-Dokładnie. Gdzie ja do jasnej cholery jestem? Co to za miejsce i kim wy jesteście?
"Grant" był lekko zdezorientowany... Powoli usiadł pokonując lekkie zawroty głowy. Szybko obmacał zabandażowane miejsca i odetchnął z ulga... Na szczęście to ledwie draśnięcia. Raźno poderwał się i ruszył do krzesła na którym leżał jego ekwipunek. Wyglądało na to że jest sam w jakimś pieprzonym bunkrze więc od tego co zostało z jego wyposażenia zależało jego życie. Szybko założył polowy mundur, na niego naciągnął opancerzony kombinezon bojowy, jednocześnie sprawdzając jego stan, po czym zabrał się za rutynowy przegląd broni. Te czynności wykonywał w czasie szkolenia tysiące razy, teraz jako coś dobrze znanego w totalnie nowym i potencjalnie wrogim środowisku pomagały zebrać myśli. Nie przerywając inspekcji popatrzył pytająco na kobietę która pierwsza się do niego odezwała w oczekiwaniu na jakąś odpowiedź na jego pytania, na coś co ułatwi mu poukładanie sobie obrazu sytuacji... Sprawne wyćwiczone dłonie kontrolowały mechanizmy pistoletu i karabinu, sprawdzały ustawienie przyrządów celowniczych a zielone oczy co chwila odrywały sie od kobiety i wędrowały na boki. "Żołnierz musi mieć oczy nawet w dupie!" Przypominał sobie wrzaski sierżanta na poligonie jednocześnie obracając ogoloną, czarnowłosa głową to w jedną to w drugą stronę. był spokojny chociaż lekkiego napięcia nerwów nie można mu było odmówić. Ale czemu tu sie dziwić, był zupełnie sam a ostatnie kilka miesięcy spędził ucząc się współdziałać z resztą oddziału i pracować zespołowo. "Zespół to większa siła ognia, lepsza obserwacja terenu i większa możliwość że ktoś odstrzeli skurwiela który właśnie wziął cię na muszkę" słowa instruktora znów odezwały się w czaszce Granta.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |