Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2021, 15:26   #251
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Dwie bękarcice pocałowały się czule na koniec, głaszcząc się po włosach i twarzach. Następnie zeskoczyły z biurka, a Mazzi po drodze sprawdziła jeszcze smak dekoltu rudej i przycisnęła mocno jej biodra do swoich, chwytając za pośladki.
-Cholera, ciebie też tak ciśnie? - spytała z zębatym uśmiechem patrząc jej z bliskiej odległości w oczy, po czym obie jak na komendę oflankowały blondynkę.
-To co, gdzie ta łazienka Kociaczku?- mruczące zapytanie wypowiedziała z wargami na boku jej szyi. Z drugiej strony podobnie poczynała sobie druga weteran, a ich trzymające fotograf ręce z pleców zeszły na jej pośladki.

- Tak, tak, już wam wszystko pokażę! - Eve roześmiała się szczęśliwa i zamknęła za sobą drzwi. Po czym objęła za szyję każdą ze swoich partnerek i razem z nimi ruszyły ponownie środkiem korytarza trzepiąc w posadzkę obcasami. Wszystkie wydawały się szczęśliwe z tego wspólnego wypadu a najbardziej chyba właśnie Kociaczek.

- To teraz co? Kibel, van czy lodziarnia? - zapytała Wilson patrząc perfidnie na swoje panny. Skoro już nie słuchał ich nikt nie potrzebny to mogły sobie rozmawiać swobodnie.

-Co zabrałaś tamtemu frędzlowi? - saper spytała blondynkę, a potem zaśmiała się radośnie, odchylając głowę do tyłu.
-Oczywiście że kibel - dodała poważniej, wręcz z namaszczeniem - Brudne, leniwe dziwki nie zasługują na nic lepszego.

- Nie wiem! - roześmiała się wesoło fotograf ale poprowadziła je w dół schodami. A potem jeszcze z parteru do jakiejś piwnicy. I tam gmerała przy jakimś zamku aż ukazała się piwnica. Właściwie to jakaś graciarnia z kurzem i pajęczynami. Ale była też jakaś sofa na jaką Eve weszła już się rozbierając po drodze. I rozkosznie zaległa półnaga wzywając swoje dwie panny do siebie. Cała ta atmosfera nakręciła je wszystkie więc poszło szybko. Kochały się na szybko i na wariata. Na tym skrzypiącej, starej sofie z jakiej leciał kurz. We trzy i w różnych wariacjach. Bez planu i pomysłu aby tylko nacieszyć się sobą i swoją bliskością. No i aby zrobić przyjemność sobie i pannie Anderson co znów mogła się poczuć jak brudna dziwka obsługująca swoje dwie najlepsze i najukochańsze klientki. Wreszcie zaległy zdyszane na tej starej sofie co na pewno nie była projektowana na trzy rozgrzane miłością osoby.

- To pokaż wreszcie co tam zgarnęłaś temu pajacowi! - Wilma klepnęła wypięty pośladek reporterki zdradzając, że też jest ciekawa.

- Ano tak! Gdzie moja torba? - blondynka rozejrzała się dookoła i wstała idąc trochę chwiejnie do taboretu na jakiej zostawiła torbę. Wróciła z nią i wyjęła tą kopertę.

- Ooo! Ładniutka! Kto to? - zapytała Wilma oglądając zdjęcie jakiejś ładnej szatynki pozującej do kamery.

- Hmm… Petra Novotna… 23 lata… Szuka roboty… W biurze… Na sekretarkę albo asystentkę… Zna hiszpański, francuski i rosyjski… Umie pracować na komputerze… Ma doświadczenie z aparatem i została miss obiektywu w zeszłym roku u siebie w szkole… Lubi dobre filmy i książki, zwłaszcza z pieprzykiem… - Eve trochę chaotycznie ale czytała to co chyba było w cv jakie było dołączone do zdjęcia.

- Nieźle... ma wyćwiczony języczek - Mazzi patrzyła jednym okiem, pykając z lubością fajka. Podobało się jej to co widzi na zdjęciu. Chętnie by znalazła kilka testów dla tych ust. - Do tego lubi z pieprzykiem... jest tam do niej kontakt? - łypnęła na Kociaczka, oddając połowę papierosa Wilmie, a sama odpaliła nowego - Skąd w ogóle jest, z miasta? Czy przyjechała spoza? Może by się jej przydała bratnia dusza aby pokazać najlepsze zakątki Sioux. W ogóle szukacie kogoś do siebie, Ev?

- Hmm… Poczekajcie, już patrzę… - blondynka podkuliła nogi i wyprostowała się starając się dokładniej przejrzeć to cv Petry.

- Jest z Harrisburga. To pod miastem. Chyba nawet jakiś konny bus tam dojeżdża. - przeczytała z trzymanej kartki.

- Tak, wiem gdzie to jest. To przy wylotówce na południe. Jak się wyjeżdża z miasta to po lewej. Jak teraz mamy furę to rzut beretem. - Wilma objęła z kolei Lamię i pocałowała ją w ramię głaszcząc je przy tym pieszczotliwie. Brzmiało jakby adres owej kandydatki na sekretarkę jakoś nie był zbyt trudny do zlokalizowania.

- No tak, to właśnie tam. I chyba chce zacząć pracę w mieście. Ostatnie miejsce pracy jakie podała to “Caffe Latte”. Jako kelnerka. Ale mówi, że czuje zew przygody, ma ambicje i chciałaby pracować w znanej firmie która doceni jej umiejętności należycie i mogłaby się rozwijać i nasza redakcja jest w sam raz. - Eve dokończyła czytać i pomachała kartką papieru dając znać, że jak któraś z dziewczyn chce to może sama to przeczytać.

- Sekretarka, albo asystentka... - saper wzięła dokumenty i przyjrzała się zdjęciu z bliższej odległości, opierając się o rudą bękarcicę u boku - Dla mnie wygląda jak aktorka - rzuciła szybkim spojrzeniem na dziewczyny - Nasza nowa aktorka, albo chociaż ktoś komu pokażemy miasto. Niech się oswoi i ustabilizuje finansowo, pójdzie na jedną czy dwie imprezy z nami, a potem ją zaciągniemy przed kamerę. Ale kontakt warto już zawczasu złapać - pokiwała głową do blondynki - Przydałaby się taka u ciebie w tej redakcji. Masz tam zdecydowanie za duże stężenie jełopów w stosunku do foczek na metr kwadratowy.

- Mnie by się przydała pode mną. Albo na de mną. Mogłabym się dostosować do do detali. - Wilson zaśmiała się pokazując dłońmi jakby badała w dłoniach wielkość dwóch, niewidzialnych jabłuszek. Eve też się roześmiała wesoło.

- No może byłaby naszą aktorką, sekretarką albo asystentką. U nas w studio. Właściwie to by miało sens. Bo jak my z Lamią to albo byśmy kręciły filmy albo je montowały, albo jeszcze co to przydałby się ktoś na miejscu. A poza tym jest bardzo fotogeniczna. Chętnie zrobiłabym z nią sesję. Im bardziej rozbieraną tym lepiej. - fotograf była zgodna ze swoimi dziewczynami, że to cv i fotografie zrobiły na niej dobre pierwsze wrażenie i Petra zarobiła plus już na starcie.

- Właściwie jak ona jest kelnerką w “Caffe Latte” to można tam podjechać. To w mieście. Furą to chwila moment. - Wilma podrapała się po nosie jak zastanawiała się jak można by się skontaktować z tą atrakcyjną szatynką ze zdjęcia co chciała być sekretarką albo asystentką.

Saper przez chwilę sufitowała, zanim ciężko nie westchnęła.
- Możemy tam podjechać w drodze na ten targ budowlany czy coś - mruknęła, oddając zdjęcie Eve - Na razie ją zgarnijmy na drina albo coś. Na tym etapie same ogarniemy co trzeba, sekretarka się przyda potem. Za parę filmów pogadamy, gdy się pomyśli o szerszej dystrybucji. Ale sesję i drina jej można zaproponować.

- No można. Bo z drugiej strony to jak ją zostawimy samopas to pewnie ktoś nam ją sprzątnie sprzed nosa. - Eve skinęła swoją blond głową i wstała zaczynając się rozglądać za swoimi ubraniami. Te leżały przemieszane z innymi na trasie od drzwi piwnicy do tej starej sofy. Wilson też wstała aby się zacząć zbierać do dalszej części dnia.

Ostatnia na kanapie została Mazzi, mnąc w palcach zdjęty przed kwadransem biustonosz. Przyglądała mu się, myśląc o czymś intensywnie, ale wreszcie się poddała.
- Pojedziemy, zobaczymy - zdecydowała, wstając energicznie klepnęła blondynkę w pośladek - Może przecież pracować w redakcji i u nas na pół gwizdka póki firma jest mała. Gdy się rozrośnie wessiemy ją na pełen etat i dzięki temu nikt nam jej nie podpierdoli. Co wy na to?

- No nie wiem. A jak się jej u nas w redakcji spodoba i się zadomowi? No wygląda fajnie ale nie każdy by chciał pracować w studio od filmów akcji. No znaczy ja bym chciała ale ona nie wiadomo. - Eve jednak zdradzała pewne obawy czy by ta Petra z cv chciała dla nich pracować.

- Dlatego dobrze aby nas polubiła. No i trzeba ją poznać i zobaczyć jaka jest. Bez tego właściwie nie ma co snuć planów z nią związanych. - rudzielec zapięła swój biustonosz, poprawiła go i zaczęła nakładać płaszczyk. Była już prawie ubrana. Eve za to trochę rozkojarzona bo nie mogła znaleźć swoich majtek.


- Ale się kućwa zjebało. Dobrze, że nie muszę być na trasie. - Wilma jednocześnie przeklęła pogodę jak i znalazła coś pozytywnego w tej sytuacji. Nie było trudno sobie wyobrazić, że nie byłoby lekko jechać w konwoju w taką ulewę. Padało chyba mocniej niż wczoraj w nocy jak się koncert kończył i potem jak wracały do domu.

Jeszcze miały sporo jeżdżenia po tej redakcji. Najpierw do tego sklepu Posterunku skoro był w pobliżu, potem do domu odstawić Eve. Okazało się, że zdążyły przed Olim więc blondynka obiecała na niego poczekać i mu wytłumaczyć co i jak z tymi kablami i w ogóle. A potem znów za kierownicę i na miasto. Tym razem do sklepu spożywczego po jakąś dobrą whisky dla Smoka. Na szczęście coś znalazły co Wilma uznała za odpowiednie. Kupiła ją za swoje i ze dwie dyszki zapłaciła za tą butelkę. I jeszcze do kwiaciarni aby kupić kwiaty dla Azjatki o specjalności łącznościowca. Więc jak w końcu zajechały pod bramę jednostki macierzystej specjalistki Wilson to już się zdążyło rozpadać na dobre aż się nie chciało wychodzić na tą paskudną pogodę. I było już bliżej południa niż ranka.

- Dobrze że nie siedzimy w okopie, albo Stary nam nie robi przebieżki po bagnach bo przecież dawno nie lataliśmy w pancerzach i z kamieniami w plecaku, a to tak dobrze robi na kręgosłup oraz morale - brunetka dodała swoje bękarcie dwa gamble, robiąc poważną minę ich byłego kapitana. Spojrzała przy tym z ukosa na rudzielca, choć większość uwagi poświęcała trzymanemu na kolanach pudełku. Niewielka, bo wielkości jednej pięści Mayersa, skórzana, czarna szkatułka jak ze starych katalogów z biżuterią... przyciągała kobiecą uwagę skuteczniej niż flaszki i kwiaty na siedzeniu obok. Obracała je w palcach, czując zakłopotanie. W sklepie raz rzuciła na gambel okiem, a potem już jechały z Wilmą dalej.
Tą samą Wilmą, dla której nic nie miała.

- Dobrze, żeśmy się przebrały - dodała, wymownie wskazując ruchem brody na zalany deszczem świat zewnętrzny. Co prawda nowe ubranie saper było tylko odrobinę bardziej zabudowane niż to poranne, ale dobre i to. Parsknęła nagle dość wesoło, wskazując miejsce parkingowe obok dawnego słupa wysokiego napięcia.
- Tutaj się w weekend zatrzymaliśmy z Tygryskiem zanim zaczął się przechwalać swoimi spluwami - zaśmiała się wesoło, mocniej ściskając puzderko - Ale spokojnie, odjechaliśmy zanim się zrobiło zbiegowisko i mieli nas za co zamykać. - na jej twarzy pojawił się niewinny uśmiech - Wiesz jak to te złe języki…

- Mhm. Podobno złe, podstępne i podłe bękarcice potrafią zaciągnąć jakąś niczego nie spodziewającą się lodziarę na zaplecze i ją tam zakneblować własnymi majtkami i przelecieć. Albo odstawiać bezeceństwa na jakimś parkingu przed jednostką. - ruda pokiwała głową i nachyliła się ku czarnulce jakby były jakimiś starymi ciotkami i kumoszkami co sobie powtarzają wieści ku przestrodze.

- Niezły ten zegarek. Na pewno Steve się ucieszy. - powiedziała wskazując na puzderko trzymane przez drugą specjalistkę od spraw saperskich i bezeceństw.

- No to jak mawiał Stary… “Chyba nie jesteście z cukru aby obawiać się troszkę wody?” - zaśmiała się i pacnęła w ramię swojej partnerki też parodiując zrzędzenie ich dawnego kapitana. Który tak nawijał właśnie jak się topili albo marzli od tego “troszkę wody”. Sama otworzyła drzwi i czekała aż Lamia też wyjdzie albo powie, że zostaje aby zamknąć vana.

- Albo jak się burzył co tak burczymy że nam niewygodnie na pryczach. Przecież już prąd odłączył, a gwoździe są solidne i nie że igiełki. Poza tym co to za żołnierz co się boi durnych igieł - ona za to z godnością wpierw przesunęła tyłek pod drzwi, a następnie rozłożyła parasol i dopiero wtedy wyszła na ten paskudny, mokry świat.
- Ja z cukru nie jestem, ale tapeta i fryz to co innego - puściła żołnierce psotne oczko, pukając się palcem po policzku. Zaraz też zakotwiczyła z wdziękiem u boku drugiej bekarcicy nie przestając wachlować rzęsami.
- To co, mam poczekać w poczekalni dla petentów czy cię ładnie pożegnać przed bramą? - dodała z najniewinniejszym uśmiechem świata.

- Hmm… - rudowłosa wyciągnęła łokieć aby kobieta mogła go złapać jakby była co najmniej oficerem i to nawykłym do chodzenia z kobietą w ten sposób.

- Chodź na wartownię. Może uda się ich zbajerować i dadzą ci przepustkę gościa. To będziesz mogła wejść ze mną. - powiedziała wskazując brodą na kanciaste pudło budynku przy głównej bramie jednostki.

- A Gerber no tak. Ten czasem jak coś chlapnął to nie było wiadomo czy się śmiać czy płakać. Pamiętasz jak on zawsze z uporem maniaka na Task Force mówił Kampfgruppe? Albo jakoś tak. Jej pamiętam jak tak pierwszy raz mnie o coś zapytał z tą Kampfgruppe. Rany, w ogóle nie miałam pojęcia o co on się mnie pyta! - roześmiała się rozrzewniona tamtym wspomnieniem związanym z ich starym kapitanem dowodzącym ich kompanią. Ale doszły już do wartowni i poszło zaskakująco gładko. Z Wilson w mundurze i z dokumentami w ogóle nie było żadnych problemów. Wojacy w stróżówce tylko sprawdzili nazwisko i twarz na dokumentach i porównali z tym co widać za zakroploną szybą. Zgadzało się, więc ruda mogła przejść.

- A ty? - zapytał jakiś sierżant pytając kobiety w krwistej czerwieni. Ale wtrąciła się Wilma. Powiedziała, że Lamia ma sprawę do załatwienia w administracji. Sierżant zastanawiał się gdzieś z jedno uderzenie serca nim machnął ręką i coś zaczął pisać u siebie na biurku. Po czym podał w okienku czasową przepustkę ważną do 14-tej czyli jeszcze z jakieś dwie czy trzy godziny. Na niej mogła wejść do środka ale miała ją trzymać w widocznym miejscu i okazać na żądanie każdemu wojskowemu, zwłaszcza dyżurnym i MP.

- Dobrze, że ja nie jestem specjalsem jak Steve. Bo byś musiała zostać pod bramą. - ucieszyła się Wilson znów chowając się razem pod wspólnym parasolem gdy zostawiły już wartownię za swoimi plecami.

Pod saperską kopułką coś zazgrzytało, na chwilę zwolniła, gubiąc spojrzenie gdzieś na ścianie, ale szybko potrząsnęła głową.
- Kampfgruppe i Task Force to to samo - powiedziała, mrugając szybko aby pozbyć się sprzed powiek powidoku odbicia Andy'ego. Zadrżała i docisnęła się mocniej do ramienia rudzielca, udając że to z chłodu. - Taaaak, stary traktował nas jak swoje małe, prywatne Hitlerjugend. - w jej śmiechu prócz wesołości pojawiła się nuta smutku, więc ponownie pokręciła głową na otrzeźwienie - Po cichu chciał z nas zrobić nową 12 Dywizję Pancerną SS. Byśmy chodzili w stylowych mundurkach od Hugo Bossa... wiesz. Takich czarnych, świetnie skrojonych i eksponujących wszelkie walory estetyczne - puściła Wilmie oko - A on by był w samym środku, z wyhodowanym naprędce wąsem i wszyscy byśmy wspólnie zamawiali po pięć piw. - pokiwała głową jakby właśnie tak sprawy miały się ułożyć gdyby większość oddziału nie umarła, a ich dowódca nie zaginął.
- 12 Dywizja... wierni do końca. Chociaż jego dupę to bym chętnie zobaczyła w obcisłych czarnych spodniach w kant. Naprawdę miał ją epicką - dodała, wzruszając ramionami.- Myślisz że Denise będzie przy radiowęźle?

- Oj, tak to prawda, w tej żałobnej czerni byłoby mu do twarzy. Zresztą takim foczkom jak my też. - ruda roześmiała się wesoło słysząc pomysły i domysły swojej czarnowłosej dziewczyny.

- Może sobie zamówimy takie mundurki? - zaproponowała zerkając z rozbawieniem na idącą obok towarzyszkę. Ale zbliżały się już do budynków więc to one przykuły uwagę rudej.

- Można zobaczyć. W sumie nic nie tracimy. Będzie to się pogada nie to się zostawi kwiaty. Potem skoczymy do Gekona. To tam trochę dalej, mam nadzieję, że wpuszczą cię na tą przepustkę gościa. - machnęła w stronę budynku z radiostacjami kierując się właśnie w jego stronę.

- Zrobię dobre wrażenie to wpuszczą... no mam nadzieję. Nie dygaj, coś wymyślę - pocałowała Wilson i nadawała dalej wesoło - Zajebiście byłoby poznać tego twojego Smoka i resztę ekipy. Żebym wiedziała komu moja Gwiazdkę z nieba oddaję. Zawsze to mniej nerwów, jeśli widzisz że nie jakieś muły i zjeby, a normalni i ogarnięci. Zresztą muszą wiedzieć do cholery jakiego mają farta że u nich jesteś - ściszyła głos do szeptu, przechodząc dotykiem z ramienia poniżej paska spodni - Twój tyłeczek najlepiej wygląda w niczym i takim go lubię najbardziej.

- Tak? - Wilma otworzyła przed Lamią drzwi aby ją wpuścić do środka. A gdy ta weszła to trzepnęła ją dziarsko w ten czerwony tyłek i jeszcze złapała za biodra przyciskając je do swoich. - No ja z twoim mam tak samo. - roześmiała się jej do ucha i cmoknęła w ucho. Po czym wyrównała, złapała ją za dłoń i pociągnęła ku radiowcom.

Znów Mazzi znalazła się w tej ni to poczekalni ni to czymś podobnym. A za ladą, znów pustą zresztą, były uchylone drzwi do grajdołka łączności. Wilson zastukała donośnie w blat stołu i po chwili ciszy dał się słyszeć odgłos kroków, drzwi się uchyliły i pokazał się kapral łączności. Waters. Ten co tak niechcący go Lamia podsłuchała ostatnio jak miał rozmowę z kolegą z eteru. Teraz spojrzał na wojskową kobietę ale ona nie przykuła jego uwagi tak jak ta w krwistej czerwieni. To był widok mocno odbiegający od wojskowych standardów mundurowych więc było to całkiem zrozumiałe.

- Tak? - zapytał trochę nie bardzo wiedząc do której z nich powinien się odezwać. I miał minę jakby się zastanawiał czy rozpoznaje tą w czerwieni albo czy ona go rozpoznaje.

- My do Denise. Jest? To weź zawołaj jak możesz. - Wilma bez ceregieli wywaliła kawę na ławę a widząc kiwnięcie głową kaprala poprosiła aby podesłał swoją azjatycką koleżankę.

Za to druga bękarcica, uwieszona na tej pierwszej, szczerzyła się wesoło do kapsla po drugiej stronie.
- Cześć kocie, świetnie wyglądasz! Widzę że żadne kleszcze cię już nie prześladowały, to bardzo dobrze - puściła mu konspiracyjne oczko - Trochę się martwiłam czy ci sierżant nie rozpruł dupki, ale widzę że nie i bardzo dobrze! - powachlowała rzęsami - To miejsce bez ciebie byłoby definitywnie mniej atrakcyjne... o, Kasztanek! - poderwała głowę i jej uśmiech stał się jeszcze weselszy gdy zobaczyła jak zza drzwi wyłania się drobna figurka Azjatki. Wyciągnęła do niej jedna rękę, bo drugą wciąż trzymała Wilmę - No chodź się przywitaj, kochana!

- Tak, tak wszystko w porządku. Dzięki. - rzekł odchodzący ku drzwiom Waters a potem widocznie wezwał koleżankę bo Denise wyszła zaraz po nim. Zdziwiła się i ucieszyła widząc swoje nowe koleżanki.

- Cześć! - pomachała im rączką i posyłając ciepły uśmiech ale musiała jeszcze obejść ladę aby się z nimi przywitać bardziej bezpośrednio. Uściskała je i wtuliła się tak w brązową pierś w wojskową panterkę jak i tą okrytą czerwienią sukienki.

- Jej co tu robicie? Co was tu sprowadza? I świetnie wyglądacie. Zwłaszcza ty Lamia. A ty już znów w kamasze? Przepustka się skończyła i trzeba wracać do dryla? - Denis jak już się uściskała i dała wyściskać nieco odsunęła się aby lepiej spojrzeć na obie koleżanki. I sądząc po uśmiechu i spojrzeniu podobało jej się to co widzi.

- Jeszcze dzisiaj nie. Ale jutro już wracam. Dzisiaj przyjechałam zobaczyć swoich i czy jestem im do czegoś potrzebna. Mam nadzieję, że nie. To będe mogła sobie wrócić w cholerę za bramę i do reszty kociaków. - Wilson odparła na luzie i bez wahania jakoś za bardzo nie zdradzając ochoty powrotu do służby. Zwłaszcza zbyt wczesnego. Ale poczucie obowiązku zmuszało ją aby sprawdzić chociaż co się tu dzieje i pokazać na oczy jak się prawie tydzień nie widzieli.

- Dzięki, staram ci się tylko chociaż odrobinę dorównać do wysokości kostek - Była sierżant cmoknęła łącznościowca w policzek, odbijając jej własnym i szczerym komplementem. - Ubezpieczam Willy, przy okazji chcę podziękować Smokowi za ogar i zobaczyć z kim mi się teraz moje szczęście szlaja gdy mnie tak perfidnie samą zostawia - zrobiła smutny dzióbek, po czym w jednej sekundzie się rozpogodziła, podtykając Azjatce bukiet kwiatów pod nos - Co prawda nie orchidee... ale jakiej byśmy nie znalazły i tak by zwiędła z zazdrości na twój widok... - dokończyła z przepraszającą miną.

- Ojej są śliczne! - Denise chyba i nie spodziewała się kwiatów i już na pewno nie dla siebie. Bo się ucieszyła jakby pierwszy raz jakieś dostała. Z wdzięczności zarzuciła czarnulce w czerwieni ramiona na szyję i ucałowała ją w policzek. Z bliska saper poczuła jej delikatne perfumy i szampon do włosów.

- Zaraz je wstawię. Ale naprawdę nie trzeba było. Ojej jakie są śliczne. A to już nie lato, że pełno kwiatów rośnie. - Denis puściła czarnowłosą kobietę i z prawdziwą przyjemnością trzymała, wąchała i oglądała swój bukiet.

- A w ogóle jak dałyście radę w poniedziałek? Bo rany ja to ledwo wstałam i właściwie to wzięłam wolne i odsypiałam z pół dnia. Ale było warto! Jej ta impreza w “Honolulu” była cudowna! Jeszcze na takiej nie byłam. - skoro była okazja pierwszy raz się spotkać od niedzieli to Denise skorzystała z okazji aby zapytać koleżanki jak ich wrażenia i wspomnienia po tamtej imprezie.

Bękarcice wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Tak... poniedziałek był ciężki od tego bladego świtu koło południa. Część zakwasów nie zeszła im do tej pory, a przynajmniej Mazzi je czuła przy gwałtownych ruchach, lecz nie było się co dziwić. Wpadnięcie w zgraję podjaranych komandosów musiało mieć konsekwencje. Choć bardziej prawdziwie było, że to zgraja owych komandosów wpadła w nią. Detale.
- Potrzebowałyśmy prochów, wódy, porządnego śniadania i długiej kąpieli - przyznała saper, uśmiechając się ciepło - Zwłaszcza że na 15 się umówiłyśmy w "41" na następny balet. Na szczęście jutro już dość ekscesów. Willy rusza w trasę, ja się biere za malowanie ścian. Trzeba się wygoić przed weekendem, bo jeśli nie masz planów na niedzielę wieczór, to w starym kinie gra nasz kumpel Rude Boy, jego kapela pancurów i Iron Fist, kapela rockerboyów z Sioux City - przekrzywiła głowę ku rudej, przytaknęły sobie i wróciła do poprzedniej obserwowanej - Też nasi kumple. Wejście za scenę gwarantowane, poza tym będzie Tygrysek i paru jego chłopaków, kilka naszych foczek i kociaków. Chcemy przed koncertem wynająć pokój i zrobić krótką powtórkę z niedzieli zanim pójdziemy skakać pod scenę. Nawet jak masz plany to możesz je zabrać ze sobą - zakończyła z uśmiechem.

- Jej ale wy to macie zdrowie. Ja to tu przespałam z pół dnia i zdychałam kolejne pół. - drobna Azjatka roześmiała się trochę chyba zazdroszcząc koleżankom ich niespożytych sił no i trybu życia jaki pozwalał odespać i odpocząć po szaleństwach niedzieli. I zająć się kolejną imprezą jeszcze tego samego dnia!

- W niedzielę wieczór? No nie wiem… Chciałabym. Ale no szef da mi popalić jak znów w poniedziałek poproszę o L4. A nie można w sobotę? Albo piątek? - zapytała ciekawa czy nie da się tego jakoś przesunąć.

- Oj nie bardzo. My w piątek robimy sobie rodzinny wypad za miasto i nas nie będzie. Dopiero w niedzielę na wieczór wracamy. No a koncert to koncert, to nie my ustalałyśmy, tylko dostałyśmy zaproszenie no a reszta to tak jak Rybka mówi. - Wilson odezwała się wreszcie odpowiadając koleżance dlaczego mogą się umawiać dopiero na niedzielny wieczór.

- No jeszcze nie wiem. Zobaczę. Znaczy chętnie bym się z wami znów spotkała i zabawiła no ale już nie tak późno jak ostatnio. Przed północą musiałabym się zrywać. Ale dziękuję, że o mnie pamiętałyście. - brunetka trochę się zafrapowała jakby walczyły u niej rozsądek i przyjemność. Jak musiała być w pełni trzeźwa i dysponowana na poniedziałek rano to nie bardzo po drodze jej były nocne szaleństwa zaczynające się w niedzielę.

- Nie martw się, to nie będzie aż taka biba jak w zeszłym tygodniu - saper ją uspokoiła, wyciągając dłoń i zakładając jej włosy za ucho - O 19 sie spotkamy, spijamy ze dwa piwa czy kilka shotów, zabawimy chwilę, potem posłuchamy muzyki i się pogibiemy. O północy pewnie i tak będą kończyć wszystko, skoro zaczynają o 20... dobra, pewnie o 21 bo punki mają własny system czasowy. Jednak to stare kino, tam jakiś harmonogram musi być. Byłoby świetnie, gdybyś wpadła chociaż na te dwie czy trzy godziny. Chcesz to skołujemy ci blety od Betty. Postawią cię na nogi, cokolwiek by się nie działo.

- No dobrze. To może przyjdę. Na 19-tą? A gdzie? - wyjaśnienia Mazzi chyba uspokoiły specjalistkę od łączności skoro nie zanosiło się na taki kaliber imprezy jak tydzień temu.

- U nas? Wiesz gdzie jest studio fotograficzne Eve? Anderson? Taki duży baner jest. Albo już w starym kinie. - Wilma próbowała pomóc w organizacji tego spotkania z sympatyczną Azjatką. Ale spojrzała jeszcze na Lamię bo w końcu akurat rudzielec powinien być wtedy na trasie za miastem.

-W starym kinie bedzie idealnie - Lamia szybko przyklepała pomysł - Tam na piętrze jest bar a za nim po lewo zawsze stoi jeden pingwin i pilnuje drzwi z napisem "tylko dla personelu" Taka jebitna biała tablica z czerwonym napisem. Dobrze się na czarnym drewnie odbija i łatwo ją dojrzeć. Tam się o 19 umówmy i od razu zakotwiczymy na kolejkę przy barze, a ja skoczę do Olgi pogadać... klucz wziąć - poprawiła się. Więc jeszcze wypadało wpaść jutro do królowej lodu i zamówić pokój, aby później dostęp stał się jedynie formalnością. - Będzie zajebiście - ucieszyła się, obejmując Kasztanka i podnosząc trochę nad ziemię. Nie wyszło jej to tak zgrabnie jak Mayersowi rano na parkingu, ale z pewnością szczerze się cieszyła.

- Oj no dobrze jak tak to będę. - roześmiała się rozradowana Denise. Wilma też ją uściskała i przytuliła a Azjatka wydawała się być tak skora do niedzielnej wizyty w starym kinie jakby od początku to był jej pomysł. Pożegnały się więc ze sobą ciepło obiecując się spotkać w niedzielę. A dwie bękarcice musiały znów użyć parasolki aby zmierzyć się z silną ulewą na zewnątrz. Kobieta w mundurze wydawała się o wiele bardziej na miejscu w środku koszar niż ta w czerwonej kiecce. I ona właśnie przejęła rolę przewodniczki.

Przy kolejnej bramie znów scena się powtórzyła. Trzeba było machnąć papierami i przepustkami. Sierżant jakby się wahał czy wpuścić cywila. To już była typowa jednostka wojskowa nie dla cywilów. Ani biur, ani administracji no nic co by mogło interesować cywila. Ale ostatecznie jakoś ją wpuścił. Zwłaszcza jak przepustka gościa jeszcze była ważna no a Lamia miała książeczkę wojskową z jakiej wynikało, że jest frontowcem po przejściach. Czyli jakby żołnierzem w już w cywilu. I to od niedawna. Więc ostatecznie ją wpuścił.

- To tam, chodź do garażu, pokażę ci nasze fury. No i tam na pewno ktoś od nas będzie. - Wilma pomimo siekącej o parasol ulewy zdradzała podekscytowanie gdy mogła się czymś pochwalić drugiej bękarcicy. Śmiało zaprowadziła ją do wielkiego magazynu co miał wrota jakie mogły pomieścić ciężarówkę albo i czołg. Ale weszła przez zwykłe drzwi osobowe. Minęły jakichś żołnierzy a każdy się dowracał patrząc na zjawiskową w samym środku bazy kobietę w krwistej czerwieni. Któryś nawet pozdrowił Wilmę a ona jego. Ale Wilson pruła jak nawiedzona prosto ku maszynom zaparkowanym w głównej hali. Stały tam wszystkie. Ciężarówki, MRAP-y, Humve, jakieś pickupy i buggy. Najwięcej było ciężarówek. Solidny, wojskowy park maszynowy. Ale Wilma zatrzymała się przy jednym z nich.

[media]http://images03.military.com/sites/default/files/media/equipment/military-vehicles/m-atv/2014/02/m-atv-04.jpg[/media]

- Rybko. Poznaj moją Rybkę. A ty Rybko poznaj moją Rybkę. - powiedziała promieniując szczęściem i radością z tego żartu. Przed Lamią stał czterokołowy łazik z wieżyczką z ckm-em. M 60 jeśli dobrze widziała. A maszyna prezentowała się drapieżnie i z werwą. A od strony kierowcy, na drzwiach, miała namalowaną złotą rybkę właśnie. I taki podpis.

Saper ze świstem nabrała powietrza, coś ją zapiekło w kącikach oczu i musiała zacisnąć szczęki. Wilmie naprawdę musiało być ciężko, gdy jej zabrakło. Ze wszystkich Bękartów nazwała nową furę akurat po swojej starej sierżant.
- Cześć Rybka, jestem Rybka - odpowiedziała pokonując ucisk w gardle i przekuwając go na błazeński ton. Klepnęła maskę wozu i dodała - Masz niezłe zderzaki, maleńka. Aż korci żeby ci zajrzeć w dekolt i pod maskę - ze śmiechem podeszła do przodu i położywszy dłonie na blasze, wybiła się żeby usiąść na wspomnianej masce, twarzą do rudzielca.
- Niezła niunia - odpowiedziała robiąc figlarną minę, a potem wystudiowanym ruchem założyła nogę na nogę, po drodze stawiając na moment stopę w szpilce na ramieniu żołnierki - Ciekawe czy też taka pyskata jak oryginał, chociaż patrząc na kaliber daje radę, co?

- Oj tak, moja Rybka, moje maleństwo daje radę. - powiedziała z uśmiechem ruda i na chwilę rozejrzała się czy nikt nie wściubia tu nosa. A chyba nikt. Bo złapała za łydkę swojej Rybki siedzącej na nowej i pocałowała ją. Po czym puściła i stanęła obok niej, przy masce też ją czule głaszcząc.

- I też jak jest akcja to maleństwo staje na wysokości zadania. Nawet jak ją żyłuję przez każdą jej dziurę. - dodała z ironicznie bezczelnym uśmieszkiem patrząc jednak wciąż w oczy Mazzi.

- A i chłopaki mi poszli na rękę. Pozwolili mi to nabazgrać. Znaczy poprosiłam chłopaków z warsztatu to mi namalowali tą Rybkę. Nic mi właściwie po tobie nie zostało. Tylko wspomnienia. To chciałam mieć chociaż taką Rybkę. - wyjaśniła zerkając w stronę namalowanej, żółtej ryby na drzwiach kierowcy. I chyba jej się trochę miękko z tego wszystkiego zrobiło.

- Willy... - saper też potrzebowała paru sekund na uspokojenie głosu który odmówił współpracy i się załamał. Zamiast słów użyła innego sposobu, tego bardziej namacalnego, bo złapała swoją bękarcicę za ramiona i przyciągnęła do siebie i oplotła udami w pasie, a rękoma wokół szyi. Ścisnęła z uczuciem, chowając twarz w rdzawych lokach.
Co miała powiedzieć? Że gdy się obudziła to nawet o niej nie pamiętała, podczas gdy ona przeżywała katusze? Czy że odkąd poskładała parę przebłysków w jedną całość miała ochotę strzelić sobie w łeb aby zapłacić za głupotę zwlekania z odnalezieniem jej? Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, jednak wydobył się z nich tylko ochrypły zgrzyt. Zacisnęła mocniej palce na brązowej koszuli, a przez jej ciało przeszedł dreszcz. Miały farta, obie. Bóg musiał je na swój sposób kochać, skoro sypnął im szczęściem tak wielkim, by mimo całej masy przeciwności znów mogły się spotkać. Teraz, po prostu, nie można było tego zjebać.
- Już nigdzie się nie wybieram - wyszeptała jej we włosy, mrugając intensywnie - Będę tutaj, w domu. Tylko ty do mnie wracaj, nieważne co by się nie działo. Masz wrócić, reszta to detal i... dobrze że masz Rybkę. Rybki przynoszą farta - pociągnęła nosem, prostując się trochę żeby spojrzeć Wilson w twarz - Akurat jeśli nie spełniają życzeń - dokończyła, całując ją gorąco w usta dla zatarcia nieprzyjemnego smutku.

Druga z weteranek Frontu objęła tą siedzącą na masce Rybki jakby się odnalazły po nie wiadomo jak długiej rozłące. Złapała i trzymała ją kurczowo. Trzymała i nie puszczała. Coś tam mamrotała cicho i ze wzruszenia, że teraz już wszystko będzie dobrze i już będzie dobrze. Jak się odnalazły to będą. Będą razem. No i z Eve. I ze Steve’m. I, że dobrze, że Rybka ich ma no i ona też. Będą o siebie dbać i w ogóle. W końcu otarła oczy, zamrugała nimi i uśmiechnęła się przez mokre oczy.

- Chodź. Chcesz zobaczyć od środka? - zapytała wskazując ruchem głowy na kabinę wojskowej terenówki.

- Jasne że tak! - saper z werwą zeskoczyła z maski, chwytając rudzielca za rękę. Szczerzyła się jak głupia, patrząc to na nią, to na malunek rybki, to na całą bryłę łazika. Nagle parsknęła - Mówisz że Rybka na sucho kiepsko działa i trzeba ja odpowiednio przechrzcić i nasmarować? Cholera, chyba jeszcze pamiętam coś z okopów. Zobaczymy czy da się coś naoliwić aby ci w trasie nie piszczało. - pacnęła ją drugą łapą po tyłku.

Okazało się, że Wilma potrafi przyjmować klapsy na tyłek równie wdzięcznie i z humorem jak Eve. Pomogła zeskoczyć swojej Rybce na beton podłogi i podeszły do drzwi. Wilma otworzyła je kluczykami.

- Tylko mnie nie wsyp. Dorobiłam sobie. Właściwie to zabronione. - szepnęła z psotnym spojrzeniem gdy otwierała swoją maszynę. Próg wejścia był dość wysoki. O wiele wyższym niż w takim Hummerze. No ale ukształtowane w “V” podwozie jakie miało chronić przed wybuchami min i IED musiało w naturalny sposób podnosić ten punkt wejścia. Chwilę potem już siedziały w środku. Wilma jako kierowca a Lamia jako pasażerka. Rudzielec kontrolnie spojrzała na wskaźniki i resztę. Potem na tyły wozu.

- Chyba w porządku. Cholera powinnam tu posprzątać. Red to pewnie wróci wieczorem albo rano. Jeżdżę z nim. Jest moim dowódcą wozu. Ale jest spoko. Też jest kierowcą. Na trasie to się zmieniamy za kierownicą. - Wilma zdradziła Lamii kawałek jej służbowego świata. I już tak trochę jakby mentalnie przygotowywała się do tego, że jutro też tu wróci, siądzie na tym miejscu i będzie wyjeżdżać w trasę.

- A tam jest 2-ka. Gryf 2. Oni mają granatnik a my ckm w wieżyczce. Czasem tamtym też jeżdżę jak potrzeba. No ale wolę swoją Rybkę. Zwykle jeździmy w parach przed resztą konwoju. Jak coś trzeba sprawdzić czy co to właśnie my jedziemy. Czy da się przejechać, czy droga wolna i tak dalej. Cekaemistów to mamy różnych bo oni to mają przydział jak popadnie. To różni nam się trafiają. - machnęła dłonią na tylne siedzenie gdzie było miejsce dla trzeciego z załogi który powinien obsługiwać ciężką broń zamontowaną w wieżyczce. I pokazała na bliźniaczą maszynę zaparkowaną obok. Faktycznie w jej wieżyczce była gruba lufa granatnika automatycznego zamiast smukłej “świniaka” jaką miała maszyna Wilmy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 25-09-2021 o 15:44.
Driada jest offline