Lanoreth przeczytał informacje uzyskane dzięki bransolecie. Mocno zaniepokoiły go wiadomości o Źródle Zła - jak mieli napełnić flakony, kiedy mogła to zrobić jedynie osoba prawdziwie zła? Pozostawało też inne pytanie - po co Konsorcjum taki płyn? Nie czas był jednak na rozpatrywanie wszystkich tych zagadek, gdyż zbliżał się Genoshian. Lanoreth jednak zapamiętał, by powiedzieć pozostałym o tym, czego się dowiedział.
Gdy tylko nowy, ogromny członek wyprawy zjawił się na miejscu, z pośpieszeniem Teka wszyscy podnieśli flakony i wypili ich zawartość. Tak, to był zdecydowanie ten sam płyn, z którym miał do czynienia podczas pierwszej wyprawy. Znów ogarnęło go uczucie bólu, na który jednak tym razem był przygotowany.
Udało mu się wylądować na nogach - choć przyklęknął na jedno kolano oddychając głęboko. Rozejrzał się dookoła i ujrzał wysokie, skaliste góry.
Niedaleko, byłą też brudno-biała, wielka bestia stojąca przy ciele Seiya. Ten widok zmienił jego plan zmienienia się w węża, jak za pierwszym razem - poza tym, to otoczenie nie było tak odpowiednie dla jego opiekuna, jak las. Na brzegu jaskini, trochę dalej niż potwór, stali Ashur i Alemir. Lanoreth odetchnął widząc, że nic im się nie stało.
Rozległ się głos z bransolety. To Posv, kucający nieco przed nim - mężczyzna zdecydował się odpowiedzieć:
- To ja, Lanoreth. Nie jestem Tekiem, ale wiedz, że stoję tuż za tobą.
Jeszcze raz odwrócił się, by zobaczyć, gdzie stoją wszyscy pozostali. Stwierdziwszy to, mógł spokojnie obserwować dziwną bestię.
"Logika... Tylko logika..." - pomyślał i podniósł bransoletę do ust.
- Ashur, Alemir - jeśli nas nie widzicie, jesteśmy przed jaskinią.
Ostatnio edytowane przez Diriad : 30-08-2007 o 22:51.
|