LYDA ROT, LYN
- Dwa pokoje, jedynka i dwójka z podwójnym łóżkiem.
Healstrom zamówiła pokoje. Przed chwilę stała sama za ladą lobby, jak niema i głupia, jednak po krótkiej sekundzie, gdy Indygo zaoferowała zamówienie dwóch miejsc pojawił się zielony, o bardzo złej rozdzielczości, pełen zakłóceń hologram przedstawiający a jakże inaczej, Nocnego Motyla. Egde i Emrei przyjęli postawy bojowe czekając na sposobność do walki, jeśli tylko Vundanie zdecydowaliby się dotrzymać im towarzystwa. J5 wleciał na dach motelu i bacznie skanował otoczenie, cały czas połączony z cybernetyczną wizją Lyn. Zielona wyświetlana ćma zaczęła mówić swoją standardową gadkę, tanim syntetycznym głosem, przy której vocodery Emrei’a brzmiały jak drogi, sławny na wiele sektorów lektor widowy.
-Witamy w Motelu Szara Ćma. Najbardziej wygodnym miejscu do odpoczęcia w całym Dystrykcie Sumoggu lub… Na pewno najdogodniejszym finansowo… BOPP DZZZ... Proszę czekać… BIPP BOOPP… mamy zgodnie z prośbą wolne pokoje… BIIPP…
Numer 304 i 305. Proszę przyłożyć moduł kredytowy do czytnika.- Lyn nie kłopotała się i tak zrobiła.- Zamówienie wykonane.
Z wnętrza cienkiej przestrzeni wyleciały białe plastoidowe karty do pokoju z numerem 304 i 305, obie po dwóch sekundach. Gotowe, zgodnie z cichą prośbą zadbanej kobiety.
-Pokój 304 i 305. Trzecie piętro, koło siebie, ostatnie jeśli można sobie pozwolić. Płatność na jedną noc. Czas wynajęcia do jutrzejszej godziny, 13-tej rano, wtedy kończy się doba motelowa. Miłego pobytu i zapraszamy ponownie!
Zielony hologram ćmy zniknął. Lyda poruszyła niecierpliwie nogami i barkami, i zdjęła palec z DL-44, prawie tak stylowa, jakby robił to sam legendarny Han Solo. Tiamath niestety nie była z nimi, Lyda niejako zaakceptowała samotniczkę i cieszyła się, ile mogła, że jest blisko Indygo. Nie kłamiąc podczas ostatniego prysznica przed wyskoczeniem na orbicie Corelli, gorąco myślała o młodo wyglądającej kobiecie, kończąc marzycielską wizję rozpryskiem białego nasienia, które błyskawicznie uderzyło o metalową ścianę szybko myjącego wodotrysku StarKitty. Rot zastanawiała się czy jeśli jakimś cudem wylądowały, by nagie, szczęśliwe i pełne namiętnej ikry w jej kajucie kapitańskiej, Lyn nie obraziłaby się czy zraziła, że Lyda w dolnych partiach ciała jest jeszcze mężczyzną. Kapitan pomyślała, że jeśli tylko zdobędą te porządne pieniądze u Khalido, to wyszukana, bogata klinika chirurgiczna na Coruscant sprawi, że wreszcie pozbędzie się nieposłusznego, zbędnego penisa i nareszcie będzie kobietą z krwi i kości. Rot pamiętała siebie, jako młodego chłopca w Ono-Bay na tej samej nieszczęsnej Corelli, kiedy to chowała świadectwo męskich genitaliów między nogami marząc i siedząc na toalecie tak by mogła, wreszcie być jak inne koleżanki z ulicy, z którymi harcowała, kradła i sprzedawała prochy, by tylko dożyć kolejnego dnia nieustannej walki o przeżycie na brudnych ulicach, przecinanych tak charakterystycznymi dla tego świata licznymi kanałami wodnymi, wśród dymów i gwałtów setek stoczni i fabryk droidówi. Na chwilę Lyda bardzo głęboko, się zamyśliła a potem dotknęła delikatnie ramienia Elyndiry i skierowały się na trzecie piętro wchodząc po wąskich schodach, oświetlonych blado na bokach progów białym światłem, na których walało się mnóstwo śmieci.
-Chyba nie mają tu nawet droidów myszy, sprzątających.- stwierdziła cicho i ponuro Haelstrom.
-Cóż to takie miejsce, gdzie dajesz sobie w zapadnięte żyły stopy
igiełki śmierci i odpływasz lub pijany niemrawo rżniesz Twi’Lekańską dziwkę
z wirusowym, zaraźliwym zapaleniem leukocytów, spuszczając się za pięćdziesiąt kredytów, które mogłabyś wydać na jedzenie.- stwierdziłą prawdziwie i smętnie przemytniczka. Obie kobiety były już na drugim piętrze, kiedy coś się poruszyło w głębi, dalej słabo oświetlonego korytarza. Przemytniczka z prędkością zawodowego zabójcy wyjęła z odpiętej kabury DL-44.
Akceleratory motoryczne dawały jej czas reakcji, wręcz nieludzki dla kogoś bez wczepów biotechnologicznych.
- Spadaj!- powiedziała Lyda do leżącego pod ścianą ludzkiego ćpuna w stanie terminalnym, który spojrzał na nie samymi białkami, tak bardzo naćpany
Corelliańską Ciszą, że nie była pewna czy na pewno zobaczył obie młode kobiety- przeciwbólowym środkiem, niedopuszczonym ostatecznie do użytku Imperialnym stymem, który wyciszał ból i zapewniał sześć godzin cichego, półprzytomnego narkotycznego snu. Rot pamiętała jak jej jeden chłopak, jeszcze, kiedy sama miała taką samą płeć olał ją, uciekł z Przystani Ono do Coronet City i dwa miesiące potem, Lyda dowiedziała się z sprawdzonych plotek, że wypłaszczył się po aero-strzykawce pobudzającego
cocons( który jak odkryła w skrytce przemytniczej Lyn, Kapitan sama wyjątkowo sprawnie wiele razy przemycała z Przestrzenii Huttów do Światów Jądra) zmieszanego z łagodzącą Ciszą, Łatwo Dostępnym Gównem Smutnych Zaułków Coronet.
Najemniczka już nie spuszczała palca ze spustu ciężkiego, nielegalnego blastera, de facto z modyfikowaną komorą gazową (
sprzężony, skondensowany gaz virulla o mniejszej temperaturze zapłonu i większym ładunku energetycznym), z bliskiej odległości mogącej przebić plastoid szturmowca Nowego Porządku robiąc z łatwością dziurę na wylot, tak że organy tak mocno spalały się, że nie cuchnęły nawet wilgocią flaków, tylko gęstą, ostrą spalenizną.
Elyndria również chwyciła za broń. Zdjęła z pleców mocno ulepszony karabin
Westar M5, z multi-spektralną lunetą który ciężko ale dopasowanie tkwił w jej palcach sprawnego strzelca w każdej chwili, gotów na szybką serię niebieskiej jak jej włosy plazmy.
Hakerka obserwowała otoczenie w poszukiwaniu zabezpieczeń... najemniczki były już na ostatnim piętrze Motelu. Niestety poza kamerą w lobby, obie nie wypatrzyły innych kamer monitoringu. Stanęły przed drzwiami numer 304. Niebieskowłosa gen-modowana przez rodziców dziewczyna wiedziała, że nie powinny tu szukać, ale idąc za docelowym miejscem przyłożyłą kartę do czytnika pokoju 304 i ich lokal świecąc zieloną diodą otworzył się.
Wnętrze było obskurne, oszczędne i brudne. Uderzyła ich woń pleśni i mocznika. Dwuosobowe łóżko stało na środku z wymiętymi, zbesztanymi poduszkami i pościelą z widoczną żółtą plamą szczyn. Lyn skrzywiła twarz w obrzydzeniu, tak samo jak Lyda.
-Bez wątpienia Vintorri nie siedziała tu długo z Horusem. Masz jakiś pomysł? Nie wiem, kochanie, jakieś logi? Nie widziałam więcej kamer, poza recepcją, ale może dostaniesz się do meldunków z ostatnich dni… patrz…- Kapitan wskazała długim palcem z paznokciem pomalowanym na winną czerwień, panel dostępowy, który miał zerwaną płytę i standardowy, port dostępny do podpięcia się przez łącze wypinane z miomerycznych, bionicznych ramion Indygo.
Wtedy odezwał się Żyrandol. Johnny szybko poinformował Healstrom wyświetlając swój awatar w Head-On-Display Lyn razem z widokiem z jego optyki z dachu na żywo.
-Lyn! Pod Motel, przyjechał obszerny lądowy speeder. Wysiadła z nich piątka osobników. To bezwątpienia Nikto należący do gangu Vundanów. Wszyscy posiadają mdło pomarańczowe barwy gangu, te same wzmacniane plastoidem, pikowane kaftany bojowe. Śmiałbym dodać, że ten pancerz i ich naturalny gruby, naskórek Nikto mogą stanowić dość mocną osłonę przed strzałami z broni energetycznej. Na razie grupka gromadzi się przed wejściem do Motelu. Nie mogę podsłuchać ich rozmowy, zresztą z strzępków wyłapanego sygnału audio widzę, że rozmawiają w obcym dialekcie Nikto, którego znajomość nie mieści się w mojej wewnętrznej pamięci. Sugeruję skontaktować się z Osobą Allcax i Słodkim, Uroczym Emrei’em, moim nowym syntetycznym bratem światłowodowej krwi… BIPP… BOP... Bez odbioru.
-Wszystko okey Lyn?- powiedziała Lyda, przyglądając z głęboką, prawdziwą troską Lyn, by potem spojrzeć na zalaną zielonym, gammorańskim nasieniem wysłużoną prezerwatywę leżącą koło półki nocnej, całą dodatkowo w brązowych cuchnących skrawkach skamieniałych fekalli. Lyda Rot zatkała nos i pomyślała, jak to Grace Vintorri zwiała z Nowo Porządkowego Pałacyku jej Ojca na jakiejś bogatej, planecie z przyjaznym klimatem, prosto na taki brudny, wulgarny wskroś rynsztok, gdzie sama się urodziła 27-lat temu i zwiała, stąd jak tylko miała największą dogodność.
***
ALLCAX, EMEREI
[media]http://www.youtube.com/watch?v=PktB0bxo2oQ&ab_channel=Mot%C3%B6rheadOffic ial[/media]
Allcax stanął pod rozsuwanymi szklanymi drzwiami, które były pomalowane , od góry do dołu graffiti. Emrei wszedł w tryb bojowy, co było do poznania, po czerwonej lampce na jego robotycznej głowie. Chwycił działko Grand-8 przy której nawet zakuty w ciężki kaftan Vundanin został, by odrzucony z dziecinną łatwością o siedem metrów z dziurą wielkości piłki sportowej do
grem-balla. Weteran bacznie obserwował otoczenie na placu przed budynkiem. Między dwoma wysokimi wieżowcami mieszkalnymi, między Szarą Ćmą przeleciało kilka aero-lotów lądując na parkingach usytuowanych na środkowych poziomach dla takich pojazdów. Gangusy nie pokazywały się w polu widzenia… jednak po chwili mknąć nisko nad drogą z turbo-silnikami z tyłu, ozdobiony od dołu pomarańczowymi światłami neonowymi oraz ksenonowymi lampami przednimi i dudniąc metalicznymi, przesterowanymi dźwiękami gitar elektrycznych i ochrypłym śpiewem w jakimś agresywnym, urywanym dialekcie Nikto pojawił się
śmigacz typu miejski SUV i zahamował ostro wyciskając wszystko z dodatkowych przednich repulsorów hamujących . Kierowca przed chwilę siedział za sportową kierownicą dopalając papierosa, którego po chwili wyrzucił przez otwarte okno skąd docierał ryk mogącej łamać kości muzyki. Z tyłu szybko wysiadła czwórka gangusów, wszyscy byli ubrani w te same pikowane kaftany wypełnione stężonym aramidem. Każdy z nich trzymał przewieszony przez ramię karabin blasterowy.
W Dystrykcie Sumoggu, pokrytym wieczną nocą i industrialną mgłą nikt nie obawiał się kontroli
Służb Bezpieczeństwa Coronet City, i sprawdzania licencji na broń. Poza Nikto-Vundanami, rządzili tu ludzcy Smoggersi, prowadząc od siedmiu miesięcy brutalną wojnę o wpływy, zaognioną do krwawych ekstremów.
Dzielnicę zamieszkiwała zmieszana zbieranina emigrantów różnych ras, jednak Nikto i
homo sapiens via lactea stanowili większość, będąc głównym zaciągowym elementem obu gangów. Jeśli uciekałeś, przed piratami grabiącymi odległe rubieże, gwałcąc i mordując małe przyczółki i Twoich kochanych lub narobiłeś sobie znaczącego karcianego długu u Kartelu Huttów musząc wiać z ich rejonów lub Najwyższy Porządek lądował nagle w bezwzględnych transporterach, pełen okutych w biel żołnierzy mówiąc
MASZ ZASILIĆ NASZE SZEREG LUB PODDAĆ SIĘ EGZEKUCJII, a po ucieczce na Corellię, ostatecznie kończyłeś na bruku bez kredytów w kieszeni- wtedy lądowałeś w Sumoggu, mogąc uzyskać na równi tanie życie co tanią, podłą śmierć.
Vundanie ustawili się przed wejściem, zarówno Egde jak i droid medyk-bojowy przyjrzeli się ich twarzą. Emrei wprost widział, jak czerwono-skóra odmiana Nikto szczerzy swoje ostre zęby i śmieje się bojowo przekrzykują siebie. Ten najwyższy i barczysty, bez wątpienia ich przywódca mający również oprócz typowego kaftanu pomarańczowy durostalowy napierśnik trzymał
strzelający trzy strzałowy seriami EE-3. Reszta miała jakieś tanie,
podróbki popularnych, byłych imperialnych E-11 z dużą ilością ulicznych modyfikacji, które masowo zalały czarny galaktyczny rynek po upadku Imperium. Potężny drab wskazał palcem na drzwi od motelu i reszta, jak zgrana paczka zaczęła zbliżać się do drzwi. Vundanie nie tolerowali ludzi w ich rejonie, to było pewne. Allcax chwycił dwa IB-94 trzymając dwójkę pistoletów w dogodnej pozycji rewolwerowca i łapiąc osłonę przy wejściu. Nie czekał długo na Emrei’a. Ten odbezpieczył ręczne działo Grand-8. Potężne
cewki galwenowe uruchomiły się, trzeszcząc i bucząć gotowe wzmocnić gaz i zamieniać go w zabójczy pocisk gęstej, rozgrzanej jak słońce plazmy. Emrei uruchomił również swoje osobiste tarcze energetyczne. Powietrze wokół niego przez chwilę zaiskrzyło błękitnymi iskrami a potem zaczęło falować, załamując światło w wiecznie żywy wzór skondensowanych protonów. Wielka dwumetrowa maszyna nie musiała szukać osłony, Emmy był niczym wojenna, bojowa platforma artyleryjska.
-Jestem gotowy rozpocząć procedury eksterminacji tych wrogich istot organicznych, w każdej chwili- na twój znak, Osobo Allcax.- powiedział pierwszy raz droid wojownik do uszu byłego żołnierza, z takim zabójczym chłodem jakby mówił to sam Lord Vader, z widów propagandowych, które nieraz wyświetlano szturmowcom przed jakąś akcją abordażu transportowców Rebelii lub blitzkriegowym szturmem planetarnym.