MG to podstawa. Moge porównać sytuacje do half-life'a - strach przed otwarciem każdych napotkanych drzwi i ulga gdy są zamknięte. Tak mniej więcej się czuliśmy grając w Zamek Drahenfelsa. Gdy po otwarciu któryśtam zwyczajnych drzwi, naszego drużynowego osiłka "zabiły" (1PP) jakieś pasożytnicze grzybki '| , odechciało nam się maszerowania po komnatach i chcieliśmy to jak najszybciej zakończyć. Pełna improwizacja oraz zaangażowanie ze strony MG i ciekawa fabuła, muzyka i przygaszone światło albo świece (satanistami zalecialo :P). Raz była używka rozśmieszająca, to już wogóle robiliśmy w pory