Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2021, 22:32   #238
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Tl7VfKYbRjg[/MEDIA]

Ze wszelkiej maści wspominkami i wspomnieniami bywało zazwyczaj tak, że ogrzewały człowieka od środka, jednocześnie siekając go gwałtownie na kawałki. Przywoływały widma i cienie z poprzednich etapów życia; dawno zagubione albo martwe twarze, odciśnięte na wewnętrznych kościach czaszki, jak cienie na murach mitycznej Hiroszimy - pamiątki po ludziach po których pozostawało jedynie echo. Teraz już nie istnieli, lecz wtedy…
Wtedy walczyli ramię przy ramieniu, przegryzając się poprzez mieszankę betonu i stali tworzącą okopy. Razem parli do przodu, zabijali i ginęli, aż sami nie dołączyli do kolekcji widm… wtedy.

Teraz okolica Mazzi w niczym nie przypominała dusznych, śmierdzących potem oraz strachem, klaustrofobicznie ciasnych przestrzeni zapełnionych ciałami braci i sióstr z oddziału, jakby byli kolonią tłoczących się na sobie szczurów. Lub karaluchów.
Wtedy, w tamtym czasie, wizja chociaż symbolicznego bezpieczeństwa potrafiła przemawiać jakoś tak… dobitniej. Marzyło się wręcz o możliwości zamknięcia oczu na w miarę bezpiecznym terenie, gdzie wizja dotrwania do świtu wydawała się odrobinę bardziej prawdopodobna, niż senny majak… wtedy.

Teraz zamiast zaduchu, odoru spoconych ciał i smaru, otaczał byłą sierżant pluszowy kokon spokoju i bezpieczeństwa tak idealnego, jakie mogło istnieć jedynie daleko od Frontu. Leżała czysta, w czystej pościeli o jasnych, pastelowych kolorach przywodzących na myśl wschód słońca. Nawet ciała które ją otaczały były równie czyste, co nagie i tylko gdzieś w kącie dało się dostrzec kupkę zmiętych, przepoconych ubrań, też nieprzypominających w żaden sposób wojskowych drelichów… a mimo to wojskowa aura sączyła się poprzez pęknięcia w idealnym obrazku wtorkowego poranka, raz łapiąc Lamię za ramiona i wrzucając na powrót do frontowego kotła, raz podświetlając cienie na kościach czaszki do tego stopnia, by poprzez mur amnezji mogła sobie przypomnieć twarze… tylko co z tego, skoro nie pamiętała imion? Albo nie do końca pozostawały z nią, gdy wspomnienie dobiegało końca.
Zostawała sama, mimo obecności ciepłych, miękkich kończyn wokoło, oraz głosów tak innych od krzyków jakimi wydaje się rozkazy. Albo jak potrafi się krzyczeć jedynie raz w życiu: tuż przed rychłą, bolesną śmiercią.

Wrażenie nawarstwiało się, by w końcu zburzyć do końca spokój wewnętrzny wojennej kaleki, która dała za wygraną i powoli podniosła się wpierw do siadu, a potem przewiesiła nogi za krawędź materaca.
- Zobaczę co z resztą i czy nie dorobili nam żadnej nowej dziury w ścianie… tam gdzie nie trzeba - spróbowała mruknąć najbardziej neutralnym pomrukiem, żałując w głębi duszy czemu musi być tak pojebana. Odwróciła kark w stronę spoczywających na łóżku dziewczyn.
- Chcecie coś kuchni? - spytała i zaraz parsknęła wesoło - Chyba została nam jeszcze w kranie woda… byle bez procentów.

- E. Za cicho aby coś się działo. Pewnie jeszcze dogorywają. - Wilma machnęła dłonią na znak, że nie widzi powodu do zmartwień. Na słuch to rzeczywiście raczej była cisza i spokój tego poranka.

- To poczekaj, pomogę ci. Ja to dzisiaj nie muszę tak wcześnie jak wczoraj. No ale w końcu będę musiała pojechać do biura. Podrzucić was gdzieś? - Eve też się wygramoliła z łóżka i rozejrzała się po sypialni w co by tu mogła się ubrać. W końcu się chyba zorientowała, że łatwiej będzie pójść do szafy po coś nowego i czystego.

- No dobra niech stracę. I zamawiam kawę. - widząc to, że została sama w łóżku Wilson też dała sobie spokój z próbami ponownego zaśnięcia czy wylegiwania się i też wstała z płaskiego łóżka.

- W sumie miałyśmy jechać rano na targ rzucić okiem po furach żeby ogarnąć coś przed spotkaniem z Amy w lodziarni - sierżant łypnęła na rudzielca za plecami i wzruszyła ramionami - Ale chyba skoro mamy dom pełen elementu wywrotowego skorzystamy z okazji, co? Niech nam pomogą z tą cholerną ścianą i wywalaniem gruzu. Wtedy na spokojnie będzie już można się bawić w kucie miejsc pod nową elektrykę… - kłapnęła szczękami, potrząsając do kompletu głową gdy jej myśli wybiegły za daleko.
- Na razie kawa - westchnęła, przerywając gonitwę planowania na rzecz przemieszczenia wraz z Eve z sypialni do głównej części mieszkania.
Tam zaś przywitał je widok pobojowiska podobnego do nieudanej akcji przejmowania budynków strategicznych na Północy, gdzie dowództwo nie liczy się w kosztami, a jedynie obchodzi ich efekt.
Ciała leżały wszędzie, w pierwszej chwili Mazzi wydawało się, że nie widzi podłogi, a jedynie zwłoki: posapujące, pochrapujące, w najróżniejszym stadium rozkładu ubrań po okolicy. Wszędzie unosiła się woń przetrawionego alkoholu i papierosów wymieszanych z zielskiem, potu oraz charakterystycznej woni wszelkiej maści płynów ustrojowych wymienianych pomiędzy przestawicielami obojga płci mieszanego towarzystwa.
- Kurwa… - saper jęknęła, aby zaraz potem puścić swojej blondynce oczko - Przynajmniej nikt nie narzygał na ściany. Dobrze, komandorze, wydajcie każdemu po tabletce aspiryny i połowie kubka wody. Ja się zajmę kawą… tylko namierzę RB - jej uśmiech zmienił barwę na czystą niewinność - Coś nam bydlak obiecał, nie?

- Oojeejj… - Eve gdy naciągnęła coś na siebie i przez ramię swojej czarnulki wyjrzała na główny salon w ich mieszkaniu widocznie podobnie oszacowała straty. Widząc i słysząc reakcję swoich dziewczyn Wilma też zaciekawiła się na tyle, że stanęła obok nich w progu i też ogarnęła wzrokiem to punkowe pobojowisko.

- Szlauch z zimną wodą. Na takie okazje musimy się na przyszłość zaopatrzyć w szlauch z zimną wodą. Chyba, że macie coś takiego? - Wilma popatrzyła na sprawę podobnie jak jej dwie partnerki przed chwilą. I mówiła jak najbardziej na poważnie. Mimo to Lamia wyczuła, że jednak żartuje. Ale Eve chyba nie bardzo bo potraktowała pytanie na poważnie.

- Mam w garażu. Ale nie wiem czy tu sięgnie. No i jak by polać to by się mokro i błoto zrobiło. - popatrzyła na rudą brunetkę trochę niepewnym wzrokiem.

- No trudno, spróbujemy jakoś bez tego karczera. - dziewczyna z logistyki machnęła na to ręką i raźno wkroczyła w pobojowisku panujące w salonie. Rozglądała się po uczestnikach wczorajszej zabawy gdzie większość była bardziej rozebrana niż ubrana.

- Zawsze to u was tak wygląda? - zapytała z zaciekawieniem oglądając się na swoje obie partnerki i powiodła palcem szerokim kregiem po tym co zastały w salonie.

Saper rozłożyła bezradnie ręce, przybierając zakłopotaną minę.
- Mniej więcej - stwierdziła krótko, nim z pokotu ciał nie wyłowiła tego jedno konkretnego. Wtedy też na jej twarzy pojawił się uśmiech z tych wyjątkowo wrednych. Ruszyła pewnie przez salon, po drodze zgarniając Alfę ciamkającego frędzle czyjejś porzuconej, skórzanej kurtki.
- No cześć - przywitała się z kociakiem, układając go w zgięciu ramienia i drapiąc po grzbiecie. Mniej więcej w tej chwili dotarła również do rozwalonego horyzontalnie punka od szarpania drutów.
- RB… RB wstawaj! - syknęła, trącając go stopą w bok - Wstawaj kurwa, żandarmeria cię szuka, zostałeś powołany do woja!

- No co ty kurwa pierdzielisz? - RB na pierwsze szturchnięcie tylko się skrzywił i przekręcił głową jakby chciał odgonić jakąś natrętną muchę. Ale ponaglające słowa chyba dotarły pod właściwy adres bo zamrugał oczami próbując zogniskować wzrok na pochylającej się nad nim kobiecie i rozejrzeć dookoła za tą żandarmerią i wojem i resztą. Sądząc po nie do końca przytomnym spojrzeniu chyba miał z tym pewne trudności. Zatrzymał się na chwilę na Eve bo była jedną z niewielu osób w pionie. Do tego wesoło pomachała mu rączką. Dziewczyna jaka spała na ramieniu gwiazdy punkowca spała dalej pogrążona w słodkiej nieświadomości. A on chyba dalej nie bardzo wiedząc o co chodzi z tą blondynką jaka do niech pomachała wrócił spojrzeniem do nachylającej się nad nim Lamii.

- Kućwa gdzie ja jestem? - zapytał patrząc na nią nieco zamglonym spojrzeniem.

- W pośredniaku - Mazzi klęknęła przy nim, wciąż głaszcząc rudo-białego kotka i uśmiechając się jakby była bardzo zębatą rybą - Niestety dostałeś kategorię “w” od “wypierdalaj”, jedyna alternatywa to kopanie rowów na północy, ale spoko. - wzruszyła lekko ramionami - Idzie przywyknąć… a teraz wstawaj, kawa niedługo będzie. Dasz radę coś zjeść, hm? I przede wszystkim - zrobiła krótką przerwę nim dokończyła - Podobała się impreza tak jakby na waszą cześć?

- Aaa… - Rude Boy zaczął wyglądać jakoś przytomniej. Odruchowo spojrzał na trzymanego w rękach dziewczyny kociaka. Temu trochę znudziło się takie bierne siedzenie na jej ramionach gdy przed nim było tyle ciekawych rzeczy i zapachów. Skierował ciekawski pyszczek w stronę leżącego mężczyzny i ten zrewanżował mu się pogłaskaniem po główce. Alfa w zamian odparł przyjemnym i kojącym dla ucha mruczeniem.

- Fajny zwierz. - mruknął punkowiec uśmiechając się wreszcie i do niego i do jego pani. Pogłaskał go jeszcze raz i znów się rozejrzał po salonie. Teraz jakoś tak bardziej świadomym wzrokiem.

- Aa. No tak. Bo impreza była. Z tymi… No… No z tamtymi… - wskazał na jakiegoś półnagiego kolegę z punkowej, muzycznej branży. Potem w przeciwną na dziewczynę jaka wciąż spała u jego boku. I zaczął się ostrożnie wyślizgiwać z sofy aby jej nie obudzić. Jednak osłabione zmęczeniem i alkoholem ciało nie do końca chciało współpracować z jego chęciami i ręka mu się ześlizgnęła z krawędzi sofy powodując, że grzmotnął łokciem w podłoge zwalając się na nią. Chcąc się ratować złapał się czego popadło czyli krawędzi stołu przy sofie uderzając w niego ręką. Ta mała katastrofa skończyła się tak prędko jak się zaczęła. Gdy nagi punkowiec leżał częściowo na podłodze a częściowo nogami na sofie. Rozejrzał się ale jakoś nikogo to nie obudziło. Nawet tej dziewczyny obok. Coś pokręciła głową co nieco i spała dalej.

- A szlag z tym… - RB machnął ręką i już zwyczajnie usiadł po czym wstał nagi jak przy narodzinach. Tylko wtedy pewnie nie miał na sobie tych wszystkich blizn i tatuaży. - Kućwa… Gdzie jest moje ubranie? I fajki. Macie szluga? - zapytał rozglądając się po trzech przytomnych kobietach i tym pobojowisku gdzie znalezienie czegoś zapowiadało się na nie lada wzywanie.

Mazzi bez słowa odłożyła Alfę, zamiast niego biorąc w łapy paczkę fajek. Wyłuskała z nich dwie sztuki, odpaliła i jedną wyciągnęła zapraszającym gestem w stronę punka.
- Impreza z Iron Fist - odpowiedziała, siadając po turecku naprzeciwko niego. Gdzieś z kieszeni wyciągnęła piersiówkę, rzucając ją na owłosione, męski kolana - Taki before party przed dzisiejszym koncertem, bo pamiętasz że dziś gracie? - zaznaczyła pytanie podniesieniem brwi - Tutaj, w naszych magazynach na dole. Di wam pokaże co i jak, ogarnijcie sprzęt, a my z Willy wam go potem podłączymy. Na razie musimy spierdalać załatwić na mieście parę rzeczy… w tym czasie ogarnięcie siebie i tę ścianę do wyburzenia? Gruz można wywalać po drugiej stronie podwórka, przy płocie. Di wam też to pokaże i… - zamilkła, gryząc się w język. Obcinała czarnowłosego niby mimochodem, oglądając sobie jego kolekcję blizn i tatuaży. Wreszcie westchnęła.
- Skołować ci coś do żarcia, czy palanty o tej porze nie myślą jeszcze o śniadaniu?

Rude Boy miał minę jakby w ogóle nie był przygotowany mentalnie na taki zalew informacji z wczoraj i na dzisiaj. Więc zajął się rozpalaniem podanego szluga. Zaciągnął się raz i rozejrzał po największym pomieszczeniu w którym głównie rozgrywała się wczorajsza biba. A dziś wyglądało to jak poimprezowe pobojowisko. Wypuścił dym daleko jak smok i zmęczonym ruchem przetarł spoconą twarz.

- Jej, dużo i trudno do mnie mówisz z samego rana. - westchnął próbując chyba jakoś się pozbierać z tym wszystkim. Spojrzał na nagie dziewczyny jakie też leżały na sofie i dalej spały jakby próbował sobie przypomnieć co je z nim wczoraj łączyło. Na szczęście z ratunkiem przybyła Eve.

- Tam jest lodówka i szafki. Wstawiłam wodę. Wyjęłam kawę i herbatę. Jak chcesz i reszta też to możecie sobie zrobić. No ale my z dziewczynami musimy na razie zwijać żagle. Ja do roboty a one furę kupują. A ta ściana to tam, za tamtymi drzwiami, takie dwa pokoje trzeba połączyć w jeden. Wczoraj je oglądaliśmy. - Eve po kolei wskazywała to na zakątek kuchenny to na drzwi gdzie do tej pory było jej studio, magazyny rekwizytów no a teraz właśnie miała powstać część mieszkalna.

- No Rudi. Chyba możemy na ciebie liczyć co? Dopilnujesz tych gamoni? Dziewczyny mi opowiadały, że taki kozak z ciebie. Chyba dacie radę rozwalić jedną ścianę i wywalić gruz gdzieś na zewnątrz zanim wrócimy? - Wilma też się dołączyła do indagowania punkowej gwiazdy i ten już jak mówiły zaczął kiwać głową jakby coś zaczynał kojarzyć.

- Aa. Tamta ścian… O tam, za drzwiami… Tak, pamiętam… Rozwalić ją? Dobra nie ma sprawy. Weźmiemy z chłopakami i to raz dwa załatwimy… - nagus zaciągnął się szlugiem ale już wyglądało, że jak na tak skacowany poranek i zbiorowy atak z każdej strony to nawet zaczyna reagować całkiem trzeźwo. Nawet się uśmiechnął, wsadził fajkę w zęby, złapał za dłoń Lamii aby nakierować ją na swoje kolana.

- Tylko wiesz… - saper bez oporu dała poprowadzić swoja kończynę i jedynie się uśmiechnęła - Jedną ścianę, żebyśmy miały gdzie wracać i… dzięki RB. - poklepała go po kolanie. Odpadał jeden problem, dobrze było móc dzielić obowiązki i wszystkiego nie załatwiać samodzielnie. Wreszcie dziewczyna parsknęła, wychylając się i całując zarośnięty czarną szczeciną policzek.
- Dzięki, powiem to póki inni nie wstali, a ty jeszcze nie jesteś tak do końca w trybie palanta - puściła mu oko - O której chcecie zacząć rzępolenie i darcie mordy na trzy akrody? Nam zajmie z pół dnia oblatywanie spraw, więc najlepiej z wieczora zacząć jam seasion. Fani też zyskają czas aby się zjawić.

- A to miało być dzisiaj? - gitarzysta i wokalista no i w ogóle lider “The Palantas” zrobił taką jakąś sądującą minę. Tak niby w żartach. Ale szybko przeleciał twarze trójki otaczających go przytomnych kobiet sprawdzając jak zareagują. Przy okazji posadził sobie ich Księżniczkę na swoich nagich kolanach bezczelnie głaszcząc ją po ramionach. Jej dziewczyny jednak dyplomatycznie udały, że łyknęły tą rozpocznawczą sonde po całości i tylko grzecznie pokiwały głókami potwierdzając słowa swojej liderki.

- Aha, no tak, pewnie, że dzisiaj. No to tak, no dzisiaj… No wieczór… No tak, to coś tam można zrobić. To jak chcecie to wpadnijcie wieczorem do garażu. - punkowiec przełknął jakoś ten trudny do ogarnięcia przeciwległy koniec dnia u jakiego dopiero teraz byli u początku i w swój luzacki sposób zaprosił całą trójkę na wieczorne spotkanie. Chociaż sam miał minę jakby właśnie się o nim dowiedział i sam nie do końca wierzył, że coś z tego będzie.

- Tam chyba leży twoja kurtka. - Eve też cmoknęła policzek witruoza punkowego rzępolenia kierując jego wzrok gdzieś na oparcie jednego z siedzeń. Chyba faktycznie to była jego skorupa z mnóstwem ćwieków i buntowniczych naszywek. Blondynka poszła chcąc mu chociaż przynieść ten pierwszy kawałek ciuchów do ubrania.

- To ja zaleję wodę. - dodała Wilson też całując go po przyjacielsku w zarośnięty policzek ale ruszyła do kuchni aby zrobić mu coś do picia.

Tymczasem Mazzi rozsiadła się wygodnie, opierając plecy o klatkę piersiową muzyka i trwała tak, kładąc mu głowę w zgięciu między szyją a ramieniem. Chyba jeszcze by pospała, najlepiej bez wspomnień, koszmarów...i jak najdalej od Frontu.
- Cieszę się, że przyjechałeś. Choćby na chwilę. Dobrze cię widzieć - mruknęła cicho - Zastanawiałam się czy nie miałeś w środę problemów, czy i tobie się coś nie stało, ale po mieście nie poszła żadna fama, że zaginąłęś, więc… dobrze że nic ci nie jest. Nie chciałabym, aby coś ci się stało i… jesteś głodny? - przekrzywiła kark aby móc mu patrzeć mniej więcej w twarz.

- Ta. Nic mi nie jest. Jakoś to ogarnę. - mruczał jakby już mentalnie się szykował aby zabrać się za ten nowy dzień ale na razie sycił się jeszcze przyjaznym, kobiecym porannym spokojem. Lamia zaś czuła przy sobie jego ciepłe, żywe ciało i papierosowy dym jaki ich otaczał. Leniwie głaskał ją po głosach tak powoli jakby robił to na w pół świadomie. Gdzieś tam spod półprzymkniętych powiek obserwował jak pierwotna gospodyni tego lokalu podniosła jakieś spodnie i chyba się zastanawiała czy mogą należeć do niego czy nie. Pokręcił głową, że nie więc je odłożyła na krzesło i zaczęła skanowac resztę pokoju. Wilma zaś kończyła zalewać baterię kubków z czajnika i wstawiła go na kolejną partię wrzątku. Bo te kilka kubków może starczyłoby na pierwsze kilka osób ale nie na taką czeredę jaka tu zalegała po każdym widocznym kącie. Gdzieś tam podniosło się do pionu jakieś ciało i rozglądało się do okoła. Chyba Kenny ale stół trochę zasłaniał to nie było do końca pewne.

- Wiem że ogarniesz, przecież jesteś największym palantem w tym mieście i okolicznych wsiach - kobieta wymruczała, przytulając się mocniej na chwilę, nim nie zaczęła wstawać. Zanim to zrobiła pocałowała go jeszcze w policzek, przy okazji poprawiając włosy.
- Zagonię dziewczyny żeby ci ogarnęły kąpiel i umyły plecy. Trzeba o ciebie dbać, w końcu jesteśmy twoimi fankami - puściła mu oko, stękając przy prostowaniu pleców. W głowie pojawiła się jej myśl, aby któregoś dnia naprawdę poznać go z Tygryskiem. Cieszyłaby się, gdyby obaj się polubili tak jak ona lubiła ich obu.
- Idę sprawdzić straty w oddziale, a ty się nie spiesz. Jest rano, na wszystko będzie czas. - poczochrała go po włosach czułym gestem, nim nie skierowała się ku powracającemu do życia żołnierzykowi.

- O, to, to, to. Właśnie. Dobrze mówisz, tak, dobrze mówisz. - Rude Boy łaskawie dał się pocałować ale był kolejną osobą tego poranka jakiej przypadły do gustu pomysły czarnowłosej dziewczyny Krótkiego. Pozwolił wstać jej z kolan i odejść mamrocząc, że aprobuje i zatwierdza jej pomysły. Za to Lamia wstała w dobrym momencie by być wraz z Eve pierwszorzędnym świadkiem przebudzenia kolegi jakiego wczoraj zaprosiła na kawę. A potem na nieco rozrywek po kawie.

- Co?! Która godzina! O matko muszę wracać do jednostki! - to jednak był Kenny. Ale chociaż z początku budził się w podobnym tempie jak gitarzysta “The Palantas” to nagle doznał na popęd jak spojrzał na swój zegarek. Zresztą on chyba też w końcu się musiał zintegrować z pozornie całkiem obcym dla niego elementem bo o poranku poza tym zegarkiem to niewiele miał na sobie. I właśnie zerwał się aby szukać tej reszty. Miał o tyle fart, że mundur na tle punkowych łachów nieźle wpadał w oko. Ale to nie było równoznaczne z tym, że po tak gwałtownym przebudzeniu ubieranie się pójdzie łatwo jak w koszarach o poranku.

- Gdzie moja koszula? - nerwowo pytał Kenny rozglądając się gorączkowo dookoła. Wyglądało jakby jednocześnie próbiwał naciągnąć drugą nogawkę spodni, zapiąć je i rozglądał się właśnie za resztą. Jego gwałtowne ruchy przykuły uwagę Alfy który chyba uznał, że wreszcie znalazł mu się kolega do zabawy bo ruszał kuperkiem jakby czaił się zapolować na niego. A w kocich oczkach pojawiły się figlarne celowniki.

- No. I to jest poranek. U boku Tashy Love. - Di też się przebudziła. Obok nagie, blond gwiazdy estrady w “Neo” i nie omieszkała przesunąć po niej ręką aby zaznaczyć swoją własność. Więc i tancerka podniosła powieki, uśmiechnęła się do Indianki, do pozostałych i wesoło pomachała do nich rączką. Ale na razie gwiazdą sceny był niepodzielnie pośpiesznie się ubierający półnagi żołnierz.

- Hej Kenny, jak się spało? - słodki głos Mazzi przedarł się przez zamieszanie, zaraz też pojawiła się sama saper, podchodząc do kaprala i w przelocie całując go w policzek.
- Czekaj, już ci pomagam to ogarnąć. Pojedziesz taryfą, jakaś na pewno dokuje obok starego kina, a to rzut beretem. Podrzucimy cię tam i się wyrobisz - dodała uspokajającym tonem, zaczynając się rozglądać po okolicy. Na chwilę zatrzymała spojrzenie na budzących się dziewczynach.
- No siemanko kociaczki - posłała im całusa w powietrzu - Jakby się wam chciało to jeden szarpidrut wymaga porządnego wyprania zanim się weźmie z resztą palantów do roboty - puściła im psotne oczko i już bobrowała między meblami w poszukiwaniu zagubionej żołnierskiej własności - A pamiętasz gdzie ją zrzuciłeś? Albo kto ci ją zrzucił? To było jakoś z początku, co nie? - zwróciła się do Kennego, dorzucając ciszej - Jak wogóle sie bawiłeś, wszystko w porządku skarbie?

- Eee… tak, tak… - szeregowiec miał widocznie problemy gdy nagle tyle rzeczy działo się na raz w jego otoczeniu. Wsadził już nogę w spodnie i złapał za Alfę któremu spodobała się tak rozkosznie furkocząca nogawka przez jaką przechodziła stopa żołnierza. Jakby tam się kręciła jakaś mysz! I oddał kociaka Lamii. I skrzywił się szybko zapinając spodnie i pasek myśląc nad jej pytaniami.

- No, tak, ciekawe kto mógł ci ściągnąć tą koszulę. - Indianka jakoś podejrzanie zaczęła oglądać swoje paznokcie. Tak spokojnie, że żołnierz rzucił jej szybkie spojrzenie.

- I nie zapominajcie o mnie. - Rude Boy, wciąż nagi i oparty o kanapę i nogi którejś z nowych dziewczyn zamachał wesoło do towarzystwa aby zgłosić gdzie mają się zgłosić ślicznotki jakie dostąpią zaszczytu kąpieli z nim. Czarnulka i blondynka pomachały mu rączkami i posłały obiecujące uśmiechy wskazujące, że chętnie wypełnią takie polecenie gospodyni.

- Tam chyba jest jakaś koszula. - Eve skorzystała z zamieszania aby zwrócić uwagę budzacych się na coś co leżało gdzieś na środku podłogi.

- To moja! - Kenny z ulgą rozpoznał rzucony łach i rzucił się na nią od razu ją zakładając. To jakby przypomniało mu o co go pytała Lamia. - Podrzucicie mnie? Naprawdę? Rany, jesteście super! Na piechotę to nie mam szans zdążyć! - ucieszył się z takiej propozycji i w oczach zapaliła mu się iskierka wdzięczności i ulgi.

- No nie mów, że nie pamiętasz jak cię z Tashą rozbierałyśmy. I resztę tej naszej jazdy. Bo mnie troszkę wkurzysz. - gangerka nadal niewinnym tonem oglądała swoje paznokcie a tancerka podparła głowę na łokciu i też była ciekawa co teraz się stanie.

- A. No. To było… No! To było coś! Cholera! Chłopaki mi nie uwierzą, że spałem z Tashą Love! Widzieliśmy cię na scenie no ale nas to nie stać aby cię wynająć. Może jakbyśmy zrzutę zrobili… - kapral jak chyba każdy kto miał za sobą etap poborowego potrafił się ubierać bardzo szybko. Chociaż jak się samemu nie było w to zaangażowanym to wyglądało to dość chaotycznie i komicznie. Właśnie w pośpiechu zapinał guziki koszuli i przechodził do mankietów nie zauważając, że cała połowa kołnierzyka znikła mu wewnątrz koszuli. Ale radość i satysfakcja z takiego wieczoru i nocy była dobitna.

- Tasha, Tasha… No bo tylko z Tashą wczoraj spałeś… Poczekaj aż będę gwiazdą filmów akcji… - Di zrobiła focha jakby miała mu za złe, że tylko o blond tancerce wspomniał. Ale Lamia i dziewczyny poznały, że tylko sobie żartuje i się z nim droczy. Ale Kenny łyknął po całości. W końcu właśnie odkrył, że dalej ma bose stopy i próbował zlokalizować swoje buty i skarpety. No i udobruchać motocyklistkę.

- Ale nie, no ty też byłaś świetna! I jak razem jechaliśmy Tashę. Fajnie było. - żołnierz gorączkowo próbował znaleźć swoje skarpety i przeprosić Indiankę. Ale odkrył, że Alfa który zdążył się wyrwać Lamii znalazł jedną z nich i właśnie ćwiczył na niego rozszapryanie mysiego brzucha tylnymi łapkami.

- O to prawda. Też mi się to podobało. Jakbyście planowali powtórkę to dajcie znać. - tancerka wtrąciła się zgrabnie łagodząc spór i chwaląc oboje kochanków. Czym z miejsca zaskarbiła sobie od nich radosne uśmiechy.

- Coś pamiętam, że robiliśmy jakieś zdjęcia pamiątkowe. Myślę że jakaś jedna odbitka dla każdego się w tym tygodniu znajdzie. - starsza sierżant z parsknięciem zazezowała na kapsla, choć większość uwagi zajmował jej rudawy hultaj. Podniosła go, odciągając od mordowania elementów garderoby i zamiast tego dała mu do zabawy swoją rękę, machając palcami nad pyszczkiem.
- Jesteś głodny, co? Zaraz ci coś znajdziemy… za chwileczkę - wymruczała czule, całując kociaka w czubek łebka. Potem spojrzała na blond tancerkę - Tasha kochanie, w sumie toooo… - wyszczerzyła się nagle, podchodząc do niej i klęknęła tuż obok.
- Powiedz mi, co taka urocza bestyjka robi w Halloween? Wiem że to w urwał daleko i za miesiąc z okładem, ale zdaję też sobie sprawę że wszyscy mamy zobowiązania i grafiki. Długi termin to duża możliwość manewru - z kotem pod pachą chwyciła wolną dłoń kobiety i podniosła ją w okolicę swoich ust - Na Halloween organizujemy imprezę okolicznościową przy błękitnym basenie w Honolulu. Będą przebieranki, kisiel, lasery, alko, koks i co sobie zamarzysz. Powiesz słowo, a to ogarnę. Gwiazdki z nieba też się znajdą… chociaż tutaj wystarczy abyś spojrzała w lustrze na swoje oczy - pocałowała zgrabną łapkę, wciąż patrząc celowi prosto w twarz. Ile to razy narzekała że oprócz roboty nikt nie chce z nią sie umawiać? Mazzi aż nie potrafiła w to uwierzyć.
- Więc maleńka, dasz się wyrwać tak prywatnie i bez spiny ponieść w tango? Balet prywatny, zamknięte grono i sami swoi, zaufani i sprawdzeni. Daj choć raz abyśmy to my tańczyły dla ciebie i dla twojej przyjemności. Wpadniemy po ciebie, po wszystkim odwieziemy… chyba że będziesz chciała wpaść do nas na rekonwalescencję to zapraszamy z otwartymi ramionami i nie tylko. - łypnęła na Di jakby szukając u niej potwierdzenia złożonej oferty.

- No tak foczko. No zobacz dzisiaj jak było fajnie. I żałuj, że cię w weekend nie było ale była impreza! No a na Halloween no też byśmy coś ogarnęły i kozacko by było jakbyś do nas wpadła. - zarówno Diane jak i Tasha były z początku zaskoczone, że Lamia tak znienacka pytała o dość odległy termin. Ale przynajmniej motocyklistka z miejsca podchwyciła pomysł na taką zabawę. Zaczęła przesuwać palcami po odkrytym boku tancerki a ustami po jej szyi i policzku dorzucając swoją porcję zachęty dla ich gwiazdy estrady.

- Ojej dziewczyny. - blondynka roześmiała się i najpierw odwróciła głowę za siebie aby oddać pocałunek ustom gangerki. Po czym zwróciła się z powrotem do czarnulki jaka była przy ich kanapie. Przyzwała ją palcem do siebie i też obdarowała ją pocałunkiem w usta. Po czym westchnęła i znów oparła głowę o dłoń. Popatrzyła na twarz Lamii i zaśmiała się cicho.

- Ale ty masz bajerę dziewczyno. Mogłabyś być zawodowym podrywaczem. Szkoda, że mało który klient i nie tylko tak do mnie nie mówi. - powiedziała blondynka w zadumie przyjmując nieco nostalgiczną minę.

- Wiele osób jak mnie wynajmuje na prywatne pokazy to myśli, że jak mi zapłacą to już na tym kończy się ich rola we flirtowanie i podrwanie. - powiedziała zapatrzona gdzieś w głąb przestronnej izby głównej na jakiej powoli ludzkie zwłoki zaczynały zdradzać objawy życia. Za to Kenny już prawie wyglądał jak żołnierz. Niewiele już mu brakowało do skompletowania swojego ubioru. Alfa zwolniony z maltretowania jego skarpety zajął się na chwilę dłonią opiekunki ale w końcu poszedł zwiedzać okolicę gdy ta zaczęła rozmawiać z dziewczynami na kanapie.

- W Halloween zwykle mamy halloween w klubie. I daję tam pokaz. - przyznała jakby oferta Lamii naprawdę ją zainteresowała ale jednak miała swoje zobowiązania. - Chyba, że. - niespodziewanie uśmiechnęła się i uniosła do góry swój zgrabny palcec. - No chyba, że ktoś sobie mnie zamówi na prywatny pokaz. Nawet niekoniecznie w klubie. Albo może udałoby mi się ustawić mój występ na początek wieczora. To wówczas może na 10-tą mogłabym zwijać żagle. - powiedziała weselej jakby mimo wszystko była jakaś szansa, że spotkają się w ten świąteczny wieczór.

Brzmiało jak plan, Mazzi ucieszyła się widocznie i z tej uciechy objęła blondynkę, śmiejąc się do Indianki.
- Nie ma mowy żebyś po robocie wymordowana na szybko do nas leciała. - przesunęła się tak aby widzieć oczy tej pierwszej - My cię wynajmiemy, opłacimy żeby się w klubie nie przypierdolili. Zawiniemy tu do nas, wsadzimy do wanny i pomożemy z kąpielą. Potem ci walniemy masaż, napoimy drinkami. O odpowiedniej porze wskoczymy w kiecki i sru na parkiet, do basenu i bawimy się do białego rana! Zero pracy, zero zobowiązań, tylko zabawa. Cholera Tash, zasługujesz aby o ciebie też ktoś zadbał… więc masz nas - wyszczerzyła się, wskazując siebie i Di - I nie tylko nas. Pytanie czy by ci takie rozwiązanie odpowiadało.

Tym razem nie tylko Tasha zaczęła się uśmiechać a w końcu roześmiała się wesoło na całego. Diane co wydawała się żywym kontrastem do jasnoskórej blondynki zareagowała tak samo. Blondynka zaś zmieniła nieco pozycję kładąc się na wznak aby jedną ręką objąć jedną rozmówczyni a drugą drugą. Gangerka skorzystała z okazji aby pobawić się jej ładnymi piersiami które czy jak się na nie patrzyło z dołu sceny czy jak teraz z bliska to wydawały się równie wdzięczne i atrakcyjne do oglądania i głaskania jak i reszta ich właścicielki.

- Brzmi cudownie! - roześmiała się Love patrząc to na jedną to na drugą koleżankę. - No ale nie przesadzajmy. Lubię tańczyć, wzbudzać gorączkę i robić show. Więc to żadna katorga dla mnie. Jak chcecie to możemy się na coś umówić. Bo na Halloween to wypada się jakoś przebrać. A ja mam troszkę różnych kostiumów w zapasie więc mogę być nie tylko kowbojką. I jak tak stawiacie sprawę to właściwie chyba mogłabym do was w dzień przyjechać. To do wieczora i rana to jeszcze byłoby trochę czasu. - tancerka powiedziała jak to sobie wyobraża. W międzyczasie podeszła do nich Eve z tacą na jakiej były kubki z kawą i herbatą. Oraz talerz z ugotowanymi parówkami i chlebem.

- Rudi chyba przysnął. - powiedziała wskazując wzrokiem na punkowca który siedział tak jak przed chwilą ale z zamkniętymi oczami. To wniosek, że zasnął ponownie mógł być prawdziwy. - A z czego się tak chichracie? - zapytała zaciekawiona fotograf siadając na brzegu sofy aby każdy mógł sobie coś wziąć do jedzenia albo picia.

- Lamia wyrwała nam Tashę na Halloween. - roześmiała się gangerka łapiąc za kubek z gorącą herbatą. Brwi fotograf uniosły się do góry w bezgłośnym “ooo!” i widać było, że jest ciekawa więcej z tych wieści. Zwłaszcza jak tancerka sięgająca po kawę potwierdziła słowa koleżanek kiwaniem głowy.

Sierżant wyglądała za to jak bardzo szczęśliwa mała dziewczynka. W przypływie owej radości złapała Tashę za brodę i pocałowała gorąco, błądząc wpierw przez chwilę oczami po całej słodkiej twarzyczce, a gdy skończyły, mocno ją przytuliła.
- O ja pierdole, będzie super, zobaczycie! - śmiejąc się, wychyliła kark aby cmoknąć gorąco gangerkę i na koniec kiwnąć głową na fotograf aby jej również dać buziaka.
- No jasne, wpadaj kiedy tylko chcesz, co nie kociaczki? - nawijała dalej wesoło, a jej ręka chodziła wzdłuż kręgosłupa długowłosej blondyny głaszcząc skórę opuszkami palców - I masz absolutną rację, trzeba się przebrać! Masz jakieś wiedźmy, aniołki i koty czy inne cuda? Ale sztos… - westchnęła i naraz parsknęła do Diane - Jak ktoś tak zręcznie Tashę zmiękczał przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek…

- Się wie! W końcu jestem gwiazdą “Mazzixxx”! A właśnie Tasha ty byś nie chciała grać u nas w filmach? Byśmy mogły się zabawiać na ekranie i inni by mogli nam zazdrościć, że się tak zabawiamy i w ogóle. - gangerka widocznie już nieźle wczuła się w rolę przyszłej gwiazdy filmów dla dorosłych. Ale i od początku przecież mówiła, że będzie gwiazdą i zaliczać na ekranie fajne laski i mieć różne ciekawe przygody.

- Czemu nie. Lubię to robić i lubię jak inni na mnie patrzą jak to robię. No ale to już z dziewczynami rozmawiałam, jest jeszcze ta kwestia finansowa. Bo jak mówimy o profesjonalnej firmie i filmach to niestety ja też muszę coś jeść i płacić rachunki. Bo jakiś filmik przy okazji moich wystepów to nie ma problemu no ale jak tak na poważnie to na poważnie. - oznajmiła gwiazda estrady dając znać, że może dzielić rolę gwiazdy filmów akcji z Di i resztą ekipy no ale nie za darmo. Ale pomysł chyba jej się spodobał.

- No tak, nie bój się Tasha, ty też Di. My to jeszcze ogarniemy z Lamią no ale na razie zbieramy ekipę. - Eve pokiwała głową dając znać, że też podchodzi powaznie do poważnych, finansowych spraw i zerknęła na swoją dziewczynę.

- Wierzę wam. No to jak coś będziecie wiedziały to dajcie znać. A z tymi kostiumami to mamy ich sporo. Ja sama mogę być wróżką, elfką, Indianką, kowbojką, zombi też jest łatwe bo to tylko kwestia makijażu. Ale sporo zajmuje aby go zrobić. Właściwie to jak chcecie abym się za kogoś przebrała to dajcie znać za kogo. Możecie też do mnie przyjechać któregoś razu to wam pokażę co mam albo co mogę mieć. - powiedziała wracając do imprezy od jakiej zaczęła się ta rozmowa. Upiła pierwszy łyk jeszcze dość gorącej kawy i wzięła jedną parówkę. Nie oparła się pokusie aby się nieco powygłupiać i pewnie nie jeden mężczyzna by chciał aby usta Tashy zajmowały się nim tak jak właśnie ona tą parówką. A to rozbawiło dziewczyny bo się roześmiały wesoło z tego małego żartu.


 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline