Areszt śledczy, noc 28 czerwca
Alicja pokiwała sama do siebie głową, znowu utrwalając się w przekonaniu o słuszności swoich podejrzeń. Obaj aresztanci praktycznie nic nie wiedzieli, byli przypadkowymi świadkami o blisko zerowej przydatności. Kain jeden wiedział, kogo oni widzieli tamtej nocy i czy ten człowiek miał cokolwiek wspólnego z rytualnym zabójstwem.
Tak, ich praktyczna wartość oscylowała w granicach zera - z jednym być może wyjątkiem. Spokrewniona przyjrzała się zimnym jak lód spojrzeniem obu więźniom, szybko tracąc zainteresowanie załamanym nerwowo Sebastianem. Zwyczajny dzieciak, który obracał się w złym towarzystwie, wciąż zdolny do powrotu na łono praworządnego społeczeństwa, nie dość głęboko zdemoralizowany - w oczach Alicji całkowicie nieatrakcyjny.
W przeciwieństwie do drugiego z aresztantów, bardziej wyrachowanego, manipulującego swoim łatwowiernym kompanem. Ten dla odmiany daleko już zaszedł na ścieżce przestępczości, stał się przykładem zatwardziałego recydywisty.
Głębokie uczucie wstrętu i pogardy przejęło kontrolę nad myślami Kainitki dźgając jej umysł szpilami budzącej zażenowanie żądzy. Podejmując w duchu decyzję, walcząca z odrazą do siebie samej Alicja nie mogła się oprzeć wrażeniu, że słyszy gdzieś w podświadomości diaboliczny chichot któregoś z Pradawnych, których przeklęta vitae ożywiała jej martwe ciało.
- Strażnik! - zawołała - Proszę wyprowadzić mojego partnera oraz więźnia Wyszołka! Będę przez kilka minut przesłuchiwać więźnia Kowalskiego na osobności.
- Co ty, kurwa? - Kamil Kowalski sprawiał wrażenie autentycznie zaskoczonego - Co ty mówisz?
- Strażnik! - powtórzyła Alicja nie odrywając swego spojrzenia od więźnia.