Podróż przez bezkresne równiny Rohanu mimo najszczerszych chęci i wysilonej wiedzy Cadoc zniósł marnie. Nie pomogła ani znajomość zwierząt, bo konie w jakiś przedziwny sposób różniły się tak od udomowionych owiec jak i od dzikich kozic. Ani nawet pomocna dłoń udzielana Eiliandis, która i bez tego świetnie sobie radziła. Można było dojść do wniosku, że jak coś się ma nie udać to się nie uda. Dla tego wytelebany przez pieprzoną rohirrimską kulbakę Dunlandczyk zwolnił wysłuchując tego co im zakomunikowała brzydka posłanniczka. Nie odprowadził jej jednak spojrzeniem gdy odjechała. Nie znał ni jej ni żadnego Grimborna. A bezinteresowna pomoc drugiemu marszałkowi Rohanu była bliska Cadocowi tak bardzo jak stopniały na wiosnę śnieg.
- Zapewne rychło okaże się kim ów Grimborn jest. Skoro nie raczyła nas do niego pokierować. - rzekł z charakterystycznym dla źle znoszonej podróży przekąsem - Ruszajmy ku włościom marszałka. Prowadź Gleowyn