Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2021, 22:33   #239
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- A wy to mu tak wierzycie, że mu tak zostawiacie całą chatę pod opieką? - Wilma która najmniej zdążyła poznać Rude Boy’a chyba miała co do niego najwięcej wątpliwości. Przynajmniej w sprawie mianowania go szefem ekipy remontowej pod ich nieobecność.

- Mam nadzieję, że rozwalą właściwą ścianę. I nie będą mi gdzieś łazić i grzebać po magazynach. No ale jak do tej pory Rudi był spoko. Nigdy nie zrobił nas w wała. No najwyżej przebimblują całe południe to ich wtedy pogonimy i tyle. Dobra, to już dojeżdżamy to zaraz was wysadzę. Ja dzisiaj mam mniej do roboty to postaram się szybciej skończyć. To mogę gdzieś pod was podjechać. - fotograf chociaż sama lubiła gwiazdę lokalnego punk rocka a nawet była jego zagorzałą fanką do tej pory w roli szefa robót budowlanych też go nie widziała to chyba nie całkiem mogła odsunąć wątpliwości w kąt. A Iron Fist chociaż wczoraj fajnie się balowało z nimi to jednak poznali się wczoraj. W ogóle nie było wiadomo co zrobią jak się ich zostawi samopas. No a Eve jednak tych lapów, aparatów i innych takich udało się trochę skolekcjonować przez lata mieszkania w tym mieście i pracy fotografa właśnie. Ale chyba wolała myśleć o dobrych stronach i zająć się czym innym. Na przykład wysadzeniem swoich dziewczyn pod główną bramą stadionu i umówieniem się gdzie się spotkają ponownie.

- Dlatego zostali pod okiem Di - Mazzi poprawiła włosy, przeglądając się kontrolnie w lusterku wstecznym. Wyglądała nieźle, niewyspanie maskował nie tylko makijaż, ale i przeciwsłoneczne okulary. Uśmiechnęła się do siebie, a potem do siedzących z przodu kobiet - Jest ogarnięta,wie co i jak. Sama ich pogoni jak będzie trzeba, poza tym nie będą się kręcić po studio, ale po pustych pokojach. Zresztą… RB jest w porządku, wątpie aby chciał nam wycinać świńskie numery. Lubi nas, na swój pokrętny sposób. Tak jak my jego. Symbioza… poza tym jeśli coś zginie to go znajdziemy i porozmawiamy już w mniej przyjacielskich warunkach - pogładziła Eve po policzku - Nie martw się o nas Kociaczku. Kupimy sobie furę i dalej już pojedziemy same. Mapę mamy, zresztą Willy się świetnie orientuje. Ogarniemy co mamy ogarnąć i po południu widzimy się w domu.

- No dobrze, to najwyżej wrócę do domu jak skończę i tam na was poczekam. Jak dobrze pójdzie to w południe już może będę nie mam zamiaru siedzieć dłużej niż do drugiej. - blond fotograf uśmiechnęła się przyjmując argumenty swojej pierwszej dziewczyny za dobry omen więc pewnie podobnie to szacowała. Pomachała jeszcze obu pasażerkom na pożegnanie posyłając im całusa i machając rączką a potem swoim rytmem niedzielnego kierowcy powoli ruszyła dalej. Zaś jej dwie partnerki zostały same na chodniku przed głównym wejściem do stadionu.

- To chodź. Zobaczymy co tam jest dzisiaj. Czego w ogóle szukamy? - Wilma machnęła do odjeżdżającej blondynki a potem skinęła brodą w stronę bramy ruszając do środka stadionu. Weszły w ciemny tunel bramy, dość krótki jednak po czym znalazły się w krainie motoryzacji. Cała dawna murawa dawno już znikła rozjeżdżona kołami wozów. Ale właśnie na niej królowały różnej maści auta. Od osobówek przez średniej wielkości pickupy i vany aż po pełnowymiarowe wojskowe ciężarówki na trzy osie. Do tego mnóstwo straganów z przeróżnymi częściami, od opon przez silniki i drobniejsze części. Lamia nie pamiętała aby tu była chociaż coś jej świtało, że jakieś plotki o targu samochodowym to jednak do niej dochodziły.

- Dobre pytanie - saper podrapała się po głowie aby przyspieszyć procesy myślowe. Jednocześnie zgarnęła rudzielca pod ramię, obejmując go w pasie i zaśmiała się.
- Czerwonego Ferrari raczej nie znajdziemy, trójośka nam nie potrzebna, przyczepkę na foczki da się domontować do fury osobno. Potrzebujemy czegoś co nie boi się terenu. Porządne, wysokie zawieszenie, napęd albo na przód, albo 4x4… więc chyba jeep, grunt aby miał ładowną pakę. Ten sprzęt do nagrywania i cała reszta bambetli musi się gdzieś zmieścić… choćby meble i szpej do remontu - mruknęła, rozglądając się po stojacych w najbliższym rzędzie furach. Westchnęła cicho - Najlepszy byłby terenowy van… a jak już jesteśmy rozejrzyjmy się przy okazji za kablami. Pokoje które dla was odremontujemy potrzebują nowej elektryki - skrzywiła się - Ale najpierw fura. Musimy czymś jeździć.

- Van. Tak, van brzmi dobrze. To chodź tam, tam stoją jakieś vany. - rudowłosa brunetka zamyśliła się gdy analizowała przez chwilę słowa starej kumpeli z wojska. I widocznie zgodziła się z jej wnioskami. A chętnie dała się jej złapać i sama odwzajemniła uścisk więc wyglądały jak dwie najlepsze psiapsiółki na wspólnym wypadzie. A i Wilma cieszyła się, z tej bliskości, że ma Lamię tylko dla siebie. Więc gdy podeszły do alejki jaką zajmowały pokrewne gabarytami auta średniej wielkości to miała całkiem dobry humor. Mazzi zorientowała się, że jakoś tak to Gwiazdeczka dziwnie ustawia, że to tu się o nią otarła biodrem a to jak się nachylała nad maską to jakoś tak wyszło, że czarnulka mogła poczuć ją na swoich plecach. Ale jednak znały się na swojej robocie co mogło być nie wsmak co niektórym właścicielom aut. Widząc dwie młode i wesołe kobiety jakie zdawały się tu przyjść z nudów a przynajmniej wyglądały na amatorki mogli się nieprzyjemnie zdziwić gdy padały pytania o to czy tamto. A sprawne oczy i dłonie znajdowały ślady rdzy, przecieki na uszczelkach czy nie działającą elektrykę.

W końcu po paru kwadransach na placu boju zostało niejako dwóch kandydatów. Jeden był pełnokrwistym kamperem. Chociaż przystosowanym do jazdy na bezdrożach. Wnętrze było nieźle utrzymane i łatwo było go traktować właśnie tak. Jako przenośny dom na kółkach czy po prostu mobilna baza wypadowa. A i jak do każdej furgonetki można było wciąż zapakowac całkiem sporo gratów, zwłaszcza jakby miały zabierać studio filmowe ze sobą. Ale i cena była spora bo był to nieźle utrzymany wóz.

Drugi był zwykły dostawczak. Też z mocnym zawieszeniem i terenowymi oponami. Co prawda Wilson uznała je za mocno zurzyte na tyle mocno, że z miejsca trzeba by kupić nowe. Ale wóz był prawie o połowę tańszy od kampera. A Wilma uznała, że tak naprawdę jakby miała czas to ona sama mogła go przerobić na kampera czy dorobić jakieś półki, stojaki czy co tam potrzeba by było. Wewnątrz i na zewnątrz. No ale jak rzadko bywała w mieście to by to była robota na całe tygodnie, może miesiące. No chyba, żeby sam dostawczak Lamii wystarczał.

- Wiesz Rybka. Tak naprawdę to oba są do remontu. Uszczelki, opony, trochę elektryki. No ale to norma. Ten kamper jest nieźle zadbany no ale dość drogi. Ale właściwie można wsiadać i jechać od ręki. Dostawczak właściwie też. Nie rozpadnie ci się zaraz za bramą. No ale przy nim byłoby więcej roboty. Ale wydaje mi się bardziej uniwersalny. Wiesz, jak masz pustą budę to możesz tam wrzucić cokolwiek. - Wilma wydała swój werdykt w sprawie obu maszyn. Na swój sposób oba miały zalety i wady, możliwości mniej wiecej podobne, kwestia na co Lamia wolała położyć punkt ciężkości. No i gamble.

Saper pokiwała głową i milczała, aż nagle pocałowała dziewczynę w skroń.
- Nie trzeba nam mobilnego domu na kółkach, chodzi o woła roboczego do którego da się spakować i przewieźć szpej albo ludzi. - wskazała ruchem brody na vana - Będziemy chciały dorzuci się materac. Będziemy chciały to ławkę przykręconą pośrodku podłogi aby łatwiej się desantować. Zresztą wolałabym zamiast na kuchenkach i wyrach skupić się by mu potem wzmocnić karoserię, progi i zawieszenie. Może wspawać kraty w oknach, a z pewnością wrzucić pod maskę coś silniejszego niż standardowy silnik...to chyba van, co kochanie? - popatrzyła na Willy - I bez jaj, ja tu jestem bezużytecznym weteranem na rencie i emeryturze. Będę miała na wszystko czas jak już skończymy remontować chałupę.

- I jakieś haki na hamaki. Albo do mocowania brudnych dziwek. - Wilma wydawała się słuchać co mówi Lamia i zgodziła się z nią. Skinęła swoją rudawą głową i chociaż odparła jak najbardziej poważnie i na serio trudno było jednak brać to inaczej niż żart. W końcu objęła swoją dziewczynę jakby były zakochaną parą i bez skrępowania pocałowała ją w usta nie zwracając uwagi na resztę.

- Masz rację. Bierzmy dostawczaka. Jak się nie sprawdzi zawsze ktoś go od nas odkupi. To chociaż część hajsu się zwróci. To chodź, bierzemy go. Ale jeszcze te opony od razu. Tam widziałam dalej mają stoisko z oponami to coś… - puściła Lamię i pociągnęła ją za rękę w stronę gdzie stała upatrzona furgonetka. I zaczęła mówić ale nagle przerwała. Po minie Mazzi poznała, że ta nad czymś główkuje. Tak szła przez kilka kroków nie odzywając się.

- Właściwie to poczekaj z tymi oponami. Te na razie wystarczą. Jak wrócę do jednostki sprawdzę czy nie ma czegoś u nas w magazynie. Może coś by się znalazło. Może Steve coś by u siebie znalazł? No a jak nie to najwyżej wrócimy tu i kupimy coś tutaj. - wyjaśniła na czym polega jej plan.

Lamia pokiwała głową, szczególnie intensywnie przy kawałku o hakach na bardzo brudne mięso, a potem uwiesiła się na kobiecie odzianej w wojskowe buty i spodnie, do spółki ze skórzaną kurtką i tanktopem. Dzięki temu w swojej ultrakrótkiej czarnej kiecce, szpilach i ramonie, wyglądała jak ideał wdzięcznej foczki.
- Zerknij u siebie, pogadamy jutro z Tygryskiem, a nuż coś im się uda skołować. Mają do tego talent… a właśnie! - wyprostowała się czujnie - Uchwyty! Takie na kawę, do jego Ghurki! - dodała szybko, z przejęciem - Musimy mu jakieś znaleźć bo marudził że nie ma, a w podróży też się przydają… tylko najpierw załatwimy nasze sprawy - spojrzała na upatrzoną furę - Jedziemy z koksem. Elektryka do wymiany, ruda szmata na progach i cały lakier do zdarcia, gruntu i nowego położenia. Może się uda trochę zbić z ceny to będzie na uchwyty.

Wilma umiała docenić i potraktować wdzięczące się do niej foczki. Bo sprawnie objęła biodra opięte małą, czarną pozwalając ich właścicielce się czcić i hołubić. A przy tak kontrastowym wyglądzie jak jedna była w trepach i mundurze a druga w czarnej kiecce i pończochach to wyglądało to całkiem interesująco. Jakby pani żołnierz zabrała na motoryzacyjne zakupy swoją pannę w pończochach.

Potem wróciły do obecnego właściciela transita aby ostatecznie pogadać o kupnie jego wozu.

Obie podeszły do fury i choć wpierw saper pozowała na dodatek do ekwipunku pani kapral, to szybko przeszła do kontrataku, biorąc maszynę z drugiej strony w obroty. Chodziły wokoło po przeciwległych stronach słuchając zachwalania sprzedawcy i same dorzucały swoje trzy gamble.
- Patrz na te progi, toż to ruda szmata je wpieprza aż chrupie - Mazzi stuknęła butem w zakole koło tylnego błotnika - poza tym te opony do wymiany, widać że stał pod gołym niebem a nie w garażu. Silnik też będzie trzeba przeczyścić - dodała kiedy Wilma zapaliła wspomniany silnik na próbę - Rozrusznik też pamięta lepsze czasy, żadna nówka. Pasek wyje jakby go łamali kołem. Klocki pójdą do wymiany, chłodnica wygląda jakby zaraz ją miało coś strzelić - dodała pochylając się nad otwartą maską. - popatrzyła poważnie na sprzedawcę, zakładając ramiona na piersi - Już tamten kamper po drugiej stronie jest mniej przeżarty rdzą, a myślałam że to niemożliwe. Ktokolwiek będzie chciał go kupić czeka go władowanie wora talonów na dzień dobry. - popatrzyła na Willy i znów na sprzedawcę - Opuśc nam stówę i jakoś się dogadamy, niech będzie nasza strata.

- I co z tego, że rdza, rdza dobrze konserwuje to auto. Widziałaś kiedyś jakąś furę co nie ma rdzy? I ja nie chcę za niego tyle co tamten kamper. - sprzedawca też nie był w ciemię bity i wiedział co sprzedaje. W końcu najnowsze samochody zeszły z taśmy ze 30 lat temu a z częściami było z każdym rokiem gorzej. Ostatecznie jednak zgodził się nieco spuścić z ceny. Chociaż miał minę jakby miał im oddawać własne dziecko za bezcen i to prawie za darmo. Więc jak plik talonów zmienił właściciela to czterokołowa furgonetka również. Wilson zasiadła za kierownicą i pomachała jeszcze poprzedniemu właścicielowi po czym skierowała się do wyjazdu ze stadionu. Wciąż było błotniście po porannym, zimnym deszczu chociaż teraz wyglądało jakby się miało rozpogodzić.

Cudownie było siedzieć na w miarę wygodnym fotelu, z nogami wywalonymi przez otwarte okno i ćmić papierosa, kiepując do popielniczki. Swojego auta… abstrakcja. Równie niesamowita co kobieta siedząca za kółkiem. Mazzi chłonęła jej widok, zapach i samą obecność, uśmiechając się nieobecnie. Czuła się dobrze, lekko. Zupełnie jakby nie istniały żadne czarne ściany w jej głowie, zaś jedyny lęki odczuwała patrząc do portfela rano po suto zaprawionej imprezie.
- To mamy za sobą pierwsza wspólną małżeńską inwestycję - odezwała się po pewnym czasie, odpalając dwa papierosy i jednego podała rudzielcowi - Zastanowiłaś się już co chcesz w swoim pokoju? Zajmiemy się nim jak skończymy z pokojem Tygryska… i dawaj na targ, rzucimy okiem na coś dla Smoka i twoich. - pyknęła fajkę do góry - Czego ci tam potrzeba w kołchozie, tylko szczerze. Moja kobieta nie może marznąć pod dziurawym kocem i spać na zardzewiałych sprężynach.

- O. To już jestem twoją kobietą? - Wilma zaśmiała się wesoło słysząc te rozważania Rybki. Ale musiała jeszcze wyjechać na kolejną drogę co ją ma moment zaabsorbowało.

- Nawet nie wiesz jak to dla mnie dziwnie brzmi. Mój pokój. Moja kobieta. No i druga bo jeszcze Eve. No i Steve. Jej! Jestem w związku z oficerem! I to kapitanem specjalsów! Rany. Jak byłam “tam” to nawet mi to przez myśl nie przeszło, że to w ogóle może być możliwe! - roześmiała się jakby dopiero do niej docierało jak poważne zmiany zaszły w jej życiu przez ostatni weekend. Rzeczywiście nawet na Froncie to oficerowie i żołnierze wydawali się być odrębnymi kastami. Przynajmniej w sferze towarzyskiej. Zaciągnęła się fajką podaną przez czarnulkę i dodała gazu na kawałku prostej.

- Mnie nic nie trzeba. Pokój wystarczy. Coś do spania. Wiesz, jak w koszarach. Jak będę miała swój pokój to reszta się jakoś ułoży. I nic pilnego, mogę mieszkać w koszarach a jak będę u was to chyba jakiś kąt do spania się znajdzie. A Smokowi to można kupić jakąś dobrą whisky i będzie szczęśliwy. Może kiedyś pójdziemy z nimi do knajpy. O. Może za tydzień? Jak wrócimy z trasy. Teraz jak z nimi pojadę to mogę z nimi pogadać. - mówiła po kolei jakby myślała na głos co tu można by zrobić ze Smokiem i resztą spraw o jakich rozmawiały.

- Zawsze nią byłaś Willy - saper odpowiedziała cicho, wieszając spojrzenie na szybie z przodu. Po omacku złapała ją za rękę - A ja zawsze byłam twoja. - potrząsnęła głową, wracając do rozsiewania wesołości.
- Tu jest inny świat, zresztą ci obiecałam że się podzielę Tygryskiem i tym co najlepsze, czyli Eve - zabujała brwiami, parskając pod nosem - Też mi się to z początku wydawało niemożliwe, ale zobacz. Cuda jednak się zdarzają. Poza tym weź mnie stara nie denerwuj. Jakie koszary? Mieszkasz u nas. W naszym domu i koniec, nie ma gadania że nie. Ogarniemy ci jakąś kołdrę porządną, koc. Jeśli zaś chodzi o Smoka - zadumała się, przygryzając wargę - Jasne że dobra łycha, do tego buły od Mario. Jeszcze nie jadłaś, ale zobaczysz że warto… i tak będziemy musiały zamówić na rano w piekarni żeby odebrać przed wizytą w Waters. Najlepsze pączki, ciacha i drożdżówki w mieście. Zamówimy też coś dla Smoka i twojej ekipy. Odstawimy cię w ogóle z Eve jutro i wycałujemy na bramie. Niech wiedzą że im wraca najlepsza dupa na jednostkę! - im więcej mówiła tym żywiej gestykulowała, wymachując tlącym się papierosem wesoło - Chcesz Smoczka ściągnąć gdzieś do baru? Dla mnie bomba! Pytanie czy go chcesz pobajerować i sobie chody ustawić… wtedy go zgarniemy do Honolulu i obłożymy kociakami. Albo jeśli jarają go punkowe klimaty to wyskoczymy na wino do “41” i tam schlamy jak nieboskie stworzenie. Jest też Kraken, Neo… - wzruszyła ramionami - wszędzie da się najebać i coś wyrwać. albo po prostu pogadać. Chętnie go poznam, serio. Tak serio-serio. Wydaje się być ogarnięty i poza tym mam u niego dług - powachlowała rzęsami - Na pewno będzie miał jakieś życzenie do spełnienia.

- Hmm… - kierowca uśmiechała się do propozycji swojej dziewczyny i widocznie jej się podobały. Ale jak już miała się odezwać to zamyśliła się na chwilę.

- No z kociakami to ostrożnie. On ma żonę i dzieci. Wiesz, taki rodzinny facet. Nie powiem aby stronił ode mnie czy w ogóle od kobiet. No ale jednak raczej rodzinny. A jeszcze dość krótko z nimi jestem i z nikim nie poszłam do łóżka. Jakoś nie miałam do tego głowy ani ochoty. To nie powiem bym ich znała pod tym względem. Myślę, że takie kumpelskie spotkanie byłoby w sam raz. Ja ściągnę ciebie, Eve… Bo jak w środku tygodnia to Steve pewnie nie da rady? No pewnie nie. Szkoda. No ale my możemy się chyba stawić w komplecie. Na jakimś piwku z chłopakami. W sumie to nie wiem czy z samym Smokiem się umówić czy z resztą też. - zadumała się nad tym spotkaniem co tak wyszło samo z siebie i dość niespodziewanie. A, że w nowej jednostce była dość krótko to nie zżyła się z nimi tak jak wcześniej z Lamią i resztą bękartów.

- No w tygodniu to Steve nie da rady - przytaknęła swojej dziewczynie, robiąc smutną minę basseta czekającego na mrozie i patrzącego w dal aż jego ukochany pan pojawi się na lodowym horyzoncie. Potrząsnęła głową.
- Ściągniesz mnie, Eve… Val, Betty, Madi, Kim, Jess, Di, Laurę… - pokiwała karkiem udając powagę, ale zaraz się zamyśliła, pykając fajkę w milczeniu.
- Zróbmy to inaczej, po ludzku i prawilnie - zaczęła wyrzucając kiepa przez uchylone okno - Pójdziemy we trzy, odstawimy się z Eve jak szczury na otwarcie kanału i zobaczymy co to za ekipa ma ten zaszczyt jeździć teraz z moją Gwiazdką - sięgnęła po nowego fajka - zaproś wszystkich, wyczujemy co to za ludzie i w razie czego przecież zawsze idzie coś wyrwać na miejscu, co nie? - wzruszyła ramionami pokazując że to akurat najmniejszy problem - Jeśli okażą się zabawowi bedzie wiadomo gdzie celować następnym razem. Tylko już wiem, że jajek tego Smoka nie będę wysiadywać choćby nie wiem co - zrobiła przerwę żeby odpalić papierosa i dokończyła - Nie ma wpierdalania się komuś w rodzinę.

- Wszystkich to chyba nie. Toż to cała ekipa na kolumnę zmotoryzowaną. Ale paru myślę mogłabym ściągnąć. Na pewno Reda. Jest moim partnerem w wozie, zwykle z nim jeżdżę. I Cyngla. On obsługuje km-y. Jak może być gorąco to albo dosiada się do nas albo do innego wozu. Ja jestem kierowcą. Może chłopaków z drugiego wozu. Często jeździmy razem na dwa wozy. I mamy fajną sanitariuszkę. Trochę z nią gadałam jak sobie obtarłam stopę. Wydała mi się całkiem wyluzowana i sympatyczna. Sporo jara zioła. - Wilma trochę zwolniła jak jechali za jakimś konnym autobusem a nie bardzo było jak go wyprzedzić. A przy okazji robiła przegląd kogo by chciała zaprosić na takie wspólne spotkanie.

- Ale nie wiem gdzie ich zaprosić. Masz jakiś pomysł? - zapytała zwracając się do pasażerki.

- Jak są tacy wyluzowani to zaczniemy w “41”... albo chuj - Mazzi machnęła ręką - Dawaj ich do Honolulu. Usiądziemy przy stole, wypijemy parę drinków. Jest mała szansa że nie trafimy na którąś z naszych dziewczyn - dodała mając na myśli zaprzyjaźnione kelnerki - Jest tam parkiet, stoły do bilarda, baseny i cuda wianki, a w razie czego zawsze idzie coś wyrwać przy okazji. - powachlowała rzęsami na ukochaną - Dla każdego coś miłego. Poza tym pamiętaj, jesteś teraz dupą kapitana specjalsów. Robimy dobre wrażenie.

- Ano racja! Jestem dupą kapitana specjalsów! I to Boltów! - Wilma pacnęła się w czoło gdy sobie po raz kolejny uzmysłowiła, że przez ostatnie parę dni jej status towarzyski i niejako też społeczny mocno się zmienił.

- Dobra to może być “Honolulu”. Chyba, że Smok coś będzie miał opory to powiem, że w “41”. Val też jest przecież całkiem sympatyczna i nas lubi. - żołnierka zgodziła się na takie rozwiązanie. I z obsługą jak i samymi lokalami miała widocznie miłe skojarzenia bo uznała je za w sam raz na spotkanie z kolegami z nowego oddziału jak i swoimi dziewczynami.

- To pogadam z nimi jak będziemy w trasie. Na jakieś piwko z moimi dziewczynami chyba powinni się zgodzić. Ciekawe kiedy wrócimy tym razem. Pewnie we wtorek. Albo w poniedziałek na noc. Hmm… Wiesz co? Przydałaby nam się w domu radiostacja. Taka plecakowa chyba powinna wystarczyć. Zobaczę u siebie i trzeba zapytać Steve’a. Albo na mieście gdzieś z demobilu. Bo zwykła krótkofala to ma za mały zasięg. Ale jakbyśmy w domu mieli radiostację to jakoś przez Denise mogłybyśmy się kontaktować. Chociaż tak bym mogła dać wam znać, że już wracamy albo jeszcze nie. Bo tak to albo bez info albo byś jakoś musiała dymać na naszą jednostkę i pytać. - rudowłosa brunetka zamyśliła się i jakoś przyszedł jej do głowy kolejny pomysł jak można by wykorzystać zasoby jej jednostki albo boltów w Wild Water.
Gadały o tym cała drogę, a w notesie byłej sierżant pojawił się całkiem nowy wpis.

Po załatwieniu najważniejszej rzeczy owego poranka, prócz fury, czyli odebraniu żołdu aby nie zdychać z głodu, obie bękarcice po krótkich zakupach wstępnych zajechały w końcu pod lokal zajmowany przez oficera administracyjnego wojskowej sfory. Dzień wciąż pozostawał młody, jednak one miały dużo do załatwienia nim wreszcie obiorą kierunek powrotny do domu.
- To nie zajmie długo - Mazzi pogłaskała Wilson po policzku wierzchem dłoni, drugą ręką ściskając teczkę od Chudego. - Chcesz to chodź ze mną, Rodney jest w porządku. Może będziesz umiała odpowiedzieć na pytania na jakie ja nie znałam odpowiedzi… a potem lecimy do Kołchozu i potem od razu pod ratusz na lody - łypnęła w kapownik, gdzie spisała listę rzeczy do załatwienia dzisiejszego dnia. - Depniemy w gaz to nawet się nie spóźnimy.

- Pójdę z tobą Rybka. - Wilson pocałowała dłoń jaka głaskała ją po twarzy. Najpierw jej zewnętrzną a potem wewnętrzną stronę. W końcu cmoknęła usta przyjaciółki po czym obie weszły do biur administracji wojskowej. Tym razem czarnulka mogła być przewodniczką dla rudzielca. Biuro samego porucznika od administracji znalazła bez problemu. Jak weszła do środka oficer siedział za swoim biurkiem. I chyba się jej albo ich nie spodziewał. Biuro raczej nie wyglądało na miejsce gdzie zwykle przychodziły długonogie ślicznotki w szpilkach. Już prędzej mundurowi jak Wilma. Ale mimo to Rodney poznał sierżant w stanie spoczynku i zachował się jak na oficera przystało.

- Dzień dobry Lamio. Cóż cię do mnie sprowadza? - zapytał wskazał gestem na dwa krzesła po stronie biurka przeznaczone dla petentów.

- Dzień dobry poruczniku - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem wycelowanym prosto w gospodarza. Z tą samą miną położyła mu na stole teczkę dokumentów.
- Byłam w Mason City, to odpis moich akt. Jeszcze ich nie przeglądałam - zawahała się, aby machnąć symbolicznie ręką na pozory - Musiałam coś pozałatwiać, a gdybym zaczęła w tym grzebać pewnie by mnie znowu wypłaszczyło… o był dobry weekend, nie chciałam go psuć - zgrzytnęła zębami, wzruszając do kompletu nerwowo ramionami,ale szybko się ogarnęła. Wzięła rękę rudzielca i podniosła ją trochę do góry.
- Panie poruczniku, to specjalistka Willma Wilson - powiedziała z czułością i dumą - Moja siostra z 7th ICEC. Ona pamięta… Willy, to porucznik Rodney. Próbuje poukładać moje papiery i dość co się stało pod Fargo - uśmiech się jej trochę zważył - Ja mu nie mogłam pomóc z tym.

- Dzień dobry panie poruczniku. - Wilson przywitała się jak z oficerem należało. W przeciwieństwie do swojej dziewczyny wciąż była na służbie i w mundurze a on w końcu był porucznikiem. Ale przywitanie było w dość przyjaznym dla obu stron tonie. Obie siedziały obok siebie gdy czarnowłosa przedstawiła po co tutaj przyszły. Porucznik słuchał, kiwał głową i wziął do reki podaną mu teczkę. Otworzył ją i zaczął oglądać co tam się dzieje. Słuchał też tego co sierżant w stanie spoczynku mówi.

- Aha. Czyli to służyłyście razem? Ostatniego lata też? To wiesz co tam się wydarzyło? Bo tutaj u nas mamy bardzo duże braki z tą operacją. Jak zresztą za każdym razem jak blaszak zrobi nam jakąś niespodziewaną ofensywę. - porucznik pytał Wilmy a ta za każdym razem kiwała twierdząco głową. Widząc, że dokumentów jest zbyt dużo aby je od ręki przeczytać chwycił za telefon wzywając jakąś Jenny.

- Dobrze, pozwolisz, że sobie skseruje te dokumenty? Przejrzę je później na spokojnie a będziesz mogła zabrać swoje. Dobrze, że udało ci się je uzyskać. To nam bardzo pomoże w odtworzeniu twojej służby. - tym razem zwrócił się do czarnowłosej kobiety pokazując na teczkę z dokumentami jakie mu przyniosła.

- Tu jest wizytówka. Chciałabym pana wykorzystać poruczniku, o ile to nie problem. - popukała kartonik zatknięty za gumkę teczki, uśmiechając się czarująco - Gdyby był pan taki kochany i wysłał podsumowanie dokumentacji medycznej jako oficer zajmujący się moim przypadkiem, byłabym naprawdę bardzo wdzięczna. - popukała palcem w kartonik - Kapitana bardzo interesowało moje fizyczne podobieństwo do jednej z zabitych żołnierzy NYA, czegoś szukał, ale tego nie znalazł - wzruszyła ramionami - Niemniej aby nie szukał dziur w całym lepiej by wyglądał pański podpis i pieczątka pod taką przesyłką. Sto procent pewności że nikt przy tym nie manipulował. - Druga sprawa. Mówił pan, że jeśli dostarczę dowody na przebyte szkolenia i wysługę podniesiecie mi rentę i dacie wyrównanie… taadaaam - łypnęła na teczkę - Wszystko jest w środku… i w sumie to może po zapoznaniu wyda mi pan szczerą opinię czy bym się nadawała… - przełknęła ślinę - Do roboty na pół etatu gdzieś u nas, przy kamaszach. Głupio tak marnować szkolenie skoro już mnie wyszkoliliście, a praca z ramienia sektora cywilnego jako mechanik albo inny łeb od sprzętu - rozłożyła ramiona - Czemu nie? Mogłabym nawet gadać do kotów. Póki nikt nie strzela to mi nie wywala korków i jest ok. Prawda Willy? - mrugnęła do rudzielca.

- O tak panie poruczniku, Lamia potrafi bardzo dobrze pracować ustami i ma niesamowity dar do przekonywania. - Wilma potwierdziła słowa Rybki bez mrugnięcia okiem udając, że nie dostrzega jak to dwuznacznie zabrzmiało. Zanim porucznik się zdecydował jak zareagować drzwi się otworzyły i do środka weszła całkiem zgrabna pani kapral w wojskowej spódnicy może o palec kończącej się za wcześnie niż powinna. Przez co widać było kawałek ponad kolana.

- O Jeny, dobrze, że jesteś. Weź proszę tą teczkę i skseruj mi te dokumenty. A potem przynieś bo sierżant Mazzi chciałaby te dokumenty z powrotem. - wyjaśnił Rodney co podwładna powinna teraz zrobić. A ta chociaż się starała to jednak nie zdołała tak całkiem ukryć zdziwienia jak porucznik tą siedzącą w mini i pończochach kobietę nazwał wojskowym stopniem.

- Dobrze, panie poruczniku, ja pójdę to skserwować i zaraz będę z powrotem. - oznajmiła szefowi i ruszyła do wyjścia.

- Tak, z tym wyrównaniem no to zobaczymy po tych dokumentach. Jak masz ukończone kursy czy inne takie za jakie należą się jakieś dodatki to oczywiście dostaniesz wyrównanie. Nie bój się, nie zostawimy cię bez pomocy. W końcu jesteś naszym weteranem frontowym. - powiedział uspokajająco na znak, że w administracyjnym trybie to może nieco potrwać zanim tryby biurokracyjnego molocha wskoczą na właściwe miejsce ale skoro się ruszyły to w końcu wskoczą.

- A ze szkoleniami i pracą do nas to bardzo chętnie. Przydadzą nam się tak doświadczeni weterani. Do szkolenia nowych żołnierzy, do instrukcji i tak dalej. Tu masz formularz. Wpisz swoje umiejętności jakie byś mogła wykładać jako szkoleniowiec. Nie musi być teraz, w dowolnej chwili. Jak będziesz gotowa przynieś do mnie albo zostaw w recepcji. - podał jej jakiś arkusz papieru wypełniony pytaniami i tabelkami. Wyglądał jak standardowy formularz kwalifikacyjny. Podobnych używało się często przy prawie każdej operacji biurowej.

- Ale przyznam, że trochę nie bardzo rozumiem o co chodzi z tym fizycznym podobieństwem. Jesteś do kogoś podobna? - zapytał z miną jakby nie bardzo rozumiał wątek poruszony przez sierżant w stanie spoczynku.

Przyjmując formularz Mazzi musiała się mocno powstrzymywać aby nie zacząć rechotać bądź co gorsza nie palnąć czegoś odnośnie testowania kotów i przekazywania im przydatnych umiejętności typu tych trenowanych intensywnie ze Stevem i resztą oddziału podczas niedzielnej imprezy. Albo wczorajszej...
- Byłam podobna - powiedziała spokojnie - Do kapral z NYA. Ten kapitan z wywiadu ma pamięć do twarzy, widział jej teczkę oznaczoną KIA… a potem po jakimś czasie zobaczył moją twarz na tych dokumentach - wskazała kciukiem za sekretarką która wyszła z teczką - Niestety nie pamiętam za wiele, a to co pamiętam kapitanowi przekazałam. Niestety nie mam pojęcia jak zareagował, bo grzebanie we wspomnieniach wywaliło mi korki i wskoczyłam pod Fargo - rozłożyła bezradnie ręce - Wróciłam to już go nie było. Ponoć szybko się zawinął kiedy zobaczył że mi odwala. - parsknęła - Zapobiegaczy człowiek.

- Ah tak… - Rodney skinął głową i złożył dłonie na biurku. Pomyślał chwilę nad tym wszystkim stukając palcami wskazującymi o siebie.

- NYA? No to sojusznicza jednostka ale oni jednak mają własną administrację. A pamiętasz może kim była tamta kobieta? Bo jakbyśmy coś mieli może udałoby się coś sprawdzić. Bo to, że mogłaś być podobna do kogoś innego samo w sobie niewiele znaczy. Podobno każdy z nas ma jakiegoś sobowtóra na świecie. Zwłaszcza jak tamta już nie żyje. No a czy ktoś jest do kogoś podobny to dość subiektywne zdanie. Jak się polega na zdaniu jednej osoby. - porucznik potraktował te słowa chyba jako ciekawostkę. Ale niezbyt ona wpływała ani na byłą ani na obecną sytuację poszkodowanej pani sierżant co już nie była zdolna do służby liniowej. Ale jeszcze mogła się przydać jako szkoleniowiec.

- A ty pamiętasz kogoś podobnego do Lamii? Zwłaszcza kogoś z Nowojorczyków? - zwrócił się do Wilmy patrząc na nią pytająco. Specjalistka jednak rozłożyła tylko ramiona i pokręciła głową, że nie.

- O nie, moja Lamia jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Nie wierzę aby trafiła się gdzieś druga taka jak ona. - podoficer roześmiała się dając znać, że nie wierzy w jakieś podobieństwa albo po prostu jej nie obchodzą skoro odzsykała swoją Rybkę i ta jest znów cała i żywa tuż przy niej. Złapała nawet jej dłoń pomachając aby się nacieszyć tą bliskością.

Saper popatrzyła na nią z całą falą czułości i wdzięczności. Podniosła ich złączone dłonie żeby złożyć na tej bledszej pocałunek. Mrugnęła do niej.
- Kapral Robin Harris...tyle wiem - zwróciła się do Rodneya - Kapitan Flores miał szukać dalej. Ale to nie pierwszy raz kiedy nas pomylono. - przymknęła oczy - Raz, w szpitalu polowym, pewien żołnierz myślał że jestem Robin. Pamiętam jego twarz wyrwaną z kontekstu… popracuję nad tym.

- Aha. Kapral Robin Harris. Z NYA. A nie pamiętasz z jakiej jednostki? I kapitan Flores. Też z NYA? - Rodney wyglądał jak detektyw albo jakiś pies myśliwski co złapał świeży trop. W miarę jak mówił jego długopis zapisywał te nowe dane na kartce. Drzwi zaś się otwarły i do środka wróciła Jeny.

- Proszę panie poruczniku. - dziewczyna oddała mu teczkę jaką stąd zabrała a sama nachyliła się nad biurkiem aby pokazać mu skserowane dokumenty. Oboje chwilę je przeglądali sprawdzając czy będą czytelne co Wilma skorzystała aby obciąć wzrokiem figurę sekretarki i wskazać ją wzrokiem swojej dziewczynie.

- O dobrze, to chyba powinno wystarczyć. A weź Jenny jeszcze sprawdź mi prosze te nazwiska. Kapitan Flores i kapral Robin Harris. Robin to kobieta. Może być z wyglądu podobna do sierżant Mazzii. - porucznik skorzystał z okazji i podsunął sekretarce właśnie zapisane nazwiska. Ta nachyliła się aby je sobie zapisać do swojego notesu.

- Kapitan Flores jest z Fort Dodge… dochodzeniówka albo nasz wywiad. Wie pan poruczniku, oczka jak kalkulatorki - wzdrygnęła się, a potem dyskretnie puściła oko swojej dziewczynie. Fajną miał Rodney tą sekretarkę.
- Reszty nie pamiętam, sir. Ale jeśli sobie przypomnę od razu panu zamelduję.

- Dobrze. To my postaramy się zrobić co się da. Ty postaraj się wypełnić ten formularz i dostarcz go jak będziesz mogła. A ja wyślę ci wkrótce wiadomość co wyszło z tymi twoimi papierami. - porucznik pokiwał głową a Jenny znów wyszła z pokoju. Zaś on sam sprawiał wrażenie jakby był gotów się zająć sprawą starszej sierżant ale musiało to się toczyć w ustalonym, biurokratycznym trybie. Zostawało czekać na swoją kolei i mieć nadzieję, że nim przyjdzie odpowiedni rozkaz, zostanie jeszcze ktoś aby go wysłuchać.




Gdy wiedziało się jak jechać i miało furę, nagle całe miasto stawało się naprawdę przytulnym, niewielkim ośrodkiem, gdzie wszędzie jest blisko. O wiele wygodniej jechało się własnymi czterema kółkami, wystawiając przez otwarte okno rękę aby łapać w rozcapierzone palce pęd powietrza. Pogoda rozpieszczała, dając się cieszyć cieplejszymi podmuchami mimo wrześniowej pory, a Lamia i jej dziewczyna chłonęły uroki podróży oraz własnego towarzystwa. Na dobrą sprawę temat ostatniej wizyty Mazzi w kołchozie wyszedł naturalnie, dziewczyna opowiedziała dokładnie o sobotnim poranku przy karciankach, bólu dupy i fochach Carol, nastawiającej resztę pokoju c-1-69 przeciwko nowemu burkowi z kojca obok. Więc burek ów w ramach odegrania ściagnął na nieprzyjazny teren trzy kociaki i odstawił show na stołówce, a potem ku ogólnej uciesze saperskiej bandy, zaznajomili się bliżej z miejscowym technikiem do akompaniamentu pękających pośladków tej, co najbardziej Mazzi zalazła za skórę.
-... właśnie dlatego wieziemy te zdjęcia - popukała paluchem w kopertę z szarego papieru leżącą na wielkiej torbie z wałówką - Przy okazji poprosimy Oliego czy by nie wpadł nam pomóc z remontem na gwałt że się tak wyrażę. Na pewno miło nas wspomina, pójdzie łatwiej. Z Rambo też zagadamy i Royem - teraz popukała palcami w części prowiantową przesyłki - Leżeliśmy razem w szpitalu, swoje chłopaki. Obiecałam że jak niczego nie odjebią i szybko wyjdą, to ich się zabierze w miasto na balety… polubisz ich - popatrzyła na Willy z ciepłym uśmiechem - Też chujowo oberwali, jednak nie tracili nigdy pogody ducha - zawiesiła się, spoglądajac przez przednią szybę - A jak tobie poszło tutaj? Mnie chyba w końcu wyjebali, albo Betty serio pogadała z doktorem Brennem aby jej dał nade mną opiekę. Bo już ani żetony ani policja za mną nie latają, a z tak nasranymi papierami muszę mieć opiekuna i zapewnioną opiekę. Może naprawdę pogadała z dociem. Nie zdziwiłabym się. Ona zawsze dotrzymuje słowa.

- Jak się podkurowałam to wyniosłam się. Dom starców. Nie mogłam tu wytrzymać. A u nas są koszary to można tam mieszkać. Poza tym robota w drodze to można zapomnieć i zająć się bierzącymi sprawami. - Wilson jako kierowca miała zdecydowanie większą wprawę niż Eve. I jeździła bardziej jak Steve niż pani fotograf. Szybkość zdawała się sprawiać jej przyjemność. Wprawnie wymijała kolejne pojazdy i konne wozy. I te zaparkowane i jadące. Aż zatrzymała się z finezją na parkingu przed kompleksem dawnego uniwersytetu gdzie akademiki przerobiono na dom dla poszkodowanych na wojnie żołnierzy. Może nie było tu luksusów ale podstawowe warunki bytowe mieli zapewnione i to na koszt armii. Na Froncie to każdy marzył chociaż o czymś tak luksusowym jak własne łóżko i kąt do spania a tu dostawał to w podziękowaniu za swoją służbę i poniesione ofiary.

- Nie jest zła ta fura. Trochę ma coś z zawieszeniem przedniego, prawego koła. Trzeba będzie zajrzeć. Ale na razie może być. - oznajmiła czarnulce wysiadając z nowego auta. Po czym spotkały się po obejściu fury i śmiało ruszyły w stronę głównego wejścia. Jak na jesienny dzień to była całkiem słoneczna pogoda. Chociaż już nie tak ciepła jak letnie miesiące. Wilma bezczelnie wzięła pod rękę ślicznotkę idącą obok jakby chciała podkreślić swoje prawa własności. W tem nagle parsknęła śmiechem gdy już były przed samymi drzwiami do recepcji.

- Ciekawe czy ten śpioch jest tam jeszcze. Zapomniałam jak on się nazywał. Taki stary Murzyn. Chyba trochę nie ogarnia co się dookoła dzieje. Ale właściwie to był całkiem sympatyczny. Do mnie i do innych dziewczyn zawsze mówił “panienko” to się czułam jak mała dziewczynka. - powiedziała wesołym tonem do Lamii gdy szły raźno obok siebie. Mijały innych domowników albo oni ich mijali. I podobnie jak w biurze wojskowym o ile jeszcze panna w mundurze wydawała się być tu zrozumiałym widokiem to długonoga czarnulka w krótkiej kiecce już znacznie mniej. Chociaż nie zmieniło się to, że spora część weteranów była w zwykłych ubraniach i mało kto był w mundurze. Jak już to w spodniach które były uniwersalne i wygodne także jako spodnie na co dzień albo robocze.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline