Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2021, 16:03   #7
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mark Fitzgerald, 17-letni gwiazdor szkolnej drużyny futbolowej, syn burmistrza i dumny posiadacz forda-mustanga, tego ranka odczuwał zdecydowaną niechęć do zwleczenia się z łóżka... A powodem nie była konieczność pójścia do szkoły, tylko skutki wczorajszej imprezy. Niby rodzinnej, ale przy okazji na przyjęciu pojawiło się parę ważnych osób z miasteczka.
Taaa.... Mark miał powyżej uszu wszelkich tego typu imprez, nawet gdy był najważniejszą na pozór osobą na takim spotkaniu. Chluba i duma rodziny (i szkolnej drużyny futbolowej) zdecydowanie wolałaby zrobić wypad za miasto, z Jessicą, niż siedzieć i uśmiechać się do krewnych i ważnych osobistości.
No ale za sławę i stanowisko trzeba było płacić w taki czy inny sposób. Tak mówił ojciec, a Mark wierzył mu, bo widział to też na własne oczy. Wszystko miało i blaski, i cienie. Ale dobrą minę do złej gry trzeba było robić zawsze. Uśmiechaj się i nie ziewaj - choćbyś umierał z nudów.

~ * ~

Kilka pompek, parę podciągnięć na drążku, szybki prysznic i można było wbić się w rzeczy, mniej więcej nadające się do pójścia do szkoły, i zbiegł na parter, na śniadanie... a ostatnia grzanka niemal stanęła mu w gardle, gdy ojciec przekazał mu ponurą informację.

Oczywiście znał Mary. W końcu był zawodnikiem i znał każdą laskę od pomponów. Znał ją nie tak dobrze, jak niektóre, ale znał i nawet lubił, bo dziewczyna dawała się lubić. Miał też nadzieję, że szeryf i jego ludzie dopadną tego drania, co zabił Mary, bo mordowanie ładnych dziewczyn powinno spotkać się ze szczególnie surową karą.

- Tak, nie wrócę późno, nie będę sam - zapewnił ojca. Nawet nie wiedział, czy te słowa dotarły do adresata, bowiem ojciec już się zajął kolejną rozmową, tym razem z Rondą.
Ta, zdaniem Marka, była sekretarką idealną. Nie dość, że profesjonalistka w każdym calu, to jeszcze zbudowana tak, że mogłaby jej pozazdrościć niejedna laska z jego szkoły.
Ale kłusować na terenach ojca nie zamierzał, nawet gdyby wszystko miało zostać w rodzinie.

Wbił się w drużynową bluzę, zabrał plecak, a po chwili odpalał swój nie tak dawno otrzymany samochód.


Wyjechał na ulicę z piskiem opon, ale zaraz zwolnił. Założył ciemne okulary, włączył odpowiednią muzykę... i przyspieszył, mając w dużym poważaniu ograniczenia prędkości, a zważając tylko na wałęsające się psy i nielicznych przechodniów. Zwierzęta lubił, a z potrącenia kogoś trudno by się było wykręcić.

~ * ~

Zaparkował na swoim, wolnym na szczęście miejscu i ściągnął ciemne okulary, które w szkole, nie wiedzieć czemu, nie były dobrze widziane. Przez paru wapniaków, piszących szkolne regulaminy. Ledwie wysiadł, znalazł się w kręgu kumpli z drużyny. Parę uścisków ręki, parę klepnięć, które zwaliłyby z nóg jakiegoś chuderlaka.
- Słyszałeś o Mary? - spytał Jerome, jeden z obrońców.
- Tak, tak, słyszałem - odparł, bardziej skupiając się na "wyposażeniu" jednej z przechodzących niedaleko dziewczyn, niż na temacie.

A wnet okazało się, że słyszał niewiele, bowiem szkoła wrzała, zaś nowina, przekazywana z ust do ust, nabierała mocy i obrastała w treści, które niekoniecznie musiały być zgodne z prawdą. Treści niezwykle barwne... i coraz bardziej przerażające. Na ile krwawe opisy zgadzały się z faktami - tego Mark nie wiedział, ale jeśli choćby część z nich była prawdą, to on chciałby dorwać mordercę na parę chwil przed szeryfem. I przespacerować się po nim parę razem tam i z powrotem. W narciarskich butach na nogach.

~ * ~

- Hej, Jess! - Na widok SWOJEJ dziewczyny uśmiechnął się szeroko, a wspomnienie paru chwil spędzonych razem, w samochodzie, odsunęły na jakiś czas myśli o Mary. Za to wymiana spojrzeń i uśmiechów między Jess a Joshem spodobała mu się znacznie mniej.
Może warto by coś zrobić, zanim tamci przejdą od spojrzeń do czynów?
Ale na przemyślenia zabrakło czasu, bo spędzili wszystkich do auli.

Dyro plótł trzy po trzy, a mark zastanawiał się, co takiego zrobiono Mary... i kiedy dadzą im wszystkim wieczorny areszt domowy. Co byłoby bez sensu, jeśli - jak mówią - Mary zginęła w domu.
Nagle do uszu Marka doszedł szept.
- To Daryll ją zadźgał...
Mark rzucił okiem w stronę mówiącej ciekaw, kto roznosi takie plotki. W winę Darryla jakoś nie potrafił uwierzyć. Uważał chłopaka za świra, owszem, ale świra nieszkodliwego dla otoczenia. Ale nie zamierzał tego mówić.

~ * ~

Śmierć uczennicy wprowadziła w życie szkoły sporo zamieszania, nie na tyle jednak, by zajęcia miały zostać odwołane. Lekcje musiały się odbyć. A potem chciał spotkać się z Jess. Może ona będzie wiedzieć dokładnie, co stało się z Mary, że niemal zabroniono wszystkim samotnego poruszania się po mieście wieczorową porą. A poza tym... i tak miał ochotę się z nią zobaczyć.
W końcu były rzeczy ważne i ważniejsze.

~ * ~

- Mark... - Jessika w dziewczęcych wprost podskokach zjawiła się przy aucie, wyraźnie ciesząc się na jego widok. Słodki buziak na powitanie skwitowany został głośnym westchnieniem, jakie wydały stojące o dwa kroki od nich psiapsiółeczki Jess. - Podwieziesz nas? - spytała. - Do kawiarni? Jack podrzuci Paulę i resztę...
Rzut oka na samochód kumpla z drużyny wystarczył.
- Jasne, podwiozę was... - Uśmiechnął się, chociaż prawdę mówiąc wolałby zabrać samą Jess. Niekoniecznie do kawiarni.
Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Spotkać się można było później.

~ * ~

Wieczorem miał zamiar porozmawiać z ojcem. Na poważnie. I wyciągnąć z niego wszystko, co wiadomo na temat Mary.
W końcu był dorosły i miał prawo wiedzieć.
 
Kerm jest offline