Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2021, 12:41   #2020
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Axel

W pierwszym dniu zawodów udział wzięło piętnastu łuczników, w tym Axel. Zgodnie z przewidywaniami zwycięzcą został łowczy Allavandrel, zdobywając w pięciu seriach trzysta-sześćdziesiąt punktów. Z obserwacji Axela wynikało, że jest on doskonałym łucznikiem ale nie nieomylnym, trzykrotnie trafiając “60” i dwukrotnie “90”. Sam Axel zajął drugie miejsce, ex-equo z Alfredem Kromme, trafiając trzysta-czterdzieści punktów (90, 90, 60, 60 i 40), kolejny był von Buycke, a potem jakiś Edward z mocnym wiejskim akcentem z zapadłej middenlandzkiej prowincji. Czarnemu Robbenowi nie poszło zupełnie, raz chybił ostatecznie zdobywając dwieście-pięćdziesiąt punktów.

Zwycięzca otrzymał srebrny medal na błękitnej wstążce, a zaraz po dekoracji rozpoczęła się zaplanowana po zawodach degustacja wyrobów cukierniczych, wina i piwa. Allavandrela otoczył tłumek wielbicieli, w przeważającej części składający się z kobiet i dziewcząt. Obok pojawił się też drugi elf, znacznie przystojniejszy ale mniejszy, uzbrojony w wspaniałej jakości lutnię, na której od niechcenia przygrywał jakąś melodyjkę.

- To co? Piwko zgodnie z umową? – zapytał Axela Robben. – Wprawdzie nie wygrałem dzisiaj, ale Ty byłeś całkiem blisko. Tylko dwadzieścia punktów straty do mistrza. A przed nami jeszcze dwa dni strzelania. Może właśnie patrzę na nowego zwycięzcę?

Lothar

- Ehrich... Ach, tak! Jeden z Magistrów Praw. Osobiście nie znam żadnego z nich, ale im pracy nie zazdroszczę. Strasznie nudna. To całe liczenie pieniędzy, zastanawianie się co opodatkować, skąd wziąć grosz na drogi, na mosty, na mury i na co tam jeszcze trzeba. To całe ustalanie praw. Nuda. Nuda! Przecież oni wcale nie mają czasu na zabawę – z tymi słowy strzelił w pupę przechodzącą kelnerkę. Ta pisnęła, podskoczyła z uciechy i szarpnęła Tileańczyka za brodę. – To i Wy, signore ciekawe życie prowadzicie, podróże, podpalenia, pojedynki pewnie. I do tego vendetta. Gdyby nie lata i obowiązki, to chętnie bym przyłączył się do kompani. Ale powiem Wam, drogi Panie, że i na dworze ciekawie się dzieje. Mojemu podopiecznemu, Mości Stefanowi się polepszyło widocznie, ale to głównie dzięki temu, że Graf Boris przegnał tych dwóch nieudaczników i oszustów, Vollera i Sturma. Nie wiedzieć czym biedaczka faszerowali, jakie błazeństwa nad jego łożem odprawiali, a wystarczyło tylko trochę dobrej woli, odrobina sugestii i doza stymulantów, aby się chłopakowi wyraźnie poprawiło. Prawda jest smutna, ale o tym sza. Chłopak nigdy, moim skromnym zdaniem, do normalności nie dojdzie. Ale tatko chce dla niego jak najlepiej, a zwłaszcza, że to on a nie Heinrich jest następcą tronu w mieście.

- A podatki? No tak. Wszyscy o tym mówią – przerwał na chwilę, pochłonął sporą część pieczonego kurczaka, zapił kuflem piwa, otarł brodę rękawem i zaczął nucić jakąś arię operową. Widząc oczekujący wzrok Lothara wrócił do rzeczywistości. – No tak... Kogóż tak naprawdę obchodzą podatki? Bo nie mnie! – ryknął śmiechem. – Pewnie tych wszystkich wokół Grafa: marszałków, kanclerza, gildie i komisje. A czego chcielibyście się, że tak powiem, ode mnie nauczyć? – spytał z szelmowskim uśmiechem, puszczając oko do siedzącej nieopodal szlachcianki w średnim wieku. Tamta natychmiast spłonęła rumieńcem i zasłoniła się wachlarzem, zerkając na dottore. – Mogę zdradzić kilka sztuczek, które z powodzeniem stosuję ku uciesze pań. Zarówno aby dotrzeć do ich serc, jak i potem kiedy już nóżkami w górze dyndają. Musicie wiedzieć, że uwielbiają kiedy broda łaskocze je w uda i tyłeczek.

Leonard

Elfy nie robiły problemu ze swojej historii i już wkrótce Leonard poznał szczegóły. Rallane przez wiele lat podróżował po dworach, zamkach i pałacach możnowładców, zarabiając na życie swoimi umiejętnościami. W końcu osiadł w Middenheim, ale nie wykluczał, a wręcz przeciwnie, że jest to końcowy przystanek jego podróży. Nigdy nie zastanawiał się co przyniesie jutro i Geldmann odniósł wrażenie, że minstrel jest typem lekkoducha. Allavandrel był najemnikiem. Jadł chleb z niejednego pieca. Z jego opowieści wynikało, że w kompaniach najemnych spędził sporą część swojego życia. Wyprawiał się do Norski i Arabii, walczył w Księstwach Granicznych i Kislevie, a w Mieście Białego Wilka osiadł dlatego, że zaprzyjaźnił się tu z Rallane’em a Graf dobrze płacił za pracę łowczego.

Tymczasem na arenie Dieter w ciągu kilku chwil rozprawił się z von Stierem posyłając go na bruk. Ogłuszonego ciosem miecza w hełm strażnicy znieśli z placu boju i przetransportowali do stojącego nieopodal namiotu medycznego. Rozległy się wiwaty, Schmiedenhammer ukłonił się nisko w podzięce za doping i opuścił wyznaczoną linami arenę. Kirsten rzuciła mu się na szyję, całując mocno i namiętnie.

- Ależ ty wywijasz tym mieczem – mruknęła do niego, tak aby pozostali usłyszeli. Rallane uśmiechnął się dwuznacznie i zagrał akord na lutni.
- Dla Ciebie wszystko, kochanie – odparł Czempion i przywitał się z Leonardem. – Widzę, że się już poznaliście. Piękny dzień na walkę. Mam teraz chwilę przerwy, ponoć następna walka z Dietmarem Roche. Słyszeliście? Znacie?
 
xeper jest offline