Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2021, 11:47   #39
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Klara wróciła właśnie z zimnej porannej kąpieli, kawy jej nie było trzeba. Susząc jeszcze włosy podeszła prosto do gotującego coś Boba i reszty. Pociągnęła przy tym kilkakrotnie nosem, jak ktoś już z odległości próbujący wywąchać co będzie na śniadanie.
- Witajcie z rana - Klara przypomniała sobie o uprzejmościach - jak Wam minęła noc? - rzuciła.
- Hej piękna - Mrugnął do niej Bob - Zupka, zupka, no i tak ogólnie wszyscy się zachwycamy, jak to nam się udało wyspać - Zaśmiał się ich chwilowy kucharz… jednak Amy, podobnie jak i Oriana czy Lucas, wciąż najwyraźniej spali w swoich namiotach.
- Najwyraźniej jeszcze nie wszystkim - Klara popatrzyła po namiotach, których właściciele wciąż znajdowali się w ich wnętrzu - chyba będzie trzeba urządzić im jakąś miłą pobudeczkę, jak tak dalej pójdzie - Uśmiechnęła się przy tych słowach tak, jakby analizowała już w głowie opcje na taką miłą pobudkę.
- Jesteś bez serca - zażartował James. - Jak możesz w ogóle myśleć o tym, by ich budzić.
- Czas ucieka, zanim jeszcze się ogarną po tym długim spaniu, to wyruszymy w porze obiadu - wyjaśniła niewinnie Klara.
- Hmmm... Śniadanie prawie gotowe - powiedział w zadumie James. - Skoro więc masz jakiś plan, to działaj. Chyba że potrzebujesz pomocy...
- Coś głośnego czy coś mokrego? - zapytała Klara, ale zanim ktoś zdążył odpowiedzieć sama to zrobiła - Nieeee… mokre będziemy musieli suszyć. Może głośna pobudka?
- Z użyciem garnka? Patelni? Czy wystarczy okrzyk w stylu ALARM!? - spytał.
- Gadacie jak stare małżeństwo - Powiedział Ed, po oporządzeniu koni, i przysiądnięciu do ogniska - Młodzi są… niech się wyśpią. I żarty żartami, ale prosiłbym nie straszyć mojej córki jakimiś wrzaskami…
- Ta dzisiejsza młodzież... - W głosie Jamesa zabrzmiało rozbawienie. - W ich wieku mogłem przehulać całą noc, a rano ruszyć w dalszą drogę. No, czasami to była konieczność - dodał, a Bob zarechotał.
- Taaa James, jasne… "cztery roboty miałem, i jeszcze na lewo też robiłem, i trzy dziewczyny, i spałem tylko w niedzielę" - Pokiwał głową.
- Nooo dobra, dajmy im jeszcze chwilę, ale tak serio, to niezbyt długą. - Klara mówiła całkiem poważnie. - Po prostu, pora zjeść śniadanie i ruszać.
- Amy może spokojnie spać, ale my jednak nie możemy tracić nie wiadomo ile czasu - stwierdził James. - No i będziemy musieli zacząć rozglądać się za paliwem. Ed, wiesz coś ciekawego o okolicy? Dokąd warto by się udać?
- Jestem tu pierwszy raz, podobnie jak wy? - Były detektyw wzruszył ramionami, i przyjrzał się dokładniej Klarze, Bobowi, i Jamesowi - Wam się gdzieś spieszy?
- Nie znamy okolicy, a z doświadczenia wiem, że zbyt długie przebywanie w jednym miejscu może źle się skończyć - odparł James. - Cisza i spokój nigdy nie trwają wiecznie. No i mamy interesy do załatwienia, a one nie lubią czekać. Lubią za to się ulatniać.
- No proszę… nawet po końcu świata terminy, terminy, terminy… - Zaśmiał się Ed, a wtedy z namiotu wyłoniła się Amy.
- Cześć papo - Powiedziała do ojca, przecierając oczko.
- No cześć - Odparł Ed.
- Ładnie pachnie - Nastolatka zerknęła na ognisko.
- Może coś dostaniesz - Odparł z sarkazmem mężczyzna.
- Dzień dobry - powiedział James. Nie zapewnił jednak, iż panienka zostanie poczęstowana.
- Ekstra dla ciebie pichcę, żebyś witaminki miała - Powiedział Bob, a Ed uniósł brew, ale się nie odezwał. Amy z kolei przelotnie się uśmiechnęła.
James nic nie powiedział, chociaż uczynność Boba była nieco zaskakująca. Jeśli, oczywiście, nie kryło się w niej jakieś drugie dno.
- Prawdę mówiąc, czym prędzej ruszymy, tym więcej trasy pokonamy… - powiedziała Klara - o ile nie zabraknie paliwa - dodała po chwili z lekkim westchnieniem. Po czym popatrzyła po Amy. - Pomóc Ci w czymś? Wiesz, siusiu, czy coś? Popilnować? - zapytała uprzejmie, nawet dodając lekki uśmiech.
- W sumie to bym musiała… a może i kąpiel? - Powiedziała nastolatka - Aż taaaka głodna nie jestem, żeby już…
- Tylko się nie utopcie podczas kąpieli - zażartował James. - A jeśli się pospieszycie, to i ja się wykąpię przed śniadaniem.
- No to lecimy - powiedziała Klara - weź tylko co tam potrzebujesz. Zjemy jak wrócimy.
- Oriano dziewczyny właśnie lecą popływać może pójdziesz z nimi jeśli masz ochotę? - zaproponował telepata wychodząc z namiotu i słysząc bieżące rozmowy. Po czym podszesł do Boba zwabiony zapachami śniadania. - Pomóc w czymś przy tym śniadaniu? - zapytał uprzejmie mechanika.
- Co jak co, ale mieszać w garnku, żeby się nie przypaliło, dam radę - Zaśmiał się Bob - Spoko, nie trzeba…

- Mhhhh - W tym czasie, lekareczka z rozczochraną fryzurą, mająca na sobie koszulkę i szorty, słodko przeciągnęła się z uśmiechem na ustach, co z kolei przyciągało męskie oczy - Mogłabym się wykąpać…
- Trzy rusałki - powiedział z uśmiechem James, po czym zaczął zwijać namiot, by po śniadaniu móc jak najszybciej ruszyć w drogę.

Dziewczyny udały się więc znowu na bok… James składał namiot, Bob dalej pichcił, a Lucas również składał swój namiot by być gotowym do drogi po śniadaniu. Nie minęło jednak ledwie 10 minut, a Ed chwycił swoją strzelbę, i założył na ramię, chowając i jakieś papiery(?) do kieszeni.
- Idę się wysrać - Oznajmił wszem i wobec, z uśmieszkiem na gębie - A jak wrócę… mam nadzieję, że nie będziemy okradzeni? - Dodał.
- Jeśli to dowcip, to kiepski - odparł, z krzywym uśmiechem, James. - Ale jeśli się tak bardzo boisz, to wybierz sobie miejsce z widokiem na namioty.
- Postaram się ale nic nie obiecuję. - wzruszył ramionami Lucas na wypowiedź Eda.
- No niestety, ale muszę odejść nieco dalej, inaczej będą nici ze śniadania dla wszystkich - Zarechotał ex-glina, po czym opuścił już obozowisko, odchodząc w nieco inną stronę, niż poszły dziewczyny.
- Idź z wiatrem - rzucił za nim James.
- Córki w tym czasie przypilnujemy, nic się nie martw - Lucas powiedział to w takim tonie, że nie do końca było wiadomo czy to ironiczny żart w odpowiedzi na zaczepki Eda. Czy szczera deklaracja. - Gdzie po drodze możemy uzupełnić paliwo? - spojrzał na Jamesa i Boba sięgnął też po mapę.
- Jesteśmy mniej więcej tu. - James wskazał na niebieski kleks na mapie. - O krok od nas jest Decatur. A jeśli mapa nie kłamie, to kiedyś było tam lotnisko. Na lotniczej daleko byśmy nie zajechali, ale może mają jakieś inne zapasy.
- Warto myszkować może coś nam wpadnie w ręce. Tylko tam już raczej będą nowi lokatorzy wątpię by lotnisko stało puste i z zapasami sprzed apokalipsy. Jest jednak blisko więc warto podjechać. - Lucas nie miał nic przeciwko sprawdzeniu starej bazy lotniczej. Sam zaczął rozglądać się po mapie i szukać w pamięci czy jest tu coś godnego odwiedzenia.
- Lotnisko po tyyyyylu latach raczej już nie będzie miało ani kropli jakiegokolwiek paliwa, i pewnie o jego resztki toczono liczne, zażarte walki - Odezwał się Bob - Liczenie na szczęście, i znalezienie czegoś, to raczej zerowe szanse… a prędzej się natkniemy na kogoś, kto nas tam właśnie weźmie za nieproszonych gości. Jeśli już szukać paliwa, to raczej normalnie, tam gdzie jakieś resztki cywilizacji, gdzie ludzie jeszcze żyją, i może właśnie mają paliwo…
- Tam właśnie może ktoś żyć - powiedział James. - Decatur to nie Nowy Jork, nie musieli rzucać na nie jakichś bomb. W końcu Nashville też jakoś przetrwało. Ale skoro uważasz, że lepiej ominąć je szerokim łukiem... - Spojrzał na Bpba.
- Zajrzyjmy do miasteczka a o lotnisko możemy tam zapytać. - Lucas podsunął najbardziej oczywiste rozwiązanie.
- No jak tam chcecie… ale w sumie chyba lepiej jak Lucas proponuje, najpierw miasteczko, i tam wypytać o paliwo, i o lotnisko i paliwo… - Powiedział Bob, mieszając zupę w garnku.
- James pasuje ci tak? - upewnił się Lucas co do zgody w dalszych planach.
- Miasteczko może być, nie mam nic przeciwko. - James skinął głową… a wtedy w obozie zjawiła się lekko zarumieniona Oriana, z nieco mokrą koszulką, spod której minimalnie przebijało to i owo. Skierowała się do swoich szpargałów, i zaczęła za czymś grzebać.
- Ktoś się zranił? - zapytał z lekkiej oddali widząc dziewczynę przy jej rzeczach które kojarzyły mu się głównie z leczeniem. Choć równie dobrze dziewczyna mogła chcieć się przebrać.
- Nieeee, chcemy przebadać Amy, skoro jest okazja - Odparła dziewczyna - W końcu jej to proponowaliśmy.
- Nie lepiej zbadać ją tutaj, w namiocie? - spytał James.
- Wielkiej różnicy to nie robi… - Wzruszyła ramionkami lekareczka - Potrzebuję tylko moje rzeczy. A namioty przecież już składacie? - Spojrzała na Jamesa z takim tyyyyyci przekąsem.
- Co nie znaczy, że nie można się zatrzymać w połowie składania - odparł James. Oriana z kolei mruknęła jedynie coś niezrozumiałego pod nosem, nie spoglądając już na Jamesa.
- Dziewczynom jest tak zapewne bardziej komfortowo. Niech Klara będzie czujna nie lubię tracić cię z oczu. - Lucas mówił bardzo szczerze. Nie mógł traktować Oriany jak dziecko ale wiedział, że niebezpieczeństwo czaić się może wszędzie. Stąd aż może zbyt prawdziwa uwaga z jego ust.
- Na ile nam dokładnie starczy paliwa? Licząc twój motor i nasz samochód i obecne zapasy? - Psionik kontynuował krótką naradę w męskim gronie.
- Dokładnie to nikt nie powie, bo to zależy od drogi, prędkości i takich tam - powiedział James. - Zużyliśmy połowę naszego zapasu, a ford ma jeszcze pół baku. Jak dobrze pójdzie, to przejedziemy z pół tysiąca kilometrów zanim zaczniemy rzucać losy, kto musi pchać samochód.
- Trzeba w takim razie ostro rozglądać się za paliwem i żarciem. Co w zasadzie od początku jest oczywiste. Na handel mamy dużo spluw mało za to amunicji… Mamy zdolności medyczne i od biedy możemy wykonać jakieś proste zlecenie. Zobaczymy co nam to miasteczko przyniesie. - jednocześnie Lucas odszedł od map i kontynuował pakowanie namiotu.
 
Kerm jest offline