Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2021, 19:29   #110
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kargar, po odpoczynku w klasztorze i przyjemnej nocy spędzonej z pewną wojowniczką z nadzieją patrzył w przyszłość i powodzenie misji. Otrzymali pomoc, a resztę drogi do legowiska pradawnej smoczycy przebyli razem z wiatrem. Teraz spoglądał w kierunku, w którym przebywały orki.
- Ciekawe co one tu robią, może też chcą smoczych skarbów? Trzeb by sprawdzić ilu ich jest, jak tylko dwunastu to chyba damy radę, co nie?

- Niechybnie, wieści o pustej smoczej jamie dotarły także do nich - zawyrokował Druid stoickim tonem. - Obecność orczej wiedźmy jednak zmienia sporo - rzekł Druid. - Jeśli doszłoby do walki, szamanka mogłaby ją utrudnić. Orkowie niekoniecznie jednak muszą z nami walczyć. Być może Endymion mógłby się z nimi rozmówić i wypytać się ich. Jeśli jednak będzie potrzeba walczyć, łatwiej byłoby ich wciągnąć w zasadzkę lub wywołać lawinę. Jeśli udałoby nam się rozdzielić grupę, walka byłaby łatwiejsza.

Wyrzekłszy swoje, Bharrig zmrużył oczy i spoglądał na szczyt powyżej posterunku orków.

- Z orkami ciężko się dogadać - zamyślił się Endymion - Bharrig… gdy przybyłeś po nas w czasie burzy byłeś żywiołakiem. Możesz to powtórzyć? Podróżując pod powierzchnią wiesz co się dzieje na górze? Dałbyś radę potwierdzić, że to wszyscy w okolicy? Przydałby się zwiad. Abyśmy wyszli do nich z wyciągniętą jedną ręką, ale w drugiej mieli gotowy nóż.

- Nie tak dużo, jakbym był w powietrzu, ale mogę - uśmiechnął się Druid.<Zakładam, że mogę, Earth Elemental ma tremorsense. W burzy was znalazłem, to coś widzieć musiałem :PPP>

- Szamanka to największe zagrożenie - potwierdził Gabriel. - A czy się z nimi dogadamy? Wątpię. Raczej uznają, że nasza obecność im przeszkadza i postarają się nas wyeliminować.
- W istocie - zgodził się Druid. - Postanówmy zatem: najpierw zrobię zwiad i spróbuję wywiedzieć się, czy ten oddział orków z szamanką to jedyne zagrożenie. Później, cóż, pozostanie nam uderzyć. Najlepiej jednak będzie, jeśli zwabimy ich w jakieś miejsce. Mogę zakląć teren, aby poranił i spowolnił szarżujących na worgach. Mogę także kontrczarować zaklęcia wiedźmy, jeśli tylko będę miał czas.

Postanowiwszy, aby zacząć od zwiadu, Druid począł ponownie zmieniać swoją postać - tak samo jak poprzednio, po paru krótkich chwilach przed towarzyszami Bharriga stanął stwór całkowicie uformowany ze skał i gliny, z grubsza tylko przypominając sylwetkę krasnoluda, a który jednak był całkiem spory, znacznie większy, niż ostatnim razem. Żywiołak dosłownie zapadł się pod ziemię, nie zostawiając żadnych śladów.

Będąc już pod ziemią, Bharrig sunął w stronę obozowiska orków.

Endymion myślał przez chwilę nad słowami wieszcza gdy krasnolud nurkował w ziemi.
- Wciąż bym z nimi porozmawiał. Jak Bharrig wróci myślę, że pójdę do nich. Najpewniej dojdzie do walki, ale może czegoś się dowiem? Bharrig będzie mógł zaatakować szamankę od dołu gdy uformuje się front i będzie się ona czuła bezpieczna za ścianą swoich wojowników.
- Jeśli uważasz, że cię natychmiast nie zabiją, to możesz spróbować. - Gabriel był pełen wątpliwości. - Lepsza rozmowa, niż walka. Z drugiej strony... I tak bym im nie wierzył. Jakoś nie mam do nich zaufania.
- Ciekawy pomysł, w sumie masz orczą krew… - zainteresował się Kargar.
- Przebywałeś dużo z orkami, bo jako paladyn chyba wątpię?… tak czy inaczej może dojść do bitki, więc będziemy cię ubezpieczać.
Endymion uniósł brew pytająco na chwilę.
- Jestem czystej krwi orkiem. Urodzony z orczycy z haremu orka. Nie aby jakoś mi uwłaczało przypisywanie mi ludzkiej krwi. - Wzruszył ramionami. - I spędziłem w plemieniu pierwsze paręnaście lat życia. Dlatego nie sądzę by były duże szanse na uniknięcie rozlewu krwi, ale warto spróbować. A jak Bharrig poczęstuje mnie tą korową skórą to nie boję się by byli w stanie zrobić mi poważną krzywdę dosyć szybko byście nie zdążyli dobiec.
- Zaraz wracam - powiedział Gabriel. - Rozejrzę się troszkę i zaraz wrócę - powiedział.
A że nie było wiadomo, czy jednak wkrótce nie dojdzie do starcia, rzucił na swój puklerz zaklęcie, mogące chronić mu skórę w czasie tejże (na razie potencjalnej) potyczki.

W niektórych momentach towarzystwo, nawet przyjaciół, było zbędne. Ten moment też do takich należał, jako że Gabriel nie tylko miał zamiar rozejrzeć się, czy czasem jacyś przeciwnicy nie znaleźli się za ich plecami, ale i załatwić coś, co niektórzy eufemistycznie zwali drobną potrzebą naturalną.
To zajęło mu raptem ułamek minuty, po tym zaś czasie faktycznie rozejrzał się by sprawdzić, czy ktoś, jakimś dziwnym trafem, nie skrada się w stronę jego przyjaciół… i w pewnym momencie, zauważył, iż gapi się na niego jakaś Orczyca, która wyłoniła się spomiędzy drzew. Była muskularna, skromnie odziana, miała groźnie wyglądającą maczugę, i… warczała pod nosem, wpatrując się w Gabriela.


Oboje dzieliło około tuzina kroków…

Gabriel zaklął pod nosem.
Dziewczyna wyglądała jak uosobienie dzikiej kobiecości, ale równocześnie nie sprawiała wrażenia przyjaznej. Wieszcz rzucił więc na orczycę pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy, a które miało unieruchomić potencjalną przeciwniczkę… jednak nic z tego. Zielonoskóra jedynie potrząsnęła głową, po czym z głośniejszym już warkotem rzuciła się ku Wieszczowi, przebywając dzielącą ich odległość w zaskakującym tempie, po czym zadała cios maczugą, który o włos chybił ciała mężczyzny.
- Piękny początek przyjaźni - mruknął Gabriel, odsuwając się nieco od oponentki, by móc zrewanżować się za cios kolejnym zaklęciem, które tym razem miało obdarować orczycę serią bolesnych, acz nie zabójczych uderzeń. Pierwszy promień ją trafił, drugi również… i kontratakowała już z istną, dziką furią. Jej maczuga przypieprzyła Gabrielowi solidnym ciosem, a po chwili i kolejnym, a mężczyźnie aż ugięły się nogi.

Cóż... żarty najwyraźniej się skończyły. Na szczęście Gabrielowi udało się ustać na nogach. Odsunął się od wściekłej baby, po czym ponownie rzucił zaklęcie, które już parę razy go zawiodło. No ale gdyby i tym razem nie udało się zatrzymać przeciwniczki, zamierzał użyć bardziej nieprzyjemnych czarów. Jeniec co prawda by się przydał, ale wszystko miało swoje granice. Wieszcz uchylił głowę przed kolejnym ciosem maczugi, po czym rzucił zaklęcie, i… Orczyca zastygła w bezruchu, szykując się do kolejnego ciosu. Wpatrywała się w niego wściekle, oddychając przez nos.

Gabriel odetchnął z ulgą. Na parę chwil zapanował spokój, ale to nie mogło trwać wiecznie. W każdej chwili orczyca mogła wyzwolić się z okowów, jakie narzucił na nią czar. Lepiej było poczynić kilka kroków, mogących zapobiec dalszej przemocy. Wyciągnął więc z ręki przeciwniczki maczugę i odrzucił ja na bok, a potem rzucił na siebie zaklęcie leczące. Na wypadek, gdyby doszło do kolejnego starcia, wolał być w pełni sił.
Orczyca nagle się poruszyła, i wśród ryku próbowała strzelić Gabriela z pięści w mordę, jednak ten się w porę uchylił…
Było rzeczą jasną, że szczęście nie mogło trwać zbyt długo. Najwyraźniej orczyca nie potrafiła zrozumieć, w jakim momencie przerwać walkę. Gabriel więc odsunął się od przeciwniczki i ponownie poczęstował ją zaklęciem zadającym bolesne, acz nie śmiertelne obrażenia. Jeden promień okazał się pudłem, drugi trafił… ale ona była twarda, była muskularna, takie ataki nie robiły na niej wrażenia. Sięgnęła po sztylet, i dwa razy chlasnęła Wieszcza nim po rękach.
To z kolei nie nastawiło pozytywnie Gabriela do niej, ale mężczyzna postanowił spróbować nie sięgać do środków ostatecznych. Ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie, które pozwalało mu na porozumiewanie się w różnych językach.
- Nie mam zamiaru cię zabijać! - powiedział.
Orczyca nagle wyraźnie się na drobny moment zawahała, słysząc jego słowa… ale już po chwili…
- Śmierć!! - Wrzasnęła, zadając kolejne razy sztyletem, których na szczęście Wieszcz uniknął.
Cierpliwość Gabriela miała swoje granice, a uzbrojona w sztylet kobieca furia sprawiała, że z każdą chwilą był coraz bliżej jej przekroczenia. Ale postanowił spróbować po raz ostatni dojść z orczycą do porozumienia. Ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie które sprawiło, że jego skóra stała twardsza i bardziej odporna na ciosy.
- Może jednak porozmawiamy, zamiast próbować się pozabijać? - zaproponował. Odpowiedzią były jednak kolejne dwa (niecelne) ciosy sztyletem…
- Nie chciałbym zrobić krzywdy takiej pięknej kobiety... - Gabriel ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie, dzięki któremu mógł się poruszać znacznie szybciej. Orczyca z kolei podbiegła do swojej maczugi, ponownie biorąc ją w łapy.
To zaś spowodowało, że Gabriel rzucił na orczycę bardziej niebezpieczne zaklęcie - piekące światło.

- Arggghhhh… - Warknęła zielonoskóra, gdy oberwała promieniem, nadal jednak twardo trzymała się na nogach, a i do tego najwyraźniej była uparta jak wół. Ruszyła biegiem na Gabriela, zadając cios maczugą… który okazał się pudłem.
Wieszcz ponownie się odsunął, a potem powtórzył to samo zaklęcie, którym przed momentem poczęstował przeciwniczkę.
- Daj spokój, zanim ci zrobię poważną krzywdę! - rzucił.
- Ty mi?? - Wrzasnęła zielonoskóra, po czym skoczyła ku Wieszczowi, atakując wściekle maczugą, ale ten się zręcznie uchylił.
- Przesadzasz, moja droga - rzucił Gabriel, ponownie się odsuwając. - Nie masz dosyć tej niepotrzebnej zabawy? Usiądźmy i porozmawiajmy jak dorośli - zaproponował - zamiast walić w siebie maczugami i zaklęciami.
Słowa to jedno, a czyny czasami bywały z nimi sprzeczne... Tym razem jednak Gabriel, by dać dobry przykład, zamiast zaatakować orczycę rzucił na siebie kolejne zaklęcie leczące.
- To nie być żadna zabawa! - Krzyknęła Orczyca, znowu atakując. Mężczyzna uchylił się ponownie przed maczugą…
Gabriel uznał, że kolejne próby pokojowego zakończenia tego spotkania nie mają sensu. Najwyraźniej orczyca wolała zginąć, niż ustąpić. A w takim razie on miał zamiar spełnić jej życzenie. Ponownie się odsunął i po raz kolejny rzucił zaklęcie, które - jak miał nadzieję - wybije z głowy kobiety ochotę do dalszej walki… a zielonoskórą w końcu zachwiało, po czym poparzona i posiniaczona, padła na bok. Zaległa na ziemi nieruchoma, z zamkniętymi oczami, ale oddychała…

Gabriel westchnął.
- Po co ci to było...? - mruknął, po czym przyklęknął przy leżącej. Po raz kolejny zabrał i odrzucił na bok maczugę, a potem zabrał dziewczynie przepaskę biodrową… wystawiając jej kobiecość na widok, i związał jej nogi. A potem to samo zrobił ze stanikiem, który wykorzystał do związania rąk swego jeńca. Przez chwilę podziwiał bujne kształty, jakimi orczycę obdarzyła natura, a potem, gdy upewnił się, że - przynajmniej chwilowo - kobieta go nie zaatakuje, wstał, sięgnął po różdżkę i rzucił na leżącą zaklęcie leczące... które nie poskutkowało. Widocznie orczyca oberwała bardziej, niż sądził.

Ponownie obejrzał swój łup wojenny, tym razem bardziej dokładnie, przy okazji sprawdzając dłońmi to i owo, jako że cycki orczyca miała wspaniałe, a i tyłek zasługiwał na uznanie. Jako że nie wywołało to żadnej reakcji uznał, że przynajmniej część więzów może usunąć, a raczej zmienić ich przeznaczenie. Uwolnienie nóg stwarzało możliwość dokładniejszego skrępowania rąk i ułatwiało równocześnie dostęp do rejonów znajdujących się między udami… gdzie znajdował się niczym nieskrępowany widok na rudy, wprost prawie lśniący w promieniach słońca krzaczek orczycy.
Może i nie wypadało korzystać z bezbronności leżącej, ale Gabriel przypomniał sobie lecącą w jego stronę maczugę i ciosy nożem, wieńczące jego próby porozumienia. Uznał że należy mu się jakaś rekompensata za uszczerbek na zdrowiu. Przyklęknął przy leżącej i bez wyrzutów sumienia zaczął ją obmacywać, sprawdzając, jakie sekrety kryją się w rudym krzaczku. Nieprzytomna orczyca jakby głośniej raz odetchnęła, przez co ładnie poruszyły się jej duże piersi, gdy Gabriel pozwalał sobie na coraz więcej… ale to była jej jedyna reakcja. Nadal leżała, jak leżała, z zamkniętymi oczami, bezbronna wobec jego poczynań.
A te były coraz śmielsze, bowiem Gabriel nie poprzestał na obmacywaniu, a po obślinieniu własnych palców, zaczął penetrować skrytą między włoskami szczelinę. Na policzkach orczycy pojawił się zaś mały rumieniec… A to sprawiło, że Gabriel pochylił się bardziej i polizał najczulsze (ponoć) miejsce kobiety. Wywołało to cichy pomruk zielonoskórej… której ciało, zdecydowanie poddawało się takiemu traktowaniu z pozytywnym efektem.
Pozytywne reakcje w tym momencie sugerowały równie, albo jeszcze bardziej pozytywny ciąg dalszy, więc Gabriel nie tylko nie przerwał swych działań, ale wprost przeciwnie - zintensyfikował, pogłębiając penetrację palcami i łącząc ją z kolejnymi pieszczotami owego czułego punktu. Po kilku dłuższych chwilach, i paru cichutkich pomrukach orczycy, jej kobiecość zdecydowanie wskazywała na gotowość… do czegokolwiek, co mogło dalej nastąpić.

Gabriel też był już gotowy, a gdy rozchylone uda kobiety zadrżały, jego męskość znalazła się tam, gdzie przed chwilą znajdowały się palce i zaczęła się wsuwać, powoli... znowu mruknęła. A na policzkach wykwitły piękne rumieńce. Wchodził w nią powoli, coraz głębiej, wśród jej piersi unoszących się przy odrobinie przyspieszonym oddechu. Była ciasna, co go zaskoczyło, przyjmowała go jednak w pełni. Uczucie było jak zawsze, bardzo miłe… nieco się w niej cofnął. Potem znowu wszedł głębiej. Powoli, bez pośpiechu, przypatrując się jej ciału, jej lekko rozchylonym ustom, unoszącym się przy każdym oddechu piersiom. Pochylił się ku niej, złapał ustami jeden z nabrzmiałych już sutków, i zaczął go ssać. Jego zdobycz znowu cichutko mruknęła.
Gabriel był już blisko finału, gdy nagle doszedł do wniosku, iż mały półork nie miałby łatwego życia, a jego "zdobycz wojenna", mimo wszystko, nie zasługuje na bycie matką (potencjalną) jego dziecka, wbrew woli i bez jej wiedzy. Sięgnął więc po różdżkę, po czym zaczął leczyć orczycę, nie przestając jednak poruszać biodrami.

W końcu otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy. Warknęła. Spojrzała w twarz Gabriela, potem na tors, potem brzuch, i poniżej. Biodra mężczyzny poruszające się między jej udami, łapy na jej biodrach.
- Ty… świnia… - Jęknęła zielonoskóra, ale Gabriel nie przestawał brać jej ani na chwilę.
- Tyyyy świniaaaa… aaaach… - Zajęczała orczyca z rozkoszy - Ty być duży… mmmm… - Oplotła go nagle nogami.
- Jesteś... cudowna... - powiedział, dłońmi mocniej ją chwytając za biodra, i bardziej się w nią wbijając, z każdym pchnięciem głębiej i głębiej. A ona nagle związanymi dłońmi w nadgarstkach, pochwyciła go "za fraki" przyciągając w kierunku swojej twarzy. Rozchylone usta, przyspieszony oddech, kobiece soczki, wprost się z niej wylewające wśród każdego kolejnego pchnięcia męskości…
Gabriel pochylił się ku niej, ku jej twarzy, do pocałunku. I dostał z czoła prosto w nos. Trysnęła krew na orcze piersi, a on, zamroczony, nagle… poleciał w bok. Orczyca, mocno go trzymając biodrami, szarpnęła nim, i wraz z nim, przetoczyła się. Po chwili więc ona, była na nim, a on, nadal w niej. I wciąż go trzymała za ubranie na torsie, teraz nawet dosyć mocno go przyciskając do ziemi, i niemal pozbawiając tchu.
- Jesteś świnia! - Warknęła zielonoskóra, ale… poruszyła biodrami. Nadal w niej był, nadal… było zbliżenie. Nadal był seks. Orczyca ujeżdżała Gabriela z rozkwaszonym nosem, z piersiami spryskanymi jego krwią, biodrami wprost łupiąc po jego biodrach. Takiego… finału się nie spodziewał??

Nie spodziewał się, ale nie narzekał, bo nie było powodu. Kołyszące się przed jego oczami piersi były wspaniałe i przyciągały wzrok. I nie tylko wzrok. Gabriel chwycił mocno obie jej piersi, ściskając je w dłoniach. Był blisko, bardzo blisko… ona również. Przetarł własną twarz o swoje ramię, czując iż nadchodzi… zielonoskóra zaryczała niczym lwica, dochodząc. On również głośno jęknął, pompując w nią swe nasienie. Oboje drżeli przez długą chwilę, wśród spazmów rozkoszy, wśród podrygujących ciał, wśród pazurków wbijających się w jego tors…

Orczyca zaległa w końcu na Gabrielu, ciężko dysząc, z twarzą w jego szyi. Z orczymi kłami zdecydowanie zbyt blisko jego szyi. Leżeli tak kilka sekund, dochodząc do siebie, gdy ona nagle polizała go właśnie po owej szyi.
Gabriel przytulił ją mocniej, po czym pocałował w policzek.
- Jesteś cudowna - powiedział cicho, nie zważając na to, że to samo powiedział parę chwil wcześniej. - I gorąca... - dodał.
Odpowiedzią było niezrozumiałe warknięcie… po czym orczyca w końcu z niego zeszła. I klęcząc obok Gabriela, zerknęła na swoją maczugę.



Gabriel usiadł.
- Daj ręce, rozwiążę cię - powiedział, a ona spojrzała na niego nieufnie.
Biorąc pod uwagę to, co zaszło przed chwilą, miejsca na nieufność nie było. Przynajmniej teoretycznie. Z drugiej strony, przynajmniej teoretycznie, została jego jeńcem,
Gabriel również uklęknął, nie zważając na to, że nie jest do końca ubrany, po czym zaczął rozplątywać więzy, ograniczające swobodę ruchów orczycy… a ta po chwili pognała ku swojej maczudze. Mając ją już w łapach, spojrzała mrużąc ślipia na Gabriela.
- Czy teraz możemy usiąść i porozmawiać? - spytał Gabriel, kończąc się ubierać.
- Nie ma o czym - Warknęła orczyca, ściskając mocniej maczugę.
- Czy to twoi pobratymcy kręca się koło leża smoczycy? - spytał, udając że nie widzi, iż jego rozmówczyni jest "ubrana" tylko w dość długie włosy i maczugę… a po jej udach spływają jego soki.
- Gówno ci do tego - Powiedziała orczyca, przyglądając się Wieszczowi z góry do dołu - To poddajesz się, czy chcesz zginąć? - Dodała.
- Ty się poddaj, albo zginiesz - odparł. Sięgnął po sztylet, równocześnie zastanawiając się nad tym, czy takie zachowania są częścią godowych rytuałów orków. Może muszą najpierw się pobić, a potem dopiero oddać się łóżkowym przyjemnościom?
- Jeszcze cię dopadnę magiku - Powiedziała zielonoskóra, po czym… zaczęła gdzieś uciekać w bok.
- To będzie przyjemność... - rzucił w ślad za uciekającą, z pewną dozą przyjemności oglądając krągłe, nagie pośladki swej "znajomej", która z nieznanych mu powodów nie raczyła się wcześniej ubrać.
Zabrał na pamiątkę porzucony przez zielonoskórą sztylet, użył na sobie różdżkę, by uleczyć rozbity nos, a potem spróbował zetrzeć z twarzy ślady krwi. Gdy uznał, że doprowadził się do porządku, ruszył w kierunku swoich by sprawdzić, czy są jakieś nowe wieści.
 
Kerm jest offline