24-08-2021, 20:55
|
#30 |
| Nieokrzesane, dzikie charaktery mieszkańców Isgeri były dobrym materiałem na rzewną balladę o tragicznych losach zwaśnionych rodów. Rzecz jasna, w jego historii bójka wcale nie zakończy się tak szybko. Tak ... racjonalnie. Wręcz nudno.
Korzystając z tego, że - w końcu - znalazł się szeryf miasteczka, gnom zwędrował w kierunku wyjścia z karczmy i skorzystał z okazji żeby przekazać ostrzeżenie o chorych wilkach polujących w okolicy. Poświęcił dobre kilkanaście zdań na opis ich stanu, a zwłaszcza tego, który wyglądał wręcz na wynaturzenie spaczone jakąś złą wolą.
Podrzutek nieufnie wpatrywał się w ciasto jabłkowe. Z jakiegoś powodu słyszał w głowie nieziemską muzykę, z każdym kęsem głośniejszą. Dla upewnienia się, że to wina ciasta, a nie jakiegoś okolicznego iluzjonisty-dowcipnisia oderwał się od łyżki po pretekstem poklepania po plecach krztuszącego się krasnoluda.
Muzyka się urwała, a krasnoludowi oczy uciekły w głąb czaszki i runął na podłogę jakby w plecy klepnął go nie gnom, a olbrzymi gigant.
Trucizna, coś o czym częściej śpiewano, niż faktycznie stosowano. Tyle, że w pieśniach preferowane było by nikt z kochanków nie przeżył. Wobec Barta gnom żywił nieco inne uczucia, więc w pośpiechu zaczął wyrzucać swój niewielki zbiór ziół na krzesło między sobą. Nie wciskał się między Dae a Varela, a jedynie podał kapłance te kilka które - Truciciele! Szeryfie, ci którzy go otruli nie mogą stąd uciec! - zawołał gnom, zrobiwszy co było w jego skromnych możliwościach. Ostrym krokiem ruszył między ludzi, przywołując z pamięci twarze i próbując identyfikować brakujące. Z całą pewnością brakowało Snikita, ale czy kogoś jeszcze? - Delmo, kto miał jedzenie Borta w rękach? Kto mógł to zrobić?- zapytał, łagodząc ton.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
| |