Tupik przekonywanie d20(+3 za wyczerpującą ekspozycję, prezent i ślady wybuchu)=9 sukes
Tupik
Mina Krasnikova zmieniała się iście jak w kalejdoskopie, gdy opowieść coraz to docierała do następnych zwrotów akcji i zaczęło się w niej roić od zaskakujących i trudnych do pojęcia wydarzeń. Gdy ta się wreszcie się skończyła, szef szajki ino skinął głową wielkopańskim gestem, choć uważny obserwator zauważyłby zapewne też, że drgała mu lekko powieka.
- No, herr Tupik - zaczął iście uroczyście.
- ...żeś się spisał na medal, z tego co słyszę.
No, no, chyba niziołek naprawdę zrobił wrażenie, wszak stary Kislevczyk rzadko zwracał się w ten sposób do kogokolwiek poza swoimi partnerami w interesach. Pytanie tylko ile ten szacunek miał się utrzymać. Wszak wiadomo było, że w tej branży łaska aż za często jeździła na pstrym koniu.
Krasnikov chrząknął, wyraźnie by zyskać na czasie i wszystko jeszcze raz przetrawić w swoim umyśle. Obrócił parę razy krasnoludzki sztylet w dłoniach.
- Zrobimy tak... - stwierdził w końcu.
- Z opowieści jasno wynika, żeś już zaangażowany w sprawę, tedy pewnie jak najszybciej chcesz tam wrócić. I będzie do tego szansa! - orzekł, najwyraźniej zupełnie ignorując tragiczny stan w jakim, przynajmniej wizualnie znajdował się Tupik.
- Ale nie ma sensu atakować teraz, dopóki nie będziemy w stanie zgarnąć wszystkiego, co tam pochowano. Tylko ich uprzedzimy, a nie wiemy wszak, ilu ludzi mogą tam jeszcze sprowadzić w odwecie. - wyłożył mu, dając nadzieję, iż sprawa jeszcze trochę potrwa i niziołek będzie w stanie przynajmniej jeszcze trochę odsapnąć.
- Jednak... - nadzieja zaczęła się znowu ulatniać.
- Znalezienie jakiegokolwiek specjalisty od krasnoludzkich run w Ostermarku nie będzie proste, brodaci sojusznicy Sigmara wyjątkowo zazdrośnie strzegą tego typu wiedzy. Jednak... - Kislevczyk spojrzał przebiegle na Tupika, a w jego starych, lekko skośnych oczach już czaiła się groźba następnego niewdzięcznego zadania.
- W mieście akurat gości delegacja króla Karak Kadrin. Brodacze łażą od karczmy do karczmy, chlejąc i wszczynając burdy, do tego to khazadzi z twierdzy, a nie imperialni, więc mogą znać sekrety swojej rasy... Jednak...
Tupik wyczuwał to już w głosie szefa...
- Jeśli zwęszą, czemu ktoś mógłby chcieć wiedzieć takie rzeczy... - Krasnikov zawiesił głos, bo w sumie sprawa była jasna. Na pewno żaden z nich nie byłby zachwycony gdyby dowiedział się, że pomaga człeczynom w ograbianiu składów swoich przodków. Do tego krasnoludy z twierdzy najczęściej miały jeszcze większego fioła na punkcie dziedzictwa swojej rasy więc mogłoby to się skończyć rozlewem krwi.
W tym samym momencie, dwóch szajkowych zbirów, Czyżyk i Rychajło wyłoniło się z pobliskiej klatki schodowej, sapiąc i bluzgając na czym świat stoi. Targali sporych rozmiarów posąg przedstawiający Karla Franza na gryfie. Wyjątkowo patriotyczny.
- Idź więc. - rzucił Krasnikov do niziołka.
- Zobacz, ile ci się uda dowiedzieć, ja przez ten czas przygotuje chłopaków i popytam o inne rzeczy, o których wspomniałeś.
Widać było, że szef niespecjalnie chciał dalej drążyć temat przy przybyłej dwójce, ale szkoda mu ich było wyprosić, bo pojawienie się rzeźby wyraźnie pobudzało jego dążenia dekoratorskie.
- Bardziej na lewo! - wrzasnął do obu osiłków.
Cóż, niziołkowi oczywiście nie umknęło, że rozmowa nie skończyła się żadną wypłatą, jednak wrażenie na pewno zrobił, a to ponoć Krasnikov zwykł sowicie wynagradzać, wcześniej, czy później...