Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2021, 10:40   #24
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Varel skłonił się uprzejmie Delmie, gdy Dae przedstawiło go i pozostałych towarzyszy. Do wieczora mieli jeszcze sporo czasu, a skoro jego kompanom zależało na zwilżeniu gardeł, nie zamierzał oponować. Sam poprosił o rozcieńczone wino, by poczuć smak, ale zachować też trzeźwość przez resztę dnia. Rozglądał się przy tym z zaciekawieniem po przestronnym wnętrzu karczmy, póki nie było jeszcze zapełnione tutejszymi mieszkańcami chcącymi odprężyć się po dniu ciężkiej pracy. O tej porze przebywali tu raczej nietypowi dla takich miasteczek osobnicy – podróżni, przedstawiciele specyficznych zawodów, czy zwykłe mąciwody.
- Postaramy się nie dać tym dwóm pretekstu do zaczepki – uśmiechnął się do karczmarki, gdy ta opowiedziała o półorku i goblinie. Pokiwał głową, gdy Pasegame i Dae wyrazili swoje opinie na ten temat - Racja, widywałem już takie sytuacje. Słaby, ale przebiegły podporządkował sobie „mięśniaka” – zgodził się z gnomem - A dlaczego? Niestety, ale może po prostu to lubić – dodał.

***
Spacer po Etran’s Folly odbył się bez żadnych ekscesów, co w zasadzie trzeba było policzyć za zaletę miasteczka. Wydawało się być spokojne i bezpieczne, co jak na miejsce dotknięte taką tragedią, nawet lata temu, było prawdziwym wyczynem. Alchemik niejednokrotnie czytał o miastach czy osadach, które przetrwały zarazy tylko po to, by albo zostać zupełnie opuszczonymi przez tych, którzy przeżyli, albo powoli zmienić się w gniazda bezprawia, czy nawet centra bluźnierczych kultów. Etran’s Folly zdecydowanie wyszło z tego obronną ręką, dlatego i poza zadbanymi, solidnymi domostwami nie było tu praktycznie nic ciekawego. Z wyjątkiem wzniesienia na obrzeżach. Stojące tam ruiny wzbudziły sporą ciekawość elfa, który całą drogę powrotną do karczmy zastanawiał się, czy mogły być w przeszłości. Umiejscowienie sugerowało posiadłość jakiegoś bogacza lub świątynię, chociaż w drugim wypadku budowla raczej nie zostałaby opuszczona – koniecznie musiał obejrzeć ją z bliska następnego dnia, zanim wyruszą w dalszą drogę…

***
Gdy tylko wrócili do „Cichego Kota”, Varel od razu zapytał właścicielkę, co wie na temat ruin na wzgórzu. Karczmarka z przyjemnością opowiedziała o tym miejscu.
- Dawno temu znajdował się tam dom założyciela miasteczka, Etrana Bolmere'a i jego rodziny. Przenieśli się tutaj z Taldoru, mając nadzieję, że założą małą społeczność jako przystanek w podróży drogą lądową przez nasz region. Plotka głosi, że zbudował go na wzgórzu, aby wszyscy z miasteczka go widzieli, mimo że to miejsce znajdowało się daleko od ujścia świeżej wody. Zaledwie pięć lat po założeniu miasta dom spłonął, zabijając Etrana i jego rodzinę. Ówczesny szeryf stwierdził podczas śledztwa, że jeden z domowników musiał zaprószyć ogień i uznał to za nieszczęśliwy wypadek. Etran nie miał w miasteczku wrogów, więc tak rzeczywiście mogło być, nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam. - Wzruszyła ramionami. Elf podziękował jej uprzejmym skinieniem głowy i uśmiechem. Jego podejrzenia nie potwierdziły się, ale to też był powód do zadowolenia, wciąż dawał zaskoczyć się światu.

Gdy Bort zaprosił ich do większego stołu, powód uczty okazał się prozaiczny, ale w pełni właściwy – dla kupca zawarcie intratnej umowy musiało być równie satysfakcjonujące co odkrycie nowego dekoktu dla alchemika. Elf przyjął dzban wina z uśmiechem.
- Gratuluję, Bort! Jeszcze trochę, i będziesz musiał kupować nowe wozy, albo i fundować kolejne karawany – powiedział szczerze, nalewając sobie trunku, tym razem do pełna. W końcu toast to toast.

Podczas kolacji elf nie mówił zbyt wiele, woląc raczej słuchać muzyki i chłonąć przyjazną atmosferę biesiady, coś, czego brakowało mu przez lata spędzone prawie jak pustelnik. Wdał się jedynie w dłuższą dysputę na temat gotowania z Milem. Zadziwiające było, jak sztuka kuchenna podobna była do sztuki alchemii, tu i tu panowały podobne zasady związane z zwiększaniem czy utrzymywaniem temperatur oraz mieszaniem składników. Kilka kielichów wina później obaj stwierdzili, że różnią się praktycznie tylko produktami końcowymi – niziołek zapewnił, że wypróbuje jedną z technik schładzania na owocach, a elf obiecał dodać do następnych dekoktów odrobinę cynamonu do smaku.

Mniej więcej wtedy krzyki okolicznych farmerów zmieniły się z wesołych przyśpiewek w agresywne obelgi. Nie minęło kilka sekund, a argumenty werbalne zmieniły się w argumenty fizyczne. Varel nie widział podobnej burdy od dekad, ale po dzisiejszej potyczce z wilkami takie coś nie mogło zrobić na nim wrażenia. A może to szumiący w głowie alkohol? W pierwszym odruchu pchnął podpitego Mila pod stół, po czym zerwał się na równe, chociaż nieco chwiejne nogi. Następnie doskoczył do wyraźnie przerażonego Dae, a przynajmniej próbował, bo potknął się o leżące krzesło i wpadł na undine, unikając tym samym lecącej w stronę jego głowy butelki.
- Nie martw się, skończy się na siniakach i paru wybitych… Bort! – próbował uspokoić kapłanku, ale kufel trafiający krasnoluda w głowę zniweczył tą próbę. Na szczęście kupiec jeszcze stał… Alchemik rozejrzał się szybko, sięgając po zawieszone w bandolierze dymne patyki, po czym cisnął dwa w największą ciżbę – jedyny sposób, by coś zadziałać, nie uszkadzając nikogo ani niczego. Kłąb dymu spowił obijających sobie gęby farmerów, dezorientując ich i zasłaniając im pole widzenia. W tym samym momencie rozległ się ryk Kallela. Jak to nie podziała, to dołączę do tych pod stołem…
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 18-08-2021 o 19:50.
Sindarin jest offline