Administrator | Klara wróciła właśnie z zimnej porannej kąpieli, kawy jej nie było trzeba. Susząc jeszcze włosy podeszła prosto do gotującego coś Boba i reszty. Pociągnęła przy tym kilkakrotnie nosem, jak ktoś już z odległości próbujący wywąchać co będzie na śniadanie.
- Witajcie z rana - Klara przypomniała sobie o uprzejmościach - jak Wam minęła noc? - rzuciła.
- Hej piękna - Mrugnął do niej Bob - Zupka, zupka, no i tak ogólnie wszyscy się zachwycamy, jak to nam się udało wyspać - Zaśmiał się ich chwilowy kucharz… jednak Amy, podobnie jak i Oriana czy Lucas, wciąż najwyraźniej spali w swoich namiotach.
- Najwyraźniej jeszcze nie wszystkim - Klara popatrzyła po namiotach, których właściciele wciąż znajdowali się w ich wnętrzu - chyba będzie trzeba urządzić im jakąś miłą pobudeczkę, jak tak dalej pójdzie - Uśmiechnęła się przy tych słowach tak, jakby analizowała już w głowie opcje na taką miłą pobudkę.
- Jesteś bez serca - zażartował James. - Jak możesz w ogóle myśleć o tym, by ich budzić.
- Czas ucieka, zanim jeszcze się ogarną po tym długim spaniu, to wyruszymy w porze obiadu - wyjaśniła niewinnie Klara.
- Hmmm... Śniadanie prawie gotowe - powiedział w zadumie James. - Skoro więc masz jakiś plan, to działaj. Chyba że potrzebujesz pomocy...
- Coś głośnego czy coś mokrego? - zapytała Klara, ale zanim ktoś zdążył odpowiedzieć sama to zrobiła - Nieeee… mokre będziemy musieli suszyć. Może głośna pobudka?
- Z użyciem garnka? Patelni? Czy wystarczy okrzyk w stylu ALARM!? - spytał.
- Gadacie jak stare małżeństwo - Powiedział Ed, po oporządzeniu koni, i przysiądnięciu do ogniska - Młodzi są… niech się wyśpią. I żarty żartami, ale prosiłbym nie straszyć mojej córki jakimiś wrzaskami…
- Ta dzisiejsza młodzież... - W głosie Jamesa zabrzmiało rozbawienie. - W ich wieku mogłem przehulać całą noc, a rano ruszyć w dalszą drogę. No, czasami to była konieczność - dodał, a Bob zarechotał.
- Taaa James, jasne… "cztery roboty miałem, i jeszcze na lewo też robiłem, i trzy dziewczyny, i spałem tylko w niedzielę" - Pokiwał głową.
- Nooo dobra, dajmy im jeszcze chwilę, ale tak serio, to niezbyt długą. - Klara mówiła całkiem poważnie. - Po prostu, pora zjeść śniadanie i ruszać.
- Amy może spokojnie spać, ale my jednak nie możemy tracić nie wiadomo ile czasu - stwierdził James. - No i będziemy musieli zacząć rozglądać się za paliwem. Ed, wiesz coś ciekawego o okolicy? Dokąd warto by się udać?
- Jestem tu pierwszy raz, podobnie jak wy? - Były detektyw wzruszył ramionami, i przyjrzał się dokładniej Klarze, Bobowi, i Jamesowi - Wam się gdzieś spieszy?
- Nie znamy okolicy, a z doświadczenia wiem, że zbyt długie przebywanie w jednym miejscu może źle się skończyć - odparł James. - Cisza i spokój nigdy nie trwają wiecznie. No i mamy interesy do załatwienia, a one nie lubią czekać. Lubią za to się ulatniać.
- No proszę… nawet po końcu świata terminy, terminy, terminy… - Zaśmiał się Ed, a wtedy z namiotu wyłoniła się Amy.
- Cześć papo - Powiedziała do ojca, przecierając oczko.
- No cześć - Odparł Ed.
- Ładnie pachnie - Nastolatka zerknęła na ognisko.
- Może coś dostaniesz - Odparł z sarkazmem mężczyzna.
- Dzień dobry - powiedział James. Nie zapewnił jednak, iż panienka zostanie poczęstowana.
- Ekstra dla ciebie pichcę, żebyś witaminki miała - Powiedział Bob, a Ed uniósł brew, ale się nie odezwał. Amy z kolei przelotnie się uśmiechnęła.
James nic nie powiedział, chociaż uczynność Boba była nieco zaskakująca. Jeśli, oczywiście, nie kryło się w niej jakieś drugie dno.
- Prawdę mówiąc, czym prędzej ruszymy, tym więcej trasy pokonamy… - powiedziała Klara - o ile nie zabraknie paliwa - dodała po chwili z lekkim westchnieniem. Po czym popatrzyła po Amy. - Pomóc Ci w czymś? Wiesz, siusiu, czy coś? Popilnować? - zapytała uprzejmie, nawet dodając lekki uśmiech.
- W sumie to bym musiała… a może i kąpiel? - Powiedziała nastolatka - Aż taaaka głodna nie jestem, żeby już…
- Tylko się nie utopcie podczas kąpieli - zażartował James. - A jeśli się pospieszycie, to i ja się wykąpię przed śniadaniem.
- No to lecimy - powiedziała Klara - weź tylko co tam potrzebujesz. Zjemy jak wrócimy.
- Oriano dziewczyny właśnie lecą popływać może pójdziesz z nimi jeśli masz ochotę? - zaproponował telepata wychodząc z namiotu i słysząc bieżące rozmowy. Po czym podszesł do Boba zwabiony zapachami śniadania. - Pomóc w czymś przy tym śniadaniu? - zapytał uprzejmie mechanika.
- Co jak co, ale mieszać w garnku, żeby się nie przypaliło, dam radę - Zaśmiał się Bob - Spoko, nie trzeba…
- Mhhhh - W tym czasie, lekareczka z rozczochraną fryzurą, mająca na sobie koszulkę i szorty, słodko przeciągnęła się z uśmiechem na ustach, co z kolei przyciągało męskie oczy - Mogłabym się wykąpać…
- Trzy rusałki - powiedział z uśmiechem James, po czym zaczął zwijać namiot, by po śniadaniu móc jak najszybciej ruszyć w drogę.
Dziewczyny udały się więc znowu na bok… James składał namiot, Bob dalej pichcił, a Lucas również składał swój namiot by być gotowym do drogi po śniadaniu. Nie minęło jednak ledwie 10 minut, a Ed chwycił swoją strzelbę, i założył na ramię, chowając i jakieś papiery(?) do kieszeni.
- Idę się wysrać - Oznajmił wszem i wobec, z uśmieszkiem na gębie - A jak wrócę… mam nadzieję, że nie będziemy okradzeni? - Dodał.
- Jeśli to dowcip, to kiepski - odparł, z krzywym uśmiechem, James. - Ale jeśli się tak bardzo boisz, to wybierz sobie miejsce z widokiem na namioty.
- Postaram się ale nic nie obiecuję. - wzruszył ramionami Lucas na wypowiedź Eda.
- No niestety, ale muszę odejść nieco dalej, inaczej będą nici ze śniadania dla wszystkich - Zarechotał ex-glina, po czym opuścił już obozowisko, odchodząc w nieco inną stronę, niż poszły dziewczyny.
- Idź z wiatrem - rzucił za nim James.
- Córki w tym czasie przypilnujemy, nic się nie martw - Lucas powiedział to w takim tonie, że nie do końca było wiadomo czy to ironiczny żart w odpowiedzi na zaczepki Eda. Czy szczera deklaracja. - Gdzie po drodze możemy uzupełnić paliwo? - spojrzał na Jamesa i Boba sięgnął też po mapę.
- Jesteśmy mniej więcej tu. - James wskazał na niebieski kleks na mapie. - O krok od nas jest Decatur. A jeśli mapa nie kłamie, to kiedyś było tam lotnisko. Na lotniczej daleko byśmy nie zajechali, ale może mają jakieś inne zapasy.
- Warto myszkować może coś nam wpadnie w ręce. Tylko tam już raczej będą nowi lokatorzy wątpię by lotnisko stało puste i z zapasami sprzed apokalipsy. Jest jednak blisko więc warto podjechać. - Lucas nie miał nic przeciwko sprawdzeniu starej bazy lotniczej. Sam zaczął rozglądać się po mapie i szukać w pamięci czy jest tu coś godnego odwiedzenia.
- Lotnisko po tyyyyylu latach raczej już nie będzie miało ani kropli jakiegokolwiek paliwa, i pewnie o jego resztki toczono liczne, zażarte walki - Odezwał się Bob - Liczenie na szczęście, i znalezienie czegoś, to raczej zerowe szanse… a prędzej się natkniemy na kogoś, kto nas tam właśnie weźmie za nieproszonych gości. Jeśli już szukać paliwa, to raczej normalnie, tam gdzie jakieś resztki cywilizacji, gdzie ludzie jeszcze żyją, i może właśnie mają paliwo…
- Tam właśnie może ktoś żyć - powiedział James. - Decatur to nie Nowy Jork, nie musieli rzucać na nie jakichś bomb. W końcu Nashville też jakoś przetrwało. Ale skoro uważasz, że lepiej ominąć je szerokim łukiem... - Spojrzał na Bpba.
- Zajrzyjmy do miasteczka a o lotnisko możemy tam zapytać. - Lucas podsunął najbardziej oczywiste rozwiązanie.
- No jak tam chcecie… ale w sumie chyba lepiej jak Lucas proponuje, najpierw miasteczko, i tam wypytać o paliwo, i o lotnisko i paliwo… - Powiedział Bob, mieszając zupę w garnku.
- James pasuje ci tak? - upewnił się Lucas co do zgody w dalszych planach.
- Miasteczko może być, nie mam nic przeciwko. - James skinął głową… a wtedy w obozie zjawiła się lekko zarumieniona Oriana, z nieco mokrą koszulką, spod której minimalnie przebijało to i owo. Skierowała się do swoich szpargałów, i zaczęła za czymś grzebać.
- Ktoś się zranił? - zapytał z lekkiej oddali widząc dziewczynę przy jej rzeczach które kojarzyły mu się głównie z leczeniem. Choć równie dobrze dziewczyna mogła chcieć się przebrać.
- Nieeee, chcemy przebadać Amy, skoro jest okazja - Odparła dziewczyna - W końcu jej to proponowaliśmy.
- Nie lepiej zbadać ją tutaj, w namiocie? - spytał James.
- Wielkiej różnicy to nie robi… - Wzruszyła ramionkami lekareczka - Potrzebuję tylko moje rzeczy. A namioty przecież już składacie? - Spojrzała na Jamesa z takim tyyyyyci przekąsem.
- Co nie znaczy, że nie można się zatrzymać w połowie składania - odparł James. Oriana z kolei mruknęła jedynie coś niezrozumiałego pod nosem, nie spoglądając już na Jamesa.
- Dziewczynom jest tak zapewne bardziej komfortowo. Niech Klara będzie czujna nie lubię tracić cię z oczu. - Lucas mówił bardzo szczerze. Nie mógł traktować Oriany jak dziecko ale wiedział, że niebezpieczeństwo czaić się może wszędzie. Stąd aż może zbyt prawdziwa uwaga z jego ust.
- Na ile nam dokładnie starczy paliwa? Licząc twój motor i nasz samochód i obecne zapasy? - Psionik kontynuował krótką naradę w męskim gronie.
- Dokładnie to nikt nie powie, bo to zależy od drogi, prędkości i takich tam - powiedział James. - Zużyliśmy połowę naszego zapasu, a ford ma jeszcze pół baku. Jak dobrze pójdzie, to przejedziemy z pół tysiąca kilometrów zanim zaczniemy rzucać losy, kto musi pchać samochód.
- Trzeba w takim razie ostro rozglądać się za paliwem i żarciem. Co w zasadzie od początku jest oczywiste. Na handel mamy dużo spluw mało za to amunicji… Mamy zdolności medyczne i od biedy możemy wykonać jakieś proste zlecenie. Zobaczymy co nam to miasteczko przyniesie. - jednocześnie Lucas odszedł od map i kontynuował pakowanie namiotu. |