Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2021, 11:52   #29
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Mervi wstała rano, zdeterminowana i pewna tego, co ma zrobić. Było to miłe uczycie, gdy wirtualna adeptka wiedziała dokładnie co ma zrobić, ale też miała wystarczający ogląd aby wiedzieć dokładnie jak to zrobić. Zatem… to zrobiła. Nie miotała się na boki, nie szukała sposobów, nie próbowała innych opcji. Wstała, zjadła śniadanie – szybko, mechanicznie i precyzyjnie, aby tylko przyśpieszyć początek pracy.
A potem, gdy siedziała przed ekranem jednostki tridialnej, nie robiła nic. Długie minuty bezruchu, ze sporadycznymi mrugnięciami oczu podczas których układała dokładny plan działania nim przystąpiła do rzeczywistej pracy. Litery w czarnych oknach terminali lśniły niczym neony.
Wirtualna adeptka czuła się… potężna i kompletna, mimo działania bez ani krzty magy. Jej formalizm, sumienność, systematycznie wyuczone zdolności były jak miecz. Lecz czuła coś jeszcze, coś, co coraz częściej czuła po ostatnich poszukiwaniach – pasję. To szalone „zrobię to”, zuchwałe „dam radę” oraz niechętnie przyjmowane „raz się żyje”. I stała za tym pewność, że podoła.
I to uczucie, że gdy działa na innych, robi dokładnie to , co sama chce, bo ona tak chce, a nie wymaga tego ktoś inny. Sama nie wiedziała czemu ta myśl dawała jej satysfakcję.

***

Jak co dzień o świtaniu japonka wymknęła się po cichu z pokoju aby ćwiczyć. Mając w pamięci noc i polowaniem zmor, uznała że tym razem będzie nieco bliżej. Tradycyjnie zaczęła od rozgrzewki i rozciągania się nim przeszła do kata. Ze względu na odległość wyciszyła swój głos aby nie przeszkadzać śpiącym i zaczęła.
Podczas około połowy medytacji zauważyła jak z budynków wychodzi Samuel. Zadowolony z siebie druid (a może z pogody - znowu nie padało, chociaż Akane była przekonana, że po południu sytuacja się zmieni) zniknął za budynkiem idąc w zupełnie inną stronę, iż ona. Zauważyła, iż jego włosy znowu odzyskują pierwotną czerń.
W pierwszym odruchu dziewczyna uznała, że powinna pozwolić mu robić swoje rzeczy. Zdążyła przygotować tylko postawę i uznała, że nie potrafi. Rozwiewając ciszę podbiegłą do niego nazbyt entuzjastycznie.
- Dobry! - powiedziała doskajując obok niego trzymając jednocześnie ręce za plecami.
- Gdybym miał drzwi, miałbym dobry tekst na powitanie, ale drzwi nie mam - powiedział odrobinę zaspanym głosem kładąc na prymitywnej, zbitej z dwóch pieńków i deski ławce, aktówkę.
- Och. Będziesz zajęty? To nie będę przeszkadzać.
- Będę zajęty - powiedział szczerze - ale zajmie mi to chwilę.
- Ok, będę tam w takim razie gdybyś czegoś potrzebował. Jeszcze nie skończyłam ćwiczeń - japonka wskazała kciukiem za siebie.
- Dobrze, dobrze - druid pokiwał głową szperając w poszukiwaniu czegoś.
Akane uśmiechnęła się do siebie i zostawiła zamyślonego druida. Po drodze do drzewa koło któergoo ćwiczyła rozmasowałą sobie czoło i zmusiła się do przeprowadzenia kilku kontrolowanych wdechów i wydechów dla uspokojenia myśli. Wracając do skupienia zaczęła ponownie powtarzać ruchy wyuczone tak mocno, że po wyrwaniu ze snu by była w stanie je wszystkie powtóżyć… albo i nawet śpiąc.
Po krótkim czasie, nie więcej niż dwadzieścia minut, dojrzała znowu Samuela wracającego zza rogu po obrzędach. Chwilę zwrócił uwagę na jej ćwiczenia, maskując to poprawieniem binokli i ruszył dalej.
Dziewczyna uniosłą brwi mrużąc lekko oczy. Westchnęła.
- Panie de Balzac jak chcesz mogę ci opowiedzieć co robię! - powiedziała do niego głośniej.
Druid przystanął patrząc na Akane z lekkim zaskoczeniem.
- Słowo daję, to jest - zamyślił się patrząc gdzieś w dal - chyba piąta nadziwniejsza propozycja sesku jaką słyszałem w życiu.
- Oczywiście - mruknęłą japonka czerwieniąc się lekko. - Czy wszystko sprowadzasz do seksu? - zapytała z zażenowaniem wypływającym na twarz.
- Nie, są jeszcze Wielkie Tajemnice oraz Potwory, ich do seksu nie sprawdzam, chociaż czasem udaję że to robię - uśmiechnął się krzywo - ludzie wtedy tracą gardę. Jak na przykład ty - powiedział z sympatią podchodząc w pobliże japonki i odstawiając walizkę. Samemu oparł się o drewnniany wsponik szopy.
- No to opowiadaj jak to robisz - powiedział z uśmiechem i błyskiem w oku.
Dziewczyna chwilę zbierała się w sobie nim na nowo odnalazła słowa. Wyglądała na niezadowoloną z tego jak się zabawił jej emocjami.
- To co robię nazywa się kata. Są to ćwiczenia pomagające wyuczyć się ruchów których używam podczas walki... - zaczęła spoglądając na druida i szukając czy cokolwiek z jego obszernej wiedzy zahaczyło cokolwiek o sztuki walki.
Niespecjalnie dziewczyna wydobyła coś z miny Samuela, chociaż był to raczej pech niż problemy z jej empatią. Nie musiała jednak.
- Dobrze, że jesteś przy tym cicha. Miałem kiedyś przyjemność współpracować z dwoma braciszkami, to darli się jak skalpowane koty dwa razy na dzień.
Japonka otworzyła usta aby zaraz po tym je zamknąć. Oczy na moment również zamknęła procesując emocje.
- No tak. Skoro miałeś już okazję współpracować z osobami z mojej tradycji to czy jest coś co może cię wtedy interesowało a bracia nie chcieli ci powiedzieć?
- Sporo - powiedział nie ukrywając - miałem co prawda przyjemność też z innymi z twej tradycji, ale zbyt dużo okazji nie było na wymiany poglądów, a gdy czas był, jak z tymi braćmi, to za każdym razem chcieli mi… - drud ważył słowa, uśmiechnął się - ….no wpierdolić, po ludzku. Bo Do jest rozmową przez pięści więc mam rozmawiać tym językiem jak i oni - powiedział rozbawiony.
Japonka spojrzała gdzieś w niebo z irytacją. Skrzywiła się kręcąc głową.
- W sumie nie jestem zaskoczona - mruknęła wyraźnie pokazując jak się odnosi do takiego zachowania.
- Tak łatwiej jest wytłumaczyć coś z Do kiedy osoba słuchająca podąża za ruchami i próbuje się odnieść do filozofii… ale to nie jest konieczne. Z resztą brzmi trochę jakby ich styl był twardy, a mój jest miękki.
Dziewczyna momentalnie pokazała druidowi jak doskakuja do wyimaginowanego przeciwnika i używając jego niewidocznego środka ciężkości rzuca nim o ziemię. Potem się wyprostowała.
- Oboma można wykonać krzywdę ale ja staram się używać ciężaru, pędu i ruchu przeciwnika do poprowadzenia go ku… cóż zależy.
- Judo - Samuel podsumował odwołując się do śpiącej sztuki walki - albo aikido?
- Ta… powiedzmy - zupełnie jak w przypadku Patrica tutaj też dziewczyna nieco zniesmaczona porównaniem. - Bo oczywiście to jest znacznie więcej. To droga.
- Droga kopania tyłków?
- Robisz to specjalnie, prawda?
- Nieeee, taką mam naturę - powiedział wesoło - każdą rzecz można przedstawić jako ważniejszą mówiąc, że jest to sposób na życie.
- A co jeśli jest? W takim samym stopniu jak twoje podążanie drogą bycia przyjacielem dla wszystkich, ale samemu nie chcąc mieć przyjaciół? - dziewczyna zapytała mężczyznę patrząc na niego z ledwo widocznym zmartwieniem.
- Czy Do nakazuje także podsłuchiwać?
Francuz zaśmiał się grożąc Akane palcem.
- To nie jest droga, to jest postawa życiowa. Mam wrażenie, że jest to spora różnica.
- Byliśmy w jednym małym pokoju - zauważyła dziewczyna zakładając ręce na piersi posyłając sceptyczne spojrzenie druidowi.
- Nie mniej. Tak, Do to też postawa jaką się ma w życiu. Chciałabym ci powiedzieć, że to jest wszystko ale już widzę jak tego nie kupujesz więc powiem co innego...
Druid podniósł palec jakby prosząc o głos. Dziewczyna urwała pozwalając mu mówić.
- Gdy mówisz sprawiedliwość, pytam: ale jaka. Gdy mówisz droga, to pytam też, ale jaka. I dokąd.
Akane kiwnęła powoli głową już myśląc nad odpowiedzią. A może zbierając się do niej. W końcu niepewność i obawa ulotniły się i dziewczyna była w stanie spojrzeć na druida.
- Moja Do polega na tym, żeby chronić. Nie zaatakuje pierwsza i jeśli nie ma potrzeby nie będę zabijać, ani nawet krzywdzić.
- Brzmi jak postawa życiowa każdego, normalnego zjada hamburgerów - w głosie druida brzmiało pytanie.
- Nie każdy normalny zjadacz hamburgerów może kruszyć góry, zawracać rzeki i przywoływać sztormy. To jest droga samokontroli. Bez niej pewnie byśmy się nie mieli okazji poznać.
- Normalny zjadacz hamburgerów nie zrobi strzelaniny w szkole, nie zatłucze sąsiada młotkiem, nie zbije kijem psa który za głośno szczekał, nie podłoży bomby pod tamę. Mogą robić równie straszne rzeczy, tylko na mniejszą skalę, czy może mniej efektownie. I z jakiegoś powodu tego nie robią, bez Do.
- Myślę, że jest jednak pewna różnica między tym jak się to robi podświadomie bo dookoła inni robią to samo a kiedy całkowicie poświęca się takiej postawie - zauważyłą dziewczyna - ale jesli widzisz moją postawę, moją drogę jako podobną masom… w sumie nie przeszkadza mi to. Nawet się ciesze - dziewczyna uśmiechnęłą się do siebie, ale spojrzała na Samuela tym zadowolonym spojrzeniem.
- Bo daleko mi do normalności.
- Dalej nie widzę nic specjalnego w Do. Nic odkrywczego.
- Och, bo nie ma. Przynajmniej póki się tego samemu nie odnajdzie. Na siłę nie da się nią podążyć. Zrozumienie przychodzi od wewnątrz, nie z zewnątrz. To ty swoją myślą - dziewczyna wskazała palcem czoło druida - swoim duchem - dotknęła koszuli na torsie - i ciałem podążasz za ideałem do którego dążysz. Trzeba się poświęcić w całości aby dotrzeć do wiecznego szczęścia.
Dziewczyna odsunęła się o krok.
- Ale Do ma wiele ścieżek. Moja nie musi ci odpowiadać. Każda z nich często ma jednak wiele wyrzeczeń które zmuszają do spojrzenia na świat z innej perspektywy.
- Czyli wiele szumu o rzeczy, które są znane wszystkim od dawna - Samuel uśmiechnął się - myślisz, że Verbena mówi co innego?
- Zakładam, że nie? - dziewczyna zapytała niepewnie.
- Mniej-więcej, zależy kogo zapytasz. I wciąż nie rozumiem po co dodawać do tego kopanie tyłków - zaśmiał się.
- Ciało, twoje ciało jest tak samo ważną częścią przy duchowym wywyższeniu… plus to zdrowe - japonka zażartowała po czym wyciągnęła rękę do druida.
- Chciałbyś zobaczyć… poczuć w zasadzie do jakiego stopnia wyćwiczenia się doprowadziłam? Obiecuję, że nie skopię ci tyłka ani nie spuszczę wpierdolu - dodała szczerząc się.
- Typowe bractwo - druid pokręcił głową zrezygnowany - tylko patrzą jak tu komuś kilka kopniaków nawsadzać. Podziękuję jednak za demonstrację na moich czterech literach - powiedział szczerze.
- A więc boisz się, że dziewczyna cię skopie? - Akane spróbowała rzucić staroświeckie wyzwanie. - No nie daj się prosić, ty masz swoja wiedzę która się chwalisz daj sobie pokazać coś z czego ja jestem dumna.
- Nie boję się, bo mi to każdy skopie tyłek - powiedział chłodno - i nie chwalę się, Akane - powiedział z dziwnie poważną nutą - tylko daję. Dopóki razem pracujemy, mówię to, co może być dla nas istotne. Może jak oberwę mocniej komuś się przypomni.
Japonka zabrała dłoń i schowała ją za plecy.
- Przepraszam. Za dużo założyłam.
Samuel uśmiechnął się jakby dając znać, że “nic się nie stało”.
- To ja pójdę zająć się czymś pożytecznym.
Dziewczyna skłoniła się lekko i pozwoliła druidowi odejść.

***

Mało kto przeszkadzał Patrickowi w pracy, może poza Akane która postanowiła wziąć na siebie kwestie „prac domowych” i w tak zwanym międzyczasie donosiła mu, Samuelowi i Mervi jedzenie czy picie.
Było gorąco, sucho, a ziemie znowu pyliła się wchodząc do ozu, nosa, oblepiając ubrania, skórę, mieszając się z potem, smarem, wchodząc do pod nakrętki sprzętu i rysując metalowe obudowy. Mimo tych niedogodności, Irlandczykowi pracowało się dobrze i efektywnie.
Nawet Russo dał technomancie spokój.

***

Samuel wyglądał na zapracowanego, chociaż trudno było odpowiedzieć zwięźle na pytanie czym właściwie druid się zajmował. W jednej chwili pomagał w namiocie medycznym, by po tym zająć się chwilę szklarnią, notował coś, malować jakąś pieczęć, spacerować pozornie bez celu, pewnie myśląc lub rozmawiając z kolejnym duchem. Akane zauważyła, iż mimo pewnego „braku koncentracji” Samuel sprawiał wrażenie bardzo zajętego. Mistyczce trudno było ostatecznie oceni czy rzeczywiście tak jest i poprawnie ocenia sytuację czy po prostu Samuel do mistrzostwa opanował pozę „zalatanego profesjonalisty”.

***

Mervi patrzyła na przewijające się błyskawicznie logi. Serce podchodziło jej do gardła. Jeszcze kilka chwil temu zmęczenie dawało o sobie znać, lecz teraz przykrywane przez wyrzut adrenaliny. Kolejne minuty niepewności.
Endorfina. Weszła, była w ich systemach. Była w systemach wywiadu satelitarnego Armii Stanów Zjednoczonych i wiedziała co ma zrobić. Ostrożnie, aby nie zostawi za dużo śladów – im ich więcej tym łatwiej przeoczyć coś po sprzątaniu – zaczęła instalować szybsze backdoory, pozwalające jej ściągać dana na żądanie. Ze wszystkich satelitów US. Oczyścicie, była to dalej śpiąca technologia, orbit pozwalały czasem zrobić dokładniejsze zdjęcia obszaru raz na kilka, kilkanaście godzin, lecz wirtualna adeptka zrealizowała plan dwieście procent.
Przed padnięciem do snu, wyznaczyła nowy harmonogram zrzutu danych.

***

Patrick tej nocy spał dobrze. Oczywiście, rano czuł się jakby ktoś go przeżuł i wypluł, lecz było to te znajome uczucie do którego przez pewien czas będzie musiał się przyzwyczaić. Ne było tak źle jak ostatnio. Po przebudzeniu jeszcze w głowie majaczyły mu resztki snu, definitywnie nie koszmarku, w którym zwiedzał ciągnące się pod horyzont fabryki. Były to jednak chyba tylko odpryski zupełnie nieistotnych rzeczy.

***

Kolekcjonowanie zdjęć skończyło się około dziesiątej. W sam raz aby Mervi mogła odpocząć i dojść do siebie po całym dniu intensywnej pracy. Mogła zawołać resztę na oględziny materiałów, których było naprawdę dużo, wirtualna adeptka zebrała bez problemu dużo większy obszar niż było to potrzebne.
Dzięki temu mogli być pewni, że są stosunkowo daleko od głównych walk, ani nikomu nie chce się interweniować na tym terenie. Głownie siły wojskowe i rebeliancie kotłowały się wiele dni drogi od ich obszaru działań.
Jasne stało się też to, iż w przypadku podróży tego typu mapy są generalnie mało użyteczne, chociaż lepsze od komercyjnie dostępnych. Porównując zdjęcia satelitarne z tym, co oferowały systemy komercyjne, zauważyli, iż wielu dróg nie ma, inne wytyczone są zupełnie innymi trasami, a niektóre może nadają się do używania, lecz podczas pory deszczowej poruszanie się nimi jest dość ryzykownym przedsięwzięciem.
Mieli też mapy tutejszych miejscowości. Zauważyli w pobliżu dwie tradycyjne, plemienne wioski – co było w sumie zaskoczeniem, wbrew temu co widuje się w telewizji, mieszkańców Afryki wybierających taki styl życie nie ma zbyt wielu. Pod jedną stał samochód, chyba wojskowy.
Na mapie trudno było wyznaczyć mapy wpływów rebelianci-siły rządowe gdyż ze względu na stan dróg, granice nie przebiegały wedle geometrycznych odległości, lecz czasu i łatwości dojazdu z punktu A do B, co prowadziło do małego zamieszania.
Miasteczko, czy może raczej wieś w której stacjonowały główne siły Aluna prezentowało się zwyczajnie, jeśli nie liczyć barykad na drogach dojazdowych, kilku posterunków oraz wyrzutni rakiet ziemia-powietrze. Nie wiedzieli czy działa, ale było to całkiem możliwe. Być może na tym polegała „wojskowa współpraca” gdzie po prostu Alun zajmował się ochroną przed atakiem powietrznym z tej strony.
Tyle niewiadomych.
Osady rebelianckie wyglądały podobnie, o ile można było mówić o cywilach jako rebelii, chociaż wyglądało, że posiadali stary, odnowiony czołg. Pewnie robił bardziej za straszak – w tym rejonie świata ciągle broń przeciwpancerna była dość łatwo dostępna – ale to nie znaczyłó, że jako narzędzie strachu nie działał.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online