| Przed kolacją - zwiedzanie miasteczka. Pasegame wraz z Dae pytali przechodniów o miasteczko a ludzie całkiem chętnie opowiadali. Etran's Folly założone przez szlachcica Etrana Bolmere'a nigdy nie miało łatwo. Położone z dala od popularnych szlaków handlowych, nigdy nie było niczym więcej, niż przystankiem dla kupców zmierzających z Elidir do Almas. Co gorsza, po Goblinich Wojnach miasto strasznie ucierpiało z powodu zarazy, która je dosięgnęła. Pomóc próbowała elfia alchemiczka i medyczka Silwyth Eldara, ale pomimo czasu, jaki poświęciła na badania chorych, nie udało jej się wynaleźć leku. Co gorsza, sama w końcu zachorowała i wkrótce później zmarła. Ostatecznie miasteczko podniosło się po zarazie, ale straciło połowę swoich rodowitych mieszkańców, zostawiając niezamieszkane i zrujnowane domostwa jako pamięć po tych, którzy odeszli. Miało im to również przypominać, że nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej. Kolacja - "Cichy Kot".
Postura i krzyk Kallela zrobiły wrażenie na najbliżej walczących farmerach, którzy zatrzymali się w pół ciosu i szybko przeszła im ochota do dalszej bitki. Dae miało mniej szczęścia, gdyż żaden z rolników nic nie robił sobie z jej prób uspokojenia sytuacji, za to Niuchacz swoim warknięciem sprawił, że kolejnych dwóch rolników stwierdziło, że lepiej będzie się uspokoić. W głębi sali walka trwała jednak w najlepsze i nim Varel cisnął tam dymne patyki, zauważyliście, jak goblin Snikit ucieka na zaplecze, zapewne by nie zostać jedną z ofiar bijatyki. Moment później w pomieszczeniu zrobiło się siwo od dymu, farmerzy zaczęli kaszleć i wykrzykiwać obelgi. Najważniejsze jednak, że zaprzestali dalszej bijatyki.
- Otworzyć okna! Tutaj nie da się oddychać! - Usłyszeliście jednego.
- Dokładnie, co to za paskudztwo! - Kaszlał drugi.
Ktoś otworzył okna po przeciwnej stronie sali, wpuszczając rześkie powietrze.
Nie minęło wiele czasu, gdy drzwi gospody otworzyły się energicznie i w środku pojawił się wysoki, brodaty mężczyzna w sile wieku. Odziany był w skórznię, szerokie spodnie i buty pod kolano. Przy pasie miał krótki miecz. Towarzyszyła mu zatroskana Delma.
- Wystarczy do cholery! - Warknął przez główną salę tak, że aż uszy bolały.
Wszyscy farmerzy zerknęli w jego stronę.
- Myślicie, że nie mam nic lepszego na głowie, tylko co chwilę przyłazić tutaj, żeby przerywać te wasze durne bójki?! - Krzyknął z nutą gniewu w głosie. - Teraz wszyscy ustawicie się przy tamtym stole. - Wskazał palcem na jedyny, jaki się ostał pod jedną ze ścian. - I rozliczycie się z Delmą ze wszystkich strat. Dopóki jestem tu szeryfem, prędzej pójdziecie z torbami, niż rozniesiecie to miejsce na strzępy. Delmo...
Karczmarka skinęła głową i ruszyła najpierw do kuchni, skąd wyniosła spory gar. Ustawiła go na stole, zapraszając dłonią pierwszych farmerów.
- Wrzucać mi tu pieniądze za uszkodzone meble, potłuczone butelki i kufle. Nie będę płacić za to z własnej kieszeni - mruknęła.
Wszyscy, jak jeden mąż zaczęli podchodzić do kobiety i płacić za szkody. Nie minęło pięć minut, jak gar napełnił się monetami. Rolnicy zabrali się też za sprzątanie głównej sali - postawiono z powrotem przewrócone stoły, ławki i krzesła. Niektórzy zamiatali rozbite szkło z podłogi a wszystkiemu przyglądał się szeryf, oparłszy się uprzednio o drzwi wejściowe. Tak, by nikomu nie zachciało się nagle czmychnąć.
- No i po zabawie - rzucił niepocieszony Ulf.
- Ano, ale fajnie było, nie, Kallelu? - odparł Olf, ustawiając z Kotołakiem stół, przy którym siedzieli.
- Fajnie? - wtrąciła Glunda. - Zobaczcie, jak wygląda główna sala. Jakby przeszedł tędy huragan. No ale czego się spodziewać po bezmózgich samcach. - Prychnęła drwiąco.
- Delma jest przyzwyczajona do takich rzeczy, na pewno szybko wszystko wróci do normy - powiedział Bort, rozmasowując rozcięcie na swoim czole. - A właśnie... - Odwrócił się w stronę karczmarki. - Czy skoro jest już spokój, możemy dostać deser?
- Oczywiście, Raya zaraz przyniesie wszystko - odparła nieco spokojniejsza już gospodyni, niosąc przed sobą gar z pieniędzmi na zaplecze.
Niedługo później, podczas gdy rolnicy wciąż sprzątali główną salę, na waszym stole pojawił się deser. Bort zamówił sobie miskę owsianki z rzepy, która była jego ulubionym przysmakiem, dla was natomiast ciasto jabłkowe. Szybko zajął się pałaszowaniem swojej potrawy, jednak będąc mniej więcej w połowie zaczął przeraźliwie kaszleć.
- Wszystko w porządku, Borcie? - Zapytał Milo.
- Tak, tak, to tylko... kawałek rzepy. Muszę... przełknąć... - Krasnolud wciąż nie przestawał kaszleć.
Chwilę później zrobił się czerwony na twarzy, oczy uciekły mu w głąb czaszki a w kącikach ust pojawiła się piana. Podniósł się jeszcze z krzesła, chwycił za szyję, zrobił dwa kroki w tył i runął na podłogę jak ścięte drzewo. Jego ciałem targały spazmatyczne drgawki.
|