Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2021, 19:17   #32
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
muzyczka

Szaleństwo w oczach żołnierza nie wynikało ze zwykłej nienawiści do J.B. Juniora. Lance nie był sobą.

- Znalazłem cię zdrajco – powiedział marines ruszając na doktora.

- Zdrajca, liż jajca, kurwa! - krzyknał w odpowiedzi Szajba, odrzucając w niekontrolowanym tiku głowę i prawie w tym samym momencie biorąc zamach gaśnicą na szarżującego marines.



Gaśnica była cięższa niż początkowo ocenił Junior. Poszła nisko po łuku i Lance uchylił się łatwo przed ciosem, po czym sam błyskawicznie skontrował próbując uderzyć Jacka pięścią w twarz. Chybił. Trochę z przypadku, bo J.B. zachwiał się po zamachu, lecz zaraz poprawił, tym razem skutecznie. Gaśnica wylądowała na twarzy weterana, rozległ się brzęk metalu zderzającego się z kośćmi czaszki. Najemnik cofnął się oszołomiony, z rozciętej skóry na czole popłynęła krew. Wyglądało jednak na to, że cios nie ostudził jego zapału do walki, był bardzo zdeterminowany, żeby dopaść Browna Juniora. Znów ruszył do ataku.

***

Sześcioletni chłopak podniósł się z ziemi. Na zakurzony, rozdarty t-shirt kapała krew. Wytarł puchnący nos wierzchem dłoni.

- Kutas, kutas, kutas! - krzyknął ze łzami w oczach za odchodzącym dryblasem. Przez szyję przeszedł skurcz.

Starszy o kilka lat i wyższy o głowę mięśniak zatrzymał się i odwrócił powoli

- Szajba - wycedził przez zaciśnięte zęby, - zajebię cię gnojku?

Szajba zacisnął piąstki i nie czekając na atak rzucił się pierwszy.

***

Tym razem morderca ze stacji Sewastopol nie dał się zaskoczyć, wyprowadził silny cios prosto w szczękę, Jack poczuł metaliczny posmak krwi w ustach. Znowu zamierzył się gaśnicą, ale nie trafił, a Lance ponownie odpowiedział, wyprowadzając kolejne, jeszcze mocniejsze uderzenie, tym razem w brzuch. Powietrze uszło z doktora jak z przebitej dętki. Chciał skontrować, lecz ledwie uniósł prowizoryczną broń znad podłogi. Na szczęście trzeci cios weterana tym razem minął jego głowę. Nastąpiła brutalna wymiana ciosów. Żaden z mężczyzn nie zamierzał trzymać gardy. Gdy Lance doskoczył do Jacka, oberwał gaśnicą, ale sam oddał z nawiązką. Bluzgała krew, trzeszczały kości, twarz weterana wyglądała jak szkarłatna miazga. Naukowiec był posiniaczony, z nosa i ust ciekła mu krew. W pewnym momencie weteran w rozpaczliwym ataku wyrwał mężczyźnie gaśnicę z ręki, chciał nią zatłuc Browna Juniora, ale doktor zręcznie uniknął ciosu i w ostatnim akcie desperacji, zbierając resztki sił zaszarżował. Niczym rozjuszony byk, z opuszczoną głową wbił się w pierś marines.. Włożył w to uderzenie całą wściekłość, resztki energii, które pozostały w rezerwie. Wielkolud poleciał na ścianę, odbił się od niej, wypuścił gaśnicę z ręki. Jack zobaczył, że cios oszołomił przeciwnika, ale z Lancem działo się coś jeszcze. Morderca wpadł w niekontrolowane drgawki, oczy zaszły mu bielmem, na spojówkach zaczęły pojawiać czarne żyłki, kończyny wyginały pod nienaturalnym kątem, w wyciągniętej szyi zachrupały chrząstki. Naukowiec niewiele myśląc podniósł gaśnicę z ziemi. Był zmęczony, poobijany, bliski paniki, słaniał się na nogach. Dwa razy uderzył w zarażonego, lecz gaśnica coraz bardziej ciążyła mu w ręce, zamiast w czaszkę, trafił w ścianę zostawiając na niej pajęczynę pęknięć. Lance doszedł w końcu do siebie. Znów rzucił się na Jacka, tym razem próbując powalić go na ziemię. Udało się. Nakrył naukowca potężnym cielskiem. Ten wciąż próbował się bronić, wyprowadzić cios, ale potwór wydawał się bardziej zdeterminowany. Brown Junior zobaczył jak z jego ust zaczyna wysuwać długi, śliski jęzor pełen przyssawek i obrzydliwych gruczołów. Jednocześnie twarz zarażonego wciąż się zmieniała, skóra i nozdrza zarosły skórą a na szyi pojawiły poruszające się rytmicznie otwory przypominające skrzela.
Lance przetrzymał mocno swoją ofiarę a potem przyssał do jej warg. Naukowiec czuł jak obrzydliwy, ruchliwy organ wypełnia mu całe usta a po gardle zaczyna ściekać jakiś obrzydliwy w smaku płyn, tłoczony przez ruchliwy jęzor prosto do przełyku. Próbował zadawać kolejne ciosy, ale wydawał się kompletnie bezradny. Potwór nagle zwolnił ucisk, a potem wyciągnął jęzor i podniósł się znad ciała Jacka. Wydawało się, że nie jest już zainteresowany dalszą walką, że to nie jest już obłąkany żołnierz, lecz całkiem inna istota, kierowana zupełnie innymi motywacjami. Z dziur w szyi rozlegało się wciąż obrzydliwie cykanie. Weteran poza nienaturalnie wielkim otworem gębowym nie miał już twarzy, wszystko zarosło skórą, potężna sylwetka się skurczyła, była zgarbiona i powykręcana artretyzmem. Jack Brown przewrócił się na bok i zwymiotował. Leżąc w kałuży własnych płynów ustrojowych miał cichą nadzieję, że razem z nimi zwrócił to świństwo, które to coś, co było przed chwilą Lancem, wtłoczyło mu do gardła.

- Kurwa, ja pierdolę - wycharczał całkowicie świadomie..

Przesunął się pod przeciwną ścianę, opierając się ciężko plecami. Ciągle czuł w sobie ten oślizgły jęzor i wstrętny gorzki smak. Splunął. Stworzenie wydawało ciągle mokre, rytmiczne mlaśnięcia W nagłym odruchu paniki Szajba złapał się za szyję i obmacał dokładnie. Później spojrzał na dłonie, przejechał nimi po twarzy. Nic. Ani śladu mutacji.

- Kurwa, ja pierdolę - powtórzył. Spojrzał na Lance'a, na to… coś co kiedy było człowiekiem. Wstał chwiejnie. Zrobił krok w kierunku istoty. - Lance! Jesteś tam?

Przepoczwarzeniec nie odezwał się, tylko cykał z niby-skrzeli, mokrym, irytującym cykaniem. Szajba pchnął go lekko. Mutant odpowiedział ostrzegawczym syknięciem.

- Nie ma cię tam - stwierdził J.B. podnosząc opuszczoną gaśnicę - Coś mi zrobiłeś. Coś po czym nie chcesz mnie już zabić. - Doktor chwiał się na nogach, gaśnica kołysała się w jego ręce. - Ale kumplami też już nie zostaniemy?

Mokre cykanie. Coś, co wcześniej było Lancem ignorowało Jacka Browna Juniora. Ten pokiwał głową, jakby zgadzając się na taką kolej rzeczy, po czym wziął szeroki zamach i uderzył dnem gaśnicy w głowę stwora, a potem znowu, znowu i znowu. Każde kolejne uderzenie przypominało mokre cykanie niby-skrzeli. A potem, gdy Junior opadł z sił wszystko ucichło.
Gdy już odzyskał oddech wstał. Wpakował w siebie zawartość stimpaka i kierowany nowym impulsem i z nową energią, z gaśnicą w ręce ruszył w kierunku gdzie pozostawił pozostałych współwięźniów. Zamierzał zabić każdego mutanta, każdego Villavuenę, który stanie mu na drodze.

WOLNOŚĆ ALBO ŚMIERĆ!
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline