Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2021, 22:36   #240
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Saper zaśmiała się wesoło, wachlując rzęsami na towarzyszkę. Niosła kopertę ze zdjęciami, a po posłaniu basseciego spojrzenia Willy zgarnęła pakę prowiantową, więc szły teraz: ruda z nonszalancko przerzuconym przez ramię tobołkiem i czarnowłosa przyklejona wdzięcznie do jej wolnego boku.
- Chodzi ci o Freda? - spytała, puszczając oko do jednego z mijanych weteranów - O tak, taki flegmatyczny, uczciwy i poczciwy. Też go lubiłam jak tu byłam. Wciąż go lubię - przyznała, wyjmując z paczki dwa papierosy. Odpaliła je, wciskając jeden między wargi swojej żołnierki - Ale tak, dobrze stwierdziłaś… Dom starców. - zaciągnęła się, dmuchając dymem do góry - Ciekawe czy Rich ciągle tu garuje. Ostatnio jak zwijałam mandżur to się z nim pokłóciłam, a potem ryczałam przez ścianę że to ja powinnam zostać pod Fargo a nie chłopaki i chcę umrzeć ale nie mogę bo obiecałam komuś że będę żyć i nie odwalę niczego równie głupiego. - prychnęła dymem gdzieś w bok - Miałam gorszy dzień.

- Ale dziś masz mnie i lepszy dzień. - Wilson pocałowała usta swojej dziewczyny po czym pchnęła drzwi i znalazły się w recepcji. Fred wciąż tam był jakby nigdy się stąd nie ruszał. Co chyba rozbawiło Wilmę bo posłała Lamii rozbawiony uśmiech ale dalej parła wprost na recepcję.

- Cześć Fred! Jak leci? - zagaiła wesoło z miną jakby czekała na coś zabawnego. Stary Murzyn wyglądał na zaspanego. Ale zawsze tak wyglądał jak to i Lamia pamiętała z krótkiego swojego pobytu w tym miejscu.

- A leci, leci. Dzień dobry panienko. Co panienka sobie życzy? - zapytał jakby próbował zogniskować swoje spojrzenie na niej i jej towarzyszce.

- Hej Fred, dobrze wyglądasz - brunetka powiedziała równie pogodnie, kładąc na blacie jego biurka tabliczkę czekolady - Możesz zobaczyć przez radio gdzie jest Oli? Technik, naprawia co tu chłopaki nie porozwalają. Musimy z nim pogadać.

- Panienka też miła. - Fred pokiwał głową i z ciekawością wziął tabliczkę czekolady. Oglądał ją z zaciekawieniem. - A Oli tak. Oli jest. Jest zajęty. Zawsze ma dużo pracy. To duży obiekt. Dużo mieszkańców. Zawsze się coś psuje. A on naprawia. - pokiwał głową jakby mówił do czekolady trzymanej w swoich pulchnych palcach. Wilma zmrużyła oczy bo wydawało się jakby Murzyn nie do końca ogarniał co do niego powiedziała Lamia. Ale jednak sięgnął po krótkofalówkę i wezwał technika. Ten zgłosił się i czekał po co został wezwany. Powiedział gdzie jest i, że albo goście przyjdą do niego albo niech poczekają aż on przyjdzie. Ale trochę brzmiało jakby nie bardzo mógł lub chciał przyjść.

- Dobra to ja wiem gdzie to jest. To my się przejdziemy do niego. To tam na sali gimnastycznej? To chodź Rybka idziemy. - dziewczyna Lamii przejęła inicjatywę widząc, że lepiej chyba będzie wziąć sprawy w swoje ręcę. A i Fred nie robił im trudności. Złapała za dłoń Lamii i pociągnęła ją w stronę korytarza.

- Jeszcze sekundę Willy - saper jednak stała dalej w miejscu. Nachyliła się nawet nad blatem. Jeszcze jedną prośbę mam Freddy - Mojego kumpla wreszcie wypisali ze szpitala i tutaj przenieśli. Kapral David Hadley. Będziesz taki kochany i pomożesz mi go znaleźć? Który ma pokój? Przyniosłyśmy mu ciuchy, wałówkę i parę kocy żeby mu się tu dobrze mieszkało.

- David Hadley. Hadley David. Już sprawdzam panienko. Już sprawdzam. - starszy mężczyzna swoim ślimaczym tempem puścił wreszcie podarowaną czekoladę i w zamian wziął się za jakiś rejestr. Sądząc po minie specjalistki to uznała, ze szukał dość długo. Parę osób zdążyło ich minąć wchodząc lub wychodząc przez drzwi. Dwójka kobiet, w tym jedna w krótkiej, czarnej kiecce niezmiennie przykuwała ich uwagę i ciekawość. Aż wreszcie Fred znalazł co trzeba. Blok D, pierwsze piętro, pokój 89.

- To gdzie chcesz iść najpierw? - Wilma zagaiła Lamię opierając się w bezczelnej pozie dwoma łokciami o blat recepcji ale zwracając ku niej głowę.

- Och, to taki ciężki wybór - ta szybko podjęła zabawę, lecz najpierw pocałowała starego Murzyna w policzek.
- Dziękuję Freddy, jesteś taki kochany i dobry człowiek - dodała z autentyczną wdzięcznością nim nie wróciła uwagą do rudego szczęścia tuż obok. Kołysząc biodrami zrobiła te trzy kroki, by móc stanąć frontem do oponentki.
- O czym to… a tak… - zaczęła mruczeć niskim głosem, poprawiając kołnierzyk kurtki dziewczyny. - Chyba… to takie ciężkie, skupić się jak mnie tak perfidnie rozpraszasz - dodała tonem skargi łapiac kurtkę za poły i zjechała dłońmi niżej, aż do wysokości bioder w spodniach. Wtedy też naparła swoimi biodrami, ręce podnosząc by przeczesać kasztanowe włosy i finalnie spleśc je na ramionach łącznościowca.
- Najpierw Oli - mruknęła jej prosto w twarz, pocierając końcem nosa o jej nos - I tak na nas czeka, potem poszukamy Davida. Ten może być gdziekolwiek, więc zmarnujemy trochę czasu by go znaleźć… poza tym co ty na to abym ci postawiła obiad za to dzielne noszenie gratów? Jakaś nagroda musi być - końcówkę wyszeptała jej praktycznie prosto w usta.

- Słyszałam coś o jakichś lodach. W najlepszej lodziarni w mieście. A wiesz, że w tej budzie to jak się człowiek tam zamknie to z zewnątrz niewiele widać? Nawet w środku miasta. No może jak jakieś jęki albo zgrzytanie resorów. Takie rytmiczne. Może zdradzać co się w środku dzieje. - Wilma wydawała się nadawać na tych samych falach co Lamia. I mieć zbieżne z nią plany mocno lubieżne. Też mruczała słodko do swojej dziewczyny głaszcząc jej włosy i dając się jej dotykać. A ten dotyk i bliskość wyraźnie jej się podobał i nakręcał. Tak bardzo, że w końcu roześmiała się i szepnęła jej do ucha.

- Dobra, chodźmy już bo cię zaraz zerżnę na tym biurku i znów chryja z pałami będzie! - powiedziała wesoło zgarniając ją ze sobą i dając jeszcze klapsa na rozpęd. Po czym ruszyły we dwie korytarzami starej uczelni. Teraz zamiast studentów i profesorów chodzili tu inni pensjonariusze. Niektórzy zdradzali wojskowe pochodzenie elementami ubioru albo chociaż nieśmiertelnikami jakie większość nadal dumnie nosiła na szyi. Ale po części wyglądało to jak szpital albo miejsce do rehabilitacji. Wojna zebrała swoje żniwo i odnazyczła co niektórych na zawsze i z daleka. A to ktoś bez palców, to bez nogi, z opaską na oku czy widocznymi poparzeniami. Lub cały ale wyraźnie słaby pomimo młodego wieku. Wilma prowadziła Lamię chętnie nie zwracając na mijanych i mijających większej uwagi. Aż nie dotarły do schodów jakie właściwie mijały ale jakiś klekot zwrócił ich uwagę.

- Kurwa mać! - doszło ich z góry rozzłoszczone i zirytowane przekleństwo. Ale w oczy rzuciła się zsuwająca się po schodach noga. Plastikowa noga z paskami do mocowania w kolanie. Zaś na półpiętrze stała oparta o ścianę czarnoskóra kobieta. Młoda i w wieku akurat jak na wojnę. Z irytacją patrzyła na tą nogę co się zatrzymała pół schodów dalej a sama opierała się jedną ręką o ścianę dla złapania równowagi. Wydawała się młoda i zgrabna. Na ulicy na pewno by przykuwała spojrzenia. Ale teraz brakowało jej jednej nogi w kolanie. Więc stała tylko na jednej.

Kobieta od razu skojarzyła się Lamii z jednonogim kumplem ze szpitala. Zadziałał odruch, albo po prostu zwykła empatia. Saper wyplątała się spod ramienia swojej Bękarcicy i stukając wysokimi szpilkami po podłodze, potruchtała po protezę. Kątem oka obserwowała czarnoskórą weteran, widziała jej złość aż nazbyt wyraźnie wymalowaną na twarzy. Widząc ją nie szło nie myśleć że w nieszczęściu Mazzi miała farta jak jasna cholera. Jej blizny i rany wojenne były schowane głęboko pod skórą, a ślady po oparzeniach na ramionach i boku robiły się coraz bledsze, zresztą na to wystarczył puder.
- Hej aniołku, wyprzedziłaś mnie! - zawołała wesoło do obcej, kucając aby podnieść zagubioną nogę - Chciałam cię prosić o rękę… - zawiesiła głos, prostując się do pionu - Ale to też całkiem seksowna opcja. Zwłaszcza jak się popatrzy na pierwowzór i oryginał - wymownie obcięła zgrabną nóżkę barwy hebanu. Ruszyła bez ociągania w jej stronę.
- Willy kochanie będę klękać przed tym słodziakiem, ale to nie tak jak myślisz!

- No myślę. Też bym chętnie uklękła przed taką słodką czekoladką. Znajdzie się dla mnie jeszcze miejsce? - Wilma zgrabnie poszła w sukurs swojej dziewczynie i też podążyła za nią po schodach. I po chwili znalazły się we trzy na półpiętrze.

- Ojej, dawno mi tak nikt nie schlebiał. - nagła pomoc i to tak życzliwa wywołała uśmiech na twarzy czarnoskórej weteranki. Zrobiło się trochę tłoczno na tym półpiętrze ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało.

- A pomożecie mi to założyć? Bo jak siedzę to mogę sama ale jak stoję to nie bardzo. - poprosiła korzystając z takich dwóch, życzliwych ochotniczek skorych do pomocy potrzebującej. Podciągnęła nieco szorty jakie właśnie miała gdzieś trochę powyżej kolana. Na ciemnej skórze wciąż widać było ślady po uprzęży mocującej protezę. Lamia i Wilma mogły więc we dwie spróbować założyć ją ponownie.

- I podobają wam się moje nóżki? No mnie też! I lubię jak mi się ktoś nimi zajmuje. A już dawno nie miałam tak ładnych zajmujących się nimi. A w ogóle to jestem Larysa. Ale was to chyba nie widziałam tu wcześniej. W odwiedziny jesteście? - jak było widać z bliska Larysa musiała być zbyt blisko wybuchu. Bo na jednym boku twarzy widać było blizny jak po drobnych cięciach. Ale biorąc pod uwagę i chaos i układ to pewnie były szrapnele. Nieruchome oko też sugerowało, że jest sztuczne. Podobnie na ramieniu jakie wyglądało z krótkiego rękawa widać było drobne ślady. Ale zdawała się teraz nie zwracać na to uwagi i była zaciekawiona właśnie napotkanymi kobietami które klęcząc przy niej mocowały sztuczną nogę na jej udzie.

Dwie bękarcice zgodnie i wspólnie zaczęły kręcić protezą. Jedną ją trzymała, druga zaczęła się bawić w mocowanie jej odpowiednimi paskami.
- Jasne, masz świetne nogi. Widać że się znasz na rzeczy jeśli ci się podobają - Mazzi stwierdziła pogodnie i jak gdyby nigdy nic zostawiła odcisk ust na skórze uda poniżej linii szorów,a powyżej mocowanej protezy.
- Jestem Lamia, ale wołają mnie Księżniczka. A ta ślicznotka tutaj - cmoknęła rudzielca w policzek - To Willy, moja cudowna dziewczyna. Była już tutaj, w Domu. Wypisała się gdy dała radę, a mnie stąd chyba wywalili ze względów obyczajowych - zrobiła smutną minkę - nie wiem dlaczego. Przecież nie mogło chodzić o to że przyszłam ze swoimi foczkami na smyczy. - skrzywiła brwi i popatrzyła na Wilmę - Na pewno nie mogło chodzić o to, prawda?

- Nie słyszałam aby regulamin zabraniał chodzić foczkom na smyczy. - Wilma zmrużyła oczy jakby na poważnie się nad tym zastanawiała ale skorzystała z okazji i też pocałowała hebanowe udo Larysy. Chociaż jej usta nie zostawiły na niej tak wyraźnego śladu jak Lamii. Za to gdy ta ją przedstawiała zadarła do góry głowę i z uśmiechem potwierdziła jej słowa.

- Aaa! To wy? Słyszałam o tych smyczach! Jej ale to była heca! Cały dom potem o tym gadał! - Larysa roześmiała się wesoło po tym jak zrobiła duże oczy gdy coś jednak z wcześniejszej wizyty Lamii z wianuszkiem swoich dziewczyn jednak skapnęło do czarnoskórej. I chyba nie spodziewała się, że właśnie ona teraz przed nią klęczała i pomagała założyć tą protezę.

- I strasznie mi się podobał tamten numer. Macie jaja! I w tej pozycji też mi się podobacie. Lubię takie całuśne ślicznotki u moich stóp. No dobra, teraz tylko u jednej no ale wiecie o co chodzi. Może się jakoś umówimy na kawę czy co tam? - Larysa zapytała naturalnym, wesołym tonem jakby ta niespodziewana przeszkoda była okazją aby się lepiej poznać z obiema bękarcicami. Patrzyła na nich z góry z ciepłym uśmiechem i spojrzeniem jakby niespodziewanie świetnie się wpisywały w swoje preferencje na tyle, że było to warte bliższego poznania.

- Cały dom gadał… a coś konkretnie ciekawego? - sierżant łypnęła na Wilmę - Widzisz? Zawsze mówiłam że te chłopy to gorzej niż baby, a trepy już w ogóle zakrzywiają w temacie czasoprzestrzeń - pokiwała mądrze karkiem i dorzuciła do czarnulki - A nie chciałabyś wpaść dziś na koncert Rude Boya i jego ekipy? Pies trącał tych szarpidrutów, będzie okazja wypić browara, trochę się zabawić i bliżej poznać. Mieszkamy niedaleko, więc o nocleg się nie martw, w naszym łóżku zawsze znajdzie się miejsce dla zbłąkanego wędrowca - ostatni raz szarpnęła troczki protezy i widząc że siedzi porzanie, wstała powoli - Poza tym jak lubisz gdy ktoś ci się zajmuje stopami koniecznie musimy cię spiknąć z Val - teraz popatrzyła na drugą bękarcicę - Absolutnie musisz wieczorem z nami wypaść na ten koncert i nie przyjmujemy odmowy. Po prostu podobny zwrot nie znajduje się w naszym słowniku.

- Tak, lubię jak ktoś mi się zajmuje stopami. - Larisa roześmiała się serdecznie rozbawiona tą przypadkową rozmową i zaproszeniem na wspólne zwiedzanie łóżek i koncertów. - A kto to jest Val? - zapytała patrząc już normalnie gdy obie bękarcice też już wstały i wróciły do pionu.

- Ona jest kelnerką w “41”. Taka knajpka. Uwielbia zajmować się stopami. Taka ładna blond dredziara. - wyjaśniła Wilma wesołym tonem kim jest kobieta o której wspomniała jej dziewczyna.

- W “41”? Wiem gdzie to jest. Chociaż tylko przejeżdżałam i nie byłam w środku. I mają tam takie fajne kelnerki co lubią zajmować się stopami? Jej to szkoda, że nie wiedziałam. Wpadłabym tam wcześniej. - humor Larysie dopisywał i powoli zaczęła schodzić po schodach. Było widać, że kroczenie na tej sztucznej nodze jest dla niej jeszcze dość kłopotliwe. Schodziła w tempie małego dziecka które dopiero opanowało sztukę chodzenia. Ale rozmowa z sympatycznymi dziewczynami widocznie pozwalała jej się skoncentrować na czym innym niż własne ograniczenia.

- Ale tego Rude Boy’a nie znam. Kto to jest? I gdzie ten koncert? - zapytała gdy zbliżała się do połowy schodów.

- Wiesz co? Może ja po prostu przyjadę po ciebie. Teraz jak już mamy furę to żaden kłopot. - Wilson trochę tak ni to pytała ni proponowała zwracając się właściwie do obu pozostałych kobiet. Bo może do szpitala gdzie był garaż punkowców w których robili próby nie było jakoś daleko ale widząc jakie kłopoty Larysa ma z poruszaniem się to ona mogła mieć na to inną perspektywę.

- O. No to jak mi załatwicie transport to możemy się umówić. Na ten koncert, łóżko i resztę. Dawno się nie umawiałam. Najpierw szpital a teraz tutaj. No jak idę po prostym to jeszcze. W tym tygodniu odrzuciłam kulę i staram się nauczyć chodzić na tym. No ale same widzicie jak mi wychodzi. Teraz miałam iść na siłkę. Coś trzeba robić aby nie zwariować. - wyjaśniła jak ona to widzi i akurat skończyła schodzić po schodach. Jak wyszła na równą podłogę to rzeczywiście przyspieszyła i trochę kuśtykała ale jednak można to już było uznać za spokojne, spacerowe tempo.

- Ej, to i tak zajebiście ci idzie z tym brykaniem! - saper odparowała szczerze, biorąc czarnulkę do środka między siebie i Wilmę której tylko puściła psotne oczko. Niby od niechcenia zaczęła grzebać w papierowej kopercie - Tutaj w większości sztywniaki, ale nie wszyscy jak widać. Chodź, poznamy cię z Olim jeśli jeszcze go nie znasz. Znaczy pewnie znasz i kojarzysz, może gadałaś. Technikiem tu jest. Naprawia co ci geniusze - zatoczyła wzrokiem symboliczne koło -... zepsują. Też całkiem zabawowy - pusciła jej oko, pokazując jedno ze zdjęć jakie niosły z Willy technicznemu. Te, gdy jest obramowany przez nagie, roześmiane kociaki o świecących oczach i zaczerwienionych przyjemnym wysiłkiem policzkach. Wszystkie lepiły się do niego, a on miał minę wyjątkowo zadowolonego z życia samca - A to Val - wskazała kiwnięciem głowy na blond dredzika na zdjeciu.

- Ooo… - czarnoskóra weteran szła spacerkiem i chętnie sięgnęła po te podane jej fotki. Obejrzała je z zainteresowaniem.

- To jest ta Val? Ładna. I lubi zajmować się stopami? Myślicie, że moimi też by chciała? - Larysa pytała jakby pierwsze wrażenie ze zdjęcia naga Val zrobiła na niej bardzo pozytywne.

- Jej i to wy? Znaczy ciebie to nie ma. Ale jesteś ty i Val. No i Oli. Tak, znam go. Jest całkiem sympatyczny. Jak jeszcze chodziłam o kulach zamontował mi klamkę niżej. Jak dla dzieci teraz wygląda. Ale dzięki temu łatwiej mi było do niej sięgać jak chodziłam o kulach. To widzę też go poznałyście? No ciekawe ja go nie znam od tej strony. No ale do niedawna to trudno mi było zwlec się z łóżka to niewiele mnie to obchodziło. Ale już mi lepiej. Zaczęłam chodzić na siłkę. Bo jak wyciskasz na ławeczce albo robisz skłony no to brak nogi ci nie przeszkadza. No i jest co robić. A mam się jakoś ubrać na ten koncert? - zapytała na koniec jak znów opowiedziała trochę o sobie i swoich opiniach. Zdjęcie z zabawy z Olim widocznie jej się spodobało bo oglądała je z ciekawością i uznaniem jakby była pod pozytywnym wrażeniem z takiego spotkania uwiecznionego na fotce. W międzyczasie doszły już do siłowni bo widać było napis i drzwi do niej prowadzące.

- Właśnie idziemy do niego. Fred mówił, że jest na sali gimnastycznej. - wyjaśniła Wilma machając w stronę dokąd szły.

- O tak, Oli taka dobra dusza - Mazzi przytaknęła sakramentalnie, z pełną powagą - Ratuje damy w potrzebie, robotny, uczynny. Nie każdy bohater nosi pelerynę. Chodź, chodź, nie peniaj. Pogadamy, pośmiejemy się. Śmiech zawsze na propsie, lepszy niż smętne spuszczanie nosa na kwintę, co nie? - zabujała brwiami - A strojem się nie przejmuj. Pełna dowolność, a w razie czego mam całkiem sporo punkowo-wywrotowych ciuchów w szafie. Obroza też by się znalazła - zrobiła mądra minę stając przed drugimi drzwiami z napisem “sala gimnastyczna” - Nawet ze trzy.

- O. Obroże też macie? - Lamii znów udało się zaskoczyć nową znajomą. I to chyba w pozytywny sposób.

- Obroże, smycze i całkiem sporo innych zabawek. Jak zostaniesz na noc to ci wszystko pokażemy i będziesz się mogła pobawić i posprawdzać sama. - Wilma potwierdziła słowa Rybki i nieco rozwinęła jej wypowiedź. A we trzy weszły już na salę gimnastyczną gdzie było trochę pusto a trochę pełno. Larysa oddała Lami zdjęcie.

- No to jak tak to przyjeżdżajcie. Na którą się umawiamy? Jej! Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na koncercie! A uwielbiam tańczyć i się ruszać! - roześmiała się wesoło jakby już się cieszyła na takie spotkanie nawet gdyby z tych łóżkowych spraw nie brać pod uwagę. Mimo braku płynności ruchów i pewnej niezdarności spowodowanej protezą wydawała się być pełną życia i radości osobą jaka znów powoli wracała do życia pełną piersią. A sądząc po wyglądzie koszulki miała czym oddychać. Zatrzymała się jednak chcąc jeszcze wiedzieć jak dokładnie mają się umówić na dzisiejszy wieczór. A wtedy Lamia dojrzała Rambo. Siedział na ławeczce i pilnie machał hantlą na swojej jedynej ręcę. Wydawał się na tym skoncentrowany i nie zwracał uwagi na innych użytkowników sali.

- Myślę że koło 19:30-20:00 wpadniemy tylko coś ogarniemy na mieście… wcześniej nie ma co bo zanim te punkowe tromboloty się zbiorą w sobie trochę minie, a jeszcze trzeba im głośniki podłączyć… - saper zaczęła mówić i urwała nagle, bo jej oczom ukazała się znajoma gęba.
- Rrrrambo! - wydarła się dziko, szczerząc po wariacku zęby. Ze śmiechem zaczęła truchtać na obcasach prosto w kierunku ćwiczącego kumpla pamiętając aby odpowiednio efektownie przebierać nóżkami i kręcić tyłkiem dla lepszego efektu. Rozkładała przy tym szeroko ramiona chcąc go w nie porwać mimo dzielącej ich odległości.

- O. Lamia? - Dave słysząc taki wrzask obejrzał się kto go woła i widocznie rozpoznał kto. Ale jakoś nie zmniejszyło to wyrazu zdziwienia na jego twarzy. Wręcz przeciwnie. Ale szybko się ogarnął rzucając hantle na podłogę a sam ruszył na spotkanie nacierającej czarnulki. Po czym objął ją mocno nieco niesymetrycznym chwytem aż mogła poczuć jego silne, rozgrzane treningiem ciało. Puścił ją jednak szybko i roześmiał się wesoło.

- Co tu robisz? Nieźle wygladasz. A właśnie! To ty przyprowadziłaś tu kiedyś jakieś laski na smyczy? Rany, szkoda, że nas tu wtedy nie było! Jak z Roy’em mówimy wszystkim, że was znamy to nam kurde nie wierzą! - okazało się, że numer ze smyczami był w Domu Weterana na tyle znany, że obaj byli podopieczni Betty nawet jak przyszli jakiś czas po nim to widocznie i tak o nim słyszeli. W międzyczasie podeszły do nich Wilma i Larysa uśmiechając się obserwując to spotkanie.

Była sierżant wydawała się tryskać niepohamowaną radością. Co chwila łapała mężczyznę za rękę, klepała go po ramieniu, albo przekładała własne ramię przez jego kark aby poczochrać mu ciemne kłaki. Poprawiała mu koszulkę, strzepywała jakieś niewidzialne paprochy az wreszcie wycałowała po policzkach.
- Jak to co tu robię?! - spytała żeby odpowiedzieć nie czekając na jego reakcję - Wpadłyśmy z moją Gwiazdką aby dostarczyć wam zaopatrzenie na utrzymanie przyczółka wywiadowczego na tym terenie - wskazała na rudzielca z wielką torbą - Willy kochanie poznaj Davida. On, Roy i Daniel dołączyli mnie do oddziału w szpitalu kiedy się obudziłam. Rambo poznaj Willy, moja siostra z oddziału i moje serce poza kamaszami - wychyliła się żeby cmoknąc czule drugą bękarcicę. A następnie przeszła do dalszej prezentacji - A to Larysa, spoko laska i taaaakaaaa focza. - ostatnie dodała teatralnym szeptem, wymownie bujając brwiami gdy patrzyła na żołnierza - Też tu mieszka, więc wiesz. Masz do niej najbliżej i już ci zazdroszczę - pokazał mu język - A właśnie, gdzie Roy’a zgubiłeś? - spytała aby nagle się roześmiać, machając symbolicznie ręką - Pamiętasz jak wpadłyśmy z dziewczynami uzupełnić wam zapasy i przyniosłyśmy coś słodkiego? Ja i Eve tobie, a Di Royowi? Noooo… wtedy właśnie wracałyśmy z tego kołchozu po małym wyprowadzaniu foczek na spacer. Nie ogarniam skąd taki szum, o foczki trzeba dbać. Niewyprowadzona foczka to nieszczęśliwa foczka - pokiwała głową i nagle dopowiedziała - Spokojna twoja rozczochrana. Chcesz to wpadniemy na stołówkę z tobą na szybką szamę i wtedy już nikt nie powie że nas nie znacie - dodała tonem jakby to było absolutnie nic wielkiego i całkowicie wykonalne - Tylko najpierw złapiemy Oliego. Romans do niego jest, widziałeś go gdzieś tutaj, skarbie? No i trzeba wam mandżur zanieść do pokoju.

Teraz z Wilmą zamieniły się rolami i to Wilson świeciła oczkami jak zakochana pannica do wspaniałej pani biznesmen. Larysa roześmiała się słysząc to wszystko i jak ją przedstawiła Lamia. A Dave to tak trochę jakby już nie wiedział na którą ma patrzeć i do której mówić. Ale jak już otworzył buzię to szło mu całkiem gładko.

- Znaczy my to się już trochę znamy. Przychodzisz tu na brzuch i górę. - powiedział zwracając się najpierw do swojej koleżanki z Domu. Widocznie znali się chociaż pobieżnie.

- A ty głównie na klatę i bicki. - Larysa zrewanżowała mu się podobną odpowiedzią.

- Się wie. Trzeba dbać o masę nie? - zaśmiał się nieco chrapliwie i tak samo jak wieki temu w szpitalu jak się z Lamią spotkali po raz pierwszy tak i teraz uniósł swoje ramię aby zaprezentować swoje muskuły. Rzeczywiście miał co prezentować i widocznie nie od dzisiaj znał się z tą czy inną siłownią.

- No tak, ja na masę to nie bardzo mam co startować do ciebie. - Larysa uśmiechnęła się ironicznie i podniosła brzeg swojej koszulki ukazując zgrabną kibić. Może na masę nie miała startu do Rambo ale na kobiecych kształtach jakoś jej niczego nie brakowało.

- Lamia takie stare dezele jak my to chyba nie mają tu czego szukać przy tej parze sportowców. - Wilma przyjęła teatralny szept dając znać pozostałej dwójce, że niekoniecznie one we dwie są tu po to by sprawdzać kto ma ile centymetrów tu czy tam.

- Jasne, jasne. To tak. Stołówka? To możemy pójść. Obiad chyba powinien już być. A Roy to gdzieś tu się kręci. Cherlak z niego to tu nie przychodzi. Ale mogę go poszukać. Ucieszy się jak was zobaczy. A Eve i Di to nie ma z wami? I eee… To już nie chodzisz z Eve? - David szybko podjął wątek zaczęty przez Lamię i starał się odpowiedzieć jak najwięcej z tego o co pytała. Wilma zasznurowała usta, gdy padło pytanie o chodzenie z Eve ale nie odzywała się niemo oddając Lamii pałeczkę w prowadzeniu tej rozmowy.

Saper popatrzyła wymownie na drugą bękarcicę i odgarnęła jej z twarzy kosmyk włosów czułym gestem.
- Chodzimy z Eve obie, Willy jest tak cudowna że aż grzech się nią nie podzielić z taką zdolną mordką jak Kociaczek - odparowała wesoło, by nagle westchnąć trochę nostalgicznie - Poza tym widziałeś Tygryska, ciężko go tak we dwie obrabiać, bo E. jest delikatna, a ze mnie wojenny weteran który przed niepełnym miesiącem wyszedł ze śpiączki. Na szczęście Willy się zgodziła aby nam go pomagać poskramiać, a ma do niego rękę… i nie tylko. Usteczka też, albo ten boski tyłeczek czy cycuszki - westchnęła tym razem rozmarzona - Teraz E musiała skoczyć do pracy, a Di ogarnia wyburzenie jednej ściany żeby Tygryskowi porządne lokum zrobić z porządnym łóżkiem. Musi być takie od ściany do ściany bo sie przestajemy mieścić, zwłaszcza jak nam foczki dodatkowe zadekują, a przecież tak nieładnie gości wyganiać na mróz czy kanapę, prawda? - powachlowała rzęsami.

- A… Aha… A… No tak, tak… Oczywiście… - sądząc po minie frontowego weterana to chyba nie wszystko z tych detali było dla niego jasne. Zwłaszcza, że Wilma go rozpraszała. Bo jak Lamia mówiła o jej atutach wojskowa specjalistka odwróciła się najpierw tyłem aby zaprezentować się z tej strony, potem znów przodem poprawiając sobie koszulę jakby ją nagle biustonosz zaczął uwierać a gdy była mowa o ustach posłała Rambo całusa. Więc nieco go to rozpraszało. Jednak i Larysa zmarszczyła brwi jakby nie do końca ogarniała kim są Eve i Tygrysek. Tu znów pomogła jej Wilson.

- Eve to ta druga blondynka na zdjęciu. Ta z krótkimi włosami. - wyjaśniła jej chociaż w ten sposób o kogo chodzi powołując się na zdjęcie jakie przed chwilą Lamia jej pokazywała.

- No to też ładna. - powiedziała z uśmiechem widocznie chociaż na razie nie przejmując się tymi rozkminami kto tu jest kto i kim dla kogo.

- No tak, to ten. To ja pójdę poszukać Roy’a. I co? Widzimy się na stołówce? - Rambo wybrnął jakoś z tej sytuacji proponując spotkanie z kuternogą na miejscu.

- A nie widziałeś Oliego? Miał tu gdzieś być na sali gimnastycznej czy co. Ten technik. - Wilson widząc, że David rzeczywiście zaczyna się zbierać do odejścia zapytała go o to samo co Lamia przed chwilą.

- A i chyba tam jest. Coś robi przy suficie. To tu obok. - pokazał na drzwi w bocznej ścianie opatrzone tabliczką, że tam jest właśnie pomieszczenie o jakiej mowa.

- No jasne, że zaraz się widzimy Mordeczko! - Mazzi ze śmiechem strzeliła otwartą dłonią prosto w męski kuper tak perfidnie odwrócony w jej stronę. - Zgarniaj Roya pod pachę i nie żryjcie za dużo bo wam jeszcze na deser bułki od Mario przywiozłyśmy!

Strzała w tyłek Rambo się chyba nie spodziewał bo odwrócił się na chwilę. Ale jednak przyjął to z humorem bo się roześmiał, pomachał palcem na pożegnanie i wyszedł tymi samymi drzwiami co dziewczyny właśnie przyszły.

- Ej ale z tą Eve to tak mu wkręcałyście? Tak? Że chodzicie z nią we dwie? - Larysa skorzystała z okazji by dopytać o ten detal. Zaś Wilma dała znać aby podejść chociaż do tych drzwi na salę gimnastyczną. Na pytanie czarnoskórej tylko się uśmiechnęła rozbawiona zdając sobie sprawę, że ich rodzina słabo wpisuje się w standard “on i ona” czy choćby nawet “ona i ona”. To pewnie nie były pierwsze rozmowę tego typu. Ale pozwoliła to wyjaśnić Lamii.

- To ten? - zapytała gdy stanęły we trzy w wejściu do sali ćwiczeń. Oli był łatwy do zauważenia. Stał na jakimś podnośniku jaki wyniósł kosz pod sam sufit i coś tam majstrował. Więc był na wysokości może pierwszego piętra i raczej nie zwracał uwagi na to co się dzieje poniżej. Ale to musiał być on. Zresztą mieszkanka Domu też pokiwała głową twierdząco gdy go rozpoznała.

Brunetka westchnęła cicho przez nos. Status związku “to skomplikowane ”wydawał się zbyt łagodnym określeniem. Przez moment główkowała jak to wyjaśnić łatwo i prosto, aż parsknęła krótko.
- Nie ściemniałam Rambo. Żyjemy we czwórkę: Willy, Eve, Tygrysek i ja. Śpimy ze sobą wszyscy i razem wspólnie mieszkamy, spędzając wspólnie wolny czas jeśli tylko jest okazja - popatrzyła na Larysę poważnie - Najczęściej przy weekendach, albo okolicach. Willy i Tygrysek są nadal w czynnej służbie… eh - westchnęła, rozkładając ręce - Ciężko zaspokoić kapitana Thunderbolts, jedna by mu rady nie dała, więc ma nas trzy a i tak bywa ciężko - pokiwała głową, śmiejąc się z dość sympatycznym uśmiechem - Możemy ci go pokazać w drodze na stołówkę. Na razie sprawa z Olim, okey?

- Chodzicie we dwie z kapitanem Thunderbolts? Znaczy we trzy jak z Eve. Ale z tych boltów z Wild Water? Z tymi od komandosów? - gdy ich nowa znajoma zorientowała się kto jest mężczyzną tych dwóch nowych koleżanek i tej trzeciej jakiej z nimi nie było zrobiło to na niej większe wrażenie niż informacja o czworokącie jaki z nim tworzyły.

- Nie chodzimy z jakimś tam kapitanem Thunderbolts. Chodzimy z tym specjalsem co o nim niedawno pisali w gazetach. O tym odbiciu zakładniczek przy starym stadionie. - Wilma widząc jakie wrażenie kapitańska szarża Steve’a zrobiła na Larysie podbiła stawkę precyzując o kogo chodzi. W końcu ta akcja była opisana w gazecie a Eve udało się świetnie i plastycznie ją opisać nawet jak nie zdradziła tam żadnych personaliów ani specjalsów, ani zakładniczek, ani porywaczy. A w końcu pracowała dla najpoplarniejszej gazety w tym mieście.

- Ooo! To chodzicie z tym kolesiem co odbił tamte laski!? O w mordę! Załatwcie mi jego autograf! Czytałam o tym w gazecie no rany, ale się tam sprawili ci specjalsi, załatwili wszystkich bandziorów i uratowali te wszystkie laski! - Larysa była pod jeszcze większym wrażeniem niż przed chwilą jak była mowa o jakimś tam bezimiennym i nieznanym oficerze specjalsów. Ale jak Wilson powołała się na artykuł z gazety to widocznie skojarzyła o kogo chodzi a zdawała się podzielać estymę dla komandosów jakie była rozpowszechniona na mieście.

- O tak… Tygrysek jest naszym bohaterem i prawdziwym rycerzem w kevlarowej zbroi. Jest taki silny, dzielny i zdolny… a do tego z tyłkiem który powinien być nielegalny. Gdy się wozi w pełnej gali może powodować wypadki na drodze. Zresztą ten jego pyszczek ….ehhhh. Zakochujesz się od pierwszego jego cholernego uśmiechu.Wszystkie go bardzo kochamy - Mazzi przytaknęła chętnie, a jej wzrok stał się odrobinę zamglony. Mówiła z lekko nieobecnym uśmiechem, mając przed oczami widmo postawnego komandosa o łagodnym uśmiechu który miał zarezerwowany dla swoich dziewczyn. Gdzieś w głębi serca poczuła ukłucie tęsknoty, lecz je prędko zwalczyła. Przecież już jutro rano się widzieli!
- Jasne, jak wpadniemy do niego z zaopatrzeniem to pogadamy o tym autografie - obiecała, uśmiechając się tajemniczo. W myślach już układa plan jak z niespodziewajki zwabić czarnulkę niby przypadkiem do nich na weekend któryś. Zrobiła głębszy wdech, zmieniając pozycje by objąć obie dziewczyny w pasie i naraz głosno zagwizdała.
- Heeej, tam na górze! Ziemia do Oliego, odbiór!

Oli drgnął na swoim składanym rusztowaniu. Odwrócił się w ich stronę i nachylił przy barierce aby wyjrzeć kto go woła. Lamia zaś musiała się prezentować całkiem zgrabnie z jedną ślicznotką u każdego boku. Bo i Wilma i Larysa dały się objąć i przylgneły do niej chętnie tworząc malowniczą, trzyoosbową kompozycję. W sam raz do oglądania.

- To ty Lamia!? - serwisant domu dla weteranów zawołał z góry jakby wydawało mu się, że rozpoznał kto go woła ale jeszcze nie do końca był pewny.

Dziewczynie zrobiło się całkiem miło. Pamiętał nawet jej imię, uroczy łotr.
- A któż by inny?! - odkrzyknęła pogodnie - Zrobisz nam tę przyjemność i zejdziesz z niebieskiego firmamentu do zwykłych śmiertelników aby choć przez chwilę mogły się grzać w blasku twojej zajebistości?

- Dobra! Poczekajcie chwilę! - technik machnął do niej ręką i podszedł do panelu sterującego. Coś tam pogmerał i dało się słyszeć ciche buczenia a hydraulika zaczęła powoli opuszczać wysięgnik na dół. Robiła to w bezpiecznym tempie więc wydawało się, że trwa to dość długo. Wilma skorzystała z okazji aby zjechać dłonią z biodra na pośladki swojej dziewczyny czego technik niekoniecznie musiał dojrzeć. Widząc to Larisa postąpiła podobnie ciekawie badając te dwie, tylne wypukłości okryte czarnym materiałem mini. Obie miały uśmiechy złośliwego chochlika jak dziewczęta co się przymierzały do pocałunku na swojej pierwszej schadzce. A w międzyczasie wysięgnik dotarł na dół, Oli otworzył klatkę i zeskoczył na podłogę. Podchodząc do nich ściągał robocze rękawice ale uśmiechał się przyjaźnie.

- Cześć dziewczyny. - powiedział do całej trójki na dłużej zatrzymując się na Wilson której mógł nie kojarzyć skoro była tu tak krótko no i już jakiś czas temu.

- Heeej Oli. Świetnie wyglądasz - saper zaćwierkała, robiąc krok do przodu i zanim opuściła linię kociaków, klepnęła oba w ramach wyrównania po wystających z tyłu wdziękach. Szybko jednak znalazła ramionom inne zajęcie, mianowicie zarzuciła je technikowi na szyję, przytulając go i całując po przyjacielsku w policzek.
- Mamy coś dla ciebie - dodała wesoło.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline