Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2021, 11:28   #214
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Tupik
Nim opuścił krasnoludzki magazyn, przyjrzał się jeszcze potencjalnym pamiątkom. Hełmy będące częścią zgromadzonych tam rynsztunków były ładnie, oszczędnie zdobione i wydawały się być bardzo dobrej jakości, lecz jego głowa miała w nich zbyt dużo wolnego miejsca. Może gdyby w przyszłości zamontować jakiś rzemyk, którym dałoby się ściągnąć je pod brodą albo założyć pod nie odpowiednio gruby czepiec? Jeśli chodziło o jakąś niewielką przyboczną broń, to były tam jedynie ciężkie krasnoludzkie noże. Dość masywne i niefinezyjne, choć też bardzo dobrej jakości.

Po krótkim odpoczynku wczołgał się z powrotem w ciasną szczelinę. Ręką, o której obrażeniach zdawał się już niemal zapomnieć, w tych warunkach znowu odezwała się rwącym bólem. Na szczęście przynajmniej zawroty głowy wydawały się jakby lżejsze. Może było to działanie resztki eliksiru?

-4 do walki -3 do pozostałych


Ostrożnie wyczołgał się do tunelu, nasłuchując uważnie. Wszystko wydawało się jak dawniej, z wyjątkiem braku chłopaka i faktu, że ciała, które wcześniej porozrzucane były po całych podziemiach obecnie zawleczone zostały w głąb tunelu, daleko od dziury prowadzącej na zewnątrz. Sądząc po nikłej ilości światła wpadającego do środka, zapewne było już po zmroku.

Gdy zbliżył się do wykopanej groty, w której nadal widoczna była opuszczona platforma, usłyszał pierwsze głosy. Wydawało się, że na górze, na powierzchni przebywała czwórka albo piątka mężczyzn, z tego dwóch blisko otworu, który był jego jedyną drogą na górę.
- Te! Jak ci tam? Gunther? Co my tu u cholery robimy? Tobie coś rzekli?
Mężczyzna miał srogi zachrypnięty głos, w którym dało się jednak wyczuć nutkę niepokoju.
- Nie rzekli i nie mi pytać, zapłacili, to stoimy i pilnujemy. Jak ktokolwiek się będzie kręcił to damy w łeb i tyle. - odparł drugi bez emocji.
- Psia jucha, dziwna to sprawa... - pierwszy nie dawał za wygraną, a w jego głosie dało się zauważyć coraz większe zwątpienie. - Miejscowi gadają, że to stare uroczysko, a do tego ta krew, co tu wsiąknięta była i to truchło psa nieopodal... Przysiąc bym też mógł, żem widział jakieś smoliste opary wychodzące spod ziemi, gdyś obchód wcześniej robił... Co jeśli tam jakieś plugastwo piekielne na dole gniazduje?
Po tym nastała chwila ciszy.
- Na łeb ci się ten mróz rzucił... - skwitował w końcu ten "racjonalny", ale coś w jego głosie mówiło, że podsumowane przez towarzysza fakty jednak wzbudziły w nim pewne wątpliwości.


Karl
Zaskoczył ich asertywnością, szlacheckim autorytetem i celnymi oskarżeniami pod ich adresem. Ale to niewątpliwie zadziałało. O ile Laura, nie ugięła się pod jego spojrzeniem, co mogło potwierdzać, że pochodziła z wyższych sfer, to reszta wyraźnie położyła uszy po sobie. Ale w tej uległości była też jakaś satysfakcja. W mocno zhierarchizowanym Imperium malutcy najwyraźniej czuli się pewniejsi, gdy w krytycznych sytuacjach znali swoje miejsce i mogli mieć pewności, że szlachta jest silna i pewna siebie. Kobieta zerknęła na swoich towarzyszy z pewnym zdziwieniem, bo i ona sama nie spodziewała się najwyraźniej takiej ich reakcji.
- Macie rację - skwitowała w końcu, zwracając się do Karla. - Próbujcie odkryć swoją prawdę, a my będziemy w gotowości, gdyby wam się nie udało.

Zajęli swoje stanowiska i czekali.

Gdy na górze, jeszcze gdzieś w oddali zabrzmiały osuwające się skały atmosfera stała się tak gęsta, iż można ją było ciąć nożem. Rycerz dosłownie słyszał ciężkie nerwowe oddechy schowanych za ścianą osiłków. I wtedy jakieś wielkie plugawe łapy chwyciły i odsunęły głazy blokujące szczelinę. Oddechy zamarły. Do środka wpadło jeszcze więcej księżycowego światła, oświetlając drobinki smolistego kurzu unoszącego się wszędzie w podziemnej komnacie. Przez szparę wgramoliło się wielkie okropieństwo. Jeśli to kiedyś była matka Karla, to zupełnie nie dało się tego poznać. Postać była tylko w przybliżeniu ludzka. Mięśnie zdawały się niezdrowo przerośnięte do granic możliwości, a skóra była ni to poparzona, ni niezdrowo pomarszczona, tworząc na cielsku chorobliwie wyglądającą strupiastą skorupę. Z łap wyrastały długie czarne szpony.

Zgarbione monstrum zamarło, wpatrując się w czekającego w leżu rycerza.
 
Tadeus jest offline