Mustang Marka wiele już widział (zapewne więcej, niż jego aktualny właściciel), ale z pewnością nigdy robił za ul i nie woził pszczółek... tylu przynajmniej. Bo jedna pszczółeczka bywała tu dość często. Mark nigdy nie miał nic przeciwko wożeniu ładnych lasek, więc nie narzekał, chociaż z drugiej strony... paplanina wypełniających samochód pszczółek mogła działać na nerwy. Na dodatek "jego" pszczółka
W międzyczasie Jess ściągnęła swoje adidaski metodą noga o nogę, siedząc w aucie w skarpetkach… pewnie zrobiła to dla wygody, a póki nie jechało, Mark nie miał nic przeciw. Nie zapięła również pasów, co chwilę odwracając się, a nawet i tak bardzo, iż wprost kucała na fotelu, by paplać z panienkami na tylnych siedzeniach, co już nieco Marka wkurzyło, jednak zignorował i to…
Na szczęście podróż nie trwała zbyt długo i po paru chwilach Mustang z piskiem opon zatrzymał się przed kawiarnią.
~
- Pa tygrysie - Jessica ucałowała Marka w usta, podczas gdy Cassidy i Rebeca gramoliły się na zewnątrz… a dłoń Cherleaderki znalazła się nawet na moment na rozporku jeansów Quarterbecka.
- Pa, mała - odpowiedział, przyciągając ją do siebie i, przy okazji, dłoń zatrzymując na chwilę na udzie Jess. - Co powiesz na małą przejażdżkę, później? - spytał.
- Ooooo taaaak… - Wymruczała, chichocząc, po czym w końcu i ona założyła butki, i ruszyła się by wysiąść. A że niezbyt się spieszyła, Mark skorzystał z okazji by dłonią musnąć tyłek dziewczyny, gdy wysiadała. Odpowiedzią było mrugnięcie, gdy zamykała drzwi Mustanga.
Zdecydowanie zbyt głośne zamykanie drzwi.
Mark skrzywił się tylko, postanawiając w duchu, że odpłaci za to Jess... nieco później i w nieco inny sposób.
Uśmiechnął się do tej myśli.
- Paaaa! - Blondyneczka ulotniła się w końcu z resztą "pszczółek".
Mark przez moment obserwował kręcące tyłkami laski, a potem odjechał z piskiem opon.
* * *
"Twin Burger" powitał ich znajomymi zapachami i obecnością ulubionej Marka kelnerki.
Z którą to "ulubieniością" nie zdradzał się zbytnio ani przed Debrą (ze względu na Andy'ego), ani przed Jess (z powodów oczywistych). Jessica może i nie była zazdrosna, ale miała i charakterek, i temperament, które to zestawienie w niektórych sytuacjach było BARDZO przyjemne, ale w innych mogło szkodzić zdrowiu.
- Co dla ciebie? - spytał Jessikę, chociaż odpowiedź znał na pamięć.
- Tylko coś do picia… - Uśmiechnęło się dziewczę.
- Dzień dobry... - Mark uśmiechnął się niezobowiązujący do Debry, która stanęła przy ich stoliku. - Mountain Valley - zamówił wodę gazowaną dla Jess. - Dla mnie burger, podwójne frytki i cola.
Po chwili przed nimi pojawiło się zamówione jedzenie. Mark zabrał się za burgera, a Jess za swoje bąbelki... i frytki, podkradane z porcji Marka. Dlatego też zamówił podwójne.
- To dokąd pojedziemy? - spytał, gdy przełknął kolejny kęs burgera.
Mówić z pełnymi ustami się oduczył, gdy jeden z jego wujów omal się nie udusił podczas rodzinnego obiadu.
- Uhhhh… nieeee wieeeem - Wzruszyła ramionkami Jessica - Wymyślisz coś? - Dodała, i zachichotała.
- Może nasze miejsce... z dala od ludzi? - zaproponował, mając na myśli kawałeczek dzikiej plaży, parę mil za miastem.
- Chcesz się wykąpać? - Szepnęła dziewczyna, mrużąc oczka.
- Nie tylko... - odparł równie cicho i lekko się uśmiechnął, przenosząc wzrok z twarzy swej rozmówczyni nieco niżej, a ta jedynie się uśmiechnęła, czubkiem języczka kokieteryjnie wodząc po szczycie swojej rurki z napoju…
Mark przez moment, z widocznym zainteresowaniem, przyglądał się tej czynności, a potem, tknięty jakimś przeczuciem, spojrzał w stronę parkingu. I zgrzytnął zębami na widok typka, który zdradzał zbyt wielkie zainteresowanie czerwono-czarnym Mustangiem.
- Niech to... - Mark zerwał się z miejsca. - Zaraz wracam - rzucił w stronę Jess, w zasadzie będąc już w połowie drogi do wyjścia.
Gdyby facet zostawił ślady brudnych łap na karoserii, to jeszcze dałoby się przeżyć, ale gdyby, nie daj Boże, coś porysował,,, Wszak różne świry i zazdrośnicy chodzili po tym świecie…
Jednak rozmowa z intruzem nie trwała długo, bo tamten po chwili się zmył.
Jessica obserwowała z przejęciem wszystko przez szybę, zastanawiając się, czy za chwilę nie trzeba będzie dzwonić po gliny, albo gorzej, po karetkę… aż parę razy przygryzła z nerwów słomkę.
Mark odprowadził wzrokiem Davida.
Nie do końca mu wierzył. Na przykład nic nie wiedział o jego bracie... Poza tym facet nie potrafił odróżnić Mustanga z 65-roku od Mustanga Mach-1, jakim jeździł Mark. A przecież to był dzień do nocy...
Pokręcił głową z niedowierzaniem, raz jeszcze zlustrował wzrokiem samochód, a potem, upewniwszy się, że Marcum zniknął na dobre, wrócił do Jess.
- To był David Marcum - wyjaśnił, siadając i, z dziwnym brakiem apetytu spoglądając na resztkę burgera. - Coś z nim jest nie tak... - powiedział, po czym wypił spory łyk coli.
Jess z kolei się wzdrygnęła.
- Dziwoląg… brrr… i brzydki - Dodała, po czym położyła swoją dłoń na dłoni Marka, na stole - Ale sobie poradziłeś, jesteś cool - Uśmiechnęła się do swojego chłopaka.
- Poszedł jak zmyty - odparł, w zasadzie nie mijając się z prawdą.
- Mój tygrys… - Cheerleaderka uśmiechnęła się od ucha do ucha, gładząc swoimi paluszkami wierzch dłoni Marka, który uśmiechnął się w sposób godny wspomnianego przez Jess zwierzaka.
- To co, jedziemy? - spytał, a Jess obwieściła co najmniej trzem sąsiadującym stolikom głośnym siorbaniem rurki wewnątrz kubka, iż skończyła swój napój, po czym kiwnęła do Marka głową.
Mark dopił colę, zapłacił, gdy Jessica korzystała z toalety, i po chwili Mustang ruszył z parkingu. Z nieco mniejszym animuszem niż zwykle, bowiem stojący niedaleko wyjazdu radiowóz skłaniał do zachowania rozwagi.
* * *
Pół godziny później, i kilkanascie kilometrów dalej, byli w końcu na miejscu. Mark zaparkował ledwie 10 metrów od celu. Mała "dzika" plaża przy rzece… i mieli ją tylko dla siebie.
Co prawda, gdzieś tam w oddali było słychać i kogoś innego i jakąś muzykę, jednak to był zdecydowanie przynajmniej kilometr odległości. Jessica od razu, jeszcze w aucie, ściągnęła buty i skarpetki (paznokcie stóp również miała pomalowane na różowo) po czym spojrzała na chłopaka.
- I co teraz? - Uśmiechnęła się.
W ramach odpowiedzi Mark przyciągnął ją do siebie i zaczął całować… a po kilku następnych minutach - i przez kilka następnych minut - zawieszenie Mustanga lekko skrzypiało, gdy autem minimalnie chybotało na boki...
~
Wszystko co dobre kiedyś się kończy... więc po paru wspomnianych wcześniej minutach Mark wysiadł z samochodu w samym t-shircie i z wielce z siebie zadowoloną miną wyciągnął z bagażnika koc i rozłożył go na trawie, a Jessica skwitowała jego brak czegokolwiek poniżej pasa wesołym śmiechem i słowami "wariat", po czym pobiegła w majteczkach i biustonoszu do wody… Mark nie przejął się ani śmiechem, ani słowami, ani też potencjalną możliwością istnienia jakiegoś podglądacza. Zrzucił koszulkę i w "adamowym" stroju przebył parę kroków dzielących go od wody.
Oboje popluskali się przez dłuższą chwilę w przyjemnie chłodnej wodzie, a potem wylegiwali się na kocyku, celem osuszenia, nie mieli bowiem nawet ręczników.
- Mark… - Mruknęła Jess, leżąc na brzuszku, z rękami pod głową.
- Yhmmm? - odmruknął, po czym zaczął leniwie wodzić palcami po jej plecach. Tym razem nieco się przyodział i nie świecił już gołym tyłkiem.
- Koooooochasz mięęęę? - Zaszczebiotała blondyneczka.
Kocham twoje cycki... To by było bliższe prawdy, ale aż tak głupi Mark nie był, by rzucić takim tekstem.
- Oczywiście! - odparł, a odstęp między pytaniem a odpowiedzią był wprost niezauważalny. - I to baaardzooo... - Dłoń mówiącego zawędrowała w okolice tyłka dziewczyny. Lubił takie krągłości.
Przesunął się i pocałował ją w szyję.
- Mmm… - Zamruczała Cheerlederka na owy pocałunek - Ja też cię kocham… - Wymruczała, lekko fikając sobie nóżkami.
Wyznanie skłoniło Marka do podjęcia dalszych działań - ponownie pocałował Jess w szyję, nieco przedłużając pocałunek, a pieszczoty stały się nieco mocniejsze.
- Tygrysie… - Mruknęła Jess słabiutkim protestem - To… łaskoczeee…
Mark miał nadzieję, że łaskotanie odczuwalne jest w odpowiednim miejscu... więc powtórzył zarówno pocałunek, jak i pieszczoty. A na samą myśl o tym, co kryją majteczki Jess poczuł, jak ponownie twardnieje.
- Maaaaaark, no weź no… - Powiedziała Jess i poruszyła się mocniej całym ciałem, a wtedy…
Blondyneczka zamarła w bezruchu. Zrobiła się czerwona na twarzy, po czym z pozycji leżącej na brzuchu, usiadła na kolanach, i skryła twarz ze wstydu w dłoniach.
Mark aż tak się nie przejął - nie takie rzeczy widział i słyszał w wykonaniu członków drużyny, ale w pewnym stopniu rozumiał zażenowanie dziewczyny. Nie bardzo jednak wiedział, co rzec, więc ograniczył się do uklęknięcia i próby przytulenia dziewczyny… która nie zrobiła nic, więc przytulał ją "zastygniętą" w takiej dziwnej pozie.
- Przepraszam… - Wymamrotała w końcu.
- Nic się nie stało... - spróbował ją uspokoić. Pogłaskał po głowie i mocniej przytulił.
- Która jest godzina? - Spytała nagle - Powinniśmy chyba już wracać. Tatuś będzie zły, jak tak długo nie będę wracała po szkole do domu. Jeszcze mama do niego zadzwoni…
Mark spojrzał na zegarek.
W sumie Jess miała trochę racji.
- Podrzucę cię do domu i nikt nie będzie mieć pretensji - zapewnił, chociaż sam nie był tego aż tak pewien. Jemu też ojciec mówił, by zbyt późno nie chodził nigdzie sam. Z tym, że ani nie było zbyt późno, ani nie był sam. - Zwijaj się, mała, popędzimy jak wiatr. - Pocałował ją w policzek.
~
Jakiś czas później, gdy podjechali pod dom Jessici…
- Dzięki kochanie, to do jutra - Powiedziała blondyneczka, dając chłopakowi buziaka w aucie.
- Do jutra, skarbie - odparł po tym, jak odpowiedział buziakiem na buziaka. - Trzymaj się, mała.
- Paaaa tygrysie… - Zaszczebiotała Jess. I znowu "bum" trochę za mocno drzwiami auta. Ruszyła do domu, ale odwróciła się jeszcze do Marka, i parę razy mu pomachała, słodko się uśmiechając.
- Ty mała zarazo... - mruknął, ale dziewczyna nie mogła tego usłyszeć, bo na szczęście była zbyt daleko. Słowa okrasił miłym uśmiechem i również do niej pomachał. Poczekał, aż Jess otworzy drzwi, a potem odjechał, jak zwykle ruszając z piskiem opon.
Przez parę chwil myślał jeszcze o dziewczynie, w którą spędził całkiem przyjemne popołudnie, a potem skupił się na jeździe.
Po powrocie do domu zabrał się za doprowadzanie samochodu do idealnego stanu. A potem miał zamiar poczekać na powrót ojca i wypytać go o wszystko co ten wie na temat śmierci Mary.
No i na temat brata Davida Marcuma.