8 sierpnia 2050, "New Guy's Tawern", Avonmore, FA
Reakcja Hectora na zagadnienie Davisa była dość enigmatyczna. Byli rodakami, ale w przypadku NY nie musiało to oznaczać czegoś pozytywnego. W mieście, które od A do Z świdrowane jest przez agentów wywiadowczych Departamentu Sprawiedliwości trzeba trzymać się na baczności. Każdy kogo oczy nie były skierowane w tym samym kierunku co oczy Prezydenta Colinsa musiał kryć się ze swoimi poglądami. I nie ważne było czy posiadał niezbite argumenty swojej racji czy też nie. Czasem lepiej było przytaknąć i zatańczyć do czyjejś melodii niż każdego dnia zadawać sobie pytanie
"Czy nadszedł właśnie dzień, w którym ktoś przyjdzie popełnić moje samobójstwo?".
-
Tutejsi korzystają z Płytek jeżeli o zarobek chodzi, ale dla rodaka pierwsza wizyta jest gratis. - uśmiechnął się JD po wyłapaniu mieszaniny emocji, które starał się maskować jego rozmówca.
Ryk pracującego silnika nie wybił Johna z rytmu. Mężczyzna nie zwrócił większej uwagi na miarowy dźwięk do czasu aż ten nie zbliżył się do okien, w których ramy były wpasowane różnorakie, niezupełnie gładkie szyby. Umysł JD przez chwilę krążył wokół tematu szkła, ale mężczyzna chciał się dowiedzieć czegoś więcej niż przeciętny słuchacz opowieści Hectora. Garcia nie wyglądał na oderwanego od rzeczywistości co oznaczało, że - mimo swoich przeżyć - nadal dość twardo stąpał po ziemi.
Wrzawa na zewnątrz sprawiła, że rozmówca medyka wstał z miejsca. W zasadzie Garcia zrobił to tak energicznie, że jego krzesło padło z łoskotem na ziemię. Hector rzucił się na zewnątrz jakby właśnie ktoś porywał cnotę jego zostawionej tam kozy. JD podrapał się po głowie wierząc, że to nie przypadek sprawił, że ktoś tak mało ostrożny przeżył piekło opisywanej przez niego historii.
Davis nie mógł zostawić rodaka samemu sobie tym bardziej, że rannych mogło być więcej. John spokojnie wstał z miejsca ruszając na zewnątrz. Nie rozpychał się między ludźmi raczej starając się dotrzeć do drzwi w sposób możliwie bezkonfliktowy. Było widać, że medyk przejął się całą sytuacją, ale należał do grona ludzi, którzy każdy swój ruch wykonywali z możliwą starannością i poszanowaniem cudzej przestrzeni osobistej.