Góry Burzowe
Zachodnie Ziemie Centralne
Późniejsza lokacja... Leże smoczycy?
Grubo przed południem
Noc minęła spokojnie i przyjemnie, i nastał nowy dzień w klasztorze. Na dworze burza śnieżna się skończyła, nie pozostało więc nic innego, jak ruszyć w dalszą drogę, by wykonać swoją misję.
Zostało również siedem dni, by przywołać do życia Agamemnonna.
Niechętnie, baaaardzo niechętnie, większość opuściła ciepłe pierzyny, i urocze towarzystwo, ale jak mus, to niestety mus… głodny nie był nikt, efekty wczorajszej, wieczornej uczty nadal wywoływały uczucie sytości, żadnego śniadania więc nie było. A zresztą, siostry i tak nic nie przygotowały, i same również nie jadły, bo również nie musiały dzięki magicznej uczcie.
~
Pożegnania były wylewne, i było wiele buziaków, i miłych słówek, i obściskiwań, i… prezentów??
Amza miała zostać w klasztorze na czas ich poszukiwań smoczej jamy, i Amza… była bez kapturka. Jej twarzy z kolei nie szpeciły już żadne blizny. Najwyraźniej została magicznie wyleczona!
Bharriga najpierw obie "jego gąski" wycałowały, tygrysa również, a potem Druid otrzymał od dziewcząt dwa mocne, lecznicze eliksiry.
Kargar otrzymał buziaka w policzek od Nann, i dwie mikstury, które ponoć miały wzmocnić jego siłę w krytycznym momencie.
Amarę również wycałowały dwie nieco starsze siostry (wywołując rumieńce u Mniszki), a ona dostała... piórko i eliksir leczniczy.
Deidre i Gabriel… no cóż. Ich nikt nie wycałował, ale były uśmiechy, i miłe słowa na pożegnanie, i po jednej słabej miksturze na podróż…
Ale na tym nie był koniec niespodzianek.
- Napadało wiele świeżego śniegu, wasza podróż na drugą stronę góry będzie karkołomna i czasochłonna, no chyba, że… - Uśmiechnęła się Najwyższa Kapłanka, i wyciągnęła zwój - ...polecicie. Polecicie szybko, pod postacią chmurki, wszyscy razem blisko siebie. I w kwadrans, może dwa, będziecie na miejscu.
I jak tu ich wszystkich nie kochać, jak tu nie wrócić, pozostać w klasztorze na naprawdę długi czas, ciesząc się tym co oferowały… może później.
Niedługo.
Kiedyś.
Na pewno.
Drużyna w gazowej formie, przypominając chmurkę, zasuwała drogą powietrzną, i to z naprawdę niesamowitą prędkością(można i lecieć nawet 100km/h!) bardzo szybko oblatując górę, by wkrótce znaleźć się po jej drugiej stronie… nic ich po drodze nie atakowało, nic im nie przeszkadzało.
W końcu również na zboczu zauważyli wielką pieczarę, która musiała być byłym legowiskiem Shorliail, nie mogło być inaczej!
Ale…
Ale przed pieczarą, na zboczu góry, kręcił się chyba z tuzin zbrojnych Orków z Worgami, pilnujący najwyraźniej jakiejś starej Orczycy między nimi, która machała kosturem, i chyba coś czarowała… zbocze góry, na naprawdę dużym jego obszarze, ciągnąc się i w dół, gdzie był nawet mały lasek, nie było z kolei już pokryte żadnym śniegiem. Stara Szamanka manipulowała pogodą, czy tam pobliskim terenem, by pozbyć się efektów burzy śnieżnej i zimna?
Towarzystwo zmieniło więc nieco kurs, lądując w owym lasku, z dala od ewentualnych, niepowołanych ślepi, przyjmując ponownie cielesną formę. Należało się naradzić, i wykuć na szybko jakiś plan dalszego działania… w końcu chyba się nie rzucą na ślepo, być może prosto w jakiś cały klan zielonoskórych?
***
Komentarze za chwilę...