Walka została wygrana, ale straty własne były - delikatnie mówiąc - duże. A na dodatek trzeba było zrobić wszystko co się da, by zwycięstwo wykorzystać.
Czyli utrzymać wieżę do chwili przybycia śledczej na czele posiłków.
- Twardy był, suczy syn - potwierdził Karl, równie cicho. Co prawda jak ktoś był zakuty w stal od stóp do głów, to łatwo było być twardym, ale tamten, szczęśliwym trafem utrupiony rycerz, był wyjątkowo twardy. No i umiał robić mieczem. - Ale już go mamy z głowy - dodał.
- Wszystkich nie wybiliśmy a głupi nie są - przeszedł do rozważań nad potencjalnymi działaniami przeciwników - więc po pierwsze - wiedzą, że wieżę zdobyliśmy, po drugie - wiedzą, że muszą nas stąd wykurzyć, albo nie utrzymają zamku.
- Opatrzymy rannych, równocześnie się zabarykadujemy - mówił dalej. - Może i ten rycerz się przyda, jeśli go wykorzystamy jako część barykady. Zabezpieczymy wszystkie wejścia. Mamy kusze, pistolety, spodziewamy się ataku, damy radę ich powstrzymać.
- Stąd naszych nie zawiadomisz - kontynuował. - Nie ustaliliśmy żadnych znaków na taką okoliczność, więc trzeba to zrobić osobiście. Jak się trochę rozjaśni, to Alex ruszy do naszego obozu. Będzie na tyle jasno, że nie wpakuje się w pułapki. |