Voronin wpatrywał się w deszczowy krajobraz Night City, pozwalając myślom dryfować. Jego mózg wziął sobie wolne mniej więcej w połowie zmiany, po sfotografowaniu, opisaniu i wgraniu kolejnego, ręcznie pisanego raportu z jakiejś błahej sprawy sprzed kilku lat. Podszedł do okna, żeby dać odpocząć oczom i poszukać wytchnienia dla myśli.
Właściwie powinien się cieszyć, że tutaj jest. Mieli klimatyzację, święty spokój i morze najgorszej jakości kawy. Alternatywą byłoby włóczenie się po ulicach w poszukiwaniu uciekiniera... albo moknięcie na peryferiach. Leo sam nie wiedział co gorsze. Ale tak, miał szczęście - zasłużył na trochę odpoczynku.
Sięgnął do kieszeni garniturowych spodni, wyciągnął paczkę papierosów i już miał wytrząsnąć jednego, kiedy jego wzrok trafił w szybie na odbicie ich nowego kolegi. Palenie w archiwum było surowo wzbronione, ze względów BHP. Voronin westchnął i bez słowa schował fajki do kieszeni.
Odwrócił się od okna, w stronę swoich towarzyszy niedoli. Masywny Pumba zasłaniał prawie cały widok z okna na Night City - był wysoki i gruby, choć dobrze dopasowany garnitur i koszula trochę to maskowały. W tej chwili zdradzały go szelki, opinające się ciasno na fałdach tłuszczu i ramionach. Nosi krótko ścięte włosy, oraz krótką brodę i zarost wokół ust – twierdzi, że to wyszczupla jego twarz i ukrywa drugi podbródek. W zaroście widać już pierwsze oznaki siwizny, a twarz i czoło Pumby są mocno pomarszczone od trosk i stresującej pracy. Zmarszczył się jeszcze bardziej, spoglądając na kadeta - przez chwilę milczał, próbując przypomnieć sobie jego nazwisko.
- MacMillan! Co to za ponura mina? Masz chronić i służyć, nawet jeśli to oznacza przerzucanie papierów. Skończyliście z tą partią?
Voronin podszedł do zsuniętych stołów, wymijając metalowy wózek na kółkach. Podniósł stos segregatorów - te, które były na stercie "załatwionych" i przełożył je na wózek.
- To teraz łap za wóz i przywieź następne.
Voronin zrobił krok do tyłu i oparł się tyłkiem o stół. Mebel zaskrzypiał ostrzegawczo, ale wytrzymał. Pumba spojrzał porozumiewawczo na swojego partnera, po czym zwrócił się jeszcze raz do kadeta.
- Mamy nadzieję, że podoba ci się pierwszy dzień służby w prawdziwej policji. Kto wie, jak będziesz miał szczęście, przed tobą kolejne trzydzieści lat, aż do policyjnej emerytury!
Leopold Voronin zaśmiał się szczekliwie i pokręcił głową, sięgając po plastikowy kubek z kawą. Została połowa, a potem czeka go pasjonująca podróż do wysłużonego ekspresu w pokoju socjalnym. Wszystko lepsze niż te cholerne papiery...