Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2021, 10:58   #2016
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Axel

Axel dowiedział się wszystkiego na temat zawodów. Okazało się, że lista była otwarta – udział mógł wziąć każdy, zapisywano uczestników tuż przed rozpoczęciem zawodów. Oczywiście trzeba było posiadać łuk, więc Axel udał się na poszukiwania. Zajęło mu to dłuższą chwilę, ale w końcu stał się posiadaczem solidnie wykonanego, cisowego łuku z wzmacnianą cięciwą wykonaną z jelit górskiej owcy. Dodatkowo zakupił skórzany kołczan z srebrnymi zdobieniami i kilkanaście smukłych, lekkich strzał, w sam raz na turniej. Od łuczarza dowiedział się też, gdzie można potrenować. Na skraju Wielkiego Parku ustawiono na czas Karnawału, specjalnie do celów treningowych niewielką arenę, gdzie można było poćwiczyć strzelanie, walkę bronią, zapasy i inne aktywności fizyczne.

Axel, ze swoim nowym łukiem pojawił się tam jakiś czas potem. Miejsce tętniło życiem. Wokół pełno było rozstawionych kramów z jedzeniem i piciem. Na prowizorycznych trybunach zasiadali widzowie. Parę osób okładało się drewnianymi mieczami, ktoś ciskał oszczepem, dwóch zapaśników prężyło swoje naoliwione ciała. Axel miał chwilę czasu na postrzelanie. Robił to na zmianę z jakimś odzianym na czarno jegomościem, który przedstawił się jako Robben z Lockeleeny i też ćwiczył przed konkursem łuczniczym.

O wyznaczonym czasie Axel przeszedł na Plac Zbrojnych, gdzie właśnie rozstawiano tarcze strzeleckie. Pod namiotem siedziało grono sędziów i urzędników, którzy zapisywali uczestników. W kolejce stało kilku mężczyzn z łukami, a w oddzielonej części placu już przygotowywali się zapisani uczestnicy.

Lothar

Pavarotti, po tylu komplementach napuszył się jeszcze bardziej. Wręcz pękał z samozachwytu. Ujął Essinga pod ramię i poprowadził w miasto, chełpiąc się swoimi przewagami w jedzeniu, piciu i w łożnicy. Nie wspominał natomiast nic o swoich umiejętnościach medycznych ani o swojej pracy. Cały czas gadał o winach, piwach, pieczystym, bułeczkach, kaszy ze skwarkami, włoszczyźnie w sosie, cyckach, jędrnych pośladkach, dziwkach, burdelach, karczmach, dziwkach, cyckach, orgiach, używkach, piciu, paleniu, cyckach…

Trafili do dosyć dobrze wyglądającej knajpki na rogu, gdzie natychmiast rozpoznano Dottore i usadzono go wraz z jego gościem na najlepszym miejscu. Natychmiast na stół wjechały dwa dzbany wina i puchary. Chwilę potem pojawił się półmisek pełen pieczonych przepiórek. Pavarotti rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, nie szczędził kelnereczkom komplementów, klapsów i uszczypnięć. Opowiadał Lotharowi o swoich podróżach, dalekich krainach, pięknych kobietach poznanych na dworach, w karczmach, we wsiach i miasteczkach. A kiedy w końcu zrobił przerwę na zjedzenie czegoś, w końcu spojrzał na Lothara.

- Ale ja wciąż o sobie… Mój drogi signore, opowiedzcie coś o sobie. Czym się paracie? Gdzieście bywali? Co was do Middenhaimu sprowadza?

Wolfgang

Tak jak przewidział (nawet bez czarowania, co wskazywało na to, że coraz bardziej jednoczy się z Eterem), sekretarz powiadomił go, że obserwatoria są dwa. Jedno znajdowało się w budynku Gildii, na samym szczycie Wieży Leonarda, drugie natomiast, większe i lepiej wyposażone zlokalizowane było w Knipenthal, nieopodal miasta. Jednak aby z niego skorzystać, niezbędne było posiadanie zezwolenia.

Leonard

- Oczywiście, że mają obowiązek. Odwieczny obowiązek, z którego zawsze wywiązywały się z nawiązką. A tu proszę! Hańba! Hańba!
- Hańba!
– dołączyły inne krasnoludy. Nagle w zaciśniętych dłoniach pojawiły się nie wiadomo skąd pałki i toporki. Zapowiadało się na rozróbę.
- Cisza. Chodźmy stąd, nie jesteśmy tu mile widziani – uspokajał jakiś bardziej rozsądny khazad. Thorgar pociągnął Leonarda na bok, z dala od wścibskich oczu. – Zawsześmy stawali do obrony. Płacili na utrzymanie murów. Gildia inwestowała myśl techniczną w usprawnienie obrony. A tu co? Każdy brodaty ma zapłacić koronę. Miesięcznie. To potwarz. I to pewnie elfia sprawka. A jak nie elfia, to tego obślizgłego kanclerza Sparsama – splunął pod nogi, niemal na but Leonarda. – Jemu źle z oczu patrzy. On łasy na pieniądze, nasze pieniądze, krasnoludzkie. Ciężko zarobione. Oj, jemu stać się może jaka krzywda, a wtedy może Graf posłucha krasnoludzkiej braci.

Nieco zaskoczony Leonard udał się na Plac Zbrojnych, tam gdzie umówił się z Dieterem i elfami. Shmiedenhammer szykował się do walki z jakimś niezbyt bystro wyglądającym osiłkiem, ubranym w koszulkę kolczą z narzuconą na nią tuniką ze znakiem byczej głowy. Kiedy zobaczył Leonarda, podszedł do niego i wskazał za siebie. Tam, w towarzystwie dwóch elfich mężczyzn siedziała jego narzeczona. – Kirsten Cię przedstawi. Ja mam coś do załatwienia – kiwnął głową w stronę Byczej Głowy i mrugnął okiem. Leonard podszedł do wskazanej trójki.

- Pan Rallane Lafarel. Pan Allavandrel Fanmaris – wskazała na elfy. Obaj skłonili się delikatnie, nie więcej niż wymagała etykieta. Obaj, swoimi lekko skośnymi oczami lustrowali Leonarda. Ich równe, białe zęby błyszczały nieludzko w lekko rozchylonych, wąskich ustach. Spiczaste uszy wystawały z ufryzowanych, lekkich i długich włosów. Jasna, bielsza niż ludzka skóra nie skażona była żadnymi niedoskonałościami, poza długą, różową blizną na szyi i policzku Allavandrela. – Co słychać, panie Leonardzie?

- Obstawia Pan? – zapytał Rallane. Głos miał delikatny, śpiewny, ale równocześnie mocny. Mówił, ledwo poruszając ustami. – Na razie nie warto. Ten von Stier nie jest wyzwaniem dla Dietera. Brat jego dziada, Hans von Stier z Durck byłby lepszym przeciwnikiem, powiedziałbym że szanse byłyby wyrównane, ale zmarł w zeszłym roku w wieku lat siedemdziesięciu i dwóch. Słuszny wiek jak na człowieka.
 
xeper jest offline