Jeśli brak porażki można było nazwać sukcesem, to trzeba by uznać, że Karl i jego dwoje towarzyszy odnieśli oszałamiający sukces. W rzeczywistości był to maleńki kroczek ku (potencjalnemu) zwycięstwu. No i, niestety, nie mozna było dobić zaatakowanych kobiet.
Co prawda bicie kobiet nie należało do dobrych obyczajów, ale Karl uznawał (przynajmniej w niektórych dziedzinach) równouprawnienie i wysyłanie kobiet-wrogów na tamten świat nie sprawiało mu trudności. Ale przyjemności również...
Z ucieczką było tak samo, jak z wcześniejszym zwycięstwem. Niby im się udało uciec, ale pościg deptał im po piętach. Na szczęście nieprzeniknione ciemności ustąpiły i można było iść szybciej, nie trafiając na ściany na niespodziewanych zakrętach.
I nagle okazało się, że możliwości ucieczki zostały nieco ograniczone, jako że przed nimi stał szkielet.
Z jednym takim mieli już do czynienia i (przynajmniej dla Jensena) nie były to najprzyjemniejsze wspomnienia. Co prawda ten szkielet ich nie widział, ale kto mógł wiedzieć, jak długo to potrwa? - Jensen, ładujesz broń. Ja załatwię ten szkielet - powiedział cicho Karl. - Allif, zadbaj o Jensena. Gdyby pościg był blisko, strzelacie do nich i biegniecie w moją stronę.
Z mieczem w dłoni ruszył, jak najciszej, w stronę szkieletu. Miał zamiar ciąć go w plecy, a nim szkielet się zorientuje i zareaguje, powtórzyć cios. |