Krzyk Anny rozdarł noc. Ruszyła biegiem do Gerge i padła przy nim na kolana. Modlitwę wymawiała szybko, mimo łez zalewających jej oczy. Marek wzniósł topór, mając teraz przed sobą Annę był pewny trafienia.
Dwie strzały wbiły się w jego klatkę piersiową. Marek odwrócił wzrok i spojrzał skąd nadleciały.
Młody Jakub i Jorg stali z napiętymi łukami. Tyle, że żadna ze strzał zdawała się nie zrobić wrażenia na Marku. Ruszył w stronę łuczników, lecz drogę zastąpili mu ludzie kanonika. Marek tylko zaśmiał się podle, a jego śmiech przeszedł w jęk bólu.
Hugin wyprowadził szybki cios drzewcem w kolano napastnika. Po tym odwrócił się niczego nie rozumiejąc w stronę Eberharda. Wokół Gergego i Anny zaczęłi się kotłowac rycerze podesłani przez księcia.
Z drugiej strony wóz z ciałem wampirzycy odjeżdżał spokojnie jak gdyby nigdy nic, zaś rycerze, którzy go chroniki stanęli w równym szyku równo z Eberhardem. Siły inkwizycji wyglądały przy nich jak zbiorowisko najemników. Wszystko wskazywało na to, że rzezi nic nie powstrzyma. Hugin kopnął Marka w nadgarstek, po czym złapał go za kołnierz i pchnął w błoto.
Ten jednak nie upadł, ale przetoczył się z niezwykłą wręcz zręcznością. Na pewno nikt nie spodziewał się takiej sprawności po osobie o posturze niedźwiedzia.
Niebo było coraz jaśniejsze. Niemal świtało gdy Hugin rzucił swoją włócznię w błoto.
- Nikt więcej dziś nie zginie - rozległ się głos rozgniewanej kobiety. - Odejdźcie.
- Ale jest nas więcej, mamy ich jak na tacy. Mamy łuczników - zaczął mówić do Hugina tudzież Huginy jeden z ludzi kanonika. Krótkoobcięty i gładkolicy zakonnik uderzył go łokciem w splot słoneczny, a ten po kilku panicznych wdechach osunął się w błoto.
- Ruszajcie - włóczniczka powiedziała do Eberharda.