Sztylet ranił Fatsuna o włos nie pozbawiając go życia. Ostrze smagnęło twarz właściciela przybytku, wyrzucając w powietrze długą nić jasnej krwi. Potem Irand, który zaczynał czuć ogniste podmuchy walecznego szału został uderzony w splot słoneczny. Płuca zapadły mu się a z oczu poleciały strugi obfitych łez. Pół-Elf upadł w kąt, gdzie uprzednio leżał a potężny okuty stalą wojskowy but nadępnął na długą dłoń artysty sprawiając, że stalowe ostrze wyleciało z uchwytu i zostało odrzucone nogą na bezpieczną odległość.
Irand spróbował wstać, słysząc jak Fatsun się dusi, a Lord Corylus obrzuca go władczym tonem. Właściciel Czarnej Lilijki, nieco puszczony wyjął z płaszcza kamizelki, która opinała się pod jego tłustym brzuchem szklano-srebrną strzykawkę z odtrutką. Sam Leamer widział, jak raz tym specyfikiem uratował pewną dziewczynę od objęć topieli śmierci.
-To dobry pomysł Thann. Nie chcesz przecież, by Lory przedawkowała przez twoją głupotę.- Irand wiedział, że dolewa oliwy do ognia, ale nie mógł pozbawić się satysfakcji . Lord Waterdeep spojrzał na niego z taką furią i pogardą, jakby był kimś kto chędożył jego córkę i odurza ciężkimi specyfikami… czekając tak właśnie było.
Garruk spojrzał pytająco na swojego szefa a potem na malarza. Na jego ustach zabrzmiał potężny, okrutny, lodowaty uśmiech, mordercy tylko czekający na rozkaz, aby zadać pół-elfowi solidną bitkę.