Nieco wyżej, na półce skalnej, dwukrotnie błysnęło znajome już zielone światło. Lanoreth wywnioskował, że to Tek i Kyro, których nie było w tym momencie dookoła. Przypuszczenie potwierdziło się, gdy białowłosa kapłanka delikatnie i z gracją zeskoczyła na ich poziom.
"Pierwszy, mały pokaz możliwości..."
Bestia rzuciła się na Kyro, po czym, o dziwo, wypowiedziała słowa w ludzkim, zrozumiałym języku - widocznie potrafił mówić. Natychmiast pociągnęło to za sobą żywiołowe reakcje kilku Strażników. Lanoreth nie zachował się podobnie. Z tego, co wyczytał, kobieta nie powinna mieć najmniejszych problemów z oswobodzeniem się. Zamiast tego wstał i spokojnie przeszedł nieco dalej - stanął blisko, jednak w bezpiecznej odległości od potwora, dokładnie naprzeciw niego i spojrzał w jego dzikie ślepia. Zdjął kapelusz, a jego szare, głębokie oczy zaczęły się dziwnie rozmywać... Miał nadzieję, że bestia popatrzy na niego, gdy powiedział głośno i wyraźnie, tak, by być słyszalnym mimo krzyków Genoshiana:
- Kim jesteś i czemu atakujesz naszą towarzyszkę? - nie wiedział, czy lepszą formą będzie "kim", czy też "czym", ale to prawdopodobnie było określenie pożądane przez stworzenie. |