw do załatwienia i pewnie nie wrócę na noc na uczelnię. - El schowała księgę. I osłoniła chustą w koszyku. Uśmiechnęła się po tym Clarice. - Dlatego bardzo chciałam się zobaczyć z tobą teraz.
- Acha… a czemu nie wracasz na uczelnię?- dopytywała się Clarice.
- Bo chyba przeciągną się na po zmroku i wolę przespać się na mieście niż zmagać ze strażnikami. - Morgan spojrzała na Clarice z zaciekawieniem.
- Czyżby Almais wciągała cię w swoje podejrzane plany?- spytała Clarice przyglądając się badawczo El.
- Nie… to moje prywatne sprawunki. - Morgan zaśmiała się.
- Ach… rodzinę odwiedzasz, narzeczonego?- zaciekawiła się Clarice.
- Nie. Trochę poszukam tkanin, poszukam lokalu na butik, odwiedzę przyjaciół. - Morgan streściła sprawy, które planowała załatwić do wizyty u Johnsona, w sumie go uważała za tego przyjaciela.
- Acha…- zamyśliła się bibliotekarka.- Brzmi… miło.
- Mam nadzieję że to będzie miły wieczór. - El zaśmiała się. - Dobrze, czas na mnie. Dziękuję za wszystko.
- Nie ma za co… naprawdę.- rzekła ciepło Clarice.
- Za to, że wytrzymujesz te moje… "zawstydzające" zachowania. - Morgan zaśmiała się ciepło.
- No tak. Masz rację. - przyznała bibliotekarka.
El pomachała Clarice musiała wrócić do pokoju, zabrać swoje rzeczy na wypad do podziemi i mogła się udać na miasto.

Po drodze przez budynek pocztowy przechwyciła dwa listy. Jeden od rodziców, pełen pytań i narzekań, że ich tak rzadko odwiedza. Drugi… podpisany literą S. zawierał adres i nazwisko.
I dopisek: “Skrzynka kontaktowa”. Nazwisko było kobiece.
El upewniła się która jest godzina i czy zdąży jeszcze sprawdzić ten adres nim wybije typowa pora odprawy u Johnsona. Nie powinno to być problemem. Awanturnicy zbierali się wszak wieczorem. Zebrała więc wszystkie rzeczy na wyprawę, spodnie, wysokie buty, koszulę, kamizelkę i maskę, do tego broń w tym różdżkę. Wszystko spakowała do torby i ubrana w zwykły strój ruszyła sprawdzić swój nowy kontakt.


Budynek był mały i wciśnięty na pomiędzy dwa inne.
“ Alice Walfrieck, porady i masaże. Proszę dzwonić.”- pisało na szyldzie koło dzwonka.
El nieco niepewnie, ściskając torbę z rzeczami, zadzwoniła do drzwi.
Minęło kilka chwill. Drzwi się otworzyły i w nozdrza czarodziejki buchnęły aromaty kwiatowe, piżmowe oraz bardziej egzotyczne. A z chmury tych zapachów wyłoniła się półelfka o ciemnej karnacji i burzy jasnych loków okalającyh jej lekko piegowatą twarzyczkę. Spojrzała na Elizabeth swoimi jaspisowymi źrenicami poprawiając skórzaną spódnicę pełną kieszonek, tak jak i pas. Niemniej wzrok panny Morgan spoczął na jej sporym biuście, który kusząco wyłaniał się z dekoltu. Nie sądziła że półelfki mogą być tak rozwinięte.
- Ekhym. - El zmieszała się i wydobyła z torby list. - Dostałam taką wiadomość… nie jestem pewna czy dobrze trafiłam.
- Oczywiście że dobrze, wejdź kochanie. Pomogę ci z sercowymi problemami jak i ze zesztywniałymi mięśniami.- rzekła radośnie Alice wpychając czarodziejkę do środka i zamykając za nią drzwi. Następnie porwała list i ruszyła przodem, do pełnej garczków, butli i różnego rodzaju alembików pracowni alchemicznej.
- Zajmujesz się… nie tylko masażami? - Brunetka rozejrzała się po pomieszczeniu. - Jestem El.
- Nie zajmuję się masażami. Tylko produkuję eliksiry i inne rzeczy. Nielegalnie… bo w Uptown. To znaczy czasem i masuję…- odparła jasnowłosa obchodząc El. Chwyciła ją mocno za pośladek. - Jak kogoś lubię. I czasem za zapłatę, i cóż… doradzam w sprawach sercowych, jak i miłosne eliksiry ważę i broń wyrabia m.
- Czy zostałam polubiona? - Morgan zaśmiała się i obejrzała na Alice. - W jakim sensie jesteś skrzynką kontaktową?
- Uważaj. Simeon nie wspomniał o tym, ale ja mam słabość tylko do niewiast.- blondynka puściła ową krągłość. I podeszła do jednej z szafek. Zaczęła wyjmować z niej różne fiolki.- Tak… właśnie tak. Drań znów mnie wykorzystuje. Przyznaję, że mnie zaciekawiłaś, bo wiesz… jesteś ładniutka, ale nie ma chyba w tobie nic niezwykłego. Twoja uroda choć kusi, to nie powala.
- Nie wiem czy powinnam się obrazić. - El absolutnie się nie zraziła, w końcu ktoś kto też nie uważał, że ma jakiekolwiek predyspozycje do uwodzenia. - Jestem całkiem zwyczajna. - Przyznała po chwili rozglądając się po pokoju z zaciekawieniem. - Znam też sporo osób ładniejszych ode mnie.
- Uroda to nie wszystko. To seksapil decyduje o tym, czy jesteś kusząca czy nie. To trochę uroda, trochę gracja, trochę podtekst w spojrzeniu, trochę… zapach.- odparła blondynka zerkając przez ramię na El.- Ja jestem na przykład bardzo egzotyczna… a jakoś się na mnie nie rzuciłaś, prawda?
- Może dlatego że noc spędziłam z jedną kochanką, a przed chwilą byłam u drugiej. - Morgan podeszła do jednej z półek. - Sprzedajesz eliksiry?
- Robię na zamówienie. A co to ty powiedziałaś to tylko wymówki… gdyby tu był Simeon… ty już byś była golutka. Gdybyś strąciła tą zieloną buteleczkę, też.- odparła z ironicznym uśmiechem jasnowłosa.
- Cóż… czasem czuję, że dla Simeona jestem po prostu wygodna, a ja mam potworną słabość dla tej bestii. - El sięgnęła po zieloną buteleczkę. - A co tu jest? Afrodyzjak?
- Tak jakby… to nie jest arodyzjak. To hiperafrodyzjak. Przy afrodyzjaku zachowujesz kontrolę… a przynajmniej świadomość. Po tym rzuciłbyśmy się na siebie w szale zdarły ubrania… to nie byłby seks, a bardziej pierwotna kopulacja. Trzeba mocno rozcieńczać i mieszać z innymi składnikami, by zrobić z tego środek na potencję dla mężczyzn i środek rozpalający żądzę dla kobiet.- wyjaśniła blondynka mieszając jakieś mikstury.- Więc… odłóż to na miejsce. Jest bardzo delikatna. A poza tym… po co tu przyszłaś?
- Potwierdzić jutrzejszą schadzkę z Simeonem. - El zaśmiała się i ostrożnie odstawiła naczynie. - A czy robisz środki zapobiegające ciąży? Przy tym co opisałaś brzmi pospolicie, ale od zawsze mam problem by to zdobyć.
Morgan podeszła do półelfki i stanęła obok ciekawa co ta robi. Pierwszy raz mogła oglądać alchemika przy pracy. Nie licząc szybkiego mieszania mikstur Gregora.
- Mhmm.. zawsze mam kilka, za standardową stawkę.- przyznała Alice nie przerywając pracy. Mieszała substancje na nos, wąchając od czasu do czasu miksturę pochylona przy tym lekko prezentując swoje pośladki, równie krągłe co biust wypychający bluzkę.
- Skoro nie odwołał to pewnie się zjawi.- dodała.
- A teraz umieram z ciekawości jaka uroda mogłaby cię powalić. - Morgan umierała też z ciekawości co szykowała Alice, ale o to nie spytała.
- Och… zjawiskowa po prostu. Miodowej barwy włosy, długie nogi jak i włosy. Śliczny biust i pupa.- zaśmiała się Alice. - Rudowłose też potrafią kusić mnie bardzo.
Przygryzła dolną wargę. - No i… taka kobieta, która wiesz… wchodząc podbija otoczenie. Która jest królową w każdym towarzystwie. Jeśli spotkałaś taką, to sama wiesz… jaka to jest.
- Chyba jeszcze nie było nikogo, kto by zrobił na mnie takie wrażenie. - El zamyśliła się. Znała wiele piękności, ale może po prostu na nie nie reagowała? Ach była taka, egzotyczna piękność z balu u alchemików. Ona robiła wrażenie, toż sama chciała zwrócić na siebie jej uwagę. - A nie… była jedna… To przy niej rzeczywiście nie mam szans. - Uśmiechnęła się ciepło.
- Ale… nie będę ci przeszkadzać skoro jesteś zajęta. Skoro masz ten eliksir zazwyczaj u siebie, to zjawię się przy okazji z gotówką.
- No tak…- odparła blondynka i spojrzała na El z uśmiechem.- Nadal jednak mnie ciekawisz… co takiego ukrywasz pod ubraniem, że go skusiłaś do… takiego związku. A przeszkadzać, to nie… nie przeszkadzasz.

Morgan sięgnęła do wolnej dłoni Alice i ułożyła ją na swojej, skrytej pod koszulą, uniesionej przez gorset, piersi. - Może one go skusiły powiedziała uśmiechając się lubieżnie. - A może moja natrętność.
Blondynka zaskoczona jej zachowaniem, zamarła na moment. Potem zaczęła leniwie pieścić krągłość. Przygryzła wargę mrucząc.- Przyznaję, że… przyjemnie dotykać… cię.
- On się raczej nie delektuje. Chwyta je mocno i bierze mnie gwałtownie. - Morgan poddała się tym pieszczotom, czuła jak jej piersi, ciało napierają na dłoń alchemiczki.
- Więc… ja jednak… kuszę.- odstawiła fiolkę i drugą dłonią zaczęła podciągać spódnicę panny Elizabeth, przygryzając swoją dolną wargę.
- Miałaś wątpliwości? - Morgan uśmiechnęła się lubieżnie. - Jak sama powiedziałaś… jesteś bardzo egzotyczna. - Dłoń El spoczęła na odsłoniętym fragmencie piersi Alice.
- A ponoć byłaś bardzo zmęczona, co?- zapytała figlarnie jasnowłosa, sięgając pod spódnicę i do bielizny czarodziejki. Musnęła ją palcami.
- Powinnam uprzedzić, że mam trochę zabawek i czasem liczniejsze towarzystwo.
- Yhym… - El zamruczała lubieżnie ocierając się o palce półelfki. - Mówiłam… czemu się na ciebie nie rzuciłam, a nie że jestem zmęczona.
- Myślę… że… - jasnowłosa chwyciła za majteczki czarodziejki, szarpnęła mocno.. materiał się napiął na ciele, a potem zaczął rwać. - .. mam ochotę na przerwę… a ty?
- Akurat mam wolne popołudnie. - El uśmiechnęła się. Poczuła że na resztkach jej bielizny pojawiła się już wilgoć nim te także zniknęły pochwycone przez Alice.
- Pozwolisz, że pobiorę… próbkę… do badań i może czegoś jeszcze?- nadal muskając dłonią kobiecość El, Alice puściła pierś czarodziejki by sięgnąć po fiolkę z długą szyjką.
- Tak… pytanie czy nie wolałabyś mnie… w pełnej okazałości? - Morgan sięgnęła do wiązania gorsetu, rzucając torbę na podłogę.
- Z pewnością… ty mnie pewnie też wolałabyś mniej ubraną?- mruknęła blondynka kucając przed El i nurkując pod jej suknią.- W sypialni zobaczysz mnie nagą, minus uprząż.-
Po tych słowach czarodziejka poczuła loki łaskoczące jej podbrzusze. Zimną szklaną szyjkę zanurzającą się w jej kwiat odrobinę, by zebrać wilgoć i niezwykle zwinny języczek zachłannie pocierający jej wrażliwy punkcik.
- U… uprząż .. - El no to westchnęła ni zapytała, starając się by jej ciało nie zacisnęło się na chłodnym szkle. Rzuciła na podłogę swój gorset i sięgnęła do zapięcia spódnicy. Chciała zobaczyć Alice.
- Mocowanie… aczkolwiek nie musi być na mnie. Możesz być pierwsza.- wszystko ukrywała obfita i bujna czupryna jasnych loków. El nie dostrzegała, ale i czuła śliską i coraz mniej zimną szyjkę poruszającą delikatnie, jak ciepły wilgotny języczek pieszczący jej intymny obszar.
Czarodziejka czuła, że zbliża się do szczytu. Alice miała wprawę. Doświadczenie, które sprawiła, że El jęknęła głośno dochodząc.
- Duuuużo…- zamruczałą Alice delikatnie kąsając płatek kwiatu El i spojrzała w górę. - Hmm… chyba wiem co w tobie widzi Simeon. Jemu nie będzie przeszkadzało jak cię porwę, a tobie? Że z nim… i ze mną?
- N..nie. - El uśmiechnęła się do alchemiczki. - Ale mam czekać do jutra, na coś więcej?
- Nie… oczywiście że nie…- blondynka wstała i zakorkowała flaszkę. Postawiła ją na stoliku i wzięła dłoń El w swoją wyprowadzając ją z pracowni w kierunku schodów. - Czas na masaż.
- Przyznasz się, co zrobisz z tą fiolką? - Morgan ruszyła za Alice, pozostawiając swoje rzeczy na dole.
- Eeeem… nie wiem. Pewnie mocny eliksir… mocny gdy ty go spożyjesz.- wyjaśniła Alice kręcąc nieświadomie pupą przy każdym kroku na schodach.

Dotarły do solidnych drzwi, za którymi kryła się sypialnia z dużym łożem z kolumienkami.
- Więc… lubisz ostro, tak.- mruknęła Alice i dała mocnego klapsa w pośladek El.- buty zdejmuj i na łóżko.
Sama rozpinać poczęła pas i zdejmować skórzaną spódnicę.
El zdjęła wysokie buty siadając na łóżku i obserwując alchemiczkę. Była bardzo ciekawa co skrywał jej strój. Ciekawiło ją też czy "ostro" Alice podobne było do tego Waynecroft.
Ciało półelfki było ciemne i piegowate, krągłości wyjątkowo krągłe. Pupa wyrazista, podobnie piersi ukryte pod małym gorsetem… który Alice zrzuciła. Naga podeszła do szafy i otworzyła. A tam pełno było uprzęży i męskich atrybutów… z kości, z drewna polerowanego i metalu.
- Ehmm… który ci się podoba… jaki rozmiar wolisz?- zapytała blondynka zerkając niepewnie na Elizabeth.
- Nie wiem jak dobrze znasz Simeona… ale wezmę w siebie całkiem dużo. - El oparła bose stopy na krawędzi łóżka i rozchyliła nogi, pokazując wciąż wilgotną kobiecość. - A który to twój ulubieniec?
- Ten tutaj… przeszywał mnie wszędzie.- wymruczała blondynka zerkając na biały przedmiot z kości słoniowej. I zakładając uprząż na biodra. Kilka chwil później mocowała spory przedmiot zerkając na czarodziejkę. - Przyznaję… masz w sobie coś El.
Oblizała wargi dodając. - Może… pomyślę nad zapłatą w naturze… jeśli masz ochotę.
- Nie spodziewałam się zapłat. - El wodziła wzrokiem to po ciele Alice to po jej orężu, ciekawa jak to będzie mieć go w sobie i jak zrobi z niego użytek alchemiczka.
Blondynka podeszła do siedzącej Elizabeth, chwyciła dłonią za jej włosy burząc fryzurę… pociągnęła boleśnie do tyłu. Nachyliła się i pocałowała, dużymi piersiami ocierając się intensywnie o wrażliwe szczyty biustu El i posiadła ją… olbrzymi przedmiot z lekkimi oporem wciskał się w czarodziejkę nie dając jej czasu na w pełni przygotowanie się na tą napaść.
- D… duży… bardzo… - Morgan wygięła się w łuk, starając się złapać oddech.
- Za późno… na narzekania.- mruknęła rozpalonym głosem blondynka całując i miętosząc długą dłonią piersi o które się ocierała nagim biustem. Mocnymi ruchami bioder przyciskała kochankę do łóżka i niemal rozpychała jej intymny zakątek niczym dzika bestia. Zgodnie z obietnicą… nie była delikatna.
El czuła mimo to jak jej ciało przyjmuje intruza. Jak staje się coraz wilgotniejsza, jak coraz mocniej reaguje na szturmy, pojękując coraz głośniej.
- Mmm… mięciutkie…- mruknęła Alice dociskając swój biust do piersi El i przez to biodra tak mocno jak się dało. Jej ciało drżało, a ona sama pomrukiwała w zadowoleniu. Kąsała szyję przyspieszając tempo i sprawiając, że łóżko skrzypiało podczas ich figli.
Jęki El przerodziły się w okrzyki rozkoszy, gdy wiła się na łóżku pod kochanką. Dłonie zapierała na ramionach Alice wbijając w nie paznokcie. Drobna półelfka sapiąc i całując szyję napierała krągłym biustem jak i zabawką na czarodziejkę. Raz po raz przyszpilając ją mocno i czerpiąc z tego satysfakcję. Jej blond loki łaskotały skórę uwięzionej pod zgrabnym ciałem panny Morgan. El doszła z głośnym okrzykiem i opadła na pościel.
- Cofam to co powiedziałam… masz w sobie coś. - zamruczała jasnowłosa półelfka kąsając szczyt piersi drżącej od niedawnej fali rozkoszy czarodziejki.- Jak mi się więc planujesz odwdzięczyć?
- A możemy zacząć od tego, że zdejmiesz to swoje cacuszko? - El uśmiechnęła się nieco nieprzytomnie. - Jestem ciekawa jak smakujesz.
- Oczywiście.- odparła półelfka odsuwając się od El i biorąc za rozpinanie sprzączek. Zabawka upadła na ziemię wraz z mocującymi ją pasami. I czarodziejka mogła przyjrzeć się jej intymnemu zakątkowi wyglądającemu delikatnie oraz dziewiczo i intensywnie pachnącemu. Ba, cała Alice wyjątkowo mocno pachniała.
- Używasz perfum? - Morgan chwyciła półelfkę za biodro i pociągnęła do siebie, chcąc ją ustawić nad swoimi ustami.
- Trochę nasiąknęłam swoimi naparami…- zamruczała jasnowłosa poddając się dłoniom El, wydawała się taka delikatna i filigranowa, acz przecież chwilę temu testowała wytrzymałość panny Morgan z entuzjazmem dzikiego orka.
- Pachnie przyjemnie. - El przywarła wargami do kobiecości, klęczącej nad nią kobiety.
- I mam nadzieję… że smakuje…- jęknęła cicho jasnowłosa ocierając się nią o jej wargi, gdy leniwie poruszała biodrami.
- Pyszne. - El sięgnęła językiem głębiej.
- Cieszy mnie to… -sapnęła rozpalonym głosem blondynka mocząc się tym mocniej, że chwyciła dłońmi własny duży biust masując go leniwie i z wprawą. Czarodziejka miała okazję, się przekonać że z pewnością Alice potrafiła masować ciało.
Morgan postanowiła pomóc sobie sięgając palcami w głąb kochanki, a wargami przywierając do jej wrażliwego punkciku.
- Dobrze… takk…- pojękiwała jasnowłosa półelfka drżąc i wprawiając swoje loki w ruch.- Dobre…. jesteś… cudownie… dobra… w tym.
El kontynuowała pieszczoty pomalutku dokładając palce. Była ciekawa ile się tam zmieści.
- Hh..eeej… - zachichotała rozpalonym głosem wiercąc się na przeszywających ją palcach.- Uww… ażaj.
Jęknęła głośno prężąc się hipnotycznie i wijąc. Miała całkiem elastyczne ciało.
- Jeszcze ...troszkę i… - szeptała cicho.
Morgan była niemal pewna, że wsunęła by w kochankę całą dłoń, teraz jednak chciała ją doprowadzić.
Czuła ów gorąc i wilgoć, rozpalone ciało kochanki. Z pewnością doświadczonej i bardzo zmysłowej. Kilka ruchów i Alice doszła głośno wyginając ciało w łuk.
El kontynuowała jeszcze chwilę, pozwalając półelfce odreagować.
W końcu jej kochanka osunęła się na Elizabeth tracąc władzę w nogach od nadmiaru doznań.
Morgan uniosła się na przedramionach, oblizując się.
- Czyli jednak jest we mnie coś? - Uśmiechnęła się zadziornie do alchemiczki.
- Teraz rozumiem czemu… Simeon tak cię lubi…- zamruczała jasnowłosa półelfka kręcąc pupą.
- O… czemu? - El przesunęła palcami po pupie kochanki.
- Jesteś smakowitym kąskiem… można cię próbować całą noc. - zamruczała figlarnie jasnowłosa potrząsając lokami. - Przyjemnie z tobą się figluje.
- Kilka osób już mi mówiło, że mnie zamkną by mieć mnie dla siebie. - El usiadła na łóżku i przeciągnęła się. - Duża ta twoja zabawka… wkładałaś ją wszędzie?
- Więc na twoim miejscu bym uważała. Któryś z wielbicieli może spełnić tę groźbę. - odparła Alice siadając na łóżku obok niej. - Tak.. wszędzie.
- Hm…. Ja bym chyba nie zmieściła. - Morgan zamyśliła się spoglądając na porzuconą na łóżku zabawkę.
- Mam jak widzisz różne rozmiary… - mruknęła Alice prężąc się na łóżku. - Są rzemieślnicy potrafiący robić tego typu przedmioty, aczkolwiek ze zrozumiałych przyczyn czynią to potajemnie.
- Najwyraźniej… nigdy na żadnego nie trafiłam. - El przytaknęła ruchem głowy. - Widziałam już takie urządzonko tylko ruchome… zrobione przez gnomy. Jestem ciekawa czy są też magowie, którzy robią takie rzeczy.
- Bo nikt otwarcie się nie przyznaje. Nawet owe "gnomy". Wiem że niektórzy magowie oddawali się pasji wymyślania takich uatrakcyjniaczy figli. - potwierdziła ze śmiechem Alice. - Acz to już były pomysły naprawdę szalone.
- Ciekawie by było dorwać coś takiego w swoje łapki. - Morgan zaśmiała się. - No ale.. chyba czas na mnie.
- Czyżby nie kusiło cię na więcej? - choć półelfka położyła się na łożu i naprężyła zmysłowo piękne ciało to żartobliwy ton jej głosu sugerował iż mimo wszystko na sukces nie liczy.
- Bardzo.. ale mam plan dziś nieco dorobić złażąc do podziemi. - El zaśmiała się. - A obawiam się, że po kolejnej rundce z tobą miałabym problemy z chodzeniem.
- No cóż. Wiesz gdzie mieszkam. - odparła blondynka wstając. - I w razie czego, masz zniżkę na eliksiry i zapachy. Ale niedużą… bo ja mam duży apetyt.
- Hm… - El wstała z łóżka gotowa zejść do swoich rzeczy. - A potrafiłabyś umieszać eliksir, mając go, a nie znając składników?
- To trudna sztuka i ryzykowna. Utraciłabyś to co masz, bez gwarancji mojego sukcesu. - oceniła półelfka ubierając się.
- Hm.. niby nie jest to bardzo znaczący eliksir. Mam pewną nieśmiałą znajomą, którą staram się ośmielić. - El zaśmiała się. - Zejdę na dół się, ubrać, dobrze? Pożyczysz mi jakieś majtki?
- Pod warunkiem że mi je oddasz potem. - odparła z lisim uśmiechem Alice.
- Jak przekonasz Simeona, to nawet jutro. - El uśmiechnęła się.
- Nie sądzę bym powinnam wtrącać się w wasze relacje. Zresztą… - stwierdziła Alice wyjmując koronkowe majtki z szuflady. -... pewnie jutro go nie spotkam.
Takiej bielizny mama El by nie uszyła. Owszem, była śmiała ale jej odwaga do eksperymentów miała swoje granice. Te majteczki bowiem miały rozcięcie z przodu w strategicznym miejscu.
- O… śliczne. - El przyjrzała się bieliźnie. Miała pewne wątpliwości czy uratuje ją przed ocierającymi spodniami, ale lepsze to niż nic. Nasunęła koronkę na pupę, czując nadal przewiew w newralgicznym miejscu.
- Tak. Lubię ładne rzeczy i ładne kochanki.- przyznała z uśmiechem Alice.
- I jak mi pasują? - Morgan obróciła się prezentując majtki gospodyni na swoim ciele.
- Ładnie, choć wypadałoby je przetestować. - zażartowała Alice wodząc wzrokiem za pupą El
- Powinnam sobie uszyć podobne… - Morgan zamyśliła się. Nie potrzebowałaby na to dużo materiału. - Schodzimy? Zostawiłam tam ubranie.
- Muszę całkiem się ubrać i posprzątać tu nieco. Idź pierwsza i nie baw się fiolkami. - przestrzegła ją żartobliwie półelfka.
- No… dobrze. - El pomachała gospodyni i zeszła do pracowni by się ubrać.
Tam znów owionęły ją różne aromaty. Najwyraźniej Alice specjalizowała się w pachnidłach właśnie. El nie miała co prawda okazji widzieć wielu pracowni magicznych, ale ta była z nich największa i najlepiej wyposażona. Morgan zabrała się za ubieranie, przyglądając się wszystkiemu z zainteresowaniem. Prawie już skończyła gdy usłyszała kroki gospodyni schodzącej po schodach. El spojrzała w tamtym kierunku, sznurując swój gorset.
Jasnowłosa półelfka poprawiała loki zburzone figlami.
- Wszystko już spakowane? - spytała.
- Najważniejsze rzeczy tak. - El ppklepała swój biust i sięgnęła po torbę. Zajrzała do środka czy niczego nie brakuje.
- A jeszcze jakieś planowałaś wziąć?- spytała żartobliwie Alice.
- Nie… nie mam zwyczaju okradania ludzi. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Chyba, że masz dla mnie prezent.
- Za krótko się jeszcze znamy. - blondynka podeszła do El i cmoknęła ją w policzek. - Ale kto wie co będzie później.
- To grzecznie zostawiam wszystko na swoim miejscu i widzimy się niebawem. - El zarzuciła torbę na ramię, planując zjeść jeszcze po drodze i wpaść do Johnsona.


Kilkanaście minut później z kupioną u ulicznego sprzedawcy gorącą i smaczną zapiekanką wkroczyła do znanego jej lokalu. Johnson już tam siedział jak i rogata magiczka. Brakowało reszty.
Owa dwójka rozmawiała z ożywieniem.
El podeszła do nich. Nie była pewna czy to John czy Manfred, ale założyła że szybko się przekona.
- Cześć. - Pomachała do członków znajomej drużyny.
Z bliska okazało się że to John. Pomachał jej wesoło w odpowiedzi. Także i Mandragora odpowiedziała zadziornym uśmieszkiem zachęcając ją, by się przysiadła.
- Hej… byłam ciekawa czy przyda się wam ktoś od zamków? - Morgan usiadła pomiędzy Johnem a Mandragorą.
- Nie wiem tak do końca, aczkolwiek dodatkowe ręce zawsze się przydadzą.- odparł z uśmiechem John.
- Albo ciałko… tylko cię musimy bardziej… bojowo doposażyć.- oceniła diabliczka.
- Cóż… jestem do usług. - El miała spore wątpliwości co do swoich zdolności bojowych. - Dziś… niezbyt się nadaję do czarowania.
- Mamy ochraniać pewnego klienta przy pewnej transakcji. Wystarczy że będziesz wyglądała groźnie, bo trochę nam brakuje osób.- wyjaśnił John smętnie.
- Manfred postrzelił się w zadek, niegroźnie… ale boleśnie. Wyjmowanie śrutu trochę zajmuje.- dodała diabliczka ze złośliwym uśmieszkiem. - Zwłaszcza że postrzelił się dwa razy… w oba pośladki.
- Och… zupełnie sam się postrzelił? - Elizabeth spojrzała na swoich towarzyszy z rozbawieniem. - Wiecie… mogłabym się przebrać magicznie by wyglądać groźniej, ale pewnie nie wiemy ile to zajmie?
- Bylebyś się odpowiednio prezentowała prze pracodawcą.- odparl John, a Mandragora dodała ze śmiechem.- Nie da się postrzelić w tyłek z muszkietu. Nie ma takiej możliwości. Ale tak to jest gdy się igra z Jess i jej temperamentem.
- Cóż… możemy spróbować, ale chyba przydałby się mi jakiś pancerz i broń. - Morgan była ciekawa czym tym razem Manfred podpadł Jess… gdyby chodziło o ich wspólną noc… chyba zdążyłby się wygoić.
- Coś ci znajdę.- zaoferował się John, a Mandragora dodała pół żartem.- Zawsze też mogłabyś iść w stronę seksapilu… bez pancerza, za to z dekoltem i bronią przy pasie. To klienci też lubią.
- Wy znacie klienta i co na niego lepiej działa. Do seksapilu nie muszę używać magi. - El mrugnęła po tych słowach do diablicy.
- Nie znamy. To ktoś nowy. Za to znamy miejsce… ruszymy do Azjatown.- odparła rogata, a tymczasem do karczmy a potem do stolika przybył znany czarodziejce niziołek, Gregor.
- Azjatown… - El zawahała się. - No to może jednak znajdźmy mi coś z głębokim dekoltem.
- Witajcie. Jess wspomniała, że może się trochę spóźnić. Dowiedziała się że pracodawca jest dość przystojny, więc postanowiła zrobić sobie nową fryzurę.- rzekł na powitanie niziołek.
- John… masz coś u siebie? I tak muszę zmienić spódnicę na jakieś spodnie. - El zbyła uwagę o przystojności klienta. Jaka była szansa, że to będzie jej "cesarz".
- Znajdę coś, tylko… nie wiem czy będą pasowały.- ocenił John wstając i ruszając przodem.- Chodźmy.
- Tylko nie przymierzajcie zbyt długo.- dodała Mandragora wystawiając język żartobliwie.- Bo będę musiała was pogonić.
- Byleby nie muszkietem. - El mrugnęła do diablicy i podążyła za Johnsonem na piętro.
- Wolę używać ogona.- odparła rogata z łobuzerskim uśmiechem. John zaś zaprowadził ją do swojego pokoju i zaczął w kufrze z ubraniami szukać spodni dla niej.
- Mogę dać ci zapasowy pałasz Manfreda. I tak go dziś nie będzie używał.- zaproponował.
- Jasne. - El zaczęła się rozbierać. Musiała zdjąć wszystko do majtek by wbić się potem w spodnie, koszulę i skórzany gorset. - Jakąś broń bardziej spektakularna niż mój sztylet?
- Pałasz jest z pewnością większy niż sztylet.- odparł John zezując nie dość dyskretnie na przebierającą się czarodziejkę.
- Z tego co mi wiadomo to tak. - El spojrzała z uśmiechem na Johna stojąc w samych majtkach.
John odłożył spodnie na bok.. te które przeznaczył dla czarodziejki. I zamarł wodząc wzrokiem po jej nagim ciele i fikuśnych majtkach, które nie ukrywały swojego “przeznaczenia”.
- Prezent… jak ci się podobają? - El przyjrzała się wydobytym przez niego spodniom myśląc czy jednak nie założyć swoich.
- Bardzo ładne… ci pasują.- przyznał mężczyzna po przełknięciu śliny.
El podeszła do niego i zerknęła na spodnie. - Chyba założę swoje spodnie… są bardziej dopasowane.
- No… niewątpliwie są.- mężczyzna sięgnął ku jej biodrom, powiódł dłońmi po jej pupie przyciągając dziewczynę do siebie.
- Tęskniłeś trochę? - Morgan przywarła do Johna swoim nagim ciałem. Prawie nagim.
- Przyznaję, że tak…- po czym pocałował ją namiętnie, jednocześnie mocno ściskając jej pośladki i dociskając żarliwie ciało.
El odpowiedziała na pocałunek narzucając mu ręce na ramiona. Jej biust spłaszczył się na męskim torsie. A sam John naparł na nią powoli popychając ją ku przeciwległej ścianie. Ocierając się podbrzuszem czuła jak jego pragnienie z trudem mieści się w jego spodniach. Morgan sięgnęła jedną dłonią do zapięcia jego spodni chcąc uwolnić bestyjkę, którą tam chował.
Miała mało czasu na to, ale też i sporo doświadczenia… pas został odpięty, bielizna zsunięta. Ciepły sztywny organ znalazł się w czułym objęciu paluszków El. Wyglądało na to, że majtki od alchemiczki szybko będą miały okazję do pierwszego testu.
Morgan wypuściła z dłoni oręż kochanka, czując pod plecami chłód ściany.
Chwycił ją za uda i podniósł lekko całując usta i szyję. Trzymając za uda, posiadł przyszpilając szybkim mocnym pchnięciem. Koronka majteczek łaskotała lekko jej kobiecość, gdy męski organ przeszywał ją pospiesznie.
El pojękiwała pomiędzy kolejnymi szturmami kochanka opierając się dłońmi na jego ramionach.
A ten tych szturmów nie zaprzestawał, zanurzając się w miękkim gościnnym zakątku i sprawiając że jej pupa uderzała rytmicznie o ścianę wywołując głuche uderzenia.
Drzwi nagle otworzyły się, Mandragora stanęła w nich. Oparła się o framugę i obserwując ich pieszczoty dodała ironicznie.
- Świętować należy chyba po misji, co?
- T… tak…? - El jęknęła głośno dochodząc.
- Za karę ukradnę wam ubrania i pójdziecie goli na misję. - zaśmiała się złośliwie diabliczka, biorąc strój El w swoje ręce. A John dyszał kolejnymi ruchami bioder wbijając się kochankę, aż w końcu i ona poczuła jego ulgę w sobie.
- Oj… nie dotrzemy tam jak będę szła goła. - Morgan zawisła na ramionach kochanka spoglądając na Mandragorę.
- Hmmm… moożeee… ale czy mnie to zmartwi.- zażartowała rogata, a John zwrócił się do niej.- Jess już przyszła.
- Tak. Jess już przyszła, z nową fryzurą.- przyznała diabliczka i rzuciła ubrania El na łóżko niezadowolona, że Johnson przerwał im przekomarzanie. - Pospieszcie się.
- Już będziemy grzeczni. - El uśmiechnęła się ciepło do niej stając na podłodze.
- Oby… tylko że nie bardzo wam wierzę. - stwierdziła Mandragora wychodząc.
El wytarła trybut kochanka chustką wyjętą z torby i zabrała się za szybkie ubieranie, wciskając swoją pupę w ciasne skórzane spodnie.
- To dostaliśmy reprymendę. - Powiedziała z rozbawieniem do Johna.
- I pewnie zasłużenie. - przyznał Johnson ubierając się.
Ruszyli na dół, gdzie na oboje czekała reszta drużyny. Dla El to była pierwsza okazja do współpracy z rudowłosą Jess.
Pamiętała ją jedynie z pierwszej odprawy gdy zrezygnowała. Teraz spoglądała na nią z zaciekawieniem z za ofiarowanej przez Marię tę maski. Płaszcz Manfreda nieco przesłonił dekolt jej koszuli, w którym majaczyły piersi uniesione przez skórzaną kamizelkę. El mimo charakteru tej misji wzięła z sobą przypasaną torbę, w której miała wytrychy i różdżkę. Czuła się dziwnie z dłuższą bronią… no ale. Trzeba robić pozory.
 
Aiko jest offline