Miejsce: G.Środkowe; górskie pustkowie; brama bramna
Czas: 2519.X.12 Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: na zewnątrz ciemno, granat nieba; umi.wiatr, zachmurzenie, b.mroźno
Karl
- I co?... Rusza się? - wysapał zdyszany mężczyzna opierając się plecami o blanki murów. Nie miał siły trzymać arkebuzu z jakiego właśnie wypalił więc tylko oparł kolbę o podłogę murów i próbował złapać oddech.
- Chyba nie. Słabo widać. - Alex trzymał się jedną ręką za zraniony bok i wychylił się aby spojrzeć na dół, na wewnętrzną stronę murów. Co prawda cień czerni leżący na ziemi żarzył się jeszcze tam i tu ale za słabo aby było widać coś więcej niż plamę czerni.
- Nie słychać by się ruszał. - odparł jeden z żołnierzy wyhylając się na dół aby popatrzeć na to samo. Czy raczej posłuchać.
- Idźcie sprawdzić chłopcy. Musimy się upewnić. - wysapał zdyszany Jensen. Prawie ostatnim ciosem ale miecz pancernego obrońcy sięgnął go boleśnie. A zaraz potem a akcie desperacji strzelec wypalił mu prawie z przyłożenia ze swojego arkebuza. Rycerz zachwiał się i nie wiadomo co by się stało. Ale Karl trafił go jeszcze raz, tamten stracił równowagę i runął w dół. Tam, na dziedziniec gdzie nadal leżał. Teraz dwóch jeden z ocalałych żołnierzy i Alex zeszli schodami na dół. Po chwili z góry widać było ich sylwetki jak z wyciągniętą bronią ostrożnie podchodzą do nieruchomej plamy. Któryś z nich odważył się dźgnąć nieruchomą plamę. I nic się nie stało. Jeszcze raz i też nic.
- Chyba nie żyje! - krzyknął z dołu Alex chociaż brzmiało jakby wolał bliżej ciała nie podchodzić.
- Oby… Mocny był… - wysapał cicho Jensen tak, że tylko Karl mógł go słyszeć. Już zaczynał wracać do normy po tej brutalnej i chaotycznej walce. Rycerz, nawet gdy został sam i reszta jego pomagierów uciekła zadał napastnikom liczne straty. Był świetnym szermierzem a ciężki pancerz pozwalał mu zignorować większość ciosów jakie go sięgnęły. Zaś ciasnota wnętrza wieży nie pozwalała napastnikom skorzystać z przewagi liczebnej jaką nad nim mieli.
Przełom nastąpił gdy Karl użył swojego czarnego prochu i go podpalił. Huknęło, błysnęło i chyba zaskoczyło nie tylko rycerza ale i resztę. Wszyscy odskoczyli nagle od niego bo wyglądało jakby mu nagle głowa wybuchła. A i samego rycerza to musiało oszołomić bo Jensen który pierwszy zareagował rzucił się na niego z mieczem i udało mu się go wypchnąć na zewnątrz. Na blanki murów.
Jednak tam już wojownik odzyskał świadomość na tyle by znów stawić im mężny opór. I po kolei kładł pokotem wojowników jacy stawiali mu czoła. A znó na raz mogło z nim walczyć najwyżej dwóch. Położył jednego z żołnierzy, zranił Karla, Jensena, Alexa. W końcu zdesperowany strzelec widząc, że zwyczajnie ludzie już im się kończą i jeszcze chwila a ten czarny pancerny przedrze się do niego jak kosiarz ścinający łan zboża zrobił coś desperackiego. Załadował ponownie swój arkebuz i akurat gdy Alex wrzasnął po trafieniu mieczem zastąpił go i wypalił prawie z przyłożenia. Może to wreszcie dobiło czarnego obrońcę a może to ten kopniak Karla jaki zrzucił go z murów. I chyba wreszcie wykończyli go na dobre.
- Ktoś tu musi zostać. Nie chcę znów zdobywać tej cholernej bramy. Ale jak spróbują kontratakować to może być krucho. Trzeba zawiadomić tych w obozie. - powiedział Jensen wreszcie uspokajając oddech. I zaczął ładować ponownie swój arkebuz. Jak teraz to było widać chyba każdy z nich oberwał. W większości od tego rycerza. Manfred ledwo zipiał. Podobnie jak jeden z żołnierzy. Drugi był w ciężkim stanie. Właściwie to najlżej ranni okazali się Karl, Jensen i Alex.
Miejsce: G.Środkowe; górskie pustkowie; obóz u podnóża góry
Czas: 2519.X.12 Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: na zewnątrz ciemno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.mroźno
Anthon
- Co? Zimno co? - okazało się, że Olaf też wpadł na pomysł przeczekania tej mokrej, zimnej jesiennej nocy przy ognisku. I przy kufelku. Miał w nim coś co parowało przyjemnym miodowym i korzennym aromatem. W sam raz na taką zimnicę. Od ogniska biło przyjemne ciepło. Wydawało się jedynym remedium na to wszechobecne zimno.
- Napij się. Wyglądasz jakbyś tego potrzebował. - rzekł łysy mięśniak podając Anthonowi swój kufel pełen parującej cieczy.
- Coś cicho tam na górze. - rzekł cicho Sebastian ślęcząc nad jakąś księgą. Z góry wciąż nikt nie wracał. Chociaż niedawno słyszeli wytłumiony przez las i odległość wystrzał z broni palnej. Tylko nie było wiadomo kto tam strzelał i z jakim efektem. Broń palną wśród tych co zostali na górze mieli tylko Karl i Jensen. Ale nie było wiadomo jak u tych co byli w zamku.
- Albo kogoś wykończyli. Albo ktoś ich wykończył. Jak to pierwsze to jakoś powinni się do nas odezwać. - odparł filozoficznie mięśniak skazany na czekanie tak samo jak wszyscy przy ognisku. O tej drugiej opcji wolał chyba nie mówić.