Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2021, 22:44   #243
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Taakk? - Eve chyba z miejsca wyczuła atrakcyjny trop bo się uśmiechnęła ciepło i zalotnie najpierw do swojej dziewczyny numer jeden a potem do tej drugiej. A ta druga posłała w odpowiedzi jej albo im obu obiecującego buziaka.

- Ojej no jak tak to ja się spróbuję umówić z Tashą jak najszybciej. I te kostiumy na Halloween to i tak nas zaprosiła to może jakoś uda mi się ją zwabić tutaj. - fotograf z miejsca okazała sporą dozę zapału przylegając do swojej dominującej pary jak na wdzięczną foczkę przystało. I luźna uwaga rzucona przez Lamię nie wiadomo jak i kiedy przekształciła się w coś co panna Anderson była chyba gotowa zrealizować jak najprędzej skoro za to miała ją czekać taka atrakcyjna nagroda.

- A z tą zabawą kuperkami to się nie przejmuj. Właściwie to rzeczywiście dawno się nie zabawiałyśmy. Aż chyba zapomniałam co tam masz pod spodem. - Diane słysząc to “narzekanie” Lamii uśmiechnęła się i korzystając z tego, że Eve ją nieco zaabsorbowała podeszła do czarnulki od tyłu i wymruczała jej swoje trzy gamble do ucha. Przy okazju dłonie Indianki przesunęły się po je bokach i biodrach aż w okolicy ud zawinęły się pod czarną mini aby sprawdzić co tam gospodyni ma pod spodem. Zaś gospodyni czuła jej dłonie na swoich biodrach i pośladkach jak tam leniwie zaczynają sobie poczynać.

- A z tą furą to ja mogę rzucić okiem jak coś. Wiecie jesteśmy z Kim kurierami. Jak coś wam będzie potrzeba to możecie nam dać znać. Może się uda sprowadzić. - Pinky zgłosiła swoją chęć pomocy koleżankom na tyle na ile mogła. W końcu robiły trasy także poza miasto więc mogły coś przywieźć po drodze.

- No chyba, że nas nie będzie akurat w mieście. To wtedy możecie zostawić wiadomość w “Krakenie”. No ale na razie jesteśmy no to jak Pinky mówi. - Kimberly potwierdziła słowa partnerki i nieco je doprecyzowała.

- Byłoby zajebiście - saper wymruczała, w sumie nie wiadomo do kogo dokładnie. Albo ogólnie do wszystkich foczek w okolicy, zgadzając się z ich kwestiami i ciężko w duchu westchnęła. Niby miała od cholery spraw do ogarnięcia. Cholera, wszystkie miały od cholery… ale jakaś przerwa nawet podczas manewrów się należała.
- A jebać to - przycisnęła mocniej pośladki do bioder gangerki, a ręka wskazała w stronę salonu z kanapami - Zapierdalamy od rana jak małe motorki, trzeba przysiąść i chwile odsapnąć. Browara spić i złapać oddech - dodała, puszczając drugiej bękarcicy oko - Albo trzy setki śliwowicy na głodnego.

Te krótkie przedstawienie jakie zrobiła Lamia z Diane spodobało się chyba wszystkim obecnym kobietom. Lamia naparła pośladkami na biodra Indianki a ta zdążyła podwinąć jej mini ukazując atrakcyjne pośladki opięte już tylko bielizną. Czując przyzwolenie gangerka złapała dłońmi za biodra czarnuli jakby chciała zademonstrować jak ma się z nią ochotę zabawić. Dziewczyny zaś uśmiechały się i patrzyły z zaciekawieniem na te ich wspólne manewry.

- O tak. Zerżnę cię. Tylko musicie mi dać te zabaweczki od Madi bo ja nie wzięłam. - mruknęła nakręcona już gangerka odchylając do tyłu głowę Lamii i mrucząc gdzieś do jej ucha i szyi przeczesując je swoimi ustami. Na koniec jeszcze dała jej klapsa ale słysząc, że zabawa przenosi się do salonu puściła ją i przejęła rolę przewodniczki stada. Po chwili zajęły rozproszone pozycję od aneksu kuchennego po fotele i sofę wokół stoły przy jakim zwykle jadało się posiłki i toczyło się życie towarzyskie. Eve z Kimberly poszły przygotować coś do picia a pozostałe obsiadły okolice stołu. Szybko jednak znalazły się na i pod stołem, oraz i jego najbliższych okolicach.
Jak to na babskich spotkaniach.



Nim w studio fotograficznym ponownie zapanował względny spokój minęło trochę czasu który przeleciał zebranym tam dziewczynom gdzieś obok zupełnie niezauważony, a gdy wreszcie padły zasapane na kupie, dysząc ciężko i przecierając mokre nie tylko od potu twarze, przyszedł też czas na refleksje i wewnętrzne zadumy. No przynajmniej u Mazzi.
Leżała na plecach, trzymajac głowę na brzuchu Indianki, mając obok siebie swoje dziewczyny, a te z kolei wciąż obejmowały parę kurierek z Det. Gdzieś od sypialni doszło ich uszu ciche miauczenie, jedna jeszcze żadna nie miała siły iść aby to sprawdzić.
- A w ogóle to nie uwierzycie - zaczęła saper, odpalając po kolei papierosy i częstując zalegające wokół foczki - Wiecie że tym jebanym kołchozie są jednak normalne mordki, a nie tylko sami zjebani emeryci?

- Aha. - Wilson potwierdziła słowa swojej dziewczyny unosząc do góry dłonie i robiąc z nimi znany kształt butelki Coca Coli. Sama leżała opierając się o nagie ramię Pinky i pozwalała Eve głaskać swoje stopy.

- O. Jakaś foczka? Jakaś fajna? A lubi z dziewczynami? - Diane wydmuchała dym i z kolei pieszczotliwie głaskała czarne włosy Lamii pozwalając jej leżeć na swoim brzuchu. Zupełnie jakby zapomniała, że jest zimną, bezwzględną kobietą gangu. Jak to dawała okazać jeszcze niedawno gdy zajmowała się Lamią na tej kanapie. Chociaż wówczas nie dało się powiedzieć o niej “zimna”. Wręcz dokładnie na odwrót.

- Niezła foczka i znaszych klimatów - przytaknęła Mazzi i opowiedziała o porannej wizycie w domu weterana, spotkaniu czarnulki i starych znajomych oraz wspólnym obiedzie i drinkach. Nie szczędziła szczegółów, gestykulowała i raz jeszcze przerabiała udany wypad.
-... i właśnie mniej więcej za takie akcje mnie z kołchozu wyjebali - skwitowała opowieść, gdy dopowiedziała o rozdzieleniu kiedy to czarnulka poszła się rypać z trzema chłopami, a bękarcice rozbierając się po drodze dopadły do fury i tam trzeszczaly resorami aż echo szło.
- Ogarniemy się tu i pojedziemy po nich… i tu sie nasuwa pytanie. Czy oprócz jednej leniwej dziwki któraś ma ochotę polatać na smyczy, podkurwić trepowe świętojebliwe pizdy typu Carol i wyciąć numer o którym będą tam gadać przez nastepny miesiac? - rzuciła luźną propozycją.

Opowieść Lamii ze wspólnych bękarcich przygód w domu weterana dziewczęta przyjęły z entuzjazmem i zrozumieniem. I w pełni je zaaprobowały zwłaszcza jak miało to przyciągnąć takich fajnych kolegów o jakich Mazzii opowiadała no i do tego jeszcze fajniejszą koleżankę.

- I ta Larysa to mówisz Lamia lubi mieć foczki na smyczy i jak się zajmują jej stopami? No popatrz jaka przebojowa dziewczyna. A jest fotogeniczna? - Eve odwróciła się w stronę swoich dziewczyn zafascynowana tą nową znajomą jaką dzisiaj spotkały. Słysząc to Gwiazdka roześmiała się wesoło, złapała ją za szczęki i pocałowała mocno w usta. Po czym spojrzała na Rybkę z kosmatymi ognikami w oczach.

- No wiesz Eve tak właśnie potem rozmawiałyśmy, że tobie i Val to pewnie Larysa przypadłaby do gustu. A fotogeniczna tak, raczej tak. Jak sądzisz pani reżyser? - Wilma wydawała się też rozbawiona i tamtą akcją w domu weterana jak i obecną rozmową. Pani reżyser za to energicznie przytaknęła, robiąc minę pedofila czającego się pod przedszkolem.
- Ma śliczną buźkę i świetne cycki. Stópkę też niczego sobie. W skali od jednego do dziesieciu: bedziemy ją ruchać - dodała jako przyklepanie tematu.

- E tam co tu gadać! Jesteśmy Kosmiczne Kociaki! Gang najgorętszych kociaków w mieście! No i jeszcze z “Mazzixxx”! No a ja jestem gwiazdą, będę bzykać Tashę Love i resztę. Mogę jakąś wziąć na smycz. Ale jak chcecie to mogę iść na waszej smyczy. Jak wam narobili boruty to chuj im w oko. Chętnie im dokopię. - Indianka nie przebierała w słowach i zachowywała się jakby już była gwiazdą filmów akcji i to pierwszej wielkości. Wydawała się tak naturalna i chaotycznie wesoła, że było to całkiem zabawne i większość dziewczyn się roześmiało rozbawione tym popisem. Dwie kurierki popatrzyły po sobie naradzając się spojrzeniami.

- A co tam. Brzmi kozacko. Jak numer z Det. Będzie potem o czym opowiadać. - Kimberly przeczesała palcami swoje prawie czarne włosy gdy wyraziła zdanie za siebie i swoją partnerkę. Pinky powierdziła to kiwaniem swojej różowej czupryny uśmiechając się chochlikowato.

Bękarcice naradziły się spojrzeniami i też zarechotały jak para zwyroli. Szkoda że chłopaków z Mason nie było, ale nie dało się mieć wszystkiego.
- Znowu wypadną z papci i dobrze tak złamasom, zresztą powinni być wdzięczni że wprowadzamy do ich egzystencji jakiekolwiek pozytywne bodźce. Wiadomo do czyjego obrazu będą dziś walić przed snem - rozłożyła ręce w geście “no co ja mogę, drogie panie?” i patrzyła na zebrane twarze aż nagle klasnęła głośno.
- To zbieramy dupska, robimy na baletowo i wycinamy w miasto - zarządziła, zaczynając się podnosić - Czas komuś wypierdolić skalę przed kolacją.

- Dobra! - przez nagą kotłowaninę kobiecych ciał przeleciał elektryczny dreszcz przyjemności na myśl na co się porywają. A potem trzeba było się podnieść, zebrać, ubrać i spakować na drogę. Jeszcze na dole chwila była zamieszania na zastanowienie się iloma wozami mają jechać. W końcu były do dyspozycji nowa fura bękarcic, osobówka Eve i rajder kurierek. A kurierki, zwłaszcza Meg, były ciekawe nowej fury to jeszcze trochę o niej z Willy pogadały i pooglądały. Koniec końców Wilma zdecydowała za wszystkich, że pojadą vanem i tyle. Wóz okazał się aż za duży na pół tuzina osób. W samej szoferce zmieściły się wszystkie dziewczyny Krótkiego. A pozostała trójka obsiadła boczne, składane ławeczki na kufrze. Gwiazdka kierując z werwą bez trudu pokonała całą trasę pomimo deszczu jaki się rozpadał pod koniec dnia. Właściwie to lało całkiem nieźle.

- Dobra to podjadę tak blisko jak się da. A wy się szykujcie. - rzekła kierowca gdy zaczęła parkować tuż przy bramie. Niestety do pokonania na piechotę miały jeszcze kilka długości vana od bramy do głównego wejścia. Ale dziewczynom jakoś zdawało się to nie przeszkadzać.

- Lamia… Zapniesz mnie? - zapytała krótkowłosa blondynka podając swoją szyję aby jej Lamia mogła dopiąć obrożę i smycz. Pozostała trójka na kufrze też wydawała się już prawie gotowa gdy Wilson zatrzymała wóz i zgasiła silnik.

Saper za to uśmiechnęła się czule. Gdy blondynka tak ładnie prosiła jak można było jej odmówić? Podniosła dłoń i zapięła łańcuch w kółku przy skórzanej obręczy, ściskającej drobną szyję. Po niej przyszedł czas na dwie kurierki, a gdy trzy łańcuchy znalazły się w saperskiej dłoni, dała znać aby zaczynać.
- Sezamie otwórz się - mruknęła kiedy drzwi zaczęły się rozsuwać - To moje panie cycki do przodu, uśmiechy na usta i niech wypadną z laczków na wstępie!

- A ty Di weź parasolkę. Bo Rybka to będzie miała zajęte ręce jak widzisz. - Wilma rozpięła swoją parasolkę jaką wzięły ze sobą z domu na takie właśnie okazję. Dlatego i Diane wyszła przez boczne wejście wozu jako pierwsza a po nich obu pozostała czwórka.

- To może pójdźmy do drzwi normalnie i przed drzwiami się ustawimy prawilnie. - zaproponowała Eve. Całkiem trzeźwo. Chociaż jej oczka i usta zdradzały ekscytację nie mniejszą jaką niedawno okazywała Jamie gdy dowiedziała się, że będą kręcić serial o jej ulubionej superbohaterce. Jak powiedziały tak zrobiły a na zewnątrz przez tą ulewę i tak nikogo nie było widać. Podeszły szybkim krokiem do drzwi wejściowych i tam już chronione przez daszek udającego starożytny portyku mogły złożyć parasolki. Jeszcze chwila ustawiania się i Lamia niczym woźnica trzyosobowego rydwanu skinęła głową. Więc Eve nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. I cała szóstka weszła do środku.

- No tak… Fred… - sapnęła cicho Wilma nieco rozczarowanym głosem. Bo wejście miały świetne! Trzy pary zgarbnych, obciągniętych pończochami kobiecych nóg stukało wysokimi obcasami krzycząc głośno, że nadchodzą kobiety. I to jakie! Lamia zaś prowadziła trzy, różnobrawne klacze. W środku na smyczy szła blondwłosa Eve a po jej bokach Pinky, też z krótkimi ale różowymi włosami oraz ciemnowłosa Kimberly. Zaś po bokach samej admirał szły wierne przyboczne, Wilma i Diane. Wciąż z parasolkami. No ale tego widowiska jakoś nie miał nikt kto oglądać. Bo poza Fredem za biurkiem nikogo tu więcej nie było. A ten był spokojny, wręcz flegmatyczny jak zwykle.

Sytuacja się zmieniła na korytarzach. Gdy cała szóstka Kosmicznych Kociaków ruszyła na podbój domu weterana. Do pokoju Larysy gdzie się umówiły z pozostałą czwórką jaka tam miała na nich czekać. Pod koniec dnia korytarze były całkiem ludne. I takie zjawiskowe widowisko jakie mijało domowników wprawiało ich w osłupienie. Praktycznie wszyscy się zatrzymywali aby popatrzeć i prawie wszyscy byli zbyt zaskoczeni aby coś powiedzieć albo zrobić.

- Ty stary, zobacz jakie sobie ktoś dziwki zamówił! - powiedział jeden z wojaków szturchając sąsiada gdy cała szóstka ich mijała. Obaj byli pod nisemawitym wrażeniem. Jakby jakieś półboskie istoty zeszły z niebios czy innego świata na ten ziemski, ulewny padół. Niestety półboskie istoty też miały półboskie zmysły a ta o indiańskich rysach także buzię. I umiała jej używać.

- Sam jesteś dziwka! My jesteśmy Kosmiczne Kociaki! Gang najgorętszych kociaków w mieście! Bujaj się złamasie! - warknęła mu uskrzydlona energią Di. Buńczucznie i bez zawahania. Tak szybko, że ci dwaj ani ci co to widzieli nawet nie zdążyli coś powiedzieć. Właściwie to ktoś tu czy tam się roześmiał. Ale w końcu znalazły się na piętrze przed właściwymy drzwiami na piętrze. Eve zapukała a ze środka rozległo się zaproszenie gospodyni. Reporterka więc otworzyła drzwi i cała czereda kociaków wlała się do środka. Wrażenie było tak samo piorunujące jak przed chwilą na korytarzach. Larysa, Oli, Rambo i Roy gapili się z rozdziawionymi gębami, mrugali oczami i nie wiedzieli co zrobić albo powiedzieć gdy zaprzęg półnagich modelek w szpilkach, pończochach i bieliźnianych gorsetach stanął na smyczy prowadzonej przez swoją admirał i jej przyboczne.

- O mój Boże! Naprawdę macie foczki na smyczy! A myślałam, że oni mnie bajerują! - pierwsza odzyskała głos czarnoskóra gospodyni gdy przyłożyła dłonie do twarzy i pisnęła z radosnego zaskoczenia jakby przyszły jej wręczyć główną nagrodę miliona gambli z jakiejś loterii. Ta spontaniczna reakcja wyzwoliła też śmiechy i uśmiechy u męskiej części towarzystwa.

- Słyszałyśmy z kociakami że się tu całkiem prawilne dupeczki marnują wśród tych smętnych ścian… więc przybyłyśmy z ratunkiem - Tym razem pierwsza odezwała się Mazzi, posyłając czarujący uśmiech spomiędzy okrążenia foczek wśród których czuła się jak w przeręblu. Też przeszywają dreszcze przy każdym ruchu, wyłapanym oddechu i spojrzeniu.
- Eve siad - syknęła ostrzej choć minę wciąż miała przyjemnie uśmiechniętą.

- Ona się ciebie słucha!? - mimo, że Dave odezwał się pierwszy to chyba poza kociakami wszyscy byli zaskoczeni. Tak nagłym, ostrym poleceniem brunetki w czerwieni jak i tym, że krótkowłosa blondynka w szpilkach bez wahania wykonała to polecenie. Posłusznie uklękła na podłodze i cieszyła oko wszystkich tak samo i odwzajemniała ten uśmiech. A skorzystała by z dołu posłać Lamii spojrzenie pełne satysfakcji i uwielbienia. A Larysa aż sapnęła z wrażenia jak była domowniczka wyciągnęła dłoń ze smyczą do tej posłusznej blondynki.

- Ojej! To ja też mogę!? - czarnoskóra gospodyni wydawała się tak samo zachwycona tą zabawą jak i Eve albo Jamie pomysłem nagrywania nowego serialu.

- Eve, Larysa lubi jak ktoś zajmuje się jej stopami. - mruknęła Wilma podbijając piłeczkę. Mulatka popatrzyła z przejęciem na nią, na wciąż klęczącą przed nią Eve, znów na Lamię co się wyróżniała czerwienią na tle barw bielizny jej towarzyszek i na resztę towarzystwa.

- Tak? To ja też mogę? - fotoreporter zapytała grzecznie powtarzając pytanie gospodyni. Widząc radosne kiwanie czarnej główki ujęła jedyną łydkę byłej wojskowej i pocałowała jej wierzch stopy jaki wystawał spod płaskiego pantofelka.

- Ojej aż nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! - pisnęła zachwycona Larysa i pod wpływem impulsu nachyliła się do blondynki i pocałowała ją w usta. Po czym uściskała.

- Miałaś rację Lamia. Lubi z dziewczynami. Jest dobrze. - Di niby szepnęła do admirała w czerwieni ale i tak słyszeli ją wszyscy. I znów wybuchła fala śmiechu i radości.

- A jak było z trzema mężczyznami na raz? - Wilma wtrąciła się do rozmowy wracając do sceny w jakiej się rozstawały z domownikami przed paroma godzinami.

- Oj cudownie! Chłopcy byli cudowni! No dawno się tak dobrze nie bawiłam! - roześmiała się Larysa obdarzając męską część drużyny przyjemnym spojrzeniem i uśmiechem. A panowie aż pokraśnieli z dumy słysząc taki komplement i to przy takich gorących kociakach jakie ich odwiedziły.

- Myślę, że lepiej ruszać i pogadamy po drodze. Bo jak zostaniemy to chyba nie pojedziemy na żaden koncert. - Pinky dorzuciła swoje trzy gamble bo towarzystwo w parę chwil tak się ze sobą zgrało i spodobało, że groziło pozostaniem w pokoju na dłużej aby dopełnić tej integracji.

Integracji, która by się raczej prędko nie skończyła, a ich goniły terminy i cała reszta obowiązków w najbliższej skórzano-jabolowej perspektywie.
- Oddział, czas do wymarszu dwie minuty - sierżant szczeknęła patrząc na wojskowych wzrokiem szkoleniowca, a potem znowu powrócił szeroki, czarujący uśmiech.
Wychyliła się do Di i pocałowała w ironicznie skrzywione usta.
- Weź naszych dzielnych foczków pod swoje skrzydła - wymruczała teatralnym szeptem, wskazując na chłopaków ze szpitala. Uwolnionym ramieniem wskazała miejscowego technika, kiwając przyzywając palcem. Skoro zwolnił się jeden czerwony bok należało braki uzupełnić.
- Uśmiechy na mordki, skarby - dodała z miną napasionego po czubek wąsów kota - I idziemy wam robić fejm na dzielni.

- Ta je! Kompania! Wymarsz! - Wilma krzyknęła jakby była sierżantem musztry co drze się na placu apelowym na nową dostawę rekrutów. A cała pstrokata hałastra była jak najdalej od tego aby być karnym, regulaminowo umundurowanym wojskiem. Ale za to nadrabiała hałasem i entuzjazmem. Wyszli na korytarz ale musieli nieco zastopować aby Larysa mogła zamknąć pokój. A potem już bez skrępowania pruli przez schody i korytarze ku wyjściu na świat zewnętrzny. Pierwsza paradowała trójka z na wpół roznegliżowaną gwiazdą filmów akcji o indiańskim typie urody. Diane naprawdę zachowywała się i wyglądała jak gwiazda z przylepionymi po bokach fanami. Ale cała trójka świetnie się kompletowa i bawiła. Potem Larysa poprzedzona przez kroczącą w szpilkach i pończochach Eve. Właśnie ze względu na domowniczkę musieli iść dość spacerowym tempem. Zwłaszcza jak korzystali ze schodów. Ale na prostych było to mniej uciążliwe a i okaleczona przez eksplozje weteranka zdawała się nie zauważać swojego kalectwa dumnie prowadząc swoją blond suczkę na smyczy. Eve zresztą też podobała się taka zabawa sądząc po tym jak obie ćwierkały do siebie przez drogę. I pochód zamykały dwie kurierki w bieliźnie idące na smyczy brunetki w dumnej, krwistej czerwieni. A ta szła u boku cichego technika który jednak promieniał z dumy i szczęścia. Zwłaszcza, że po drugiej stronie też miał zgrabnego rudzielca.

Tak przeparadowali przez sale i korytarze aż do recepcji i drzwi zewnętrznych. Tu znów trzeba było nieco zmienić szyk aby użyć parasolek w krótkiej drodze do minibusa. I wśród pisków i śmiechów cała załoga zapakowała się wreszcie do środka.

Większość ekipy wpakowała się na tył paki, ćwierkając do siebie i widać było dobranie pod względem charakteru i zainteresowań. Bękarcice za to wsiadły do szoferki, biorąc technika między siebie, ale w końcu i tak Mazzi usiadła Oliemu na kolanach, obejmując go ramieniem za kark.
- No i tak nam leci to życie na wojskowej emeryturze weterana w naszym Sioux Falls - rozsiadła się, drapiąc go po włosach i patrzyła na kierowcę - To teraz nic ci nie uciekło, ani niczego nie przegapiłeś - puściła oczko technikowi - I połowa kołchozu też. Jak ci z tym?

- A nie narzekam. - odparł serwisant domu uśmiechając się wesoło. Wilma prowadziła brykę przez kolejne zalane ulewą ulice kierując się ku centrum gdzie był szpital miejski. A na pace trwał radosny harmider gdzie chyba każdy mówił do każdego, śmiał się, żartował lub coś sobie opowiadał. Trudno było się w tym połapać jak się siedziało w szoferce tyłem do nich.

- Niezłe z was numery. Jeszcze takich jak wy to tu chyba nie było. - roześmiał się gładząc udo wystające spod czerwonego rozcięcia spódnicy.

- Jesteśmy jedyne w swoim rodzaju - saper przytaknęła, śmiejąc się cicho i założyła nogę na nogę aby mężczyźnie wygodnie się siedziało. Żeby przykładowo nie musiał za bardzo ręki męczyć aby sobie ją opierać o saperskie udo.
- I mamy nadzieję tu trochę się pobujać, bo całkiem niezłe tu macie miasto. A jeszcze lepsze towarzystwo - popatrzyła na twarz obok swojej - I skoro mamy cię tu samego, jeszcze trzeźwego to mamy ogromną prośbę. Nic skomplikowanego ani trudnego dla takiej złotej łapki jak ty - wyciągnęła ze schowka fajki i tym razem odpaliła trzy sztuki po czym rozdała.
- Potrzebujemy wyremontować na cito jeden pokój. Ścianę działową już wyburzyłyśmy. trzeba to załatać, położyć nowe kable, pomóc wnieść meble i pojeździć za kablami… - wzruszyła bezradnie ramionami przybierając twarz marznącego basseta - Jakbyś rzucił swoim złotym okiem i nam w tym pomógł. Wycenił ile talonów byś chciał za fuchę. Żarcie, faje, alko i różne atrakcje oprócz roboty zapewnimy oczywiście. Tylko… - westchnęła - chodzi o czas i jakość. Mało czasu, bardzo dużo do ogarnięcia więc tylko ty byś to mógł w stanie zakończyć na czas, bo skoro ten kołchoz jeszcze stoi mimo wszystkich tych geniuszy… to co to dla ciebie takie kilkanaście metrów kwadratowych? - powachlowała rzęsami - Ja też pomogę z remontem i noszeniem…

- A… Aha… Remont tak? Aha… Ale no ja to bym musiał najpierw zobaczyć jak to wygląda. A jak na czasie to na kiedy by to miało być? - Oli wydawał się zafascynowany czarną pończochą tak interesująco wyglądającą z czerwonego rozcięcia sukni. Albo kontrastem z bielą skóry jaka wyglądała ciekawie spod głęboko wciętego dekoltu kobiety jaka siedziała mu na kolanach.

- Najlepiej od jutra. Jakby się udało skończyć do piątku to by było świetnie. A jak chcesz zobaczyć to zaraz tam pojedziemy. - Wilma wcięła się w tą rozmowę wyjaśniając majstrowi o co chodzi.

- O. Od jutra? Do piątku? No mało czasu. Jeszcze zależy co tam trzeba zrobić. Musiałbym zobaczyć. Wtedy bym powiedział coś więcej. - pasażer powtórzył swoje ale chyba jednak się zdziwił trochę, że to aż tak krótki termin na te roboty. Wilson bez słowa zmieniła kierunek jazdy kierując się ku wspólnemu domowi. I w jej dynamicznym systemie jazdy niedługo potem zahamowali w wąwozie zaułka zalanego ulewą. Tuż przed drzwiami domofonu.

- Eve zabawisz gości? My pokażemy Oliemu ten pokój do remontu. Zaraz wracamy i jedziemy na balety. - Gwiazdeczka odwróciła się do tyłu prosząc ich trzecią dziewczynę o opiekę nad towarzystwem. A ci trochę się zdziwili, że wrócili do domu zamiast pod magazyn w jakim “The Palantas” zwykle mieli swoje próby.

- Jasne lećcie. Zajmę się tu wszystkim. - fotograf okazała pełną wolę współpracy w takim zadaniu a reszta towarzystwa też jakoś nie narzekała. Więc trójka z szoferki wyszła pod ochroną parasoli na ulewę i przebiegła szybko pod drzwi. Parę chwil potem byli już w remontowanym pokoju na piętrze.

- Aha. No faktycznie wyburzone. A co poza tym tu trzeba zrobić? - Oli pokiwał głową widząc, że jest tak jak to wstępnie mu opisała Lamia. Ale teraz jeszcze chciał wiedzieć jakie ma plany co do tego połączonego pokoju.

Raz jeszcz, tym rzem na spokojnie, Mazzi wyjaśniła o co się im rozchodzi, pokazując poszczególne części pomieszczenia, a w głowie odnotowałą by kupić jakąś lampę pod sufit aby nie wisiała tam goła żarówka.
- Z takimi barami wykucie udarówką paru linii pod kable to pryszcz - nawijała spokojnie - My nawet udarówki nie mamy, ani kątowników, siatki, gładzi… no nic - rozłożyła smutno rączki - Ty wykujesz, ja zagipsuje i potme się pierdolnie siatką i na to szpachlę żeby było równo i dołów nie było jak sie kinkiet powiesi - pokiwała głową - Moglibyśmy zacząć jakoś jutro i do wieczora walić, a potem cały czwartek...no jakbyś sie zgodził to by sie jutro skoczyło poszukać jeszcze materiałów. Nie jest tego dużo - rozłożyla ręce - jeden pokój. Ale bez ciebie sobie nie poradzimy.

- Aha. No to nowe kable… Kontakty i gniazdka… No tak… I coś na suficie jedno albo dwie… Tak, znam się na elektryce to nie ma sprawy… Hmm… - technik kiwał głową gdy tak pochodził sobie po tym na nowo połączonym pomieszczeniu z dwoma parami drzwi na korytarz. Kiwał głową jak słuchał Lamii a Wilma się nie wtrącała w tą rozmowę pozwalając im się namyślać i negocjować do woli.

- A macie te kable, gniazdka i resztę? - zapytał zwracając się do obu dziewczyn. Widząc przeczący ruch głową to swoją skinął. Znów chwilę dumał. W końcu powiedział jak to widzi.

Tak, mógł przyjechać jutro rano i zacząć robotę. Miał swoje narzędzia. Kable, kontakty i wtyczki też. Jak nie wyjdą jakieś siupy to w jeden dzień powinni skończyć. No chyba, że właśnie wyjdą jakieś siupy. Ale to się jutro zobaczy. Lamia mogła mu pomagać jeśli chciała ale w sumie niekoniecznie. Miał kolegę mógł go zabrać ze sobą do roboty. Będzie borowanie i wiercenie ścian więc będzie dużo gruzu i pyłu. Ale na dwie czy trzy osoby mogą to ogarnąć w jeden dzień. No chyba, że wyjdą jakieś siupy. Ale to zawsze wychodzi w trakcie roboty. Za taką dniówkę no to mógłby wziąć jak dla siebie to z 50 papierów. Jakby był z kolegą no to dla niego trzeba by dać drugą 50-tkę. Wilma dorzuciła, że w sumie to jutro jeszcze będzie to jakby trzeba to też może coś pomóc.

Kiedy padła cena Mazzi szybko kiwnęła głową i zaraz ze śmiechem wyściskała technika, całując go po policzkach. Podał kwotę chyba za samą robociznę jakoś, kurde, symbolicznie.
- Bierz kumpla, my wam wałówkę zapewnimy - szybko powiedziała - To zaczniecie, my skoczymy po meble i jakieś lampki i żarówki - westchnęła radośnie - I wrócimy żeby pomóc. Dzięki, jesteś najlepszy!

- Jasne. Nie ma sprawy. Nie śpieszcie się my to ogarniemy we dwóch. Potem pewnie malować będziecie? No to już pewnie pojutrze. Macie farbę, wałki i resztę? W sumie szpachli by się tu trochę przydało… Może jutro jak się wyrobimy to coś wyrównamy… - pokiwał głową odwzajemniając ciepły uśmiech i zapytał o dalsze plany co do tego pomieszczenia. Widząc, że wałków i reszty też gospodynie nie mają wziął od czarnowłosej notes i zapisał jej tam adres sklepu z materiałami budowlanymi. Tam powinny dostać co potrzeba do takiego malowania.

- Ja nie wiem gdzie to jest. Ale to już sobie znajdziemy. Dzięki za adres. Eve pewnie wie ona długo tu mieszka. - Wilma spojrzała na adres ale nic jej nie mówił. Jednak jak miały teraz własną furgonetkę to miasto jakby zrobiło się jakieś mniejsze. I znalezienie tego sklepu nie zapowiadało się jakoś zbyt trudno.

Mazzi tez mu podziękowała, szczególnie za te malarskie namiary i przytaknęła, a potem wyjaśniła, że wystarczy pomalować na biało, bo potem sama dokończy “swój plan”.
Deal został przybity, przyklepany i mogli wrócić do vana.
- A coś do żarcia chcecie? - dodała kontrolne pytanie, odliczając zwitek stu papierów zanim zobaczy reszta. - Co lubicie? Oprócz kociaków oczywiście - dodał, wciskając zwitek w kieszenie.

- No rano to będziemy po śniadaniu to nie trzeba. No ale na obiad to coś by się przydało. Coś ciepłego. I coś do picia bo będziemy pruć ściany to pyłu będzie pełno. Jakaś kawa czy herbata. I tyle. Do wieczora chyba skończymy. No chyba, że wyjdą jakieś siupy. - technik nie miał jakichś wygórowanych wymagań kulinarnych i chyba chodziło mu o to aby nie robił na głodnego cały dzień. I tyle. Poza tym zdawał się tutaj na opiekę gospodyń. Talony wsadził do portfela a ten do kieszeni. I spojrzał po nich obu czy coś jeszcze mają do załatwienia i omówienia przed dzisiejszym wieczorem i jutrzejszym porankiem.

Więcej jednak obie bękarcice nie miały genialnych pomysłów. Zamiast tego złapały technika pod boki, prowadząc z powrotem do reszty ekipy.
- W takim razie teraaaz idziemy na balet. - saper ćwierkała z podekscytowania - Czwartek to taki mały piątek. Na logikę dzisiaj środa, a wczoraj był poniedziałek co jak stypa… lecimy!
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline