Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2021, 08:11   #123
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver
Dopłynięcie na dno rakiety nie trwało zbyt długo. Silver znalazł tam pomieszczenie z czterema fotelami oraz panelem sterowania. Rozbita szyba kokpitu była źródłem przecieku. Wbrew pozorom zejście tutaj nie nasiliło instynktów Silvera mocniej, niż gdy znalazł długopis.
To się nie trzymało kupy, dlaczego nigdzie nie było żadnego źródła? Rakieta sama w sobie nie mogła nim być, bo wtedy siła "sygnału" byłaby wszędzie taka sama. Woda też nie wydawała się właściwą odpowiedzią, bo wówczas poczułby zmianę zanurzając się. Cholera, czego nie zauważył… No nic, skoro już dotarł do kokpitu uznał, że przyjrzy się tej technologii, a jeśli nie uległa całkowicie zniszczeniu, mógł spróbować zgrać dziennik pokładowy, by później dowiedzieć się więcej. Jeśli nic się nie da z tym zrobić, mógł spróbować jeszcze namierzyć wyzwalacz sygnału, skoro osiągnął maksymalne natężenie, albo zidentyfikowanych jego przeznaczenie. Miał dość powietrza na dłuższy pobyt pod wodą, nie chciał go zmarnować.
Między deformacjami od zderzenia z powierzchnią planety a rdzą wynikającą z kontaktu z wodą, wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków z kabiny było niewiarygodnie trudne. Technologia wyglądała na elektroniczną, przedawnioną. Jej forma była zacofana, ale względnie zwyczajna, każda rasa mogłaby coś takiego stworzyć. Przełom nastąpił, gdy Silver otworzył jedną z szufladek. Na tyle szczelna, aby uniknąć zalania, szuflada skrywała plastikowe opakowania jedzenia. Silver rozpoznał napisy jako język angielski. Głosiły:

Cytat:
Pokarm dla astronautów. Pochodzenie: Ziemia. Najlepiej spożyć przed: 2083.
Nie miało to sensu. Era eksploracji gwiazd dla ludzkości zaczęła się dużo później. Silver nie wierzył, że kiedykolwiek spotkał się z jakąkolwiek informacją z tak dawnych lat.
Nie miało to sensu tym bardziej, że kilka lat temu tej rakiety tu nie było. Gdyby ktoś dysponował takim artefaktem technologicznym sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat, wbicie go w powierzchnię planety i zalanie woda wydawało się co najmniej nieodpowiednim wykorzystaniem, bluźnierstwem wręcz. Czy to możliwe, że ten okręt wpadł w jakiś wir czasoprzestrzeni? Utrwalił na nagraniach ile zdołał, to wymagało głębszych poszukiwań niż zwykłe oględziny, po czym skupił się na oddziaływaniu magicznym, jak wcześniej zaplanował.

Magia była słaba. Nie wywierała na nim żadnego wrażenia i nie wydawała się przypominać zaklęć, z którymi miał do czynienia przedtem. Nie wyglądało, aby był w stanie rozpracować jakichkolwiek konkretów na jej temat w obecnej sytuacji.
Nie było tu nic, żadnego elementu, który mógłby wywołać rezonans. Pozostawał ten ozdobny długopis, przy nim sygnał osiągnął maksymalne natężenie. Tyle rzeczy do sprawdzenia… Tu jednak nie było co dłużej tkwić, Silver wypłynął więc z powrotem na powierzchnię.
-To wszystko jest naprawdę zakręcone. - Rzucił do Isshina wychodząc na pokład. Jednocześnie zapuścił wyszukiwanie na temat katastrof lotniczych w ciągu ostatnich lat. Rakieta była wyraźnie rozbita, nie mogło to przejść bez echa.

- Silver, tak? - spytał Isshin, drapiąc się po podbródku. - Pamiętasz, gdzie my w ogóle jesteśmy?
Młody Armstrong spojrzał na szermierza, by spróbować odczytać czy ten nie stroi sobie z niego żartów. Jeśli mówił poważnie, to wszystko było jeszcze bardziej bez sensu, niż przypuszczał...
- Też zapomniałeś? - Isshin zdziwił się milczeniem. - Eh, no nic, zbieramy się?
-Nie, zastanawiałem się czemu naszło Cię na dziwne żarty. Widzę że to niestety nie był dowcip... - Silver westchnął. Nie było tu magii, żadnego artefaktu, ani wplecionego zaklęcia. A jednak pojawiał się magiczny efekt, prawdopodobnie ten sam, który nie był w stanie wpłynąć na Silvera, a jakimś cudem działał na Isshina mimo jego odporności. Czy było możliwe, że szermierz odwiedził tę rakietę już wcześniej i o tym zapomniał? Zagubiona rękawiczka by na to wskazywała. - Chodźmy, jeśli po wyjściu nic sobie nie przypomnisz, to po prostu opowiem Ci co i jak.
Dwójka szybko wygramoliła się na powierzchnię, aby spotkać siedzącego na włazie rakiety Jacka. - Fajne miejsce znaleźliście. - przyznał cyborg. - Nie jestem pewien, na czym siedzimy, ale widok stąd jest boski.
Kurwa… chyba właśnie coś do niego dotarło. Zaciemnienie, wydarzenie które sprawiło, że tak wiele wiedzy o przeszłości zaginęło, było w rzeczywistości zjawiskiem magicznym. Teraz gdy znalazł się przy obiekcie przeczącym oficjalnej wersji historii, próbowało ingerować w jego pamięć. Data na opakowaniu które znalazł, niewiele mu mówiła sama z siebie, ale w połączeniu ze starą "ciężarówką", która miała datownik sprzed czasu gwiezdnego mógł oszacować, iż było to grubo ponad dziesięć tysięcy lat przed jego wprowadzeniem. Technologia jego klanu zawsze była kilka generacji do przodu względem reszty świata, może wcześni Armstrongowie eksplorowali kosmos, zanim stało się to domeną całej ludzkości? Tylko czemu ktoś chciałby to zataić? Na pewno nie brakowało wizjonerów (lub szaleńców) którzy chcieli być pierwsi wśród gwiazd.
-Zejdźmy stąd, bo jeśli wyjaśnię teraz, to zapomnicie, co wam powiedziałem, zanim dotrzemy do brzegu. - Rzucił tylko i wybił się z platformy w stronę plaży. Podejrzewał, że to jezioro wbrew jego wcześniejszym założeniom, było tu w rzeczywistości od samego początku, tylko wszystkie jego wcześniejsze wizyty zostały wymazane ze wspomnień.

Jack wzruszył ramionami i trójka mężczyzn dużym susłem skoczyła z powrotem na plażę, zostawiając ślady niewielkich kraterów w piasku.
- Co się stało? - zaintrygował się Isshin.
- Może odkrył magiczną konspirację? Tylko nie mów mi, że to znowu ten fioletowy pacan. - zażartował Jack.
-Nie, po prostu obaj dostaliście częściowej amnezji którą wywołało przebywanie w tamtym miejscu. Zajrzyj do kieszeni. - Odparł Silver spokojnie, ostatnie zdanie kierując do szermierza.

Isshin sięgnął do kieszeni i wyjął z niej rękawiczkę. - Hmm...pamiętam tylko, że jakiś czas temu mi zginęła. Mówisz, że tam ją znalazłem? - spojrzał na rakietę z poważną miną. - Powinieneś ostrzec na ten temat Adama. Cokolwiek to jest.
Jack zamilkł na chwilę, masując podbródek. Jego oczy zaświeciły się, po czym przemówił. - Mam niby w pamięci nagranie tego, jak tam wchodzimy. Faktycznie zapomniałem całej gadki przed tym, jak zostałem przy wejściu. Nie było tego jednak dużo, może po prostu się rozkojarzyłem? Zapiszę sobie wspomnienie w zapasowej. - wzruszył ramionami.
Armstrong pokiwał głową, magia nie potrafiła oszukać technologii, a przynajmniej nie w pełni. Będzie musiał przejrzeć własne zapisy, kiedy już wróci na okręt.
-Myślę, że to nie była twoja pierwsza wizyta w tej rakiecie. Zapewne również nie moja pierwsza, ponieważ wyraźnie rozbiła się tu w bardzo zamierzchłej przeszłości, widziałem zniszczenia na dziobie. A jednak byłem pewien, że podczas mojego ostatniego pobytu na Edenie wcale jej tu nie było. - Wyciągnął długopis, który znalazł w wodzie i zaczął kręcić nim w palcach. - Sęk w tym, że w samym wraku nie ma ani jednej magicznej śrubki. Nie znalazłem też żadnego artefaktu ani nie wyczułem zaklęć które mogłyby go otaczać. To jakby świat zareagował na fakt, że znaleźliśmy coś, co nie pasuje do paradygmatu i próbował wymazać to zdarzenie z naszych wspomnień. Z jakiegoś powodu mu się to nie udało w moim przypadku, może przez ten mały drobiazg. - Na chwilę zaprzestał obrotów, by jego towarzysze mogli zobaczyć bardzo charakterystyczne logo Futuristics. - Pojęcia nie mam czy na pewno o to chodzi, nigdy nie spotkałem się z zaklęciem działającym na tak ogromną skalę… Błąd, spotkałem. - Urwał dość gwałtownie, gdyż właśnie wchodził na grząski grunt.

- Cóż, działał na mnie więc… - zamyślił się Isshin. - Albo jest silniejszy niż moja odporność na zaklęcia, albo działa na więcej niż po prostu ludzi? - zaproponował. - Szczerze nie wiem, jak magia funkcjonuje. Nie mierzyłem się z niczym silniejszym od iskry - wyznał. - Jeżeli przesiaduje tu jednak całe wojsko, na pewno znajdą się ludzie, którzy ten problem rozwiążą. Jeżeli to w ogóle problem. - Pewny siebie Isshin nie widział większego zagrożenia w wymazującej wspomnienia części krajobrazu.
Młody szermierz najwidoczniej nie rozumiał implikacji tego co tu znaleźli, ale zapewne nie wiedział, że Cesarzowa również jest chroniona magią wypaczającą umysł.
Długopis który znalazł był mu współczesny, mógł równie dobrze kiedyś należeć do niego, bo takich się w sklepie nie kupowało. Ciekaw był czy Adam jest świadom co mu siedzi w sąsiedztwie, czy też wymykało się to jego pojmowaniu. Admirał nigdy go nie ostrzegał by nie zapuszczał się w te okolice, inaczej byłby pewnie świadom, chociaż istnienia jeziora, nawet jeśli wrak zniknąłby ze wspomnień.
-Może to nic, może coś ważnego, zobaczymy potem. A co do ewentualnych braków w twoim "wykształceniu", chcesz dowiedzieć się więcej? - Podjął po tej chwili zamyślenia.

Mężczyzna westchnął, po czym wzruszył ramionami. - Pewnie. Nie mam na dzisiaj planów, równie dobrze mogę posłuchać.
-Zatem znajdźmy sobie jakiś przystanek, najlepiej z gastronomią, bo chwilę mi zajmie, by to wszystko opowiedzieć. - Zaproponował Silver, uznając, że wywołujący amnezję zabytek to nie najlepsze sąsiedztwo do prowadzenia "wykładu".
Isshin obejrzał się przez ramię na rakietę. - Dobra uwaga. - przytaknął. - To chyba ta pora, że zaczną podawać jedzenie u Adama. Możemy je zgarnąć i usiąść w ogrodzie, albo u mnie w pokoju. - zaproponował. - Chyba, że znasz tutejsze restauracje. Nie łaziłem jeszcze po mieście.
-Znam, ale domowe jedzenie bardziej do mnie przemawia. Może dlatego, że jestem bardzo rodzinnym człowiekiem. - Przystał na propozycję swojego towarzysza. - Chcesz, to mogę Cię potem oprowadzić, parę dni tu jeszcze zabawię.

- To dzisiaj zjedzmy u Adama, a jutro pójdziemy się przejść. - zaproponował, ruszając z powrotem.

Posiadłość Adama

Gdy trójka wróciła do posiadłości, zobaczyli Adama pijącego znów herbatę na werandzie. - Mogłem chwilę poczekać, zjadłbym z wami. - admirał szybko zgadł, dlaczego jego goście wracają do domu. - Usiądźcie sobie w ogrodzie, zaraz kogoś krzyknę, żeby wam przynieśli. Jak skończycie, odwiedźcie mnie w biurze. - poprosił.
-Gościnny jak zawsze. - Rzucił Silver bez cienia ironii, kierując się na ogród. Usiadł przy stoliku i korzystając z faktu, że jeszcze nie był zastawiony, umieścił na stole ten sam wyświetlacz, którego użył przy plaży.
-Pomoc naukowa przygotowana, możemy więc zaczynać. Zacznijmy od podstaw, czy słyszałeś o Teorii Kodu Uniwersalnego? - Armstrong nie zwlekał z wykładem, gdy pojawi się jedzenie, rozmowa była skazana na wolniejszy przebieg.

- Tak, Adam mi kiedyś o nim opowiadał. Nie jestem ścisłowcem ale to w miarę zrozumiałem. Wszystko składa się z informacji, a magia polega na jej zmienianiu, tak?
-W telegraficznym skrócie, tak. - Silver pokiwał głową. Projekcja wyświetlała ich oraz miejsce w którym przesiadywali złożone z zielonych znaków, linijek kodu. - To co podlega naszej percepcji jest efektem realizacji instrukcji zapisanych u podstaw rzeczywistości. Jak oglądanie aplikacji, bez dostępu do kodu źródłowego. Jeśli zawiążesz lub odziedziczysz Kontrakt, ów dostęp zostaje Ci przyznany do jego bardzo niewielkiej części. Dla przykładu… - Przeciągnął dłonią po blacie zostawiając smugę szronu. Fragment kodu stołu zmienił się odzwierciedlając spadek temperatury. - Moja Iskra pozwala manipulować stanami energetycznymi. Jednakże Iskra to nie magia, zaledwie jedno zaklęcie. Zanim przejdę dalej, wszystko jasne póki co?
Isshin zastanowił się przez chwilę, po czym powoli przytaknął. - Właściwie nic szalonego na ten moment.
-To zaledwie początek wstępu. - Silver uśmiechnął się pod nosem. - Iskrę można przyrównać do bardzo ograniczonych uprawnień moderatora, jednakże co ważne, w rzeczywistości otrzymuje się je w większym zakresie, choć dostęp do niego trzeba uzyskać samodzielnie. To zjawisko nazywa się Naturą Iskry i od niego zależy w jaki sposób ona działa. Na przykładzie mojej umiejętności, ten sam efekt można osiągnąć na wiele sposobów. Jeśli naturą Iskry byłaby śmierć, eliminowałaby ciepło. Magnetyzm z kolei pozwalałby je przyciągnąć do konkretnego punktu lub wypchnąć z przedmiotu, i tak dalej. - Zrobił krótką przerwę, by Isshin przetrawił jego słowa. - Odkrycie Natury Iskry pozwala rozszerzyć jej zastosowania, gdyż jako koncepcja Natura jest pojęciem szerszym niż jedna czynność, do której ogranicza nas bazowa znajomość zaklęcia. Ponownie, gdyby moja Iskra miała naturę śmierci, po jej odkryciu mógłbym zabić nie tylko ciepło, ale również chłód. - Skończył kolejną część wywodu.
Isshin zamyślił się. - Czyli iskra to jakby nie umiejętność, a skutek? Możesz magicznie wywołać pewien skutek, jakkolwiek to zrobisz? - zaproponował. - To jest przyciągnąć lub odepchnąć, zabić, przeciąć? - zastanowił się. - Właściwie jakby działała iskra cięcia? Mógłbyś przeciąć abstrakcyjne rzeczy? Ciepło? Czas? - zamyślił się.
-Byłoby to bardzo wygodne, gdyż dawałoby adeptom sporą dozę niezależności, ale niestety nie. Choć są Iskry które można podciągnąć pod kilka różnych dziedzin, każda ma swoje ograniczenia. - Silver pokręcił głową. - Wybiegliśmy nieco do przodu, ale możemy najpierw zgłębić ten wątek, skoro Cię interesuje. Iskry pochodzą od kontraktów z magami. Każdy mag specjalizuje się w jakiejś dziedzinie takiej jak destrukcja, śmierć, kontrola czy ewolucja. Co za tym idzie, Iskra to umiejętność, a dziedziną magii i z niej wynikająca natura, to sposób wykorzystania owej umiejętności. - Zrobił chwilę przerwy, by pomyśleć. - A odpowiadając na twoje drugie pytanie, magia sama w sobie jest abstrakcyjna, gdyż opiera się na koncepcjach nie na prawach fizyki. Zimno dla przykładu jest taką koncepcją, gdyż jako zjawisko fizyczne nie istnieje. Bazowo taka iskra najpewniej służyłaby typowo do przecinania obiektów materialnych, po długim treningu zapewne użytkownik nauczyłby się też ciąć to, czego hipotetycznie przeciąć się nie da, jak choćby wiatr i tu zaczynają się schody. Im poważniejsza ingerencja w paradygmat wszechświata, tym użycie zaklęcia jest trudniejsze, szczerze nie mam pojęcia czy istnieje w Cesarstwie ktokolwiek o mocy zdolnej przeciąć czas, niemniej na pewno nie byłby on adeptem jak ja, lecz magiem. I to posiadającym przy okazji dogłębne zrozumienie magii. Paradoksalnie poziom wiedzy i zrozumienia magii nie definiuje tego, kto jest magiem, a kto tylko adeptem. - Westchnął nad tą niesprawiedliwością losu. Pierwszy raz w życiu niezależnie od tego, jak intensywnie się uczył, efekt był poza zasięgiem jego rąk.
Isshin zaczął drapać się po głowie. - Okej, są pewne ograniczenia i nie da się przeskoczyć pewnych barier, jak ktoś cię przez nie nie przepuści… ale w takim razie skąd się wzięła magia sama w sobie? Dlaczego są magowie, którzy mogą dawać te całe kontrakty? Zaraz powiesz mi, że bóg zszedł do galaktyki i dał części z nas pieczę nad pewnymi prawami uniwersum! - zaśmiał się Isshin. - W bogów jeszcze nie wierzę, więc ciężko mi uwierzyć, że nie da się obejść tych kontraktów wiedzą, choć nie zdziwię się, jeśli byłoby to znacznie trudniejsze od współpracy z kimś, kto już nad magią panuje.
Młody Armstrong roześmiał się serdecznie.
-Nawet nie wiesz jak blisko prawdy jesteś. - Podjął gdy wybuch wesołości ustąpił. - Magia nie jest naturalna dla ludzi, choć nie wiem, czy mi uwierzysz, jeśli powiem, że pochodzi od xeno. Przybyszka z innej galaktyki przekazała sekret magii jedenastu ludziom w zamierzchłej przeszłości. Oni z kolei nauczyli kolejną generację, i tak dalej aż do współczesności. Dlaczego nauczanie magii przez ludzi, a tym bardziej przekazywanie jej potomkom w ogóle jest możliwe nie wiem, jest to zdolność sztucznie w nas zaszczepiona, więc teoretycznie nie powinna być dziedziczna. - Na chwilę się zamyślił, nie przywykł do nierozumienia i było dla niego trochę zawstydzające, że nie do końca pojmuje, o czym mówi. - Być może jest sposób by przebić się przez barierę między adeptem i magiem bez wypełnienia kontraktu, ale jeszcze go nie odkryłem i wedle mojej wiedzy nie jest on ludzkości znany, choć może po prostu być dobrze utajony przez służby wywiadowcze, by magowie się nie wyroili w Cesarstwie. W każdym razie mimo szeroko zakrojonych eksperymentów wciąż jestem daleko od osiągnięcia celu. Niemniej magia ma swoją cenę, każdy, kto zostaje magiem, popada w narastające szaleństwo. No prawie każdy, tacy jak Ty są na ów obłęd odporni, z jakiegoś powodu nadmagia oprócz odporności na magię chroni też przed efektami ubocznymi. - Streszczenie badań i odkryć nie było łatwe, Silver zastanawiał się, czy czegoś nie pominął, choć nie musiał mówić Isshinowi wszystkiego, nie był mu przecież nic winny. Niemniej w relacjach międzyludzkich ważna była szczerość intencji.

Isshin potrzebował chwili aby przyswoić do zaprezentowane informacje. - Dobra, to jak to się ma do tej całej rakiety i naszej tymczasowej amnezji? - spytał.
Młody Recollector rozejrzał się dyskretnie, czy służący Adama przestali już krzątać się wokół nich. Wchodzili ponownie na grząski grunt. Dzielenie się tą wiedzą mogło wręcz zahaczać o zdradę stanu, wolał więc, by nikt teraz nie podsłuchiwał. Dla pewności zaczął też absorbować energię elektryczną z najbliższego otoczenia, by ewentualna aparatura podsłuchowa zaczęła szwankować.
-Wspominałem wcześniej o paradygmacie wszechświata, a co jeśli nie pokrywa się on z rzeczywistością? - Spojrzał na Isshina znacząco, by dać mu do zrozumienia, że to poważna kwestia. - W okolicy przejścia na czas gwiezdny miało miejsce tak zwane zaciemnienie, w wyniku którego większość informacji sprzed tego wydarzenia została utracona. A co jeśli to bujda? Jeśli w rzeczywistości spleciono zaklęcie usuwające wspomnienia całej ludzkości na temat przeszłych wydarzeń, by wypropagować spreparowaną wersję historii? Brzmi to, jak teoria spiskowa, prawda? Jednakże na dnie tej rakiety znalazłem dowód, że ludzkość eksplorowała galaktykę na stulecia przed oficjalnym początkiem podboju kosmosu. Sama rakieta jest tego dowodem, dlatego, gdy na nią trafiliśmy, magiczny sygnał próbował wykasować nam pamięć z tego odkrycia. Gdyby nie fakt, że jakoś się przed tym obroniłem, pewnie właśnie byśmy planowali po raz kolejny, by wybrać się po raz pierwszy nad jezioro o którym usłyszałeś od miejscowych. Oczywiście to jedynie hipoteza, a źródło zaklęcia może być zupełnie inne, ale moje przypuszczenia nie są bezpodstawne.

Isshin przytaknął skinieniem głowy, po czym odpowiedział szeptem. - Tyle się domyśliłem. Nie mogę jednak pojąć, dlaczego to jest tak silne. Czy ktoś zrobiłby zaklęcie na tę konkretną rakietę, że wszyscy mają o niej zapomnieć? I tak z każdym przedmiotem, który się komuś...nie wiem, “jej” nie podobał? - Isshin wyraźnie insynuował zamieszanie cesarzowej w sprawę. - Nawet w tej kwestii… Myśleliśmy, że ona jest z nami dzięki nowoczesnej technologii, ale to droga sprawa i kiedyś tego nie było. Więc ona też jest długowiecznym magiem? Czy wymazują nam pamięć za każdym razem, jak wybiorą nową? - ilość niewiadomych strasznie namieszała w głowie Isshina. - ...Będę potrzebował sporo czasu to wszystko przemyśleć. - przyznał.
-Myślę, że na tym powinniśmy zakończyć. Wprawdzie magia to temat rzeka, ale nie chcę Ci teraz mącić w głowie. W końcu doszliśmy do istotnych wniosków i trzeba je najpierw przetrawić. Jeśli będziesz potrzebował omówić z kimś swoje przemyślenia, jestem do dyspozycji. - Obaj wiedzieli że ten temat jest niebezpieczny, ale najwidoczniej również dla Isshina Silver okazał się wystarczająco godny zaufania. Młody Recollector cieszył się że przeczucie go nie zawiodło. - A teraz jedzmy, i tak pewnie kazaliśmy Adamowi czekać zbyt długo.

***

Isshin nie przyszedł z Silverem do biura Adama. Stwierdził, że musi odpocząć i pomyśleć. Do tego odczuł poniekąd wrażenie, że Adamowi zależało tylko na Silverze, choć sam Armstrong był pewien, że tylko mu się wydawało.
Biuro Adama było wąskim, ale podłużnym pomieszczeniem bez okien. Znajdował się tu jeden stół z czterema krzesłami rozstawionymi po jednej stronie, skierowanymi na ogromny monitor. Był to właściwie jedyny element całej posiadłości, który nie pasował do jej rustykalnej, drewnianej stylistyki. Ściany pomieszczenia zapełnione były pułkami pełnymi dokumentów w różnego typu teczkach i folderach. Gdy Silver wszedł do środka, Adam przeglądał jeden z nich, zamknął go jednak i odłożył na stół.
- Ah! Silver. Mam nadzieję, że posiłek przypadł ci do gustu. - Admirał był wyraźnie zadowolony z wizyty. - Rozsiądź się, a ja przejdę do sedna. - wskazał dłonią stół, na którym znajdowała się też butelka whisky. - Częstuj się, jak chcesz. Miejscowy wyrób. - Adam wyglądał na zestresowanego, postanowił wziąć chwilę na zebranie myśli poprzez poprawianie swojego ubioru, po czym kontynuował. - Wiem o twojej pracy dla...organizacji najemniczej. Tak się składa, że również z nią współpracuję. Nie miałem sposobności nawiązać z tobą kontaktu, ale biorąc pod uwagę, że przybyłeś tutaj niezaproszony, możemy bezpiecznie przedyskutować sprawy. Chciałbym cię poprosić o oficjalne członkostwo w naszej organizacji, jak wiem, do tej pory nie miałeś styczności z nikim, kto mógłby ci je zaproponować.
Silver usiadł i nalał sobie solidną porcję whisky, nie sądził by Adam chciał go otruć, w końcu był przyjacielem rodziny, nawet jeśli przy tym Admirałem Floty. Pociągał małe łyki słuchając wyjaśnień swojego niedoszłego teścia, na koniec wychylił szklankę do dna, odstawił z hukiem i nalał sobie kolejną, pełną.
-Jeżu w poziomkach! - Fuknął sfrustrowany. - Tsar, Ty, kto jeszcze? Millia? Bastion? A może ten kutas Vyone? - Lazarusa pominął w swoim zgadywaniu, ten był pionkiem Maximiliana.
-I czemu ja? Armstrongowie są na cenzurowanym, pilnują nas bardziej niż innych. - W tym pytaniu nie było wyrzutu, a autentyczny brak zrozumienia. Mógł sam starać się do nich dołączyć, ale nie spodziewał się, że pierwsi wyjdą z zaproszeniem.

- Tylko Ja. Nie było to moim pomysłem, ale ostatecznie zostałem jednym z założycieli organizacji. Bez sekretnego wsparcia Admirała, długo by nie przetrwała. Vyone o wszystkim wie, ale z uwagi na moją obecność nie ingeruje. - wyjaśnił. - ... Zapraszam cię, bo już nam pomogłeś. Jesteś silny i stoisz po naszej stronie, nie ma sensu nie skorzystać. Fakt, z uwagi na twoje warunki nie będę liczył na wiele. Jednak sam fakt, że będziesz wiedział, co się dzieje i do kogo możesz się zwrócić, powinien ułatwić nam współpracę. - Adam nie skrywał, że członkostwo Silvera nie było w jego planach. Biorąc jednak pod uwagę incydent na w Anielskiej Bramie, korzystał z okazji. - Nie jesteśmy organizacją rewolucyjną. Badamy ślady korupcji i staramy się chronić niewinnych, którym prawo Cesarstwa działa na szkodę. Cel organizacji to podważać wszystko, aby nic nas nigdy nie zaskoczyło. Jak możesz się spodziewać to nie takie proste. - Adam również postanowił nalać sobie Whiskey.
-Nic co stoi w sprzeczności z propagandą nie jest proste. - Odparł Armstrong spokojnie podnosząc szklankę, która okryła się szronem. - Cesarstwo jest prezentowane jako nieskazitelne, utopijne wręcz. A utopie jak obaj wiemy nie istnieją. - Pociągnął sobie.
-Nawiasem mówiąc, zrobiłem się wyjątkowo popularny wśród Admirałów. Trzech z was spróbowało mnie zwerbować, a kolejnych trzech dobiera mi się do tyłka, tylko Millia jeszcze nie wykonała ruchu w moją stronę. - Zaśmiał się pod nosem. Akurat jej uwagą by nie pogardził, była chyba najmłodsza w tym gronie, no i reprezentowała płeć piękną, całkiem dosłownie. Nie wiedział tylko czy jest nim jakkolwiek zainteresowana. Ale może warto byłoby ją spiknąć z członkiem klanu, dla zapewnienia im dodatkowej ochrony?
-Z oczywistych względów moje działania będą musiały być bardzo ostrożne, ale ja też chcę chronić kogoś, kto niczym nie zawinił. - Był pewien, że Adam zrozumie aluzję. - W związku z powyższym, myślę, że mogę przyjąć twoje zaproszenie.

- Cieszę się. Z Maximilianem na ognie, nie dziwię się, że przyciągasz uwagę wszystkich graczy. Gdybyś nam wcześniej nie pomógł w incydencie w bramie, raczej bałbym się do ciebie skierować. - przyznał. - O czym wspominając… myślę, że należą ci się przeprosiny. Opus nie miał możliwości cię o tym poinformować, ale Tsar nie umarł tamtego dnia. - wyznał. - Fakt, miał sporo problemów zdrowotnych i komplikacji, ale twoja szybka interwencja pozwoliła nam go odratować. Przeszedł parę operacji plastycznych i obecnie działa jako jeden z szefów policji, pod imieniem Soma. Naturalnie, prosiłbym, abyś się z nim nie kontaktował dla bezpieczeństwa was obu. - Adam przyglądał się szklance, jakby czegoś w niej szukał, w końcu jednak postanowił się napić. Mimo wieku alkohol wykręcał mu twarz.
-Pozwól że zgadnę, Zilva tak naprawdę też żyje? - Silver spojrzał znad swojej szklanki na admirała, a w jego oczach kryło się zaciekawienie. Ta piratka byłaby świetnym nabytkiem dla organizacji, nie sądził by Tsar chociaż nie spróbował jej zwerbować. Biała skóra i czerwone oczy, może nawet byli spokrewnieni, serafiński admirał miał jakby nie patrzeć sporo czasu na zostawienie potomków.

- Mam taką nadzieję. Całe to zamieszanie z nią, Tsarem i Anielską Bramą miało pomóc im zejść z radaru cesarstwa. Do tej pory nie dostałem od niej żadnej wiadomości, więc nie mogę tego potwierdzić. Skrywanie się przed Vyone niestety oznacza, że musisz efektywnie zostać kimś innym.
Bingo i strzał w dziesiątkę. Szkoda tylko, że w takiej sytuacji nie mógł nabyć od Opusa żadnych "pamiątek" po niej. Kolejne pytania popłynęły zanim Silver zdążył się opamiętać.
-A jaki jest jej związek z tym wszystkim? Louise Cypher Queen i Zilva C. Queen, zwykła zbieżność czy coś więcej? Nie zapominając o tym, że wygląda jakby była córką Tsara. - Nie krępował się, siedział w tej wojnie magów po uszy, a organizacja Adama chcąc nie chcąc też się w nią wpakowała. Im więcej będzie widział tym lepiej.

- Nie znam szczegółów, Tsar obiecał, że to nieistotne. Zilva jest naszym sojusznikiem ale nie członkiem organizacji, więc nie wyjawia nam wszystkiego o sobie i swoich piratach. Jest związana z April w jakiś sposób, ale na koniec dnia jest człowiekiem. - w tonie Tsara dało się wyczuć, że nie był on zadowlony ze swojej organiczonej wiedzy w tym temacie. - Coś jeszcze cię nurtuje? - spytał.
-Mam więcej pytań niż czasu, moglibyśmy tu pewnie siedzieć przez miesiąc zanim dowiedziałbym się wszystkiego co potrzebuję. - Młody Armstrong wzruszył ramionami. Raz że sam zawsze się spieszył, dwa miał zadanie. - Z jakimi magami współpracujecie, czy raczej współpracujemy? Nie chodzi mi tylko o Miesiące, młodsze generacje też będą dla mnie pomocne. - Skoro pewnych rodzajów zaklęć nie mógł nauczyć się od Maximiliana musiał szukać innych rozwiązań. Jego plany związane z nadmagią wymagały w pierwszej kolejności rozszerzenia wiedzy magicznej. Musiał też poprosić Corvo by ten wykorzystał sieć Vyone'a i przeprowadził dla niego poszukiwania.
- Jest sporo osób z iskrami w naszych szeregach, nie mamy jednak adeptów. Przynajmniej nie oficjalnie. Augustus jest po stronie Zilvy, jego obsesja to potęga. Dogadujemy się z Icarią na wypadek awarii, więc liczymy, że w kryzysie November stanie po naszej stronie ze swoją sprawiedliwością. Soma obecnie próbuje nawiązać kontakt z May na księżycu Pars. Dyskutujemy też z January, aby pomógł nam nawiązać kontakt z Septemberem. To główny powód, dlaczego chciałem dzisiaj z tobą porozmawiać. - Adam był zadowolony, że dostał możliwość ogranicznego przejścia do sedna sprawy. - Liczymy, że z pomocą Septembera uda nam się złożyć naszą wiedzę w całość i zaplanować jak powstrzymać April. Obrady będą miały miejsca na Nautiliusie Vyone. Koordynaty otrzymamy na krótko przed zebraniem. - wyjaśnił.
Żadnych magów? Silver wyraźnie przecenił tę organizację… Czyli ta planeta z rycin w kanałach to Babel, szybko porównał w głowie zdjęcia satelitarne i obrazki, może kryła się tam jakaś wskazówka. Jeśli nie zawsze mógł znowu zajrzeć do tej dwójki changelingów.
-May to jedna z tych, których szukam. Nawiasem mówiąc, skoro Tsar jest serafinem, czemu po prostu nie wybrał paru godnych zaufania ludzi i nie uczynił ich magami jak kiedyś zrobiła to April? - Było to dość oczywiste rozwiązanie, nawet jeśli brakło by tu długiego doświadczenia, Pierwsza Generacja to wciąż wyższa liga. - No dobrze, zatem jaka moja w tym rola? I czy nie wzięliście nigdy pod uwagę że Vyone może być Septemberem, z tą swoją obsesją na punkcie informacji?

- Mieliśmy taką teorię, sam September jednak skontaktował się z nami za pośrednictwem swojej adeptki. Vyone jest mimo wszystko tylko człowiekiem. - Adam wyjawił to z ulgą w głosie. - Tsar nie jest magiem. Ma iskrę. April była cesarzową serafinów. Z tego co tłumaczył mi Tsar, magia i ranga w społeczeństwie miały ze sobą dużo wspólnego. Nie był jednak bardzo rozmówny w kwestii swojego ludu, jeżeli uda ci się pociągnąć go za język, chętnie wysłucham co ci zdradził. - Mężczyzna postanowił dolać sobie więcej Whisky. - Jesteś adeptem Maximiliana. Liczymy, że w wypadku ataku April będziesz mógł nam pomóc, albo nawet przedstawić naszą sprawę swojemu nauczycielowi. Cokolwiek postanowicie, tak długo, jak pomożecie nam bronić ludność Cesarstwa, będziemy wdzięczni.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline