Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2021, 17:43   #8
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



Zmęczenie zepsuło jakikolwiek dobry humor, jaki miałaby Mervi. Wolałaby w tej chwili zakopać się w pościeli, nie musieć wychodzić z tego tymczasowego mieszkania... szczególnie na ważniejszą rozmowę, na którą nie ma się sił i ochoty. Mogli dać jej dzień na ogarnięcie się...
Choć może osoba odpowiedzialna za głos także nie czuła się najlepiej, skoro wolała ukryć swój stan za... em... czerwonym światełkiem...?
Mervi odruchowo spojrzała do góry w poszukiwaniu głośników, z których mógłby dochodzić ten głos, ale przymocowane do podłogi krzesło bardziej nawet przyciągało jej uwagę. Mogła przysiąc, że taki obraz prezentowano już w jakimś horrorze czy hardcore thrillerze.
Mimo cichego pogłosu napięcia w tej dziwnej sytuacji, powoli usiadła na krześle, jak jej kazano. Nie wiedziała czy i co ma powiedzieć... ani czy powinna mówić cokolwiek... więc zachowała milczenie, patrząc głównie w podłogę.


[media]https://i.ytimg.com/vi/qDrDUmuUBTo/maxresdefault.jpg[/media]


- Podaj identyfikator - beznamiętny głos rozkazał.
W tej sekundzie Mervi nie miała najmniejszej ochoty zboczyć z tematu czy wypaść źle - jakby znajdowała się na ważnym egzaminie ustnym.
- LR82571265-12E - wyuczony zlepek cyfr i liter wyrecytowała jak mantrę.
- Potwierdzono. Powtórz: ciemność wypełzła ciemność światło życie.
Mervi w pierwszej chwili zawahała się, wyraźnie nie rozumiejąc sytuacji i dopiero po tym odzyskała rezon. Może to wszystko miało jakieś znaczenie...?
- Ciemność wypełzła ciemność światło życie. - powtórzyła.
- Potwierdzono. Powtórz: gdy nikogo nie ma w domu zrywam ptaki z drzew.
To się robiło coraz bardziej dziwne. Po co to wszystko?
- Gdy nikogo nie ma w domu zrywam ptaki z drzew. - spojrzała w czerwone światło.
- Potwierdzono. Powtórz: czarne niebo chmurzy się czarnym srebrem.
- Czarne niebo chmurzy się czarnym srebrem. - lekko zmarszczyła brwi w reakcji na ten bezsens.
- Potwierdzono. Powtórz: śnieg.
- Śnieg. - jedno słowo, może to koniec.
- Linia bazowa potwierdzona. Procedury terminacji zanegowane. Przyznany dostęp początkowy. Następne planowane potwierdzenie: nie ustalono harmonogramu. Zgłoś się do swego przełożonego.

Po chwili drzwi otworzyły się z drugiej strony, gdzie czekał na Mervi drugi, łysy agent w garniturze.
- Procedury terminacji? - Mervi szepnęła do siebie, ponownie zbita ze zrozumienia. Przynajmniej teraz będzie rozmawiać z kimś, kto nie jest jakimś zaawansowanym ekspresem do kawy z opcją przesłuchania, czy coś...
Skierowała się ku łysemu agentowi, jeszcze raz po drodze rozglądając się za ukrytymi w ścianach kamerami czy mikrofonami.
- Procedury terminacji? - zapytała już głośniej, gdy była bliżej mężczyzny.
Agent zaszczycił Mervi tylko przelotnym spojrzeniem, zza czarnych lustrzanek przebijała się wyłącznie zimna obojętność profesjonalizmu. Zignorował pytanie dziewczyny.
- Proszę za mną.
Polecił prowadząc Mervi przez kolejne korytarze, znowu nikogo nie spotkali, lecz tym razem słyszała ludzkie odgłosy z innych miejsc kompleksu. Po krótkim spacerze, zjechaniu jeszcze dwoma windami i spacerze po schodach, zaprowadzono ją do gabinetu. Agent otworzył jej drzwi i zaprosił do środka.

Pomieszczenia schludnego, urządzonego dość nowocześnie. Tworzywa korytarzy takie jak metal, ceramika i tworzywa sztuna zastąpiło tutaj drewno na ścianach oraz syntetyczne, drewnopodobne panele podłogowe. Meble w postaci kilku szafek, szafy oraz barku wykończone szkłem, podobnie jak biurko z komputerem. Trudno było posądzić wystrój o tradycjonalizm, projekt umeblowania prezentował się na wskroś modernistycznie, zamieniając jedynie materiały.
Na skórzanym fotelu siedział niezbyt wysoki, łysy mężczyzna o owalnej, lekko nalanej twarzy któremu więcej rysów nadawała jedynie czarna, kozia bródka oraz zwyczajne okulary. Wyglądał na kogoś, kto boryka się z lekką nadwagą, mimo to szara koszula leżała na nim dość dobrze. Po chwili Mervi zauważyła, że na wieszaku obok biurka spoczywa marynarka oraz rozwiązany krawat. Najwidoczniej “szef” nie lubił pracować w pełni formalnym stroju. Dziewczyna zauważyła również, iż po jego prawej znajdowały się drzwi z czarnego, nieprzezroczystego tworzywa, obramowane lakierowanym drewnem, najpewniej do zaplecza gabinetu.
- Usiądź - polecił nie odrywając wzroku od ekranu komputera.

Dziewczyna czuła się dość zagubiona w sytuacji, gdy po prostu przekładali ją z miejsca na miejsce, jednak nie wyrażała niezadowolenia, jedynie wzmogła się jej czujność. Jak mężczyzna kazał, tak zrobiła w milczeniu, przysuwając się na krzesło.
Mężczyzna nie zwracając kompletnie uwagi na Mervi, dokończył swoją pracę. Dopiero po ponad minucie czekania odsunął ręce od położonej bokiem klawiatury, przekladając je na blat i zaplatając. Uśmiechnął się lekko.
- Pierwszy konstrukt?
Mervi cały ten czas czekała cierpliwie i dopiero odezwała się zapytana.
- Tak... Dopiero też na ten kontynent przyleciałam.
- Mam nadzieję, że chociaż wyrównałaś swój rytm dobowy.
- Za mało czasu od wyjścia z samolotu, ale nie będzie to problemem, naprawię niedogodność.
- Złóż zażalenie na harmonogram - usłyszała szczerą poradę - ja jestem, jak wiesz, administratorem tego miejsca. Ty podlegasz bezpośrednio doktorowi Alanowi Blueback, dalsza hierarchia dostępna jest w dokumentacji. Ze względu na reorganizację, doktor jest jednocześnie administratorem korpusu wsparcia psychologicznego.
- Korpus wsparcia psychologicznego? Co to ma do mnie? - zapytała niepewnie.
- Standardowy, wewnętrzny zespół mający zapewnić podwyższony komfort pracy. Dodatkowo, ze względu na brak wykształcenia doktora Blueblacka w sprawach operacyjnych, przydzielony zostaje do twego korpusu oficer wsparcia Adam Gloomer. Sądzę, że obydwoje powitają cię na spotkaniu organizacyjnym. Na kiedy masz je umówione?
Może wcale nie tylko ona tu nie wiedziała co się naprawdę dzieje...
- Uhm... Miałam przyjść do centrali i... tyle wiem. - odparła cicho - Nic więcej,żadnych spotkań.
- Proponuję zgłosić zażalenie na realizację pierwszego etapu procedury wdrożeniowej - mężczyzna odpowiedział tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem - agent czekający pod drzwiami na prośbę przedstawi ci dalszy plan. Masz jakieś pytania, chcesz o czymś porozmawiać?
- Są jakieś wytyczne do składania zażaleń? - nie wiedziała czemu musiało się to jej wymsknąć.
- GCA 5 - widząc zmieszanie Mervi, rozwinął - Generyczny Cyfrowy Arkusz 5.
Mervi ulżyło, że jej wypowiedź, której nie zaniechała nim opuściła jej usta, nie spowodowała kłopotów. Głupia!
- Zapamiętam. - uśmiechnęła się niezręcznie - Chciałam zapytać... o co chodziło z tym powtarzaniem zdań? Co to linia bazowa? Terminacja?
- Bazowy, pożądany profil psychologiczny posiada linię bazową będącą optimum cech. Ewaluacje psychologiczne różnego typu są standardową procedurą, nie musisz się nimi przejmować. W przypadku większych odchyleń przeprowadza się terminację aktualnego kontraktu z opcją wznowienia nowych warunków współpracy bardziej pasujących do nowej linii bazowej. Terminacją określa się również usunięcie elementów niepożądanych z terenu placówki, jako terminację przestrzenną.
Gdzieś wewnętrznie słowo "terminacja" miało inny smak... ale co się przejmować? Ona wie mniej niż inni w tym siedzący.
- Tylko jak mają profil psychologiczny określić takie zdania wyrwane z sensu?
- Analiza behawioralno-fizjologiczna - mężczyzna odpowiedział rzeczowo, a Mervi zrobiło się odrobinę… głupio. Powinna na to wpaść. Memetyka, modele fizjologiczne. Badanie mikrogestów, zwężenia źrenic, widma głosu, tętna, zdalne odczytywanie aktywności elektromagnetycznej mózgu. Tamten pokój był jednym, wielkim, czujnikiem.
Mervi wyraźnie poczuła się zawstydzona swoją niewiedzą. Tak być nie mogło... Nie może tego cierpieć...
- Muszę poprawić swój stan wiedzy... - nerwowo przesunęła dłonią po włosach i wzięła głębszy oddech - Nie będę zabrać dłużej czasu. Dziękuję za okazanie mi cierpliwości.
- Zawsze możesz się do mnie zwracać, jak każdy w kontrakcie - mężczyzna powiedział poważnie kiwając Mervi głową na pożegnanie i… wrócił do pracy przy komputerze.



Mervi wyszła z gabinetu administratora z gorzkim smakiem poniżenia w ustach. Jak mogła! Czemu nie zrozumiała wcześniej! Przecież o tym czytała, zrobiła te memetyczne urządzenia, a jednak sama tego nie rozpoznała w akcji...
Gdy stanęła na zewnątrz wciąż ganiła się w myślach... Zwykle to się nie działo. Czemu teraz? Czy ta wiedza była zbyt zaawansowana dla niej?
Spojrzała na agenta stojącego za drzwiami zastanawiając się i czy wobec niego się poniży...
- Jaki jest dalszy plan? - spróbowała nadać swojemu głosowi trochę tej pewnej nuty…
- Brak odstępu od założonego harmonogramu - odpowiedział naturalnie agent nie ruszając się z miejsca.
- A jaki jest założony harmonogram? - zapytała - Nie wdrożono mnie w niego wcześniej…
- W takim przypadku polecam wystosować odpowiednią skargę - agent stwierdził zimno, lecz bez negatywnych emocji - kolejne spotkanie zaplanowane jest na za trzynaście minut. Poprowadzić w miejsce docelowe?
- Wezmę skargę pod uwagę, oczywiście. - skinęła głową - Na razie spotkanie ma większy... - zastanowiła się chwilę nad odpowiednim słowem - priorytet. Tak, poprowadź proszę.


Sala w której przyszło Mervi czekać na kolejne spotkanie była małą salą konferencyjną, z komputerem, telewizorem, dużym stołem, krzesłami i dwoma mikrofonami wbudowanymi w blacie obok złącz do komputerów i telewizora. Ściany wyłożono beżowymi, plastikowymi panelami, drzwi oraz fragment ściany przy nich wykonano z matowego szkła. Jedna, krótsza ściana porośnięta była ozdobnym mchem, trudno było stwierdzić, czy żywym.
Pierwszy do pokoju wszedł doktor Blueblack. Przedstawił się Mervi, podając również wizytówkę i ściskając pewnie dłoń.
Był to wysoki, szpakowaty, rudy mężczyzna, ostrzyżony na krótko, z kilkudniowym zarostem na którym widać było ślady zdecydowanie zbyt wcześnie pojawiającej się siwizny. Nosił czarny sweter-bezrękawnik na szarej koszuli. Mervi zauważyła, iż miał niedopięty guzik prawego mankietu. Brzmiał ciepło i serdecznie, lecz w zupełnie inny sposób niż Bob. Tam gdzie bob była nachalna i żywa, Alan zachowywał spokój, roztaczając aurę kontroli nad sytuacją oraz bezpieczeństwa. Był też… po prostu miły.

- Na koordynatora operacyjnego jeszcze chwilę poczekamy - powiedział siadając po skosie do Mervi - jak minęła podróż?
Czy powinna coś mu powiedzieć o niedopiętym guziku? Czy to mogłoby wprowadzić go w kłopoty przy kimś innym? Nie wiedziała...
- Sama podróż bez problemu, tylko ta zmiana stref boli... - stwierdziła.
Nie, to mogłoby być niegrzeczne, jeżeli by o guziku mówiła.
- Racja, z tego powodu sam nie lubię za dużo podróżować. Rozumiem, że jesteś już po spotkaniu z Jamesem?
Mervi wyraźnie się speszyła.
- Jeżeli James to administrator Konstruktu... to tak. Nie dano mi zawczasu instrukcji co dokładnie mam robić... Tylko, że mam się zjawić. - dziewczyna spuściła na sekundę wzrok zagubiona.
- Tak, tak, administrator - Alan zapewnił Mervi - wybacz, czasem wdziera się tu trochę chaosu… Ale na razie nie potrzebujesz instrukcji, wszystkim się zajmę. Bob mówiła ci czym będziesz się tu zajmować?
- Czytałam wszystkie książki i pdfy, które mi dawała, w którymś było o metodologii. Chyba trzecim, więc na zupełnego głupa mnie nie wepchnięto. - delikatnie się uśmiechnęła.
- Dobrze - mężczyzna powiedział z wyraźną ulgą - jak będziesz miała już grafik zająć, dopasujemy to do pierwszego etapu pracy i szkolenia tutaj. Proponuję przynajmniej na tym etapie mieszkać jeszcze poza ośrodkiem - Alan zadumał się.
- Obawiałeś się, że porwała kogoś przypadkowego z ulicy i wam wepchnęła? - Mervi musiała to powiedzieć.
- Nie zawsze jest czas na dobre szkolenie wstępne. Niestety nie wszyscy nowi przykładają się do studiowania materiałów, a Bob ma metody które tego od nich nie wymuszają, przez co bywa z nimi więcej pracy.
- I wy to musicie wszystko wyłożyć? Premię chociaż dostaniecie? - Mervi lekko potrząsnęła głową, aby uspokoić głupie myśli - Jak szkolenie teraz ma wyglądać? I jak to się z Yale pogodzi?
- Zajrzymy do twojego harmonogramu zajęć i dopasujemy wszystko, o to nie masz co się martwić. I tak trafiasz do specjalnej jednostki… wyjaśniono ci to?
- Nie... Co jest w niej takiego specjalnego? - zapytała z zainteresowaniem.
- Ech - Alan westchnął ciężko - wygląda na to, że koordynator się spóźnia, to od razu zaczniemy. Na podstawie obserwacji i testów psychologicznych klasyfikujemy część rekrutów do specjalnej opieki. Te kolory które widzisz, czasem natarczywie i tak dalej, jestem po to aby ci pomagać w tym. Z tego powodu wszyscy w jednostce odpowiadają nie przed koordynatorem, tylko mną. Jest to eksperyment mający poprawić warunki pracy.
- Czyli to te piksele, co czasem widzę? - zapytała zdziwiona - Pomożecie mi z tym? Nie radzę sobie, jak cholerstwo mi atakuje oczy, nie mówiąc o jednoczesnym ataku słuchu... - Mervi poczuła zadowolenie, z możliwej pomocy - Czy wpędziło mnie to w kłopoty?
- Nie, nie w kłopoty, po prostu jestem tu, aby pomagać. W wolnej chwili pójdziemy do mnie lub przejść się i dokładnie o tym porozmawiamy. Ważne abyś zdawała sobie sprawę z atypowości jednostki. Nie wszyscy mają tego typu problemy co ty, niektórzy mieli bardziej osobiste sytuacji. Wielu agentów z którymi będziesz pracować miało kiedyś podobne problemy, zwalczyło je samodzielnie, przed powstaniem obecnego podejścia do tego typu przypadków, i zgłosiło się do nas na ochotnika, jako bardziej doświadczeni koledzy. Ostatecznie nie da się zrobić sprawnej drużny na samych żółtodziobach - mrugnął.

- Czyli jest to uleczalne? - Mervi zaczęła odczuwać ulgę - To nie jest przegrana sprawa?
- Nie myśl o tym w kategorii choroby - Alan zapewnił Mervi szczerze - a raczej potencjału. Twój jest kilkaset razy bardziej kreatywny niż przeciętny w Unii - coś pojawiło się na jego twarzy, jakby kwaśny uśmiech - musisz się nauczyć tylko go opanować.
- Uhm... - dziewczyna zastanowiła się - Wcześniej nie mówiono, że cechuje mnie kreatywność... A to co widzę... To jest tak "kreatywne", jak dwulatek z kolorowymi markerami, którego rodzice wyszli do kuchni.
- Zanim nauczysz się biegać, trzeba zacząć chodzić - mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na zegarek - widać sobie poczekam. Jakie masz oczekiwania co do pracy z nami? Cele, wizji?
Mervi zastanowiła się.
- Być kafelkiem, który przysłuży się ludziom? Nie, to brzmi bardzo pompatycznie. Jeszcze raz, zaczynając od najbliższych. Cały czas chciałam być tym, kto zapewni wszystko mojemu ojcu, który mnie nigdy nie zostawił, ale w razie postępu lat zrozumiałam, iż moje marzenie nie rozpościera się tylko na rodzinę. Nie chciałam zostać architektem dla pieniędzy czy prestiżu, ale dla zapewnienia, że nie zdarzą się kolejne wypadki i nikt przez nie nie ucierpi, bo komuś nie widziało się ponownie spojrzeć na projekt. Nie mogę nikogo ochronić fizycznie, czy polityką nie zakręcę; nie z moim brakiem umiejętności socjalnych. Nie jestem w tym orłem. - spojrzała trochę zażenowana niedostatkiem.
- Zadziałasz - Alan powiedział ciepło - po to jesteśmy organizacją, aby każdy się uzupełniał. Naprawdę miło mi słyszeć takie słowa, Mervi.
- A ty? Takie same miałeś cele od początku, czy ukształtowały się dopiero po wstąpieniu do Unii?
- Nie zadawaj takich pytań agentom polowym - mężczyzna mruknął znowu - to zbyt twardzi i powierzchowni ludzie. Ja natomiast chcę zapewnić globalne bezpieczeństwo.
Mervi wyraźnie się ożywiła na te słowa, trafiły w jej gust.
- Czyli ci "agenci polowi" są kimś, z kim nie nawiązuje się innego kontaktu niż na odległość? To tak... jak był taki agent, co mnie obił na dzień dobry?
- Nie… Są to po prostu ludzie pracujący bezpośrednio nad operacjami. Są różne typy ludzi, sporo tych, którzy zwalczają anomalie i realizują nasze cele drogą bardziej militarną ma nastawienie żołnierzy lub komandosów. Wiesz - zaśmiał się lekko do Mervi - prawdziwy twardziel nie może jednocześnie rozprawiać o ideałach.
- W sumie... Nie spodziewałam się, że Bob będzie tak popularna, w końcu jest chyba trochę takich jak ona. - spojrzała z zaciekawieniem - A ty ją znasz. Skąd?
- Bob nie jest popularna - mężczyzna powiedział łagodnie - znajoma ze starych czasów.
- Ja mam tylko jedno "ale" do niej. - skrzywiła się boleśnie - Wyciągała mnie pobiegać. Rano. Jak było gorąco. Bezduszna…
Alan zaśmiał się serdecznie. Po chwili spoważniał, w trochę dziwnym stylu, wyrażając nienaturalnie dziwnym głosem.
- My też zaczynamy pracę rano.
- Ale bez biegania? - zapytała półgębkiem.
- Jak podpadniesz, będziesz biegać i robić pompki - dziewczyna usłyszała za sobą głos.

Głos należał do Adama Gloomera, najwidoczniej znajdującego upodobanie w zakradaniu się do ludzi. Co było dość interesujące, biorąc pod uwagę, iż wyglądał, określając sprawę delikatnie, jak goryl w garniturze, łączenie z odrobinę nieproporcjonalnie długimi rękami oraz twarzą która budziła skojarzenia z tym rodzajem małp człekoształtnych. Czarne, lekko kręcone włosy opadały w nieco za długich, zapewne nieregulaminowych kępach.
- Adam Glooner - podał na powitanie nienaturalnie zimną dłoń Mervi.
Mervi usilnie nie zaczęła patrzeć na dłoń Adama. I nie zapytała o nią. Temperatura wskazywała na coś, o co pytać nie powinna, jak twierdziła Bob, a szefowi podpadać już pierwszego dnia nie chciała...
- Mervi Laajarinne - odwzajemniła uścisk dłoni w sposób, w jaki jej opisał sympatyk od Syndykatu - ale to już najpewniej i tak wiesz.
- Masz dobry uścisk - Adam zauważył nie puszczając dłoni Mervi, patrząc jej w twarz ze spokojem - i tak, dłoń i całe ramię jest metalowe. Staram się o wersję kompozytową - powiedział nie puszczając jej dłoni, badając reakcję.
Testował ją.
Mervi nie była zdenerwowana sytuacją, bardziej... zaintrygowana nią? Pamiętając co mówiła Bob - nie była natarczywa z pytaniem wszystkich o wszystko, a na pewno nie na wstępie. Prawdę mówiąc, nie wiedziała też co powinna w takiej sytuacji zrobić, a nie czując się zagrożona - nie przerwała jej gwałtownie. Może i by mogła powiedzieć coś dwuznacznego teraz, ale... Nie. Bądźmy dorośli. Poważni.
- Długo już się o nią starasz?
- Ponad rok - Gloomer powiedział poważnie zwalniając uścisk. Zajął miejsce naprzeciwko Mervi i Alana, nie przeprosił też za spóźnienie.
Mervi odsunęła uwagę od metalowej ręki Adama (ale jakie to było fascynujące!) i z niesamowitymi pokładami cierpliwości i spokoju (który zdążył się już uformować po tym całym szaleństwie podróży), oczekiwała co dalej nastanie.
- Rozumiem, że zapoznanie macie za sobą - Adam powiedział to bez widocznych na pierwszy rzut oka emocji, chociaż Mervi wydawało się, iż jest w tym jakaś niechęć do bardziej “miękkich” procedur.
- Tak - Alan odpowiedział, i chyba chciał coś jeszcze dodać, ale mu się wtrącono.
- Doskonale - Gloomer stwierdził - w takim razie nie przedłużając, standardowa zmiana o 9 do 16, 14.15 przerwa obiadowa, pracujesz w pięcioosobowym zespole na poziomie drugim, otrzymasz upoważnienia O1 z opcją na promocję O2 po pół roku, zespół zajmuje się bezpośrednim przygotowaniem wywiadowczym misji, dostajecie dane od głębiej zbierających informacje komórek, analizujecie je, filtrujecie dane, sporządzacie skrócone wersje dla agentów gdy o to poproszą, a w razie konieczności, tuż przed operacją sami wykonujecie dodatkową, zdalną pracę wywiadowczą uzupełniającą dane o najbliższy horyzont czasowy. Nadzorujecie pracę agentów w misjach, przekazując cele, informacje, zapewniacie kontakt z centralą, informujecie szczeble wyżej w przypadku żądań niestandardowego wsparcia, jesteście również pierwszym stopniem niestandardowego wsparcia teleinformatycznego. Po misji wspominacie przygotowanie raportu oraz, w razie konieczności, wykonujecie dodatkową pracę jak wysłanie jednostek czyszczących czy zlecenia do departamentu kontroli mediów. Comiesięczna głęboka ewaluacja psychiczna.
Finka od razu poczuła się, jakby wrzucono ją w środek konfliktu militarnego i zaraz zacznie strzelać do wroga. Otrząsnęła się z tego wrażenia i skupiła na porządkowaniu informacji w szufladkach umysłu. Na razie były one trochę chaotycznie rozrzucone, ale nad nimi pochyli się później. Na razie więcej...
- Jakimi celami głównie zajmują się agenci, których będziemy wspierać?
- Nie tak szybko - Alan wtrącił się Adamowi - Mervi jest jeszcze na etapie przeszkolenia. Harmonogram godzin opracowujemy indywidualnie, dodatkowo na początku musi dzielić go z kursami.
- Jak chcesz - goryl powiedział chłodno nie dając się zbić z tropu, czy może zostawiając takie “detale” o których sam nie pamiętał innym - jednostka nie posiada głównej specjalizacji, aczkolwiek szeroko zakrojoną terminacją źródeł anomalii oraz dewiantów zajmuje się drugi, regularny pion.
- W sumie to dużo jest takich anomalii i dewiantów? - myślała, że to raczej rzadkie…
- Mało widoczne na pierwszy rzut oka - Alan odpowiedział widząc, iż koordynator nie za bardzo ma chęć na bardziej wyczerpującą odpowiedź - po to mamy wywiad.
- Czemu jest tak często potrzebna ta ewaluacja psychiczna? - spojrzała na Adama.
- Standardowa procedura - Adam powiedział lekko znudzonym głosem - nie jest często.
- Raz na miesiąc to w sumie często. - powiedziała ciszej obserwując Adama - Po prostu mnie to ciekawi... Czy tylko ta specjalna grupa tak ma?
- Tego typu informacje wymagają stopnia upoważnia, wy nie macie jeszcze jeszcze żadnego przydzielonego - Adam podsumował - potrzebujecie mnie jeszcze?
Zapytał od niechcenia, Alan pokiwał głową przecząco, a potem spojrzał na Mervi.
Mervi też zaprzeczyła. Czuła się dość speszona, że najwyraźniej nie wypadła za dobrze... I nie rozumiała czemu.

***

Po wyjściu Adama, Mervi zwróciła się od razu do Alana.
- Podpadłam, nie wiem czemu, ale podpadłam. Co źle robiłam? - spojrzała na mężczyznę poszukując wyjaśnienia.
- Adam jest po prostu dość szorstki - dziewczynie wydawało się, iż psycholog chciał użyć innego słowa, zresztą za bardzo się z tym nie krył - stara szkoła Unii, uważa naszą jednostkę za zbędną i nie zadał sobie odrobiny trudu zrozumieć istoty naszego działania. Jak widziałaś po przebiegu rozmowy, twoich akt również nie przeczytał.
Mervi zmarszczyła brwi.
- Ale ta szkoła nie zapewni dużej ilości stałych chętnych, co?
- Szkoła? - Alan zapytał zaskoczony.
- Stara szkoła Unii. To podejście, mam na myśli.
- Zależy, niektórzy lubią pewien dryg - doktor westchnął - widziałem w aktach, że stawiałaś pierwsze kroki z memetyką i fizyką, prawda?
Mervi pokiwała głową na zapewnienie.
- Bob mówiła, że czasoprzestrzeń to za dużo na początek, to do tego mnie zachęciła.
- I słusznie - Alan przyznał - pójdziemy dalej w memetykę, potem trochę w big data, może też teoria chaosu… Predyktory zostawiamy na potem.
- I na nauce tego będzie polegać to wstępne szkolenie?
- Nie do końca, to częściowo, a wraz z dalszą karierą, otrzymasz dostęp do kolejnych kursów. Wiedza to przywilej. Na początek trochę oświeconej nauki i całkiem ziemskie rzeczy jak obsługa naszego oprogramowania, wdrożenie się w procedury, kurs pierwszej pomocy i tak dalej.
- To jest takie fascynujące, dowiadywać się, uczyć. - Mervi wyraźnie była szczera w tych słowach - Pracować w tym. Naprawiać świat.
- Jestem dokładnie tego samego zdania - Alan odpowiedział Mervi - chcesz tu jeszcze posiedzieć i się czegoś napić czy idziemy załatwić podstawy z finansami?
- Im szybciej załatwimy te formalności wstępne, tym lepiej. - stwierdziła finka.

***

Kwestia administracyjne i finansowe trwały zdecydowanie zbyt długo. Najpierw trzeba było zapisać Mervi w odpowiednich, wewnętrznych bazach danych, potem udać się do delegata Syndykatu pracującego nad finansowaniem placówki wraz z grupą sympatyków, podpisać kolejne porcje dokumentów z których znowu Mervi za dużo nie rozumiała, poza tym, że dostała mieszkanie z symbolicznym czynszem i kolejne stypendium - co było poniekąd zrozumiałe, Yale jak większośc dobrych uniwerystetów w USA, zabraniało studentom pracy podczas trwania semestru, a Unia nie chciała z tym kłopotów. Potem Alan poprowadził dziewczynę na kilka, szybkich szkolenie z planu budynku, dróg ewakuacji, z jakich wejść może korzystać, a jakich nie. Na koniec znudzony informatyk wprowadził Mervi do kilku podstawowych programów używanych w placówce i złożył zamówienie na jej stanowisko do pracy. Nie poznała jeszcze zespołu.
- To tyle na dziś - Alan westchnął gdy wychodzili z kolejnego pokoju - musisz jeszcze ze mną uzgodnić harmonogram.



Całe to załatwianie finansów było nudne jak flaki z olejem, a marnowanie na to czasu, jaki Mervi mogła spożytkować na odespanie podróży i kontakt z ojcem okazało się wpisane w cenę. Zastanawiała się też czy jej zespół był charakterem tego samego pokroju co Adam, na interakcje z którym wciąż nie miała sensownego pomysłu... Może prócz przytakiwania i robienia co do joty każdego polecenia.
- To już nie dziś, tak? - zapytała z cichą nutką nadziei - Oczywiście, chyba że jest to jakoś ustalone i musimy teraz dokończyć…
- Nie mamy danych - mężczyzna podsumował - trzeba czekać na twój grafik zajęć. Możemy co najwyżej umówić cię jutro na jakieś szkolenie… ale wolałbym dać ci chwilę odpocząć.
- Dziękuję. -skłoniła głowę z wdzięcznością - To na pewno pomoże. Prawdę mówiąc jestem dość skołowana tym wszystkim, wciąż. Jakby mnie wrzucić w inną rzeczywistość. - poprawiła grzywkę - Muszę to... uchwycić. - dodała trochę zażenowana.
- Każdy to przechodził - Alan powiedział uspokajająco.


Mervi padła plecami na łóżko w swoim tymczasowym mieszkaniu. Miała serdecznie dość tego dnia... Po co kazali jej to wszystko załatwiać od razu po przylocie? Przynajmniej daliby się jej wyspać wcześniej...
Przetarła dłońmi oczy.
Z drugiej strony, przynajmniej miała za sobą formalności. Teraz już będzie mogła się skupić na interesującej otoczce Unii, której troszeczkę zdążyła posmakować. Przez szybę.

Nie wiedziała jak czuła się po spotkaniu swoich technokratycznych współpracowników. Nie miała negatywnych odczuć, o nie (choć zbłaźniła się przy administratorze), choć przewodnicy byli... dziwni. Nawet nie mogła powiedzieć, że byli znudzeni, raczej... bez uczuć.
Adam to inna sprawa. On był dupkiem, który nie wiedział chyba, że nim jest. Miał zasady i nie dajcie bogowie ich nagiąć. Mervi żałowała, iż nie wypadła w rozmowie z nim jak powinna (a może wypadła? Nie umiała go rozgryźć), ale i tak dalej będzie starać się dorównać oczekiwaniom.
Alan za to był naprawdę przyjemny w kontakcie. Mervi zakładała, że dobrze się z nim dogada, jako że już widziała podobieństwo spojrzeń.

Mervi nawiązała kontakt przez Skype'a z ojciem, ale ograniczyła się tylko do krótkiej rozmowy z nim. Chciała tylko spać, więc jedynie zameldowała, że żyje, kilka uczuciowych zdań przekazała i zakończyła rozmowę. Ledwo zdołała się przebrać i poprawnie złożyć poprawnie w wyznaczonym miejscu w szafie, aby zanurkować pod kołdrę i usnąć.

Ostatnia z myśli zabrzmiała pytaniem:
"Jak oni mają zamiar połączyć moje studia z pracą?"



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 27-09-2021 o 18:07.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem