Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2021, 19:25   #298
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Qwerty czuł się niezwykle przybity po wszystkich wydarzeniach w Shardzie. Uderzyły w jego ducha. Był tam dość prominentną personą. Rozkochał w sobie Scarlett, potem cały tłum, kiedy wystąpił na scenie. W chwili ataku obcych sił nie stracił panowania nad sobą, wszedł w rolę przywódcy. Ciągle, w każdym możliwym momencie, był osobą na świeczniku. Próbował, starał się… i naprawdę myślał, że wszystko skończy się dobrze.

Czy jednak dobrze się skończyło?
Za każdym razem, kiedy Uiop zamykał oczy, słyszał głuchy, przeraźliwy odgłos ciał padających na dach windy. Przed jego oczami pojawiała się szara, metalowa lina, którą próbowały złapać dłonie Spokrewnionych. To on ich do tego zachęcał. Brzęk ciał strącanych z drabinki znajdującej się u boku szybu. Masakra. Piekło. Qwerty tkwił wtedy w kabinie windy. Takiej eleganckiej i pozornie bezpieczniej. Ale myślami i duszą przebywał wyżej. W rzeźni, którą wyprawili im żołnierze.
Czuł się za nią odpowiedzialny.

A co, gdyby nie wypowiedział na głos swojego planu? Gdyby ustawili się tuż przy windzie w głębi holu? Gdyby jednak stanęli do walki i nie próbowali uciec? Może wtedy pokonaliby więcej żołnierzy? Może przeżyłoby więcej Spokrewnionych? Może włączając się do akcji Uiop jedynie sprowadził na nich większą porażkę? Te myśli kołatały się w jego głowie. Przez nie był cichy i nieśmiały.

Jeśli włączając się do akcji sprowadził zagładę na dziesiątki obcych Kainitów… to czy powinien dalej się odzywać?
Jeśli nadal będzie się odzywać, to czy nie doprowadzi do porażki innych Heroldów?
Do porażki i końca wszystkich sprzymierzeńców znajdujących się wokół niego?

Uiop poczuł ogromną pokorę zakorzenioną we własnym smutku oraz w tragedii Spokrewnionych, którzy zginęli w Shardzie. Jego głowa przez cały czas była pochylona i milczał prawie bez przerwy. Aż trafili do apartamentu, w którym mieli zostać na dzień. A nawet wtedy nie był pewny, czy powinien się odzywać. A co jeśli wypowie jakiekolwiek słowo i przez to zginie jeden z Heroldów? Wciąż widział przed oczami okropne, rozczłonkowane i rozkawałkowane ciało, które jeszcze w jakiś sposób nieżyło na parterze Sharda…

Wzdrygnął się i pozwolił bezwolnie prowadzić się dalej…
…i dalej…
i dalej…

W pewnym momencie nawet przestał rozumieć, co działo się wokół niego. Wiedział jednak, że nie był godny pieczęci Anny i zaproponował ją pozostałym Heroldom. Chyba koniec końców trafiła do Catherine. Jak wiadomo, wszystkie najcenniejsze dary trafiają zawsze do Ventrue…





W głowie Qwerty’ego panowała gonitwa myśli. Pieczęć trafiła do Catherine. Ventrue. A co, jeśli ona była kolejnym pionkiem należącym do Anny? Kto wie, gdzie znajdowała się przez ten cały czas, kiedy oni walczyli z Valeriusem? Z kim rozmawiała? Na co się zgodziła? Jakie umowy zawarła? Do tej pory Montague była jedną z nich. Ale od momentu, gdy się od nich odłączyła…
To było tylko kilka godzin…
Ale Catherine mogła być już teraz kompletnie inną osobą.

Albo i mogła się wcale nie zmienić. Co to w ogóle znaczyło? W końcu jak bardzo się tak naprawdę znali?
Uiop myślał i myślał, a z każdą kolejną chwilą wcale nie czuł się lepiej. Wreszcie spojrzał na piękne, złote, długie włosy. Na smukłą kibić i elegancką posturę. Na wrodzony szyk i piękno. Symetryczne rysy twarzy, harmonijne w każdym możliwym kanonie piękna. Tak, Catherine była piękna. Inna sprawa, że Qwerty był jeszcze piękniejszy.

I choć nie był pewny niczego, to chwilowo postanowił jej zaufać. Już i tak czuł się głupcem. Równie dobrze mógł potwierdzić własną głupotę i po prostu zawierzyć de Montague…

Catherine podeszła do Spoona i delikatnie, uspokajająco, położyła dłoń na jego plecy.
- Widzę że martwisz się o Brusillę, jestem pewna że Arwyn nie pozwoli by stało jej się coś złego. Sam wiesz, że złego diabli nie biorą, a Arwyn przez ostatnie dwa tysiące lat nie raz musiała sobie radzić. Brusilla jest pod dobrą ochroną, zwłaszcza teraz, gdy Królowa traci swoją pozycję w Londynie, a Archont czuje już zapach jej krwi. Gdybyśmy mogli tylko dostarczyć dowód że jest zamieszana w śmierć Valeriusa, to już w ogóle byłoby po tej harpii.

Przesunęła się do niego jeszcze bliżej, starając się uspokoić go dotykiem, tak jak za życia uspokajała konie.
- Czy miałbyś coś przeciwko - zapytała bawiąc się pierścionkiem z podwójnym oczkiem- gdybym najpierw porozmawiała z tą aktoreczką zanim przejdziemy do rozwiązań siłowych?

Qwerty do tej pory tkwił w swojego rodzaju mentalnym torporze, aż do momentu, kiedy z ust Catherine padło słowo „archont”. Zdawało się przedziwnym hasłem do jego umysłu. Rozbudziło go i stał się nagle po stokroć bardziej uważny. Oczywiście, typowy Uiop. Kiedy tylko pojawiał się temat choć trochę związany z polityką, od razu się uaktywniał. A polityką Camarilli Qwerty był szczególnie zainteresowany. Natomiast Archonci stanowili ich centralny punkt. Tylko poprzez obserwowanie ich działań można było dedukować, co działo się na samym szczycie. O ile nie miało się dużo lepszych znajomości, ale takimi Uiop nie dysponował. Przynajmniej nie w tej chwili.

Uśmiechnął się lekko na wzmiankę o dowodzie przeciwko Annie. Oczywiście znajdował się w jego kieszeni. Komórka z nagraniem ich wspólnej rozmowy w trakcie balu. Czy właśnie tak miała wyglądać przyszłość? Czy Malkavian miał przekazać Archontowi nagranie poprzez
Catherine? Ale czy to nie byłoby zbyt pochopne? Camarilla tylko czekała na byle jaki pretekst, aby wtargnąć na ziemie Mitry.

Uiop nie wątpił że nikogo nie obchodziło, czy Anna była cnotliwa w tym wszystkim, czy może Valerius. Wszyscy potrzebowali po prostu pretekstów, aby działać. I nagranie przeciwko Bowsley stanowiło nie żaden dowód, a jedynie ewentualny fundament, na którym Camarilla mogłaby się oprzeć, chcąc wtargnąć na Wyspy Brytyjskie. Ale czy tego właśnie chcieli? Ingerencji Kainitów z zewnątrz? Qwerty na razie milczał, słuchając kolejnych słów pośród zebranych. Akurat odezwał się Whilliam.

-Aktorka to detal. – mruknął Spoon, nieco rozluźniając się pod dotykiem Cath. Jej zapach... Zdążył się już do niego przyzwyczaić. Obrócił się tak by spojrzeć Venture prosto w oczy.
-Ona nic nie znaczy. Myślę o tej starej Nosferatu, gdybym… Gdybym ją dorwał powiedziała by mi wszystko co chcę wiedzieć. Myślę o tym żeby jechać po tą aktorkę tylko z jednego powodu. Ona musi do mnie wyjść. Nosferatu potrafią się piekielnie dobrze chować, więc mógłbym stracić szansę. Jestem szybki, ale gdybym spudłował, pomylił się. Straciłbym możliwość odnalezienia Brusilli a tego bym chyba nie zniósł. – uśmiechnął się szeroko do blondynki.
-Więc tak w sumie możesz zrobić z tą aktoreczką co zechcesz. Wiem, że potrafisz. Pamiętam jak urządziłaś tego wieśniaka. Jak mu tam było? Julian? Najchętniej połamał bym mu wszystkie gnaty, za nie trzymanie języka za zębami a ciało osuszył do samych kości. – pokręcił zirytowany głową.
-Taaak… Winien ci jestem przeprosiny, za to że go wtedy puściłem. Powinienem był go zabić. Nie wiem…. Chyba zwyczajnie nie byłem wtedy głodny. To się już nie powtórzy śliczna. Przyrzekam. – Spoon zapatrzył się w pustkę niewidzącym wzrokiem w końcu otrząsnął się z posępnych myśli jak pies z wody.
-Dobra. Skupmy się na robocie. Chyba będziemy potrzebowali wozu. Nie tracił bym na to czasu i wziął tą no… Taksówkę. Ale… Jak dziewczyna nie będzie chciała iść to ten bagażnik się przyda. – Spoon spojrzał na krew w woreczku, którą piła Cath.
-Cholera naprawdę wolałbym zapolować. Byłbym sprawniejszy, chyba, że masz skąd skołować samochód? Albo kogoś wysłać po mój. Stoi teraz pod Shard i czeka na mnie. - Spoon nagle strzelił palcami.
-A nasz mądry Malkavianin nagrał rozmowę z księżną. Więc ta sucz jest już udupiona. Tylko trzeba wyczaić, komu co pokazać. Bo jak to Camarilla popiera Annę to całe zdarzenie zatuszują, a uwagę skupią na nas. A tego bardzo bym nie chciał. Bycie na celowniku Camarilli to nie jest nic fajnego.

- A tak, to też rozsądne, Will - powiedział Qwerty.
Zdawał się autentycznie zaskoczony słowami Bruja. Czyż ten klan nie był pierwotnie znany jako ostoja mędrców? I faktycznie Spoon nie był głupi. Potrafił być porywczy, ale bez wątpienia nie brakowało mu szarych komórek.
- Nie wpadłem na to, że Anna mogła działać zgodnie z wolą Camarilli. Nie pomyślałem o tym, przynajmniej nie w ostatnich godzinach - mruknął Uiop. - Jest taka możliwość. Jeśli pokażemy Archontowi to nagranie, to mogą zechcieć je zniszczyć, a nas z nim. Żeby zatrzeć ślady. Nie mam żadnej pewności, że Camarilla jest naszym przyjacielem. To nagranie może mieć ogromne znaczenie, także polityczne. Z tego powodu pozwolicie, mam nadzieję, że nie będę go rozpowszechniał i nie powstanie więcej kopii. Wydostanie się go na zewnątrz mogłoby mieć katastrofalne skutki… - zawiesił głos.

Qwerty wyprostował się i założył nogę na nogę. Spoglądał gdzieś w bok, jakby unikając kontaktu wzrokowego. Jego twarz wciąż była młoda, piękna i po prostu idealna. Ale coś w twarzy sugerowało, że znajdował się za nią co najmniej stuletni mężczyzna. Żaden młodzieniec nie byłby zdolny do mimiki pełnej takiego zmęczenia, znużenia, smutku i wyczerpania.

Cath w milczeniu skinęła głową. I tak teraz nie miała kontaktu z Archontem. Rozumiała stanowisko Quertego. Na rozmowę z Archontem przyjdzie jeszcze czas.
Usiadła wygodnie na fotelu.
- Rozmawiałam z Astrid. Jest gorzej niż się wczoraj wydawało. Podobno ci co nas zaatakowali złapali kilku Krewniaków żywcem, a z szeryfami nie ma kontaktu. Naprawdę nie wiem czy lepszym pomysłem nie byłoby przeczekać tej nocy aż to wszystko się trochę uspokoi. Tu jest bezpiecznie. Jestem pewna że Arwyn też ma zabezpieczone lezę i Brusilli u jej boku nie powinno nic grozić. Ale jeśli uważacie, że lepiej załatwić załatwić sprawę szybko, będziemy mieli podstawiony samochód. Kluczyki będą czekać u concierga.

Spoon zacisnął wściekle rękę czując jak uderza go znajoma złość.

-Nie wierzę w to, że tymi oddziałami do likwidacji wampirów, czy jak wolicie “Wydziałem Wewnętrznym” zajmują się ludzie. No po prostu NIE WIERZĘ. Na balu słyszałem kilka plotek. Nawet taką, że to osoby od nas - z kręgu Mitry. Bo na pewno z Cerylem Mastersem nie mają nic wspólnego. Tak mi powiedział Markus - szeryf południowego Londynu, brat Brusilli a ja jemu ufam. Dlatego nie spodziewam się teraz, że nagle całą Maskaradę trafi szlag z powodu tych kilku zatrzymanych Kanitów. Niemniej. - Spoon spojrzał na Cath.

-Muszę dotrzeć do Brusilli najszybciej jak się da. Bo w kościach czuje, że to dopiero początek takich akcji i nikt nigdzie nie jest bezpieczny. - Spoon zabrał jeden z woreczków z krwią. Wybrał te ze szpitala. Nauczył się pić najgorszy syf i wiedział, że mu to wystarczy, gdyby nie miał dzisiaj szczęścia.

Tony rozumiał Spoona i jego chęć odnalezienia Brusilli za wszelką cenę, ale też wiedział, że siłą niewiele wskórają. Aktoreczka łasa na zaszczyty na sławę, nie skłoni się przeciw brutalnej sile i szantażowi, ale umiejętnie poparta wampirzymi mocami sugestia mogła skutecznie podstawić cel zleceniodawczyni, która chętniej oddałaby wtedy przysługę i podzieliła się wiedzą o Arwyn.

Słowa Cath też robiły wrażenie. Coś bardzo niebezpiecznego działo się w mieście. Niebezpiecznego dla kainitów, a była to sytuacja nie do pomyślenia, dla kogoś, kto bardziej znał realia lat czterdziestych niż czasów w jakich nagle przyszło mu się wybudzić. Nie sądził aby mógł stać za tym Sabat lub Anarchiści. Dla tonego to jednak mogli być ludzie. Inkwizycja, która przybrała inne szaty? Znaki Gehenny były pewne. Po ulicach szwędali się niskopokoleniowcy, niektórzy podobno mogli nawet wędrować w świetle dnia, ich krew była tak rzadka. Teraz bestialskie polowania na kainitów, na które nadziali się już dwukrotnie ledwo uchodząc z nie-życiem.

- Damy radę Spoon. Ogarniemy tę celebrity i znajdziemy Arwyn jeszcze tej nocy. - odezwał się pewnie, sięgając po worek z krwią.

Spoon pokiwał głową. Docenia słowa otuchy.

-Dobra… Idę się przejść. Przyjdę zanim Twój kierowca sprowadzi tutaj wóz i podjedziemy zgarnąć tą aktorkę. Nie wiem czy warto przygotowywać tu jakiś wielki plan. Weź może trochę gotówki jakbyśmy po drodzę musieli przekupić kilku ludzi to się zawsze może przydać. A. - Spoon strzelił palcami.

-Komórki! Jakbyś skołowała dla nas nowe komórki to by było świetnie. Mówiłem zostawić telefony w wozie to nie. Teraz komórkę: Uty i sędziego ma ten cały Wewnętrzny Wydział. Pewnie trochę to potrwa zanim namierzą moją i Twoją. Ale to jest kolejna z rzeczy o których muszę pamiętać, żebyśmy nigdzie się nie wyłożyli.

Qwerty w tym czasie przesiadł się na kanapę. Czuł się zestresowany. Te wszystkie ustalenia sprawiały, że zapadał się w sobie. Co gorsza, każdy kolejny dzień w Londynie zdawał się bardziej niebezpieczny. W tej chwili najpewniej nikt do końca nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewać. To niesłuszne założenie, że każdy Malkavian kochał chaos. Oczywiście i w nim znajdowało się ziarenko prawdy. Mimo to ostatnimi czasy tego obłędu było zdecydowanie zbyt dużo. Z tego powodu wolał udać się do tuneli na poszukiwanie de Worde, niż ganiać za aktorką. Uiop miał nadzieję, że pod ziemią będzie spokojnie i stosunkowo bezpiecznie.

Założył nogę na nogę i włączył telewizor. Przeskakiwał po różnych kanałach. Tak naprawdę nie interesowała go do końca prezentowana treść. Fascynowała go telewizja sama w sobie. Jak to możliwe, że ruchomych obrazków nie napędzała magia? Czy to mogła być po prostu nauka? Najwyraźniej w dwudziestym pierwszym wieku różnica pomiędzy jednym i drugim zaczęła się zacierać.

W pewnym momencie Qwerty zatrzymał obraz. Spojrzał na urywek z serialu? Tyle że… to chyba nie mógł być serial… Ujrzał mężczyznę bliźniaczo podobnego do Whiliama.





- Czekaj, Spoon… Mam wizję… - zawiesił głos, wpatrując się w ekran.
Był przekonany, że to Nadwrażliwość aktywowała się niespodziewanie w taki przedziwny sposób. Nie sądził więc, że ktokolwiek z zebranych mógłby dostrzec scenę mającą miejsce tuż przed jego oczami.
- Chyba wiem, gdzie znajdziesz Brusillę. Jeśli ta kobieta, którą widzę, to faktycznie Brusilla. Będzie leżeć na jakimś stole w opuszczonym magazynie. A co do ciebie… uważaj, pewnie wdasz się w walkę, bo masz dużą ranę na twarzy. Jakby po oparzeniu. A… co to? - Qwerty zmarszczył brwi, kiedy na ekranie pojawił się jakiś niebieski troll z przedziwnymi rogami. - Sprawy w Londynie mogą być dużo cięższe, dziwniejsze i poważniejsze niż myślałem. Myślę, że we wszystko mogą być zamieszane również Fae - pokiwał głową do siebie.

Spoon gapił się na malkaviana zupełnie wyrwany z kontekstu.
- Qwerty, dzięki za ostrzeżenie, ale nie wiem jak mogło by mi to teraz pomóc. Jak przypomnisz sobie gdzie był ten magazyn dzwoń. A póki co muszę się przejść. Ale będę na czas. - powiedział nie oglądając się za siebie i wychodząc. I w sumie tak po prawdzie to teraz nie był pewny czy to ostrzeżenie coś znaczyło czy malkavinowi się po prostu pogarsza...



***
Spoon przemierzał nocne ulice Londynu w poszukiwaniu ofiary. Skierował szybkie kroki do parku miejskiego. To zawsze było dobre miejsce: ciemne, ustronne. Jednym słowem - idealne. Szedł dróżką i… Wkrótce znalazł coś co wyglądało na uroczą zakochaną parę, która nie bacząc na zagrożenia wybrała się na “nastrojowy spacer w blasku księżyca”. Wampir uśmiechnął się do siebie. Lata mijały a ten banał zawsze zwabiał ludzi.
Podążał jak cichy cień ich śladem i z każdą chwilą zbliżał się do zadania ciosu.
Kiedy… Zobaczył w ręku kobiety pistolet. To go trochę spłoszyło. Coś było tu grubo nie tak. Usłyszał słowa młodego mężczyzny.
-Elizabeth rozumiem, że chciałaś mieć piękne wspomnienia w blasku księżyca o naszej ostatniej wspólnej nocy. Ale serio to już trwa za długo. Dawaj mi tą cholerną kasę inaczej ten twój mężuś dowie się o naszym małym romansie. A w jego wieku to sama… - Nieznajomy zamilkł kiedy zobaczył wycelowaną w niego lufę pistoletu.



-Żegnaj Jack. – powiedziała krótko nieznajoma i powietrze przeszył cichy świst. Tłumik… Spoon widział już coś takiego. Był… Nooo…. Blood hell był pod cholernym wrażeniem opanowanie tej kobiety. Właśnie zabiła chciwego kochanka a ręka nie zadrżała jej ani o milimetr.
Nagle wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Chciał ją teraz poznać. Zrozumieć. Skoczył na nią a ona strzeliła. Spoon ominął kule z dziecięcą łatwością.
-Ty… Jak… Ty… Powinnam cię zabić, jak… Jak jego.. – wymamrotała przerażona kobieta.
-Wygląda na to że oboje mamy swoje tajemnice. – powiedział Spoon chwytając ją za rękę. Chciał poczuć przez skórę jej puls. Uśmiechnął się szeroko do nieznajomej używając wszystkich swoich atutów tych klanowych i tych jakimi obdarzyła go natura.
-A teraz chodź pomogę pozbyć ci się tego ciała. Tajemnice… Wymagają krwawych ofiar. Widzę, że oboje to rozumiemy. – powiedział pomagając jej pozbyć się broni i trupa.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 19-09-2021 o 06:37.
Rot jest offline